A teraz będziemy się uczyć. Czas powtórzyć przerobiony dotychczas materiał. Rozdano dotacje MKiDN: to koniec epoki pewnych festiwali i pewnych czasopism, a zatem pora na podsumowanie wiedzy, jaką tu sobie wspólnie zrobiliśmy i zdobyliśmy.
Repetytorium to – co mogą potwierdzić tabuny szczęśliwie skończonych maturzystów – zrozumiałe i syntetyczne podsumowanie materiału, które stanowi rodzaj powtórki przed ważnym egzaminem. Zwykle nie zagłębia się w szczegóły, by uchwycić istotę. Zrozumiałość, synteza, istota – czujemy gdzieś tu podstęp.
A podstępu nie ma – i to jest dopiero postęp. Repetytorium powtarza jak mantrę to, co pewna wspólnota uznaje za konieczne do nauczenia, by możliwa była komunikacja i porozumienie. Repetytorium to zrozumiały i syntetyczny trzon wspólnoty. Przeciwieństwem repetytorium jest na przykład hermetyczny tekst naukowy.
repetytorium Macieja Taranka to połowa jego pracy licencjackiej na kierunku creative writing. Druga połowa to szkic krytyczny o własnej książce.
Niestety, Maciej Taranek na podstawie tej pracy nie został dumnym licencjatem, bo promotor nie zaliczył mu drugiej części. I coś tu nie gra. repetytorium okazało się nie do przejścia.
Maciej Taranek musiał wymyślić nowy temat i nową pracę, by zostać dumnym licencjatem.
Ten tekst dedykuję panu promotorowi Maćka i wszystkim panom, którzy repetytorium uznają za niezrozumiałe bądź nie do końca tłumaczące się samo przez „się”, a otwierający tom repetytorium wiersz programowy repetytorium nic im nie daje. Niczego nie powtarza i nic nie tłumaczy. Piszę to repetytorium młodej poezji, bo bez porozumienia młoda poezja nie zadziała i nie będzie oddziaływać.
A ma działać i ma oddziaływać.
W tym celu obrałam technikę naukową, by odeprzeć wszystkie zarzuty panów promotorów o dowolność interpretacyjną lub – co gorsza – nadmierną zrozumiałość czy oczywistość. 20 marca 2015 roku w poznańskiej Nastawni na reprezentatywnej grupie pięciu doktorantów, czyli osób, które jeszcze nie są panami promotorami, ale już nie są zwykłymi studentami mogącymi obronić licencjat bądź go nie obronić w zależności od decyzji pana promotora – a zatem na reprezentatywnej grupie pięciu doktorantów wykonałam badanie dotyczące młodej poezji. Zadanie było jedno i brzmiało: „Co chcielibyście wiedzieć o młodej poezji, ale baliście się zapytać?”. Z najczęściej powtarzanych pytań powstało FAQ [czyt. fak] młodej poezji. W roli FAQ wystąpi więc dzisiaj repetytorium, by wszystko stało się zrozumiałe, syntetyczne i uchwytywało wyrywającą się w niebogłosy istotę.
Można uznać, że to druga część pracy licencjackiej Maćka, ale nauki humanistyczne nie przywykły do myślenia o pisaniu kolektywnym. Więc Maciej pozostał sam z koniecznością wymyślenia innego tematu i innej pracy.
Silesiusa zresztą też nie dostał.
Repetytorium, czyli FAQ młodej poezji
1. Dlaczego młoda poezja jest tak niezrozumiała? Gdzie jej sens? Dlaczego brzmi jak zbiór przypadkowych słów?
Maciej Taranek odpowiada: „gramatyka interesuje się twoim wierszem jak konstrukcją mówienia w milczeniu poetyki. jeśli twój wiersz używa słowa w ruchu, to się i gramatyka nim interesuje”.
Repetytorium w warstwie ontologicznej sprzeciwia się niezrozumiałości, to jasne. Wrażenie niezrozumiałości może zaistnieć wyłącznie w momencie, gdy powtórka dokonywana jest na noc przed maturą (patrz: Andrzej Franaszek i zeszłoroczna afera młodopoetycka), a zatem bez uwzględnienia na przykład poezji Andrzeja Sosnowskiego, neolingwistów czy Roberta Rybickiego, Tomasza Pułki i Konrada Góry (zwłaszcza Konrada Góry). Oni to nasza gramatyka – i żadna tam znakomita znajomość poetyki, żadne tam kumplowanie się z Kulawikiem i innymi Arystotelesami nie nadgoni materiału gramatycznego, który żyje i wciąż się zmienia. Który jest w ruchu, w mowie.
Gramatyka to dziedzina zajmująca się relacjami – relacjami słów w zdaniach i zdań w wypowiedziach. Poetyka to dziedzina, w której panowie promotorzy szeregują poszczególne elementy przez wyizolowanie ich z kontekstu i nazwanie epitetem, metaforą bądź onomatopeją.
Gramatyka to jak zamkniemy pewną grupę osób w dość ciasnym pomieszczeniu i będziemy jedną z nich. Gramatyka to działania nas na siebie i względem siebie oraz nasze przemieszczenia. Każde przemieszczenie, każda delokalizacja zmienia nasz wzór, ale każda polega na powtórzeniu konstrukcji, w której istniejemy. Konstrukcja to my i ciasne pomieszczenie.
W takiej sytuacji nie ma nic poza „się”, które podkreśla Taranek na każdym kroku w repetytorium: nic z zewnątrz nie ma do nas dostępu. Ale „się” to nie narcystyczne zaburzenie mowy czy neoliberalny stygmat nadindywidualizmu (dzieję się), a także nie bezosobowa siła (dzieje się), lecz wspólne działanie (dziejemy się). „Się” to nie praca przy biurku – koniecznie naprzeciwko okna – w ulubionej todze z Japonii, lecz współpraca, gdzie „ja” bez reszty samo niczego nie ruszy; gdzie „ja” bez reszty zanurzone jest w przestrzeni. Ruchy dzieją się we wnętrzu zbiorowej istoty, istotki. Razem. Na imprezie, festiwalu poetyckim, występie – niemal wszyscy się znają i działają. Zależność jest wsobna, lustrzana: gramatyka kształtuje tych, którzy są w niej uwięzieni, i ci, którzy są uwięzieni w gramatyce, kształtują ją.
By ruchy się zadziały, by ruchy zadziałały, potrzeba języka, który umożliwi komunikację. Potrzeba wybudować taki język. Grupa wpuszczonych w maliny zdała maturę, więc wie, skąd pochodzi, kim jest i dokąd zmierza; a teraz – by się sprzeniewierzyć – czyta na głos wiersze Góry czy Kopyta i o nich rozmawia. Rozwala maturalny klucz, rozwala panów promotorów, rozwala dojrzałość i jej egzaminy, i działa. Wyjściowe niezrozumienie przeradza się w porozumienie. Nie rozumiem, więc pogadam z nimi, by coś wspólnie wypracować.
Ta przestrzeń to na przykład internet. A w internecie na przykład Liternet.
To przenosi nas do drugiego pytania.
2. Dlaczego w młodej poezji nie ma dialogów? Dlaczego jest wsobna, zwinięta do siebie?
Czyli pytanie o efekt onanista mode, o którym jakiś czas temu pisał Leszek Onak.
Podkreślanie każdego „się” w tomie może wzbudzać podejrzenia. Maciej Taranek jako największy onanista młodej poezji?
Ale poeta odpowiada: „jeśli twój wiersz jawi się, to tam się jawi”.
To z wiersza repetytorium z tomu repetytorium, który jest repetytorium młodej poezji – i już sam ten fakt powiela zapętlenie we wsobność przez powtórzenie toż-samego na każdym z poziomów.
Ale od początku. Maciej Taranek wyrabiał sobie warsztat bynajmniej nie na studiach creative writing, gdzie panowie promotorzy mówili, jak pisać i jak nie pisać dobrze, lecz na internetowych forach literackich, z Liternetem na czele. Na Liternecie każdy – po zalogowaniu się – może wrzucić swój wiersz na pastwę innych użytkowników, czyli w większości – innych poetów. Inni poeci podrzucają mu swoje interpretacje jego wiersza, doradzają, w których momentach zgrzyta, a w których jest spoko, kłócą się o pojedyncze słowa i wersy.
Skąd wiedzą, w których momentach zgrzyta, a w których jest spoko? Z praktyki, w której dzień w dzień, noc w noc czytują wiersze lepsze i gorsze, i komentują, i czytają komentarze innych, i dyskutują. Wspólne działanie daje im kompetencje, których żaden dyplom i żaden pan promotor nie posiadają w takim stopniu. Porozumiewają się wspólnym językiem, który wykształcił się w ramach wspólnej praktyki w jednym miejscu i w jednym medium.
Jan Sowa mówił o tym w ten sposób, gdy tłumaczył, dlaczego Inna Rzeczpospolita jest możliwa: „Człowiek to istota, która uczy się poprzez działanie – robi coś, a następnie patrzy, jakie są tego rezultaty, wprowadza modyfikacje i próbuje to samo zrobić jeszcze raz lepiej. Pomysłu na lepszy świat nie da się wymyślić na jakimś seminarium i przynieść go w teczce”. Bo inna rzeczpospolita (także poetów, Platonie) jest możliwa.
Pierwszy blurb repetytorium (obok rekomendacji poetów-krytyków Roberta Rybickiego i Przemysława Witkowskiego) to anonimowe, zremiksowane wypowiedzi z Liternetu:
„Popłuczyny po Bursie – mdłe. Przekaz nieco zabarykadowany, ale nie śmiem krytykować. Nierozpoznane zjawisko. Zdaje się, że nie jest to dobry powód do napisania wiersza. Nigdy nie zaznaczałem opcji „dobre zioło”; tym razem postanowiłem sprzeciwić się pielęgnowaniu bzdury. To głupie. O czym to? Słabe, dobrze zagniecione ciasto. Tania prowokacja. Wypiek? Taki sobie. Perfekcyjnie napisany wiersz. Dla kogo? Nie odpowiada mi kierunek, jaki Pan obrał. Zabawne. No i?”.
Poeta to i praktykujący krytyk, krytyk to i praktykujący poeta. Nie bez znaczenia jest to, że repetytorium otwiera tekst programowy, na wskroś praktykująco krytyczny, samego poety, w którym mówi do swoich czytelników, praktykujących poetów, o ich wierszach („jeśli twój wiersz”). Mówienie i mówienie o tym, co się mówi, w ramach liternetowej gramatyki nie znajduje mocnych granic. Działania są zawsze zwrotne, działania dodają „się” do czasowników, czyli ruchu, i powodują jego zwrotność, ale i wsobność. Zapętlają się.
Choć oczywiście to nie jest ten typ hermetycznego mówienia naukowego, którego wymagałby od porządnego studenta pan promotor. Tylko czy to problem studenta, czy raczej pana promotora?
Wsobność młodej poezji, a za tym i wsobność myślenia o młodej poezji, to wsobność istnienia we wspólnej przestrzeni. Nie mieszczą się tam napompowane ego panów promotorów, którzy wciąż chcą autorytatywnie stwierdzać, co jest dobre, a co nie. Dlatego Franaszek nie lubi najnowszej poezji, a że młodych poetów nie puszcza się do Gazety Wyborczej, to i po trosze nikt nie lubi najnowszej poezji.
Zwłaszcza jeśli bezczelnie sobie kpią, jak wiersz dla andrzeja franaszka Maćka.
No, nikt nie lubi najnowszej poezji.
Choć każdy w niej – chcąc nie chcąc – uczestniczy. Poezja jak bluza z kapturem to poezja obecna w świecie, w którym istniejemy i w którym działamy. Gdy Taranek pisze „jeśli twój wiersz jawi się, to tam się jawi”, wskazuje na „tam”, które determinuje elementy pochłonięte przez „tam”. „Tam” to ciasne pomieszczenie, to Liternet, ale i internet, w którym takie kategorie jak „autor” i „odbiorca” absolutnie się zdewaluowały, a użytkownik nigdy nie dzieje się poza kontekstem. Gdy kontekst to internet, mówimy o medium, w którym opublikowaną na portalu lubimyczytac.pl recenzję prof. zw. dr. hab. Przemysława Czaplińskiego porządekalfabetyczny skomentowała: „nie umiem tak pisać i nie chciałabym umieć”. Ignorancja? A może to już inny język i inne myślenie o współuczestniczeniu w literaturze? Takie, które wreszcie podniosłoby poziom czytelnictwa w Polsce z klęczek przed kluczem maturalnym sformułowanym przez panów promotorów? Może stałoby się jego promocją lepszą niż jakikolwiek pan promotor?
Przemysław Czapliński nie odpowiedział ani na ten komentarz, ani na żaden inny na tym portalu. I może to – a nie sam język, który można by wytłumaczyć lub uzasadnić w komentarzu, a u Czaplińskiego poziom hermetyzmu nie sięga przecież granic, wręcz przeciwnie – jest tu największym problemem. Jest ich zresztą mnóstwo, a wszystkie zasadzają się przede wszystkim na automatycznym transponowaniu przyzwyczajeń z medium papierowego na internetowe. I tak znakomity Ha!art nie wydaje e‑booków większości swoich książek. Przełomowy Liternet jest podupadającą budą. O Hubie Wydawniczym Rozdzielczość Chleba wciąż, niestety, mało kto wie (to się zmienia, i dobrze). Andrzej Sosnowski wydaje swoje książki w Biurze Literackim, bo tak jest najwygodniej, i tylko tak mogą trafić do Empiku – tuż obok kolekcji wesołych gadżetów bądź szczęśliwych gadżecików.
No i, oczywiście, Maciej Taranek nie dostał Silesiusa. Ani Kamil Brewiński. Wygrała Martyna Buliżańska, która w konkursie Browar za debiut organizowanym na Facebooku przez młode środowisko poetyckie zajęła 9. miejsce. Wygrał Brewiński, tuż za nim uplasował się Taranek.
Młoda poezja po prostu inaczej „się” wartościuje. Zmienia się jej sposób czytania i myślenia. Buliżańska jest jeszcze ze starego systemu, gdy poetka była natchniona, a reszta się nie liczyła. Reszta się liczy i wpływa na komunikację – nie ma już „ja” wyjętego z porządków, które je konstytuują.
Tu warto powrócić do pierwszego pytania.
1. Dlaczego młoda poezja jest tak niezrozumiała? Gdzie jej sens? Dlaczego brzmi jak zbiór przypadkowych słów?
Gramatyka dobiera elementy z różnych, często odległych przestrzeni i dostosowuje je w odpowiedniej formie do powtarzalnej struktury. Jest tworem na wskroś logicznym – każde zdanie ma podmiot, orzeczenie i często dopełnienie, a zatem zawsze ktoś robi coś (z) czymś. Gramatyka stawia na ruch. Młoda poezja to ani poezja słowa (jak np. poezja Miłobędzkiej), ani zdania (jak np. poezja Sosnowskiego czy Sommera), lecz poezja gramatyki. Poezja relacji, więzi. Pozornie przypadkowe elementy zostają wrzucone do ciasnego pomieszczenia, a z ich gramatycznego współistnienia wyrastają nowe zależności, które ujawniają opresyjność bądź ograniczenia zależności, w jakie zwykliśmy je łączyć. Schemat odpowiada schematowi wirtualnemu: do powtarzalnego algorytmu wrzucamy pewne obiekty, z współgrania których powstaje całkiem nowa – ale przecież nasza, w obrębie naszych powtarzalnych struktur – rzeczywistość. Za pomocą myślenia logicznego i gramatycznego Maciek dochodzi do takiego punktu, do takiego absurdu, w którym to myślenie samo się demaskuje. Dotychczasowe hierarchie, wszystkie te klucze maturalne komponowane przez panów promotorów, rozpadają się pod wpływem działania nowych, oddolnych relacji i nowych, oddolnych wspólnot.
Znakomitym przykładem jest tu choćby Gramatyka Konrada Góry z tomu siła niższa (full hasiok), [marzanna płynie przez rzekę] Kiry Pietrek ze Statystyk czy inscenizacja Macieja Taranka:
mam osobny pokój, biurko w pokoju, talerz na biurku, na talerzu kanapki.
mam osobny pokój, biurko w pokoju, kubek na biurku, w kubku herbatę.
mam osobny pokój, biurko w pokoju, laptopa na biurku, na laptopie książki.
mam osobny pokój, biurko w pokoju, lampkę na biurku, w lampce światło.
mam osobny pokój, biurko w pokoju przesunę pod okno, będę miał widok
za okno, zjem kanapki z talerza, a talerz zaniosę do kuchni i umyję,
wypiję herbatę z kubka, a kubek zaniosę do kuchni i umyję,
przeczytam książki, następnie je usunę i wyłączę laptopa,
zgaszę światło w lampce, stanę na biurku i skoczę
w widok za okno – będę miał więcej miejsca
w pokoju.
Maciej przestawia sprzęty w pokoju. Przestawianie odkrywa ich nowe – ale przecież stare, bo kto nie sprzątał u siebie w pokoju? – funkcje, połączenia i możliwości. Okazuje się, że w pokoju jest jeszcze mnóstwo miejsca, więcej niż podejrzewał. Maciek usuwa wreszcie „się”, gdy skacze w widok za oknem; skacze w przedstawienie (w widok – w to, co widzi), a oknem jest na przykład Windows. Rozwala nam sensy w ramach gramatyki, tej przebiegłej gry, która tak nas w nim kręci.
A jeśli na przykład wyrzucimy z domów wszystkie papierowe książki i w zamian do laptopa powędrują nam ich wersje cyfrowe, to zrobi się olbrzymio dużo miejsca. Może nawet poczujemy się samotni.
To nas przenosi ku czwartemu pytaniu.
4. Dlaczego tak trudno zdobyć tomy młodych poetów? Dlaczego są takie drogie? Dlaczego nie ma ebooków?
Maciej Taranek odpowiada przez wybór wydawnictwa: repetytorium ukazało się w Hubie Wydawniczym Rozdzielczość Chleba, który jako jedyne wydawnictwo w Polsce udostępnia swoje książki w formatach cyfrowych, także na tablety i smartphone’y (pdf, epub, mobi), legalnie, za darmo i na licencji Creative Commons, wedle nowego hasła polityki autorskiej: „pewne prawa zastrzeżone”. Wydawnictwo współzałożył Leszek Onak, twórca gramatyki Liternetu, razem z Łukaszem Podgórnim. W skład redakcji wchodzą poeci cybernetyczni i młodzi twórcy.
Poeci-redaktorzy działają i przeciwdziałają istniejącym na rynku strukturom. We wspólnocie idzie im znakomicie. Bez papierowych książek nie czują się samotni, bo zapełniają pokoje znajomymi, z którymi gadają i grają. I jest git.
No tak, ale repetytorium musiało być wydane na papierze, by móc zostać nominowane do Silesiusa.
Zresztą i tak nie wygrało.
Stąd wróćmy do punktu drugiego.
2. Dlaczego w młodej poezji nie ma dialogów? Dlaczego jest wsobna, zwinięta do siebie?
Gramatyką – znakiem, nickiem – jesteśmy my sami. Objawiamy się tym, co napiszemy na forum internetowym. Istniejemy w języku, jesteśmy językiem, bo siedzimy w ciasnym pomieszczeniu i porozumiewamy się sprzed ekranu. Moje działanie wzbudza w ruch całą konstrukcję, choć jest jej powtórzeniem. Mogę coś w niej zmienić, mogę ją przeformułować, bo jest bliska i najbliższa, w przeciwieństwie do arbitralnych struktur państwa czy uniwersytetu. Gramatyka to my.
Każde słowo, każdy obraz, każde działanie w internecie to w rzeczywistości wzbudzanie w ruch systemu znakowego, który się za nimi kryje. Za słowem nie ma już rzeczy, za słowem jest słowo w języku zerojedynkowym. Znak nie może cierpieć? Znak nie może przeżywać? Znak nie może żyć? Rzecz w tym – i słowo w tym – że może i musi. Gramatyka zaczyna jak wściekła krzyczeć. Oto nowy model ideologii reprezentacji: symulacja. Z jej przemyśleniem relacje językowe i komunikacyjne stają na głowie. Słowo nie jest już podporządkowane znaczeniu czy rzeczy, użytkownik nie jest już podporządkowany panu promotorowi czy instytucji: słowo, użytkownik działają autonomicznie w rzeczywistości, którą współtworzą i na którą wpływają. Cierpią, przeżywają, żyją w sieci innych słów i innych użytkowników: i to jest gramatyka. Gramatyka to gra słów zaangażowanych w przestrzeń, w której funkcjonują. Także etycznie, estetycznie.
Bo każde słowo to sekwencja następujących po sobie włączeń i wyłączeń prądu, a zatem czysto materialna sprawa.
To zaś przenosi nas ku trzeciemu pytaniu.
3. Gdzie autor po śmierci autora? Co z ciałem w przestrzeni wirtualnej?
Maciej Taranek odpowiada: „jeśli twój wiersz, tworząc się używa funkcji palca i ręki, sterowanych językiem jak joystickiem, to coś się dzieje”.
Młoda poezja wspiera się na młodych poetach. Młodzi poeci siedzą przed komputerem i stukają w klawisze, gdy piszą wiersze i gdy piszą komentarze oraz głosy w dyskusji. Młodzi poeci spotykają się na spotkaniach poetyckich, festiwalach, slamach i innych imprezach, i występują ze sobą. Znają się, mają podobne doświadczenia i upodobania estetyczne, są w tym samym miejscu i w tym samym czasie. Struktury wypracowane w nowych mediach (językowo-rzeczywisty układ świata, żyjąca gramatyka, zaangażowanie we wspólną przestrzeń, którą można kształtować) znakomicie sprawdzają się w starych mediach, czyli w tzw. rzeczywistości. Nowe media ujawniają, że jest inny sposób funkcjonowania, że może być inna hierarchia i inny język, ten zaś może prowadzić (bądź nie) do porozumienia, miast klasycznej diady niezrozumienia (absolutnej wsobności, casus romantycznego poety) i zarozumialstwa (totalnej władzy w ustawianiu znaczeń, casus pana promotora).
Młodzi poeci mają ciała, jak znaki mają impulsy wspierające się na włączeniu i wyłączeniu prądu. Bez prądu nie ma języka zerojedynkowego, bez ciała nie ma języka w gębie. Monistyczna różnica między językiem a rzeczywistością w ogóle już się nie sprawdza – gramatyka to nasza struktura istnienia ciałem, językiem i dyskursem w świecie. Gramatyka to nasza forma – życia.
A stąd czas już na ostatnie pytanie.
5. Dlaczego w młodej poezji nie ma prawdy? Gdzie szukać prawdy?
Maciej Taranek odpowiada: „jeśli twój wiersz «nie ocala narodów ani ludzi» (?), to się w twoim wierszu dzieje”.
No bo już nie ocala, nie łudźmy się. Można z tego powodu narzekać i ronić łzy jak Franaszek, można też zastanowić się, dlaczego tak jest i co teraz robi z nami poezja. I dlaczego proces, działanie, ruch i gra zastąpiły produkt, czyli stałe kategorie i wartości, takie jak naród, które kiedyś miały moc ocalania. I dlaczego słowa można dowolnie wykreślać, i dlaczego pod słowa można podkładać inne słowa w ramach gramatycznej gry: „oto ruch: gra (sama w sobie) nie jest widowiskowa, atrakcją jest wykonanie ruchu. figurą należy się ruszyć, maszynę trzeba wprawić w ruch, a ruch przewidzieć. teraz wykreśl słowa: GRA, FIGURA i MASZYNA. podłóż tam słowo: WIERSZ, i przekształć je w odpowiedniej formie”. I wreszcie: co – zamiast ocalania – się dzieje.
I jesteśmy w najlepszym do tego miejscu, bo pod udostępnionym tekstem na Facebooku jest przestrzeń na komentarze, a że tekst dzieje się w bibBLiotece, to może i ktoś bez naukowego tytułu z poezji także tu siedzi i czyta, i się zgadza lub nie zgadza, i chce nawiązać porozumienie, bo nikt nie będzie go rozliczał z kolejnej konferencji o poezji i kolejnej publikacji o poezji. Wykorzystajmy to, by coś zdziałać i narozrabiać, by się porozumieć, by wreszcie współdziałać, a nawet współżyć.
By się działo.
I zupełnie nie chodzi tu o utopijne absolutyzowanie nowych mediów, Rozdzielczość Chleba po Maćku straciła co do tego złudzenia, cyberżulerstwo dowodem – chodzi raczej o wyjście z dominującego sposobu myślenia i pisania o poezji ku nowym przestrzeniom i nowym założeniom, które, gdy wspólnotowo wykorzystane, każą je choć po trosze przewartościować. Chodzi o to, by Franaszek zwyczajnie nie mógł napisać swojego tekstu, bo jego kategorie i jego świadomość byłyby już gdzie indziej. Choćby o krok bliżej nowej poezji, która tak go niepokoi.
To nam mówi Maciek, gdy kończy wiersz repetytorium w tomie repetytorium, który jest repetytorium młodej poezji, poleceniem „zrobiłem ruch, teraz twoja kolej”. Teraz nasza kolej – niech „się” wreszcie ruszy.