Miłobędzka kroczy krok za rokiem coraz dalej, znaczniej, inaczniej. Przeszukuje łowną rzeczywistość w celu przekroczenia koleinej przeszkody, wemknięcia się w szczelinę dotąd niewyzyskaną i zyskuje skuje na tym łowy suwerenne, nieokiełznane, nieznane – innymi słowy – słowy same. Po prekursorskich preliberackich wszystkowierszach nie mogła była się zatrzymać, przystanąć, nabrać oddechu – rzuciła się na głęboko oko oko w odę i zaczęła słowienie na przynęty drogie językowi, w którym słowi czerwone gibkie ryby. Zanurza się w lepkiej lepszej materii wierszy i doprowadza do wynurzeń wynurzenia prywatnego zdania o swojej kondycji, o druku na papierze, o literach poskręcanych w pozach prozach tuszu, tusz tusz. Miło bęc! i do przodu, na przód, lewa prawa, nie ma prawa, tworzy prawa tworzenia wiersza. Mnie ma, że nie ma wyjścia, że wszysko znaczy, że kolor, skład, papier, nie według tkaczy, a raczej m’ironii, zenonii bazaru. Liczy na słowo, na słowo honoru, liczy się słowo, liczy się słowa, jedno po drugim, aż do milczenia, że to aż mowa zmowy powstałeś i w nią się obrócisz. Na początku było dwanaście kart numerowanych w białym pudełku wysuwanym z istoty treści w istotę formy, chodź to to samo, nie bądźmy skromni, że bez znaczenia, jak to się formi, bo formi mocno, zawile, na nowo, słowem o słowo, moja biedna głowo – ja? mnie już nie może bardziej nie być (Nawiązując w ten sposób z osobistością autora, czyż krytyk nie powinien wprowadzić na scenę własnej swojej osoby? Analizy, owszem, syntezy, tak, rozbiory i paralele, no, trudno, ale niechże to będzie organiczne, krwiste, dyszące, nim, krytykiem, będące nim, jego głosem mówione. Krytycy! Tak piszcie, żeby było wiadomo po przeczytaniu, czy pisał blondyn, czy brunet! – pani gombrowiczy dręcząco, pani ma ja i pani się tego nie wyprze parciem na szkło, nie ma mowy, pani dzieju). Mój boże, i dobrze było tych dwanaście kart przejrzyściejących, żeście je przetransportowywali między sobą, pomieszkiwując pomieszając topografię numerowaną z wierzchu, szczęśliwie z wierzchu, a zwewnątrz wzajemną, za-wierszą się na niej i nie odpuszczą w puszczy gąszczu łownym. Pytanie o jak daje od powiedz wspak rak: rolok einelśerkdop einelezrtszor i jeszcze b rak wędrujący nie tak, jak ustalone – po kole, w centrum, po bokach, na marginesach pustka tka wyraz, milczenie nie szepce, lecz krzyczy o świecie, ja w świecie świecię, wiecie? Pytanie o jak to znak czasów, motywów, toposów: jej wietrzne wiersze, twoje za wsze jesteś, moje nie ma mnie ma bardzo mały światr – codzienne słowy we włosach, zapisać wielokropek, zołzy szkliste przejrzyste, zwierz chu łowny, gołąboko pokoju dokąd (gest powtarzany tarzany w zawiasach) – donicąd widzę, jej cię mnię widzę i drzewo, lśniło mi się niebo, liście iście linijka przy linijce – i pomiętaj o tym, bo ważne – bądź, nie zapomnij, świeć świecie, wiecie? Streszczenie straszcza upraszcza, czysty smolisty strukturalizm, ale można przeniknąć, przenicować po nice ariadny, transgresyjnić za dni po swemu, gdy nikt nie pa trzy. Czy ta nie, czy nie ta, do tyka nie, tyka nie do taktu to wzbogaca sens siedziałania, wzbogaca sensy liberackiego kon taktu z lekturą którą myśli się o święcie, prawdziwym czytelniczym święcie zawzięcie, nią. Jednymi słowy – złowić wykształcić skrzela zabawić wić nić sięsów słów na wolności ci. Bęc!
[RE: kapitulacja: dwanaście wierszy w kolorze to pudełko z dwunastoma luźnymi kartami z dwunastoma gęstymi wierszami od słów i cisz między nimi bardzo to słowa i cisze można samemu po lecę z wyrazami (szacunku)]