recenzje / ESEJE

Jacek czyta Jarosława

Michał Szymański

Recenzja Michała Szymańskiego z książki Wielkie, pobrudzone, zachwycone zwierzę Jarosława Iwaszkiewicza, która ukazała się 3 marca 2013 roku w Tygodniku Powszechnym.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Jaro­sław Iwasz­kie­wicz zmarł 2 mar­ca 1980 r. Kil­ka tygo­dni przed śmier­cią, unie­ru­cho­mio­ny na pię­trze dość pod­łe­go hote­li­ku w Sail­ly, zapi­sał jed­ne z naj­dziw­niej­szych, naj­bar­dziej prze­wrot­nych ostat­nich słów w histo­rii pol­skiej dia­ry­sty­ki: „tyle jest rze­czy nowych”. Zda­niem nie­któ­rych odszedł w naj­lep­szym dla sie­bie momen­cie, bo wie­le zosta­ło mu oszczę­dzo­ne.

Wraz z jego śmier­cią ury­wa­ły się ostat­nie real­ne wię­zi łączą­ce pol­ską współ­cze­sność z XIX wie­kiem i roz­po­czy­na­ły, w kra­jo­wym dru­gim obie­gu i na emi­gra­cji, roz­li­cze­nia z posłem, dele­ga­tem, redak­to­rem, pre­ze­sem. Znak do nich dał Jerzy Gie­droyc, publi­ku­jąc w majo­wym nume­rze „Kul­tu­ry” roz­mo­wę Gusta­wa Her­lin­ga-Gru­dziń­skie­go z Kon­stan­tym Jeleń­skim, wyjąt­ko­wo powścią­gli­wą na tle póź­niej­szych gło­sów – pro­za­ik pięt­no­wał „men­tal­ność man­da­ry­na”, kry­tyk bro­nił tak­ty­ki ustępstw i kom­pro­mi­sów, świa­do­mie pod­ję­tej roli pośred­ni­ka mię­dzy pisa­rza­mi a par­tią, roli, któ­rą ktoś prze­cież musiał odgry­wać. Iwasz­kie­wicz zstę­po­wał do poli­tycz­ne­go czyść­ca, bo w czyść­cu lite­rac­kim, gdzie wyro­ki na ogół są dłuż­sze, zna­lazł się dużo wcze­śniej.

W maju 1980 r. uro­dził się Jacek Deh­nel, więc roz­mi­nę­li się na tym świe­cie. Jakoś mnie pocią­ga, nie daje się odpę­dzić, to sztucz­ne i wyszu­ka­ne zesta­wie­nie – rytm życia Jac­ka rów­no­le­gły z kolej­ny­mi lata­mi czyść­co­wej karen­cji Jaro­sła­wa. Gdy Jacek miał lat czter­na­ście, Tomasz Burek w pło­mien­nym refe­ra­cie wygło­szo­nym pod­czas sesji nauko­wej w Sta­wi­sku żądał porzu­ce­nia inter­pre­ta­cyj­nych for­muł i prze­są­dów, tonem nie­omal bła­gal­nym doma­gał się poważ­ne­go namy­słu nad Iwasz­kie­wi­czem. To jesz­cze nie był odpo­wied­ni czas. Podob­no czyść­co­we waże­nie i oczysz­cza­nie dzie­ła trwa co naj­mniej ćwierć wie­ku, tyle co jed­no poko­le­nie.

Czyż­by coś poszło – jak zwy­kle – nie tak? Wpraw­dzie zosta­ły pie­czo­ło­wi­cie wyda­ne dzien­ni­ki, powsta­ją bio­gra­fie, wycho­dzą dro­bia­zgo­we stu­dia i tomy kore­spon­den­cji, a kim był Iwasz­kie­wicz-poeta, wła­ści­wie nie wia­do­mo. Wciąż są w obie­gu sta­re ety­kie­ty zbla­zo­wa­ne­go nudzia­rza, ero­to­ma­na zako­cha­ne­go w śmier­ci, nie­zno­śne­go este­ty, któ­re­mu pod koniec życia zda­rzy­ło się napi­sać garść genial­nych wier­szy (jako zaklę­cie i wytrych: Mapa pogo­dy). Pod tym wzglę­dem doko­na­ny przez Jac­ka Deh­ne­la, uzna­ne­go dzi­siaj pisa­rza, autor­ski wybór wier­szy Iwasz­kie­wi­cza Wiel­kie, pobru­dzo­ne, zachwy­co­ne zwie­rzę nie ma sobie rów­nych. To odważ­ny najazd na przy­zwy­cza­je­nia i kon­wen­cje, zmyśl­nie spo­rzą­dzo­na mik­stu­ra, któ­ra przy­wra­ca puls poetyc­kim liniom Ska­man­dry­ty. Tak jak­by Deh­nel wziął sobie do ser­ca bła­ga­nia Bur­ka sprzed dwóch dekad.

Ksią­żecz­ka uka­zu­je się w zna­ko­mi­tej serii Biu­ra Lite­rac­kie­go „44. Poezja pol­ska od nowa”, jako dzie­wią­ty już tom. Dotych­czas mię­dzy inny­mi Piotr Maty­wiec­ki odku­rzał Marię Konop­nic­ką, Mar­ta Pod­gór­nik odzie­ra­ła z bana­łów poezję Paw­li­kow­skiej-Jasno­rzew­skiej, a Justy­na Bar­giel­ska pre­zen­to­wa­ła wyni­ki oso­bi­stej lek­tu­ry dzie­ła Leopol­da Staf­fa.

„Zde­cy­do­wa­łem się na wybór skraj­nie subiek­tyw­ny – czy­ta­my w posło­wiu Deh­ne­la, któ­re z powo­dze­niem mogło­by słu­żyć za wyraz idei całej serii – nie kie­ro­wa­łem się waż­no­ścią tek­stów (cokol­wiek mia­ło­by to zna­czyć), ani w poję­ciu same­go poety, ani w poję­ciu jego póź­niej­szych komen­ta­to­rów. Nie obcho­dzi­ło mnie, któ­re wier­sze sta­no­wi­ły punkt zwrot­ny (…) w jego bio­gra­fii. Wie­rzy­łem tyl­ko i wyłącz­nie wła­snej intu­icji: szu­ka­łem takich utwo­rów, któ­re wyda­ły mi się szcze­gól­nie pięk­ne, nie­oczy­wi­ste i nie­ocze­ki­wa­ne, bo odsta­ją­ce od typo­wej poety­ki auto­ra”.

Jeśli tra­dy­cja lite­rac­ka ma być odna­wia­na, zapo­mnia­ni poeci przy­wra­ca­ni, to tyl­ko przez swo­bod­ne czy­ta­nie wbrew panu­ją­cym opi­niom i modom. Żeby coś się w tra­dy­cji ruszy­ło (i oży­ło), Jacek musi spo­ty­kać Jaro­sła­wa. Dalej, w posło­wiu, pastwi się Jacek nad Jaro­sła­wem nie­by­wa­le, wyzy­wa od „par­na­si­stow­skich rymo­pi­sów”, zarzu­ca deka­den­tyzm, śmiesz­ność, prze­brzmia­łość, lecz czy­ni to z tak zawa­diac­ką lek­ko­ścią, z taką siłą indy­wi­du­al­ne­go prze­ży­cia, jakiej żaden komen­ta­tor przed nim nie osią­gnął.

Pyta­jąc kil­ka­krot­nie o zagad­ko­we sąsiedz­two – już w debiu­tanc­kich Okto­sty­chach (1919), już w Kasy­dach (1925) – wier­szy „kry­sta­licz­nie czy­stych” i wycią­ga­nych spod mło­do­pol­skiej sztan­cy strof o „różach” i „mar­mu­rach”, sta­wia autor wybo­ru cie­ka­wą tezę. Być może budził się w Iwasz­kie­wi­czu raz „Dok­tor I”, raz „Mister Par­na­si­sta” – obli­cze chłod­ne, oczy­ta­ne, cynicz­ne dia­lo­go­wa­ło z obli­czem łza­wym i wtór­nym. „Taki Iwasz­kie­wicz jawił­by się jako wcie­le­nie Janu­sa: kie­dy cokol­wiek mówi, mówi rów­nież coś wręcz prze­ciw­ne­go; (…) każ­dy jego wiersz jest sobą samym i wła­snym pasti­szem”. Moż­na z tego rodza­ju psy­cho­lo­gi­za­cja­mi pole­mi­zo­wać, grunt, że w koń­cu jest z czym.

Tomik zaczy­na się nie­po­zor­nie, od zdaw­ko­we­go „Pro­ver­bium”, od ryt­micz­nych „Ogrod­ni­czek”, peonicz­nej idyl­li zerwa­nej przy­by­ciem czar­ne­go ryce­rza w masce. Zaraz potem pierw­sze olśnie­nia, wstrzą­sy. Sce­ny z życia i śmier­ci fran­cu­skie­go mala­rza, Hen­ri­’e­go Rous­se­au, reali­stycz­ne, moc­ne: „Na plat­for­mie dłu­ga żół­ta trum­na. Czar­ny przy­ja­ciel popra­wia ordy­nar­ny meta­lo­wy / wia­nu­szek. Bło­to kla­pie na wszyst­kie stro­ny. / Prze­kup­ka oglą­da się. Sama jed­na stoi na środ­ku uli­cy”. Oszczęd­ne „To”, któ­re mógł­by napi­sać Miłosz w naj­lep­szym okre­sie fascy­na­cji haiku. Wresz­cie cykl „L’a­mo­ur cosa­que” – dobrze zna­ny bywa­lec miło­snych anto­lo­gii, tutaj, w nowym sąsiedz­twie tchną­cy jakąś nie­by­wa­łą świe­żo­ścią.

Skąd ona się wzię­ła w tych wier­szach wyśpie­wu­ją­cych banal­ną histo­rię chy­ba kre­so­wej dzie­dzicz­ki, któ­ra pod­czas waka­cji roman­su­je z miej­sco­wym Koza­kiem, nie­zdro­wo pod­nie­co­na wyż­szo­ścią swo­jej kla­sy?

Lubię ran­ną prze­chadz­kę w pogod­ny let­ni dzień -
Idę powol­nym kro­kiem w szpa­le­rów zim­ny cień,
Powiew­nym idę kro­kiem, owi­ta w suk­ni mgłę,
Patrzę na pla­my słoń­ca przez zło­te face-a-main.

Prze­cież nie kod homo­sek­su­al­ny, nie ukry­te per­wer­sje auto­ra tu dzia­ła­ją. Więc co? Kunsz­tow­ne rymy? Rytm trzy­na­sto­zgło­skow­ca? Powie­wy wscho­du? Dalej, w tym samym cyklu, łód­ka z chrzę­stem wpły­wa w tata­ra­ki, her­ba­ta dymi w przej­rzy­stym szkle, a w wer­sie zadzi­wia­ją­co lin­gwi­stycz­nym: „Sło­necz­nik – słoń­ce – rado­ści jest rad”.

Już pierw­sze stro­ny zbio­ru poka­zu­ją, że z Iwasz­kie­wi­czem nie będzie – mimo wszyst­ko – łatwo. Zachwy­ty zachwy­ta­mi, dresz­cze dresz­cza­mi, ale skąd one się bio­rą? W czym tkwi geniusz „kry­sta­licz­nej linii”, sko­ro trze­ba roz­stać się z opi­nią, że wyży­ny osią­gał poeta, czysz­cząc pod koniec życia język?

Moc, któ­ra spra­wia, że frag­ment wier­sza odci­ska się w pamię­ci, wcho­dzi w cia­ło, jest oczy­wi­ście wiel­ką tajem­ni­cą wiel­kiej poezji i dobrze robi Deh­nel, cofa­jąc się przed zawsze zbyt łatwy­mi wyja­śnie­nia­mi. Kusi mnie jed­nak robo­cza hipo­te­za powi­no­wac­twa bły­sków. Doświad­cze­nia meta­fi­zycz­ne – czy to śmier­ci, czy sen­su, czy to wiecz­no­ści, czy nico­ści – nie­ro­ze­rwal­nie złą­czo­ne ze swoj­skim kon­kre­tem, z rydza­mi, papro­cia­mi, łyż­ką, cie­płą zie­mią. Tomasz Burek był bli­sko, gdy okre­ślał to mia­nem „mistycz­ne­go węzła wszech­rze­czy”, ale może lepiej mówić o tajem­ni­cy zako­rze­nia­ją­cej, lęku przy­wią­zu­ją­cym do życia, ludzi, rze­czy. Tak jest w wier­szu „*** Flo­ren­cja. Mgła”: boha­te­ra nacho­dzą umar­li, i „to nie to że doty­ka­ją śli­sko / ale że wszy­scy w żało­bie / zarzu­ca­ją mi welo­ny / na gło­wę na uszy na oczy / i tyl­ko czu­ję przez kre­pę / dotknię­cia rąk i war­ko­czy”. Czy­ta­jąc, czu­ję na policz­ku ten zbi­ty, twar­do sple­cio­ny war­kocz, zara­zem bli­ski i nie­zno­śnie szorst­ki. Podob­nie tutaj:

Byłeś samym cia­łem
Jesteś samym pro­chem
Wca­le nie wie­dzia­łem
Że cię bar­dzo kocham
(…)
Ty już nie pamię­tasz
I nikt nie pamię­ta
Tam będzie nasz cmen­tarz
Gdzie zapach­nie mię­ta.

Skąd­inąd wia­do­mo, że wier­szy Iwasz­kie­wicz pisał za dużo, „sia­dał i pisał rów­nym, ład­nym pismem (…). Następ­nie wzru­szał ramio­na­mi: napi­sa­ło się i basta” (Miłosz Rok myśli­we­go). Kto pró­bo­wał na wła­sną rękę czy­tać set­ki stron wier­szy zebra­nych, ten wie, z jaką ilo­ścią fraz prze­wi­dy­wal­nych, bla­dych fajer­wer­ków, trze­ba się zmie­rzyć.

Iwasz­kie­wicz w wybo­rze Deh­ne­la skła­da się z pra­wie samych palą­cych pytań. Dla­cze­go, cho­ciaż­by, umar­li przy­cho­dzą w zimie? Cze­mu wycze­ki­wa­ny w poko­ju hote­lo­wym zmar­ły przy­ja­ciel prze­krzy­wia gło­wę jak pies? Co łączy wspo­mnie­nie śmier­ci sło­nia w Eli­sa­wet­gra­dzie z mał­pą nie­sio­ną w klat­ce uli­ca­mi Rzy­mu, sześć­dzie­siąt lat póź­niej? I czym jest to klu­czo­we dla ksią­żecz­ki porów­na­nie z wier­sza „Rze­czy”: „Potar­ga­ne papro­cie, drew­nia­ne buła­wy, / Lal­ka, koń z wło­sie­ni­cy, sto­li­czek kula­wy / Okręt bez żagli, i ja na tym leżę / Jak wiel­kie, pobru­dzo­ne, zachwy­co­ne zwie­rzę”, któ­re Deh­nel zanad­to zawę­ził, suge­ru­jąc, że „Dok­tor I” zna nikłą war­tość archa­icz­nych gra­tów, ale „Mister Par­na­si­sta” zwie­rzę­co się nimi zachwy­ca.

Cząst­ko­wych odpo­wie­dzi na te i inne pyta­nia moż­na szu­kać poza zbio­rem, na przy­kład w dzien­ni­ko­wych zapi­skach o psie Trop­ku (kocha­nym przy­ja­cie­lu o oczach Gry­dzew­skie­go), oraz w posta­wie… Jac­ka Deh­ne­la. Wiel­kie, pobru­dzo­ne, zachwy­co­ne zwie­rzę jest tak­że, poza wszyst­kim, o czym była mowa, uło­żo­nym z cudzych wier­szy auto­por­tre­tem pisa­rza, któ­ry zbie­ra z róż­nych stron cię­gi za upa­ja­nie się tra­dy­cją, eli­ta­ryzm, este­tyzm, za miłość do bibe­lo­tów, sta­rych map, foto­gra­fii, za melo­nik, sur­dut, sygnet na pal­cu, lasecz­kę. Deh­nel nie tyl­ko prze­czy­tał wier­sze Jaro­sła­wa, rów­nież przej­rzał się w nich, coś dostrzegł i coś opo­wie­dział nam o sobie.


Tekst opu­bli­ko­wa­ny w „Tygo­dni­ku Powszech­nym”, nr 9 (3321), 3 mar­ca 2013 roku. Dzię­ku­je­my redak­cji i auto­ro­wi za wyra­że­nie zgo­dy na prze­druk.

O autorze

Michał Szymański

Urodzony w 1985 roku. Eseista, krytyk literacki, kulturoznawca. Publikuje w „Zeszytach Literackich”, „dwutygodniku.com”, „Tygodniku Powszechnym”. Jego teksty były tłumaczone na język litewski. Laureat stypendium im. Stanisława Lama (2014). Mieszka w Warszawie.

Powiązania

Recenzja Radości

recenzje / ESEJE Michał Szymański

Recen­zja Micha­ła Szy­mań­skie­go z książ­ki Rado­ści Grze­go­rza Kwiat­kow­skie­go, któ­ra uka­za­ła się w „Zeszy­tach Lite­rac­kich” w 2014.

Więcej

Dwanaście notatek o Jorie Graham

recenzje / ESEJE Michał Szymański

Recen­zja Micha­ła Szy­mań­skie­go z książ­ki Prze­świ­ty Jorie Gra­ham.

Więcej

Każde zwierzę chce mieć swój pomnik

recenzje / ESEJE Przemysław Koniuszy

Recen­zja Prze­my­sła­wa Koniu­sze­go z książ­ki Wiel­kie, pobru­dzo­ne, zachwy­co­ne zwie­rzę Jaro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza w wybo­rze Jac­ka Deh­ne­la.

Więcej

Jarosław Iwaszkiewicz, Wielkie, pobrudzone, zachwycone zwierzę

recenzje / ESEJE Paweł Kozioł

Recen­zja Paw­ła Kozio­ła z książ­ki Wiel­kie, pobru­dzo­ne, zachwy­co­ne zwie­rzę Jaro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza w wybo­rze Jac­ka Deh­ne­la, któ­ra uka­za­ła się w mar­cu 2013 roku w dwutygodnik.com.

Więcej

Przodownica Nimfa, przodownik Tryton

recenzje / KOMENTARZE Jacek Dehnel

Komen­tarz Jac­ka Deh­ne­la do wier­sza Na wydo­by­cie pan­cer­ni­ka „Gne­ise­nau” Jaro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Wiel­kie, pobru­dzo­ne, zachwy­co­ne zwie­rzę, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 14 lute­go 2013 roku.

Więcej

Poezja skrajności i skrajnej wolności

recenzje / ESEJE Magdalena Brzęczek

Recen­zja Mag­da­le­ny Brzę­czek z książ­ki Wiel­kie, pobru­dzo­ne, zachwy­co­ne zwie­rzę Jaro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza w wybo­rze Jac­ka Deh­ne­la.

Więcej

Próby Jarosława Iwaszkiewicza

recenzje / ESEJE Paweł Zając

Recen­zja Paw­ła Zają­ca z książ­ki Wiel­kie, pobru­dzo­ne, zachwy­co­ne zwie­rzę Jaro­sła­wa Iwasz­kie­wi­cza w wybo­rze Jac­ka Deh­ne­la.

Więcej