debaty / ankiety i podsumowania

Arcydzieło rozproszone

Mikołaj Borkowski

Głos Mikołaja Borkowskiego w debacie "Literatura w sieci".

strona debaty

Literatura w sieci

Pozwo­lę sobie zacząć od tezy ryzy­kow­nej: jestem dziec­kiem ery inter­ne­tu. Ency­klo­pe­dię zastę­pu­je mi smart­fon z dostę­pem do sie­ci, sztu­kę epi­sto­lar­ną face­bo­oko­wy czat, na szczę­ście (?) opie­ram się jesz­cze eks­pan­sji e‑booka i wciąż przed­kła­dam pożół­kłe, sze­lesz­czą­ce stro­ny nad mdłe świa­tło ekra­nu. Myślę (podob­no) ina­czej od wcze­śniej­szych poko­leń, kształ­tu­ją mnie inne wzor­ce, czę­ściej czy­tam arty­ku­ły i tek­sty auto­rów mi nie zna­nych, ano­ni­mo­wych, niż zna­nych publi­cy­stów. Podam przy­kład skraj­ny, bo jak­kol­wiek nie podzie­lam wia­ry w cał­ko­wi­tą nie­rze­tel­ność tek­stów inter­ne­to­wych, jestem świa­do­my, jak inter­net wyglą­da z odda­li. A wyglą­da jak śmiet­nik. Wypeł­nio­ny bzdu­ra­mi, por­no­gra­fią, rekla­ma­mi, kiep­ski­mi arty­ku­ła­mi, zja­dli­wy­mi komen­ta­rza­mi. Inter­nau­ta wcho­dzi w sieć z peł­ną świa­do­mo­ścią kolo­sal­ne­go zabu­rze­nia pomię­dzy ilo­ścią a jako­ścią i sta­ra się dotrzeć do tek­stów war­to­ścio­wych.

Doty­czy to też lite­ra­tu­ry. Nie chcę ryzy­ko­wać uży­cia wyra­że­nia „prze­strzeń lite­rac­ka”, bo inter­ne­to­wa for­mu­ła znacz­nie utrud­nia jed­no­znacz­ną kla­sy­fi­ka­cję; bio­rąc do ręki książ­kę opa­trzo­ną chwy­tli­wym tytu­łem i logiem zna­ne­go wydaw­nic­twa może­my być pew­ni, że mamy do czy­nie­nia z lite­ra­tu­rą. Tej pew­no­ści mieć nie może­my, gdy tra­fia­my na pamięt­ni­kar­ski blog, któ­re­go lek­tu­rę utrud­nia­ją migo­czą­ce koty na mar­gi­ne­sach, prze­cin­ki roz­rzu­co­ne loso­wo (naj­pew­niej przez edy­tor tek­stu in pro­pia per­so­na) i kule­ją­cy styl. Gdy jed­nak wie­my, cze­go szu­ka­my, dostęp do lite­ra­tu­ry może zachwy­cić; wyciecz­kę po tomik poezji zastę­pu­je wyszu­ki­war­ka. Natu­ral­nie, tra­ci­my całą otocz­kę, ale esen­cja – tekst – wyświe­tla się po paru sekun­dach na ekra­nie.

Wir­tu­al­na lite­ra­tu­ra, jak­kol­wiek nie­rzad­ko trud­no dostęp­na i ostroż­nie trak­to­wa­na przez czy­tel­ni­ków, roz­wi­ja się bar­dzo pręż­nie. Nie nale­ży baga­te­li­zo­wać moż­li­wo­ści, jakie daje inter­net mło­dym twór­com, szcze­gól­nie poetom; ano­ni­mo­wość i pro­sto­ta zamiesz­cze­nia wier­sza onli­ne umoż­li­wia im publi­ko­wa­nie jesz­cze przed książ­ko­wym debiu­tem, a więc więk­szą śmia­łość w udo­stęp­nia­niu wła­snej twór­czo­ści. Ano­ni­mo­wy autor docie­ra do ano­ni­mo­we­go czy­tel­ni­ka na tej samej płasz­czyź­nie: być może jest to bli­skie pre­zen­to­wa­niu poezji zna­jo­mym na spo­tka­niu towa­rzy­skim, przy wspól­nym czy­ta­niu wier­szy i dys­ku­sji nad nimi, któ­ra nie musi być wca­le bez­pro­duk­tyw­ną „woj­ną w komen­ta­rzach”, a może słu­żyć zain­te­re­so­wa­niu lite­ra­tu­rą, któ­re wśród mło­dych blo­ge­rów czy użyt­kow­ni­ków forum wyda­je się być coraz wyż­sze.

Dla­cze­go „Arcy­dzie­ło roz­pro­szo­ne”? Odwo­łam się do meta­fo­ry śmiet­ni­ka, któ­ra wyda­je mi się dość traf­na. Nie ukry­waj­my, chęć do publi­ka­cji nie pokry­wa się z real­ną war­to­ścią wir­tu­al­nej lite­ra­tu­ry, choć oczy­wi­ście jest to kwe­stia wybit­nie indy­wi­du­al­na i każ­dy twór­ca ma szan­sę odna­leźć swo­je­go czy­tel­ni­ka. Nie­mniej jed­nak to, co cen­ne i war­te lek­tu­ry dla indy­wi­du­al­ne­go inter­nau­ty, jest roz­rzu­co­ne po sie­ci i docie­ra­nie do dobrej a nie­zna­nej lite­ra­tu­ry oka­zu­je się czę­sto trud­ne, choć nie nie­wy­ko­nal­ne. Być może bra­ku­je witryn kom­pi­lu­ją­cych taką roz­pro­szo­ną twór­czość, być może wyni­ka to po pro­stu z nie­śmia­ło­ści czy nie­wie­dzy auto­rów, któ­rzy wybie­ra­ją drob­ne fora zamiast śmia­ło pró­bo­wać pro­mo­wać się na stro­nach więk­szych, choć też nie­ste­ty sku­pia­ją­cych dość her­me­tycz­ne śro­do­wi­sko.

Oso­bi­ście nie jestem zwo­len­ni­kiem lite­ra­tu­ry „ulep­sza­nej”, bo staw­ka jest zbyt wyso­ka: isto­tą tek­stu nie może być obra­zek czy rucho­my gif, tak samo zresz­tą jak ilu­stra­cja w książ­ce zawsze będzie dodat­kiem, nie­ste­ty w inter­ne­cie bywa, że jest odwrot­nie. Z dru­giej stro­ny wyko­rzy­sta­nie hiper­tek­stu jest zna­ko­mi­tym otwar­ciem tek­stu na czy­tel­ni­ka, choć być może nie w spo­sób, któ­ry pochwa­lił­by każ­dy lite­ra­tu­ro­znaw­ca… Sama lite­ra­tu­ra zresz­tą prze­ja­wia skłon­ność do cofa­nia się do tra­dy­cji przed­in­ter­ne­to­wej: obser­wu­je­my roz­kwit tek­stów retro (szcze­gól­nie kry­mi­na­łów), sam temat sie­ci i inter­ne­tu zwy­kle poja­wia się pobocz­nie z oba­wy przed ten­den­cyj­nym potrak­to­wa­niem tego feno­me­nu. Być może wyni­ka to z nie­doj­rza­ło­ści twór­czej poko­le­nia wycho­wu­ją­ce­go się już onli­ne, a być może – w co wie­rzę i chcę wie­rzyć – z pro­ste­go fak­tu, iż inter­net trak­to­wa­ny jest przez śro­do­wi­sko lite­rac­kie lek­ko nie­uf­nie, gdyż po pro­stu bra­ku­je mu nie­co roman­tycz­no­ści, jaką daje papie­ro­wa lite­ra­tu­ra – choć z dru­giej stro­ny zary­zy­ku­ję stwier­dze­nie, iż nie­do­ce­nia­ni roman­ty­cy byli­by moż­li­wo­ścia­mi, jakie ofe­ru­je XXI wiek, nie­zmier­nie zachwy­ce­ni.