recenzje / ESEJE

Koguto – człowiek pieje w noc

Marek Olszewski

Recenzja Marka Olszewskiego z książki Świetne sowy Filipa Zawady, która ukazała się w lipcu 2013 roku w Nowej Dekadzie Krakowskiej.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Naj­now­szy tomik poetyc­ki Fili­pa Zawa­dy zaska­ku­je z co naj­mniej dwóch powo­dów.

Po pierw­sze, wyda­rze­niem jest już samo jego uka­za­nie się. Jesz­cze nie­daw­no, przy oka­zji wyda­nia swo­jej pierw­szej książ­ki pro­za­tor­skiej ( Psy pocią­go­we, 2011), autor nie­mal w każ­dym wywia­dzie pod­kre­ślał, że do poezji nie zamie­rza wra­cać. Łatwo zresz­tą było dać wia­rę – nie dość, że świet­nie spraw­dził się w roli pro­za­ika ( choć oczy­wi­ście była to „pro­za­icz­ność” zapra­wio­na naj­czyst­szą poezją), to jako muzyk i foto­graf miał wie­le moż­li­wo­ści reali­zo­wa­nia swo­je­go talen­tu na innych polach aktyw­no­ści arty­stycz­nych. Wszyst­ko wska­zy­wa­ło więc na to, że po okre­sie inten­syw­nej obec­no­ści poetyc­kiej Zawa­da ( wzo­rem choć­by Toma­sza Maje­ra­na) na dobre poże­gnał się z liry­ką. Po dru­gie, zaska­ku­ją­ca jest tak­że sama lek­tu­ra Świet­nych snów. Jak bowiem, gdy ma się w pamię­ci „podróż­ni­czy” cha­rak­ter poprzed­niej książ­ki auto­ra, zare­ago­wać na pochwa­łę bez­ru­chu  jako sytu­acji ide­al­nej dla poety – filo­zo­fa, naj­sil­niej wybrzmie­wa­ją­cą w sło­wach ” Sta­nie powo­du­je, że wia­do­mo cze­go nie wiadomo./ Nigdzie nie zmie­rzam”?

To w tym wyzna­niu kry­je się sed­no nie­zwy­kle ambit­nej i mak­sy­ma­li­stycz­nej w zamia­rach pró­by sił, któ­ra na kar­tach tomi­ku roz­gry­wa się mię­dzy stró­żem porząd­ku – inte­lek­tem a nie­po­wstrzy­ma­nym cha­osem życia. Towa­rzy­szy jej coraz rza­dziej sta­wia­ne, bo i coraz bar­dziej wsty­dli­we pyta­nie o sed­no, praw­dę, zna­cze­nie. Poezja Świet­nych sów wyra­sta z wiel­kie­go sku­pie­nia, inten­syw­no­ści myśli, filo­zo­ficz­ne­go zaab­sor­bo­wa­nia, któ­re w naj­lep­szych momen­tach tomu przy­bie­ra­ją nie­mal trans­owy cha­rak­ter. To książ­ka, któ­ra doku­men­tu­je pro­ces myśle­nia – nie spo­sób wydzie­lić w niej mniej­sze całost­ki, któ­re dało­by się opa­trzyć osob­ny­mi tytu­ła­mi i uznać za wier­sze.

Wie­le moż­na by odna­leźć w prze­szło­ści symp­to­mów, któ­re zapo­wia­da­ły obra­nie takie­go wła­śnie kie­run­ku przez lite­rac­ką twór­czość Zawa­dy. Już w 2009 roku w wywia­dzie udzie­lo­nym Bar­to­szo­wi Sadul­skie­mu poeta stwier­dzał wprost: ” Dużo bar­dziej inte­re­su­je mnie sytu­acja cią­gnię­cia dłu­gich cało­ści, czy­li jak piszę książ­kę, to chcę, żeby to było prze­ży­te, napi­sa­nie i zamknię­te w całość, nie chcę, żeby to był moment – jak wiersz”. Świet­ne sowy są zaska­ku­ją­co pre­cy­zyj­ną reali­za­cją tego zało­że­nia wypo­wie­dzia­ne­go przez lata­mi. Zamiast zbio­ru mniej lub bar­dziej zwią­za­nych ze sobą utwo­rów otrzy­mu­je­my jed­no­li­ty, choć wie­lo­wąt­ko­wy trak­tat egzy­sten­cjal­no – filo­zo­ficz­ny. Na pierw­szy rzut oka nic zatem nie­zwy­kłe­go – spek­trum pro­ble­mo­we, do któ­re­go nawią­zu­je Zawa­da, przy­wo­dzi na myśl set­ki utwo­rów, sta­ra­ją­cych się topić odwiecz­ną zasa­dę rze­czy­wi­sto­ści.

Na czym pole­ga jego nie­zwy­kłość? Przede wszyst­kim na prze­wie­trze­niu poko­ju zasie­dzia­ne­go głów­nie prze ” mistrzów”, dla któ­rych zbyt czę­sto sło­wa takie jaki Bóg, Sens, Obec­ność nie tyl­ko ini­cju­ją twór­czość, ale i oka­zu­ją się hamul­cem bez­pie­czeń­stwa, powstrzy­mu­ją­cy to, co widzial­ne, przed wywę­dro­wa­niem w stre­fę cha­osu. Zawa­da nie lek­ce­wa­ży tych wąt­ków. Zamiast jed­nak cumo­wać myśli po stro­nie nie­zmien­ne­go abso­lu­tu, zasa­dy rze­czy­wi­sto­ści, zwra­ca raczej uwa­gę na cał­ko­wi­cie przy­ziem­ny i cechu­ją­cy się nie­sta­ło­ścią kon­tekst, w któ­rym to, co odwiecz­ne, mia­ło­by się obja­wiać: ” Czy Bóg, któ­ry sły­szy dzwo­ny HI – FI, wie, o co chodzi?/ Czy Bóg wie­rzy w postęp czy nie ma wyj­ścia?”. Poeta bez kom­plek­sów wra­ca do wiel­kich tema­tów o reli­gij­nym zabar­wie­niu, ale czy­ni z god­ną uwa­gi swo­bo­dą. Odświe­ża język meta­fi­zycz­nej zadu­my zastrzy­kiem zna­ko­mi­te­go poczu­cia humo­ru, czer­piąc inspi­ra­cje z pola reflek­sji post­hu­ma­ni­stycz­nej ( tro­chę żar­tem, tro­chę serio). Zanim pono­wi uświę­co­ne tra­dy­cją kwe­stie, trzeź­wo zauwa­ży: ” W prze­ci­wień­stwie do kur,/ ludzie nie potra­fią nie mówić o tym,/ o czym się nie da”. Z tą świa­do­mo­ścią roz­po­czy­na swo­ją lita­nię pytań do świa­ta, nie bar­dzo wie­rząc w to, że usły­szy odpo­wie­dzi. Moż­na więc zapy­tać: po co pyta? Jak to po co? Nie jest prze­cież kurą…

Choć… jeśli wziąć sobie do ser­ca jed­ną z naczel­nych zasad rze­czy­wi­sto­ści, kil­ka­krot­nie przy­wo­ła­ną w tomi­ku – w takich fra­zach jak: „Każ­dy ma w sobie coś z każ­de­go”, albo

” Życia nie moż­na podzie­lić” – może nale­ża­ło­by zapy­tać poważ­nie, co wła­ści­wie odróż­nia czło­wie­ka od kury. Czy życie w jego naj­czyst­szej for­mie do się poszat­ko­wać na mniej­sze całost­ki? Może arbi­tral­ność podzia­łu na ” ludz­ki” – ” nie­lu­dzie” wyni­ka z nie­do­sko­na­ło­ści mecha­ni­zmów per­cep­cyj­nych, któ­re łudzą nas, jak wte­dy, gdy w sto­ją­cym nie­ru­cho­mo słoń­cu widzi­my wscho­dy i zacho­dy? Życie jest synek­do­chą ruchu, gra­ni­ce mię­dzy byta­mi oraz mate­rią oży­wio­ną i nie­oży­wio­ną są płyn­ne, dla­te­go tak trud­no powie­dzieć o rze­czy­wi­sto­ści coś pew­ne­go. Zawa­da prze­ka­zu­ję tę myśl bez szcze­gól­ne­go pato­su, z wła­ści­wym sobie humo­rem: ” Dzie­ci kogu­ta nie są podob­ne ani do ojca, ani do matki./ Dzie­ci upo­dab­nia­ją się do tego, co mają naj­bli­żej siebie./ Wszyst­kie kur­cza­ki upo­dab­nia­ją się do żarów­ki.”

Z natu­ry pły­ną dźwię­ki ( pohu­ki­wa­nia sowy, pia­nie kogu­ta) skie­ro­wa­ne w noc nie­ro­zu­mu i nie­mo­cy poznaw­czej. Sowa Miner­wy wyla­tu­je jed­nak dopie­ro po zapad­nię­ciu ciemności/ Pod­miot utwo­ru ( „Kto to jest? /Ko­gu­to- czło­wiek?”)  włą­cza się w ten chór i wspól­nym pie­niom nada­je into­na­cję pyta­ją­cą. Wie­le razy powra­ca­ją­ca figu­ra kogu­ta i kur, co na pierw­szy rzut oka mogło­by ucho­dzić za dowód eks­cen­try­zmu auto­ra oraz jego szcze­gól­ne­go upodo­ba­nia do nastro­ju absur­du ( nie­przy­pad­ko­wo prze­cież kogut pisze list do ” sza­now­ne­go faki­ra” z Cze­skiej Repu­bli­ki, nie­przy­pad­ko­wo rów­nież odpi­su­je mu ” cze­ski Bond” – Egon Bon­dy). Trud­no jed­nak nie odwo­łać się do sym­bo­li­ki, któ­ra poeta zapra­sza wraz z ptac­twem do swo­je­go utwo­ru. Z jed­nej stro­ny pie­ją­cy jest zapo­wie­dzią koń­ca świa­ta, przy­wo­łu­je więc jed­ną z boha­te­rek tomu – śmierć („ Bez śmier­ci życie nie zasłu­gi­wa­ło­by na to, by je prze­żyć” – zauwa­żał wybit­ny tana­to­log Vla­di­mir Jan­kélévitch, i sło­wa te świet­nie współ­gra­ją z lirycz­nym prze­sła­niem Zawa­dy). Z dru­giej zaś trzy­krot­nie pie­ją­cy kur, przy­po­mi­na biblij­ną histo­rię Pio­tra i jego zdra­dę, czy też zwąt­pie­nie, do cze­go autor bez­po­śred­nio nawią­zu­je.

Tym­cza­sem wróć­my jesz­cze do cen­tral­nej pro­ble­ma­ty­ki i zapy­taj­my reto­rycz­nie za poetą: czy rze­czy­wi­stość, w któ­rej bez­po­śred­nio nam dane ist­nie­nie wie­rzy­my, nie jest wyłącz­nie efek­tem struk­tu­ry­zu­ją­cej i porząd­ku­ją­cej pra­cy nasze­go umy­słu? Z tego prze­świad­cze­nia wyni­ka nie­zgo­da na trwa­nie w fik­cji nało­żo­nych na świat sche­ma­tów, obja­śnia­ją­cych jego ist­nie­nie. Poeta prze­kre­śla je wszyst­kie zde­cy­do­wa­nym gestem, chcąc prze­drzeć się do same­go jądra rze­czy­wi­sto­ści, nie­za­fał­szo­wa­ne­go przez sieć zapo­śred­ni­czeń. W tym nie­moż­li­wym dąże­niu do odkry­cia ” nagłej zasa­dy”, kom­pro­mi­tu­je ase­ku­ra­cyj­ność języ­ków rosz­czą­cych sobie pre­ten­sje do praw­dy. Chce wyła­mać się z bez­re­flek­syj­ne­go trwa­nia w rze­czy­wi­sto­ści ist­nie­ją­cej do pra­wach echa.

Bie­rze na ten swo­iście dekon­struk­cyj­ny warsz­tat przede wszyst­kim reli­gię, któ­ra chcąc być nar­ra­cją o świe­cie, nie jest niczym innym niż nar­ra­cją o wyobra­że­niu tego świa­ta. Z jej insty­tu­cjo­nal­nym wymia­rem wią­żą się krę­pu­ją­ce czło­wie­ka zasa­dy, któ­re­go chcąc zako­rze­nić go w war­to­ściach uni­wer­sal­nych ( prze­szło­ści, pamię­ci, cza­sie), odwra­ca­ją się jed­no­cze­śnie od wszyst­kie­go, co wyra­sta z czy­stej cie­ka­wo­ści i nakie­ro­wa­ne jest na przy­szłość. Tego typu aktyw­na poznaw­czo posta­wa w świa­to­po­glą­dzie reli­gij­nym znaj­du­je się na cen­zu­ro­wa­nym. Ową reduk­cję poeta obna­ża przy pomo­cy tyleż pro­ste­go, co wymow­ne­go gestu – oto jak pre­zen­tu­je się deka­log w jego oczach:

Dzie­sięć przy­ka­zań.
Nie będziesz miał.
Nie będziesz.
Pamię­taj.
Czcij.
Nie.
Nie.
Nie.
Nie mów.
Nie pożą­daj.
Ani żad­nej.

Mimo tego kry­ty­cy­zmu, autor nie odrzu­ca per­spek­ty­wy wia­ry, nie lek­ce­wa­ży tajem­ni­cy. Trze­ba jed­nak wyraź­nie powie­dzieć, że odróż­nia ją od wymia­ru orga­ni­za­cyj­ne­go, któ­ry znaj­du­je swój wyraz w licz­nych i natręt­nych reli­giach, zatra­ca­ją­cych gdzieś poczu­cie sacrum („Lute­ra­nie, Kal­wi­ni­ści, Angli­ka­nie, Ana­ba­pyt­ści, Meno­ni­ci, Bapyt­ści, Pra­cow­ni­cy kor­po­ra­cji, Ewan­ge­li­cy, Jed­no­ściow­cy, Chry­sta­del­fia­nie, Bada­cze Pisma Świę­te­go” – to obraz współ­cze­snej wie­ży Babel).

Zawa­da powta­rza za Feu­er­ba­chem, że reli­gia zaspo­ka­ja poznaw­czy głów czło­wie­ka, ponie­waż daje mu ersatz wie­dzy o isto­cie czło­wie­czeń­stwa. O ile jed­nak uczeń Hegla nego­wał ist­nie­nie Boga, uzna­jąc go wyłącz­nie za ludz­ki wymysł czy też fakt spo­łecz­ny, o tyle Zawa­da nie zatrza­sku­je drzwi do stre­fy, gdzie moż­li­wa jest obec­ność nie­da­ją­ca się wyja­śnić sło­wa­mi, wykra­cza­ją­ca poza to, co ludz­kie. Wobec nie­wia­do­me­go pozo­sta­je wła­ści­wie tyl­ko jeden dyle­mat: ” Lepiej być kogu­tem, któ­ry pie­je w nocy,/ czy czło­wie­kiem, któ­ry nie wie, o co mu cho­dzi w dzień?”. Poeta zna­lazł już swo­ją odpo­wiedź.


Recen­zja uka­za­ła się w dwu­mie­sięcz­ni­ku „Nowa Deka­da Kra­kow­ska” nr 3 (7) 2013, s. 127. Dzię­ku­je­my Redak­cji za wyra­że­nie zgo­dy na prze­druk.

O autorze

Marek Olszewski

Urodzony ostatniego dnia sierpnia 1986 roku. Doktorant w Katedrze Krytyki Współczesnej UJ. Teksty krytycznoliterackie publikuje na papierze (m.in. „Nowe Książki”, „Opcje”, „Nowa Dekada Krakowska”, „Wyspa”, „FA-Art”, „Arterie”, „Elewator”) i w sieci (m.in. dwutygodnik, artpapier). Współautor książki Literatura i kino. Polska po 1989 roku. Mieszka w Krakowie.

Powiązania

Co to za radio? Ramówka Sośnickiego

recenzje / ESEJE Marek Olszewski

Esej Mar­ka Olszew­skie­go towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Spóź­nio­ny owoc radio­fo­ni­za­cji Dariu­sza Sośnic­kie­go, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 3 listo­pa­da 2014 roku.

Więcej

Świat dotkliwie fizyczny

recenzje / IMPRESJE Marek Olszewski

Recen­zja Mar­ka Olszew­skie­go towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze e‑booka Łuka­sza Jaro­sza Soma, wyda­ne­go w Biu­rze Lite­rac­kim 22 mar­ca 2016 roku.

Więcej

Cicha symfonia Ja

recenzje / ESEJE Marek Olszewski

Recen­zja Mar­ka Olszew­skie­go z książ­ki Intro Julii Szy­cho­wiak

Więcej

Gorycz „zawsze”

recenzje / ESEJE Marek Olszewski

Recen­zja Mar­ka Olszew­skie­go z książ­ki Zawsze Mar­ty Pod­gór­nik, któ­ra uka­za­ła się w cza­so­pi­śmie „Nowe Książ­ki”.

Więcej

Szlifowane chropawym pumeksem

recenzje / ESEJE Marek Olszewski

Recen­zja Mar­ka Olszew­skie­go z ksią­żek Susza i Tablet taty, któ­ra uka­za­ła się w cza­so­pi­śmie „Nowe Książ­ki”.

Więcej

Przebudzenie do śmierci

recenzje / IMPRESJE Marek Olszewski

Esej Mar­ka Olszew­skie­go towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Kar­do­nia i Faber Łuka­sza Jaro­sza, któ­ra uka­za­ła się 5 paź­dzier­ni­ka 2015 roku nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go.

Więcej

„W polszczyźnie niczym w kościółku”

recenzje / ESEJE Marek Olszewski

p>Recenzja Mar­ka Olszew­skie­go z książ­ki Kochan­ka Nor­wi­da Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go, któ­ra uka­za­ła się w sierp­niu 2014 roku w „Nowych Książ­kach”.

Więcej

„W polszczyźnie niczym w kościółku”

recenzje / ESEJE Marek Olszewski

Recen­zja Mar­ka Olszew­skie­go z książ­ki Kochan­ka Nor­wi­da Euge­niu­sza Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go.

Więcej

Pieśni doświadczenia

recenzje / ESEJE Marek Olszewski

Recen­zja Mar­ka Olszew­skie­go z książ­ki Do szpi­ku kości Krzysz­tof Jawor­skie­go.

Więcej

Zgorzkniałe żale albo piosenki o tym, że nie warto być miłym*

recenzje / ESEJE Marek Olszewski

Recen­zja Mar­ka Olszew­skie­go z książ­ki Rezy­den­cja sury­ka­tek Mar­ty Pod­gór­nik.

Więcej

Podglądnięte, podejrzane

recenzje / ESEJE Marek Olszewski

Recen­zja Mar­ka Olszew­skie­go z książ­ki O rze­czach i ludziach Dariu­sza Sośnic­kie­go.

Więcej

Kogucia mantra, świetna migawka i niesprawiedliwość

recenzje / ESEJE Przemysław Koniuszy

Recen­zja Prze­my­sła­wa Koniu­sze­go z książ­ki Świet­ne sowy Fili­pa Zawa­dy, któ­ra uka­za­ła się 29 kwiet­nia 2013 roku na stro­nie Biblio­te­ka Mło­de­go Czło­wie­ka.

Więcej

Telewizorowanie

recenzje / KOMENTARZE Filip Zawada

Komen­tarz Fili­pa Zawa­dy do książ­ki Świet­ne sowy, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 2 lute­go 2013 roku.

Więcej

Robin Hood z haiku

wywiady / o pisaniu Filip Zawada
Z Fili­pem Zawa­dą o książ­ce Świet­ne sowy roz­ma­wia Paweł Jarodz­ki.
Więcej