debaty / książki i autorzy

We własnej osobie

Monika Brągiel

Głos Moniki Brągiel w debacie "Męska, żeńska, nieobojętna".

strona debaty

Żeńska, męska, nieobojętna

 

mów
nie zatrzy­muj się
(nie zatrzy­muj sie­bie)
Kry­sty­na Miło­będz­ka

Mówię do cie­bie tak cicho
jak ty do mnie
Rafał Woja­czek

Jest

Na pozór pro­ste stwier­dze­nie fak­tu obec­no­ści lite­ra­tu­ry na polu dys­ku­sji o istot­nych współ­cze­śnie kwe­stiach spo­łecz­nych, poli­tycz­nych i medial­nych, któ­rym celo­wo otwie­ram swój esej, jest w rze­czy­wi­sto­ści zagad­nie­niem ze wszech miar pro­ble­ma­tycz­nym i nie­jed­no­znacz­nym. Lite­ra­tu­ra sta­no­wi bowiem wyjąt­ko­wą prze­strzeń dla współ­ist­nie­nia róż­no­rod­nych gło­sów oraz sta­no­wisk. Jest miej­scem wspól­nym, ale tak­że miej­scem wła­snym, umoż­li­wia dia­log, roz­mo­wę, pod­kre­śla­jąc przy tym indy­wi­du­al­ność języ­ka czy posta­wy. W spo­so­bie czy­ta­nia i mówie­nia o lite­ra­tu­rze znaj­du­ją odzwier­cie­dle­nie pro­ce­sy wpły­wa­ją­ce na to, jak każ­dy z nas rozu­mie świat i sie­bie w roli odbior­cy. Tekst, choć wyra­sta z pew­ne­go spo­łecz­ne­go oraz este­tycz­ne­go kon­tek­stu, jest czymś zara­zem zna­nym i wyob­co­wa­nym, zdy­stan­so­wa­nym wobec instru­men­ta­li­zu­ją­cych gestów i este­tycz­nych przy­zwy­cza­jeń. Lite­rac­kość w swej jed­nost­ko­wo­ści, jak pisał Derek Attrid­ge, jest pro­jek­tem otwar­tym, zda­rze­niem podat­nym na kon­ta­mi­na­cje. Kul­tu­ro­we sprzecz­no­ści i napię­cia, obsza­ry mar­gi­na­li­za­cji i uprzy­wi­le­jo­wa­nia wyko­rzy­sty­wa­ne przez twór­ców, ujaw­nia­ją się nie­jed­no­krot­nie jako sfe­ry rze­czy­wi­sto­ści, któ­rych odkry­cie może być przy­czyn­kiem do roz­wa­żań nad sta­bil­no­ścią kształ­tu kul­tu­ry. Z otwar­ciem się na uśpio­ne dotąd kie­run­ki roz­wo­ju wią­że się moż­li­wość pod­wa­że­nia tej sta­bil­no­ści, nie­zgo­dy na zasty­ga­nie w ramach wyzna­czo­nych norm, a co za tym idzie – nie­pod­da­wa­nie się mecha­ni­zmom domi­na­cji i wyklu­cze­nia.

Lite­ra­tu­ra jest według mnie rzecz­nicz­ką nie­ob­ję­tych ziem przed­sta­wia­nia i rozu­mie­nia rze­czy­wi­sto­ści, indy­wi­du­al­no­ści oraz mię­dzy­ludz­kich rela­cji. Moty­wu­je do sta­wia­nia kolej­nych pytań, cho­ciaż­by o to, czy mając świa­do­mość dźwi­ga­nia baga­żu prze­są­dów, potra­fię je odkryw­czo odtwa­rzać, uważ­nie przy­glą­dać się moż­li­wo­ściom rozu­mie­nia, szu­ka­jąc przy tym szer­szej czy­tel­ni­czej i egzy­sten­cjal­nej per­spek­ty­wy. Jest nie­obo­jęt­na, czy­li wraż­li­wa na zacho­dzą­ce wokół niej spo­łecz­ne pro­ce­sy, kul­tu­ro­we impul­sy, ale też swo­ista, symp­to­ma­tycz­na i dzię­ki temu war­ta uwa­gi. Jej funk­cja zawie­ra się w róż­ni­cy, któ­rą wpro­wa­dza w obszar kul­tu­ry, w inno­ści, któ­ra doma­ga się odpo­wie­dzi.

Jest (2)

Koń­cząc swo­ją wypo­wiedź zaty­tu­ło­wa­ną Polka nie ist­nie­je w deba­cie o Pol(s)ce i lite­ra­tu­rze, Anna Mar­chew­ka wyra­ża zde­cy­do­wa­ny oraz roz­war­stwia­ją­cy się na kil­ka pro­ble­mów pogląd: „Jeste­śmy róż­ne i jeste­śmy róż­ni. Nie jeste­śmy rów­ne, nie jeste­śmy rów­ni”. Obok róż­nic bio­lo­gicz­nych, płcio­wych, czy raczej w ich obrę­bie, ist­nie­ją róż­ni­ce kolej­ne: kla­so­we, eko­no­micz­ne, men­tal­ne, dla­te­go trze­ba uni­kać pro­stych porząd­ko­wań, kate­go­ry­za­cji, war­to z kolei zauwa­żać szcze­gó­ły kon­kret­nych histo­rii, by móc roz­wa­żać ich przy­szłe kształ­ty. Jeste­śmy róż­ne i róż­ni, zatem lite­ra­tu­ra two­rzo­na jest ze świa­do­mo­ścią tej róż­ni­cy, przez kobie­ty i przez męż­czyzn, prze­ma­wia gło­sem kobie­ty i gło­sem męż­czy­zny, przed­sta­wia osob­ne punk­ty widze­nia, cza­sa­mi prze­ciw­staw­ne, cza­sa­mi dopeł­nia­ją­ce się. Opi­su­jąc te rela­cje, trze­ba jed­nak cały czas zacho­wy­wać ostroż­ność, by nie wpaść w pułap­kę pro­stych opo­zy­cji i oswo­jo­nych kate­go­rii. Meta­fo­ra „cią­że­nia”, któ­rą posłu­ży­ła się w tej samej deba­cie Ani­ta Jarzy­na, odda­jąc swój sto­su­nek do wyra­że­nia „lite­ra­tu­ra kobie­ca”, jest istot­na i pokry­wa się w dużej mie­rze z moimi oba­wa­mi. For­mu­ła ta obro­sła już w wie­le mitów, zaczę­ła funk­cjo­no­wać jako odręb­na dzie­dzi­na twór­czo­ści wła­ści­wa kobie­tom, odda­ją­ca ich spe­cy­ficz­ny styl, świa­to­po­gląd, języ­ko­wy obraz świa­ta. Jed­no­cze­śnie zaczę­ła się koja­rzyć z lite­ra­tu­rą niż­szych lotów, prze­zna­czo­ną tyl­ko dla czy­tel­ni­czek, bowiem nie­do­stęp­ną pod wie­lo­ma wzglę­da­mi dla męż­czyzn, nie­ro­zu­mie­ją­cych czy nie­za­in­te­re­so­wa­nych pre­zen­to­wa­ny­mi przez nią tema­ta­mi. Tak zre­du­ko­wa­na for­mu­ła utrud­nia dąże­nie do sze­ro­kie­go oglą­du spraw, któ­ry­mi zaj­mu­ją się autor­ki two­rzą­ce nie­zwy­kle zróż­ni­co­wa­ne pod wie­lo­ma wzglę­da­mi tek­sty.

Kazi­mie­ra Szczu­ka pisa­ła nie­gdyś, że rewo­lu­cja jest kobie­tą. Owszem, o ile uogól­ni­my, uśred­ni­my zakres zna­cze­nio­wy sło­wa „kobie­ta” i potrak­tu­je­my je jako ozna­cze­nie okre­ślo­nej płcio­wo zbio­ro­wo­ści wal­czą­cej o wspól­ną spra­wę. Rewo­lu­cja wszak­że musi mieć twarz gru­py. Tym­cza­sem lite­ra­tu­ra pisa­na przez kobie­ty we współ­cze­snej Pol­sce jawi mi się pod posta­cia­mi kon­kret­nych auto­rek, ma wie­le twa­rzy, mówi róż­ny­mi idio­ma­mi, obra­ca się w krę­gu pry­wat­nych spraw, oso­bi­stych i oso­bli­wych spo­so­bów patrze­nia, a tak­że tema­tów jak naj­bar­dziej uni­wer­sal­nych, ogól­no­ludz­kich. Lite­ra­tu­ra wycho­dzą­ca spod pió­ra kobiet uka­zu­je sze­ro­kie gatun­ko­wo, wie­lo­wąt­ko­we spek­trum, by wymie­nić kry­mi­na­ły Gai Grze­go­rzew­skiej, uwzględ­nia­ją­ce róż­ne role kobie­ty w życiu oso­bi­stym, rodzin­nym i spo­łecz­nym ese­isty­kę oraz lin­gwi­stycz­ną poezję Joan­ny Muel­ler, macie­rzyń­stwo i codzien­ność kobie­co­ści w pro­zie czy wier­szach Justy­na Bar­giel­skiej, oswa­ja­nie języ­ka wsty­du zwią­za­ne­go z cho­ro­bą lub obse­sją w powie­ściach Kai Mala­now­skiej. Jed­nost­ko­wość pisar­skich pro­jek­tów jest jed­nym z czyn­ni­ków, dzię­ki któ­rym ta „stro­na” pisar­skiej sce­ny jest coraz lepiej sły­szal­na, czę­ściej oma­wia­na i doce­nia­na. Jest w ruchu, zmie­nia się, kon­stru­uje wła­sne toż­sa­mo­ści. Waż­ną rolę w jej pro­mo­wa­niu odgry­wa­ją festi­wa­le takie jak Festi­wal Lite­ra­tu­ry Kobiet „Gry­fia” czy Festi­wal Lite­ra­tu­ry Kobie­cej „Pióro&Pazur”.

Gdzie

Pod­su­mo­wu­jąc deba­tę o płci i lite­ra­tu­rze w Pol(s)ce, Prze­my­sław Rojek pisze o waż­ko­ści sytu­acji spo­łecz­nej i kul­tu­ro­wej w wypo­wie­dziach poszcze­gól­nych dys­ku­tan­tek. Obec­ne w tej sfe­rze napię­cia, wyni­ka­ją­ce z pod­rzęd­ne­go cią­gle w wie­lu dzie­dzi­nach sta­tu­su kobie­ty, są fak­tem. Zacho­dzą­ce na naszych oczach prze­mia­ny kul­tu­ro­we, rze­czy­wi­sty wpływ kobiet na kształt spo­łe­czeń­stwa to zagad­nie­nia o sze­ro­kim zasię­gu, wyma­ga­ją­ce bie­żą­cych wyja­śnień. Inter­pre­ta­cja ról spo­łecz­nych, podzia­łów, prze­ciw­dzia­ła­nie nie­rów­no­ści są koniecz­nym ele­men­tem publicz­nej deba­ty. Lite­ra­tu­ra jako jed­na ze sfer kul­tu­ry może swo­iście reago­wać albo wyraź­nie odma­wiać uczest­nic­twa, kreu­jąc wła­sne świa­ty i języ­ki, by w taki wła­śnie spo­sób odpo­wia­dać na pró­bu­ją­ce ją w róż­nym stop­niu zawłasz­czać dys­kur­sy. Moje myśle­nie o kobie­cie, lite­ra­tu­rze i Pol­sce zbli­ża się więc do tego, co Ani­ta Jarzy­na, cytu­jąc Kry­sty­nę Miło­będz­ką, nazwa­ła „wycin­ką na jej”. I pro­wo­ku­je pyta­nia.

Inte­re­su­je mnie, co widzi, co opi­su­je, za czym tęsk­ni lite­rac­ka Pol(s)ka? Czy widzi Pol­skę, czy wio­snę oraz czy w jej oglą­dzie jed­no wyklu­cza dru­gie? Inte­re­su­je mnie ewo­lu­cja, jaką prze­szła lite­ra­tu­ra i jej twór­cy po trans­for­ma­cji. Czy „w tym kra­ju”, w któ­rym w latach dzie­więć­dzie­sią­tych „wciąż wzor­cem męż­czy­zny jest ksiądz albo cink­ciarz”, „w któ­rym znów nie wio­snę, lecz Pol­skę zoba­czą”, a boha­te­ro­wi śnią się natręt­ne idee, dzia­ła­cze, obo­wiąz­ki i poczu­cie skru­chy, o czym czy­tam w nie­śmier­tel­nym Pogo Mar­ci­na Świe­tlic­kie­go, bunt się usta­tecz­nił? Zdo­mi­no­wa­na przez męskie kre­acje kul­tu­ro­wa rewo­lu­cja cza­sów prze­ło­mu musia­ła okrzep­nąć, by zro­bić miej­sce innym posta­wom i gło­som. ”Zim­ne kra­je” czy „Akslop” stop­nio­wo prze­cież ewa­lu­owa­ły. „Pań­stwo P” z wier­szy Dariu­sza Sośnic­kie­go to jeden z eta­pów, na któ­rym brak złu­dzeń co do rze­czy­wi­sto­ści w post­ko­mu­ni­stycz­nym pań­stwie, bo życie miesz­kań­ców jest przy­tła­cza­ją­co zwy­czaj­ne, toczy się mię­dzy snem w wygod­nym łóż­ku a pra­cą. W któ­rym egzy­sten­cja góru­je nad esen­cją, bo takie są warun­ki, a Pań­stwo P. roz­ma­wia­ją o tym, co doma­ga się prze­kro­cze­nia:

Wnę­trza tak­że nie ma. Tego ludz­kie­go, w któ­rym moż­na się było scho­wać przed wro­ga­mi, a tak­że wysłu­chać odpo­wie­dzi na naj­waż­niej­sze pyta­nia, for­mu­ło­wa­ne gło­sem kry­sta­licz­nie czy­stym, choć nie­co stu­dzien­nym. Zarzut wypo­wie­dzi nie na temat wra­cał jak bume­rang, lecz jakimś cudem zawsze lądo­wał pod dywa­nem.
Nie ma wie­lu innych rze­czy, o któ­rych myśle­li­śmy, że są. Jeste­śmy my. Ska­za­ni na myśle­nie, roz­mo­wę i pra­cę.

Po 1989 roku na sce­nie lite­rac­kiej poja­wi­ły się rów­nież roz­po­zna­wal­ne nazwi­ska pisa­rek, wśród nich mię­dzy inny­mi: Olga Tokar­czuk, Mag­da­le­na Tul­li, Manu­ela Gret­kow­ska, Iza­be­la Fili­piak, Kin­ga Dunin. Fili­piak stwier­dzi­ła po latach, że „bab­ski prze­łom” zapo­wia­da­ny w ówcze­snych recen­zjach oka­zał się zmar­no­wa­ną szan­są. Prze­my­sław Cza­pliń­ski skry­ty­ko­wał mię­dzy inny­mi Tokar­czuk i Gro­cho­lę za eska­pizm i marazm, brak roz­po­znań odno­szą­cych się do rze­czy­wi­sto­ści. O miej­scu kobiet w histo­rii i naro­do­wej nar­ra­cji, o men­tal­nej i eko­no­micz­nej kon­dy­cji współ­cze­snej Pol­ski wypo­wia­da­ły się i czy­nią to nadal autor­ki takie jak choć­by Boże­na Keff w Sztu­ce o Mat­ce i Ojczyź­nie czy Doro­ta Masłow­ska w Mię­dzy nami dobrze jest, Syl­wia Chut­nik w Kie­szon­ko­wym atla­sie kobiet, Dzi­dzi oraz Cwa­nia­rach stwo­rzy­ła kata­log kobie­cych posta­ci, od wal­czą­cych rebe­lian­tek, bojow­ni­czek, figur nie­wy­god­nej histo­rycz­nie praw­dy, po rewo­lu­cjo­nist­ki z alter­na­tyw­nej wizji War­sza­wy, szar­pią­ce się z codzien­no­ścią i roz­pę­dzo­nym świa­tem. Joan­na Bator w Ciem­no, pra­wie noc poru­szy­ła z kolei kwe­stię postrze­ga­nia Pol­ski jako kra­ju wyklu­cza­ją­ce­go nie­po­żą­da­nych człon­ków, obcych, jak rów­nież języ­ka nie­na­wi­ści, innej waż­kiej spo­łecz­nie i poli­tycz­nie spra­wy. W suge­styw­nie zaty­tu­ło­wa­nym debiu­tanc­kim tomie poetyc­kim Język korzy­ści, Kira Pie­trek dema­sko­wa­ła język wła­dzy prze­bi­ja­ją­cy zza nie­win­nych na pierw­szy rzut oka meta­for i zwro­tów. Poka­za­ła i wykpi­ła obraz bycia czę­ścią kor­po­ra­cyj­nej machi­ny współ­cze­sno­ści, na przy­kład w wer­sach: „mogła­bym straj­ko­wać ale za dużo mi płacą/ cho­ciaż mam dopie­ro dwa­dzie­ścia pięć lat/ znaj­dzie się ktoś młodszy/ i mniej doświad­czo­ny na moje miejsce/ nie gnie­wam się bo mam co jeść/ ist­ny poród życia”. Ton tomu speł­nia warun­ki nie­zbęd­ne do repre­zen­to­wa­nia tzw. poezji zaan­ga­żo­wa­nej, o któ­rą upo­mi­na­li się nie­któ­rzy kry­ty­cy i komen­ta­to­rzy, sytu­ując się w jed­nej linii z męski­mi przed­sta­wi­cie­la­mi nur­tu, Szcze­pa­nem Kopy­tem czy Kon­ra­dem Górą. Jest też pełen iro­nii oraz sprzecz­nych postaw, miej­sca­mi wul­gar­ny, innym razem nie­mal kotur­no­wy, wyra­zi­sty.

Sytu­ację, w któ­rej róż­no­rod­ne dyk­cje, kon­cep­cje i prą­dy myślo­we skła­da­ją się na wize­ru­nek oraz pozy­cję Pol(s)ki, świet­nie pod­su­mo­wu­je wypo­wiedź Joan­ny Muel­ler. Przy­to­czo­ne przez poet­kę wize­run­ki kre­owa­ne przez naj­now­szą kul­tu­rę mają­ce „odkła­mać kobie­cość w pol­sko­ści i pol­skość w kobie­co­ści”, ilu­stru­ją siłę gestów współ­cze­snych kobiet sta­no­wią­cych w każ­dym przy­pad­ku repre­zen­ta­cję „jed­nej z moż­li­wych Polsk”. Jej głos współ­gra z cyto­wa­nym w deba­to­wym Nie pytaj mnie o Pol­skę frag­men­tem wier­sza dwu­dzie­sto­trzy­let­nie­go poety, Sewe­ry­na Gór­cza­ka, auto­ra fra­zy: „Pol­ska żyje i ma się dobrze. Kaza­ła was pozdro­wić”. W jego tek­ście Pol­ska jest kobie­tą, robi zaku­py i pla­nu­je tygo­dnio­wy budżet, mar­twi się i trosz­czy, infor­mu­jąc jed­no­cze­śnie o tym, że cią­gle, w peł­nym zna­cze­niu tego sło­wa, jest.

Zna­ki szcze­gól­ne

„Jestem sama niebem/ tak jak szkli­sty strop./ Jestem sama ziemią/ tak jak rod­na gle­ba”. Zuzan­na Gin­czan­ka, uro­dzo­na w Kijo­wie, w żydow­skiej rodzi­nie miesz­czań­skiej, jed­na z naj­zdol­niej­szych poetek epo­ki mię­dzy­wo­jen­ne­go dwu­dzie­sto­le­cia. Przy­wo­łu­ję frag­ment jej wier­sza, by zwró­cić uwa­gę na wytę­żo­ną pra­cę, jaką musia­ła pod­jąć, by z wyklu­cze­nia kon­stru­ować wła­sną toż­sa­mość. Kry­sty­na Kło­siń­ska pisze w tym kon­tek­ście o sytu­acji roz­sz­cze­pie­nia piszą­cej kobie­ty, o jej bun­cie i pra­gnie­niu samo­uni­ce­stwie­nia, współ­o­bec­no­ści kon­ku­ru­ją­cych ze sobą zmy­słów i ducho­wo­ści, racjo­na­li­zmie i zwro­cie ku cie­le­sno­ści. Gin­czan­ka jako autor­ka świa­do­ma swo­jej obco­ści wyni­ka­ją­cej z pocho­dze­nia, pod­kre­śla­ła ją, eks­po­nu­jąc jed­no­cze­śnie warun­ki życia i doświad­cze­nie kobie­ty oraz Żydów­ki w Pol­sce pierw­szej poło­wy XX wie­ku. Jej bez­kom­pro­mi­so­wość połą­czo­na z egzy­sten­cjal­nym nie­po­ko­jem pozwa­la­ją dziś z zacie­ka­wie­niem pozna­wać pozo­sta­wio­ną twór­czość.

Czym zaś cha­rak­te­ry­zu­je się twór­czość współ­cze­snych kobiet? Jaka jest two­rzo­na przez nie lite­ra­tu­ra? Moja pró­ba odpo­wie­dzi, ze wzglę­du na wie­lo­wąt­ko­wość tej twór­czo­ści i ogra­ni­czo­ną ilość zna­ków, musi być frag­men­ta­rycz­na i nie­do­koń­czo­na, choć z pew­no­ścią zasłu­gu­je na szer­sze omó­wie­nie. Na pew­no nie jest sama w swo­im zma­ga­niu się z życiem, potrze­bą pisa­nia i nie jest sła­ba, ale pew­na swe­go, nawet jeśli wciąż szu­ka. Dobrze zna odcie­nie zachwy­tu i roz­pa­czy. Cha­rak­te­ry­zu­je ją samo­świa­do­mość, odwa­ga, otwar­tość na inne­go, na inte­rak­cję, odmien­ne spo­so­by postrze­ga­nia i sty­le bycia. Nie stro­ni od dia­lo­gu ani od wal­ki, tej naj­bar­dziej osob­nej, o sie­bie samą, o bycie obec­ną, sły­sza­ną. „Wal­czę w kisie­lu odkąd zaczę­łam publi­ko­wać” – wyzna­je Justy­na Bar­giel­ska, przy­ta­cza­jąc kry­tycz­ne opi­nie na temat swo­je­go pisa­nia jako nazbyt „kobie­ce­go”. Posta­ci kobiet, matek z jej tek­stów są kre­acja­mi wyra­zi­sty­mi, mówią­cy­mi wła­snym języ­kiem o wła­snych spra­wach. Kon­stru­ują swo­ją toż­sa­mość z odgry­wa­nych ról i ryt­mu prze­żyć, myśli, nie­po­ko­jów. Zaan­ga­żo­wa­nie Bar­giel­skiej, jej boha­te­rek, w rze­czy­wi­stość, ich pro­ble­my, są w tym cha­rak­te­ry­stycz­nym lite­rac­kim pro­jek­cie ści­śle zwią­za­ne z pisa­niem jako dzie­dzi­ną aktyw­no­ści, w któ­rej kobie­ta rów­nież się reali­zu­je. Nie bez zna­cze­nia, szcze­gól­nie w wier­szach z ostat­nie­go tomu poet­ki, jest rela­cja z męż­czy­zną, z któ­rym pisze się wspól­ne, nie­ko­niecz­nie pięk­ne i łatwe życie:

Zgo­dzi­li­śmy się co do tego, że powin­ni­śmy ze sobą miesz­kać,
ale nie, że powin­ni­śmy zamiesz­kać razem. Język
ura­to­wał nas przed życiem, inni kochan­ko­wie
nie mają tyle szczę­ścia. Teraz każ­de z nas może napi­sać
czter­dzie­stą pierw­szą czar­ną książ­kę
skła­da­ją­cą się z tysią­ca powtó­rzeń i tyl­ko.

Inna poet­ka, kry­tycz­ka, mat­ka – Joan­na Muel­ler daje wyraz swo­im nie­po­ko­jom oraz spo­łecz­nym, kul­tu­ro­wym i lite­rac­kim roz­po­zna­niom na kar­tach kolej­nych tomi­ków, a przede wszyst­kim w naj­now­szej książ­ce kry­tycz­nej zaty­tu­ło­wa­nej Powle­kać rosną­ce. Opo­wia­da sie­bie, roz­wi­ja­jąc histo­rię lite­rac­kich i kul­tu­ro­wych wędró­wek przez kobie­ce świa­dec­twa zma­gań z cia­łem, nowym życiem, poro­dem i macie­rzyń­stwem, ambi­cja­mi i uczu­cia­mi. Jej szki­ce są sub­tel­ne i pre­cy­zyj­ne, momen­ta­mi lirycz­ne, innym razem przed­sta­wia­ją wni­kli­wą inter­pre­ta­cję twór­czo­ści mię­dzy inny­mi: Bian­ki Rolan­do, Lidii Amej­ko czy Kry­sty­ny Miło­będz­kiej. Jest w nich czu­łość połą­czo­na z docie­kli­wo­ścią, eru­dy­cja i uważ­ność. Jest jej postać, moc­no obec­na, prze­mie­rza­ją­ca szla­ki dzie­ciń­stwa i współ­cze­sne­go mia­sta, któ­ra na hory­zon­cie zary­so­wu­je jego, Epi­fa­ne­sa, dys­kret­ne­go współ­to­wa­rzy­sza. Moż­na więc mówić o zaan­ga­żo­wa­niu twór­czo­ści Muel­ler w jed­no z naj­bar­dziej pry­wat­nych doświad­czeń kobie­ty, macie­rzyń­stwo, i takim na kar­tach jej książ­ki pozo­sta­ją­cym, a jed­no­cze­śnie nie­ustan­nie obec­ne w publicz­nym dys­kur­sie, poli­tycz­nych utarcz­kach i deba­tach.

Inte­re­su­ją­cym dopeł­nie­niem tego por­tre­tu wie­lo­krot­ne­go, a tak­że moż­li­wo­ścią inte­rak­cji, z któ­rej moż­na wyczy­tać nowe zna­cze­nia i nowe rela­cje oraz reak­cje, są wybo­ry wier­szy zna­nych poetek doko­ny­wa­ne przez poetów, jak choć­by utwo­ry Anny Świrsz­czyń­skiej zło­żo­ne przez Kon­ra­da Górę w zbiór Kona ostat­ni czło­wiek czy Wnie­bo­wstą­pie­nie Zie­mi Zuzan­ny Gina­czan­ki w wybo­rze Tade­usza Dąbrow­skie­go. Góra w swo­im posło­wiu pisze o języ­ku Świrsz­czyń­skiej jako „języ­ku jakichś pro­ro­kiń zanu­rzo­nych w naszej bydlę­cej prze­szło­ści”, nie­mal przed­ludz­kim, w któ­rym gro­za giną­ce­go naro­du sta­je się nie­po­ko­ją­co naocz­na, dotkli­wa, nakie­ro­wa­na na każ­de­go z osob­na. Krzyk, ogień i nie­wia­ry­god­na wraż­li­wość na świat, oto cały czas moc­na i współ­cze­sna poet­ka.

Dodam jesz­cze jeden war­ty uwa­gi przy­pa­dek poetyc­kiej dam­sko-męskiej rela­cji w posta­ci wier­szy pisa­nych przez męż­czyzn, posłu­gu­ją­cych się gło­sem kobie­ce­go pod­mio­tu. Wymie­nię tyl­ko dwóch auto­rów, obec­ne­go od daw­na na lite­rac­kiej sce­nie, nie­ży­ją­ce­go już i legen­dar­ne­go Rafa­ła Wojacz­ka oraz nie­daw­ne­go debiu­tan­ta Szy­mo­na Słom­czyń­skie­go. Obaj w poje­dyn­czych tek­stach posłu­gu­ją się rodza­jem żeń­skim, drą­żą nie­swój idiom – jak Woja­czek w Nigdy zgo­da: „Ja mogła­bym powie­dzieć: ta deli­kat­ność jest/ Tchó­rzo­stwem Lecz wiem: też wiesz i wie­rzysz, że nie powiem/ Zyskiem wza­jem­na wdzięcz­ność Może to jest miłość”, czy Słom­czyń­ski w wier­szu Przy­nę­ta: „Nie, nie wpa­dłam w szał, łapiesz? Tyl­ko, proszę,/ zmień szam­pon. Łupież przy­po­mi­na ciepłą/ wód­kę na łód­ce, nie śnieg. Ścieg w bluz­ce? Zaszy­łam. Cie­pła? Mdli w szkwał. A kie­dy ty się/ Zaszy­jesz?”. Czy cze­goś szu­ka­ją? Czy tyl­ko odpo­wie­dzi? I dla­cze­go męsko-żeń­skie i żeń­sko-męskie pod­szy­wa­nie się pod sie­bie, bo i takie pod­da­je poezja, uka­zu­je nowe pole do inter­pre­ta­cji, mimo róż­nic, dzię­ki róż­ni­com? Lite­rac­kie odpo­wie­dzi na kobie­cą, męską inność, zawsze prze­ka­zu­ją pew­ną bar­dzo zin­dy­wi­du­ali­zo­wa­ną wizję zmie­nia­ją­cych się prze­cież form ob(e)c(n)ości w świe­cie. Są twór­czy­mi odpo­wie­dzia­mi zwią­za­ny­mi z oso­bi­sty­mi lub sze­rzej poję­ty­mi roz­po­zna­nia­mi, pro­ble­ma­mi i nie­po­ko­ja­mi.

O AUTORZE

Monika Brągiel

Urodzona w 1991 roku, dorastała na Opolszczyźnie. Autorka debiutanckiej książki poetyckiej Kim się nie jest (Łódź 2012). Obecnie studiuje Krytykę Literacką na Wydziale Polonistyki UJ w Krakowie.