Złe ciekawego początki
Judyta Gulczyńska
Głos Judyty Gulczyńskiej w debacie "Impresje z Portu 2014".
strona debaty
Impresje z Portu 2014Kiedy dzień zaczyna się przed 10:00, to wiem, że będzie zły. A kiedy zaczyna się tak weekend – ta pewność się potraja. Gdyby nie budzik dzwoniący sześć razy (parzyście), głos nad głową i z trudem znaleziony nocleg – przewróciłabym się na drugi bok i tyle by mnie widział Wrocław. Pociągowe dosypianie i pospieszne dojadanie. Nadszedł moment, żeby kolejny raz spojrzeć na wrocławski (brzydki) dworzec. Kilka pytań o drogę, wrażenie, że wygrało się życie biletem 48-godzinnym za 10 zł, żeby za chwilę uzmysłowić sobie, że wraca się jednak trochę później i będzie trzeba szukać biletomatu. I zaskoczenie, kiedy w autobusach i tramwajach można płacić kartą za przejazd. Dotarcie na miejsce spoczynku, chwila przerwy, zakupy, żeby zjeść coś więcej niż dwa obiady przez trzy dni. Droga na Rynek sprawdzona i opracowana. Brak komplikacji i zjawienie się na czas nie pasowało do wizji złego dnia.
Wrocławski Rynek zawsze wywołuje jakieś emocje. Częściej te dobre. I tak było w kwietniowy piątek. Chociaż trochę zimno i ponuro, to jednak głośno. Tak głośno, że brawa dla poetek trzeba było bić kurtuazyjnie i intuicyjnie. Wyreżyserowane – albo wymuszone – owacje na stojąco wzbudzały zainteresowanie, nie zawsze pozytywne. Ekscentryczni prowadzący, niemieckie wycieczki, muzyka na żywo w tle – mogło jednak padać, pierwsze piątkowe wydarzenie przeniosłoby się pod dach. Obiad wygrał z hiszpańskimi autorkami. Kilka rund po Rynku, budowana scena dla wydarzeń bardziej wzniosłych i metafizycznych niż poezja, pierwsze spotkanie z Wrocławskim Teatrem Współczesnym. Recytowane wiersze Różewicza, specyficzny klimat i zapach. Sporo ludzi i Justyna Bargielska w tłumie. Goście czekali przed wejściem do sali jak wszyscy inni. Bez podziałów na gwiazdy i przejścia VIP. Klimatyczna widownia i manekiny na scenie. Dekoracja zmieniana z okazji każdego panelu. Niby dżenderowa, ale jednak utrwalająca stereotypy, bo manekiny-kobiety najczęściej w spódniczkach i długich włosach, a manekiny-mężczyźni – w szerokich spodniach, krótkich fryzurach lub łysi. Jeśli pary, to raczej normatywne i poprawne. Dorosłe manekiny, dziecięcy głos zapowiadający i opowiadający. Spójność, koncepcja i wykonanie – nie da się tego nie zauważyć. Świetne animacje i strona graficzna. Wszystko dopracowane w najdrobniejszym szczególe – poprzez ulotki, gazetkę, zakładki, czeki, aż do papierowych toreb, w jakie pakowano zakupione książki.
Dobór gości też przypadkowy nie był. Prowadzących – chwilami się taki wydawał. Chociaż w założenie przeciwności płci wszystko wpisywało się idealnie. Z kobietami (Bargielska, Mueller, Buliżańska, Śniadanko) rozmawiał mężczyzna (Maliszewski, Nogaś). Z mężczyznami (Słomczyński, Dehnel, Zawada, Podsiadło, Jaworski, Lubka, Irwaneć) – kobieta (Król, Marchewka, Iwasiów). Port i utrwalał stereotypy, i je łamał. Pokazywał, że mężczyźni mogą czytać – i nawet rozumieć – wiersze pisane przez kobiety. A kobiety potrafią się odnaleźć w męskim świecie, nawet homoseksualnym. Chociaż spotkania, zwłaszcza z poet(k)ami, opierały się głównie na czytaniu – czasem tak dyktowała osoba gościa, czasem osoba prowadzącego. Było to dobre rozwiązanie, gdy któraś ze stron nie miała nic więcej do dodania. Artystów ma bronić ich twórczość. A niektóra twórczość wywołuje zupełnie inne emocje. Ma przypominać, dawać do myślenia, poruszać. Poruszać coś, czego dotknąć może tylko głos autorski czytający napisany tekst. Przypominać powody, dla których wybrało się właśnie tę autorkę i spędzało się z nią wakacje przed licencjatem. Pozwala się zastanowić, dlaczego temat choroby i śmierci tak bardzo przypada do gustu, że pierwsze kroki po spotkaniu kieruje się tylko tam, gdzie można zakupić tę książkę. Rozmowy z autorami sprawiały wrażenie intymnych. Może przez oświetlenie, może przez szybkie zmiany gości – każdy miał swoje pięć minut i nie przebierał pospiesznie nogami, kiedy głosu udzielono innym. Ani nie musiał kurtuazyjnie wypowiadać się na temat twórczości konkurenta.
Port nie był tylko literacki – był też komiksowy, krytyczny i filmowy. I nie był tylko gender – był też ukraiński. Chociaż chwilami dało się odczuć dominację polityczną, a nie płciową, czasem więcej uwagi poświęcało się sztukom wizualnym, to różnorodność konkursów przyciągnęła nie tylko wiernych fanów literatury i autorów. Łączenie pisania z rysowaniem i animowaniem nie ujmowało niczego słowom. Wręcz przeciwnie – dodawało kolejną kategorię interpretacyjną, a konfrontacja jurorów z uczestnikami dawała zaskakujące efekty. Późna pora rozstrzygnięć konkursów nie sprzyjała jednak nocnym powrotom komunikacją miejską i to był jedyny zły aspekt tego wrocławskiego weekendu.
O AUTORZE
Judyta Gulczyńska
Studentka polonistyki na UAM, mieszka w Poznaniu. Życie mija jej na spaniu, gotowaniu, czytaniu i głaskaniu czarnego kota.