debaty / ankiety i podsumowania

Zło konieczne

Monika Brągiel

Głos Moniki Brągiel w debacie "Po co nam nagrody?".

strona debaty

Maj, sezon ogła­sza­nia nazwisk auto­rów i ich ksią­żek nomi­no­wa­nych do kil­ku istot­niej­szych nagród lite­rac­kich w Pol­sce, roz­po­czę­ty. Sezon fina­li­stów, lau­re­atów i prze­gra­nych, sezon nie­zau­wa­żo­nych albo prze­oczo­nych, wresz­cie – sezon dys­ku­sji, nie­po­ko­jów i pytań: komu to wła­ści­wie potrzeb­ne, kogo tak napraw­dę inte­re­su­je? Czy bycie w gro­nie wyróż­nio­nych bar­dziej poma­ga czy szko­dzi auto­ro­wi i samej lite­ra­tu­rze? Jakie zna­cze­nie mają dziś lite­rac­kie nomi­na­cje i lau­ry dla czy­tel­ni­ków, czy w ogó­le mają?

Pytań jest wię­cej, a każ­de roz­bi­ja się na kil­ka kolej­nych. I to jeden z pozy­tyw­nych aspek­tów ist­nie­nia nagród. Innym są gra­ty­fi­ka­cje pie­nięż­ne, dzię­ki któ­rym – jak wia­do­mo – twór­cy „kupu­ją” sobie czas potrzeb­ny na pisa­nie. Gdy­by szu­kać dalej, moż­na mówić o chwi­lo­wym zain­te­re­so­wa­niu mediów i szer­sze­go niż zwy­kle gro­na odbior­ców kul­tu­ry tym, co dzie­je się na sce­nie lite­rac­kiej. Pod­kre­ślam, że zain­te­re­so­wa­nie trwa zale­d­wie moment: pod­czas ogło­sze­nia nomi­na­cji i już po wyło­nie­niu lau­re­ata. Czy prze­kła­da się na więk­szą świa­do­mość w spo­łe­czeń­stwie? Nie. Czy roz­bu­dza zain­te­re­so­wa­nie tym, jak roz­wi­ja się pol­ska pro­za, poezja, ese­isty­ka, czy przy­czy­nia się do tego, że wzra­sta licz­ba czy­tel­ni­ków? Oczy­wi­ście – nie. Czy to źle? Po raz trze­ci, moim zda­niem, nie.

Ostat­nia z nega­cji jest z zało­że­nia pro­ble­ma­tycz­na i pro­wo­ka­cyj­na. Zda­ję sobie bowiem spra­wę z fak­tu, że nagro­dy lite­rac­kie w pewien spo­sób poru­sza­ją czy­tel­ni­ków, ale – i to isto­ta spra­wy – czy­tel­ni­ków nale­żą­cych do tzw. „śro­do­wi­ska lite­rac­kie­go”: auto­rów, kry­ty­ków, być może rodzi­ny i przy­ja­ciół jed­nych i dru­gich. Dys­ku­sje roz­po­czy­na­ją­ce się w cza­sie ogła­sza­nia nomi­na­cji do Nike, Nagro­dy Lite­rac­kiej Gdy­nia, Nagro­dy Szym­bor­skiej, Sile­siu­sa czy Pasz­por­tów Poli­ty­ki, mają miej­sce wła­śnie w tym śro­do­wi­sku, a zatem – ogra­ni­czo­ny zasięg. Co nie dzi­wi, bio­rąc pod uwa­gę nie­wiel­kie zain­te­re­so­wa­nie, jakie współ­cze­śnie budzi u nas lite­ra­tu­ra. Tak samo ogra­ni­czo­ny zasięg ma zna­cze­nie nagro­dy – jest przy­czyn­kiem do krót­ko­trwa­łe­go zazwy­czaj posta­wie­nia lau­re­ata na pie­de­sta­le, odda­nia spra­wie­dli­wo­ści książ­ce w posta­ci recen­zji, obec­no­ści w dys­ku­sjach: pod­czas kon­fe­ren­cji, na por­ta­lach lite­rac­kich, a tak­że w towa­rzy­skich roz­mo­wach, zazwy­czaj „śro­do­wi­sko­wych”.

Festi­wal nagra­dza­nia, mimo wie­lo­ści, względ­nej róż­no­rod­no­ści i cza­su przy­zna­wa­nia wyróż­nień, w żaden spo­sób nie nada­je ryt­mu powsze­dnie­mu lite­rac­kie­mu życiu, nie przy­czy­nia się do roz­wo­ju nur­tów, poetyk, nie moty­wu­je piszą­cych do poszu­ki­wań. Auto­rzy sami dyk­tu­ją tem­po wyzna­cza­ją­ce kie­ru­nek, w któ­rym może zmie­rzać ich twór­czość. Nagro­da nie ma mocy spraw­czej. Przy­zna­ją ją kapi­tu­ły, w skład któ­rych wcho­dzą oso­by o odmien­nych naj­czę­ściej gustach, co nie ozna­cza, że sama nagro­da jest obiek­tyw­na i wska­zu­je na naj­lep­sze, naj­cie­kaw­sze w danym cza­sie dzie­ło. Jeśli nagra­dza­ne książ­ki przed­sta­wia się czy­tel­ni­kom wła­śnie w taki spo­sób, trze­ba być czuj­nym, nie­zwy­kle ostroż­nym. Uwa­żam, że nie spo­sób wybrać – spo­śród wie­lu uka­zu­ją­cych się w okre­ślo­nym okre­sie inte­re­su­ją­cych pro­po­zy­cji – tej naj­bar­dziej zasłu­gu­ją­cej na uwa­gę. Nagro­da jest dowo­dem uzna­nia, przy­czyn­kiem do roz­mo­wy o wyróż­nio­nym tek­ście i jego auto­rze, nie­jed­no­krot­nie całej jego dotych­cza­so­wej twór­czo­ści. Jest wypad­ko­wą este­tycz­nych i tema­tycz­nych pre­fe­ren­cji osób wcho­dzą­cych w skład jury, znaw­ców lite­ra­tu­ry, twór­ców.

W zależ­no­ści od stop­nia obec­no­ści w mediach, infor­ma­cje o nomi­no­wa­nych czy lau­re­acie kon­kret­nej nagro­dy docie­ra­ją do czy­tel­ni­ków, bar­dziej i mniej pro­fe­sjo­nal­nych. Poja­wia­ją się recen­zje, komen­ta­rze, gło­sy wspie­ra­ją­ce i sprze­ci­wia­ją­ce się takie­mu, a nie inne­mu obra­zo­wi lite­rac­kie­go Olim­pu ostat­nie­go roku, jakie mogły­by być pro­jek­to­wa­ne przez wybo­ry danej kapi­tu­ły. Zain­te­re­so­wa­nie, jakie budzą nawet same nomi­na­cje, jest bowiem o tyle istot­ne dla samych piszą­cych, że poświę­ca im się – o ile nie są jesz­cze doce­nio­ny­mi – uwa­gę, miej­sce w piśmie lub na por­ta­lu, kie­ru­je się w ich stro­nę kry­tycz­ne opi­nie. Cza­sa­mi zysku­ją rów­nież nowych odbior­ców.

Nie nie­po­ko­ją mnie roz­po­zna­nia o bra­ku lub też nie­wiel­kim przy­pły­wie nowych miło­śni­ków twór­czo­ści lau­re­atów, nie wyro­ki kapi­tuł przy­zna­ją­cych nagro­dy powin­ny bowiem przed­sta­wiać czy­tel­ni­kom cie­ka­wych albo dobrze roku­ją­cych auto­rów, powin­ni to robić kry­ty­cy na łamach cza­so­pism, papie­ro­wych oraz inter­ne­to­wych, sami czy­tel­ni­cy w róż­ne­go rodza­ju dys­ku­sjach. Owszem, moje myśle­nie może wyda­wać się uto­pij­ne, ale wystar­czy przyj­rzeć się, jakie poru­sze­nie wywo­łu­ją ostat­ni­mi laty nomi­na­cje i roz­strzy­ga­ją­ce wer­dyk­ty, by zorien­to­wać się, że – owszem, nagro­dy lite­rac­kie obcho­dzą głów­nie samych piszą­cych – ale za to jak obcho­dzą! Naj­żyw­sze dys­ku­sje odby­wa­ją się mię­dzy auto­ra­mi oraz czy­tel­ni­ka­mi śle­dzą­cy­mi roz­wój współ­cze­snej twór­czo­ści, zawo­do­wy­mi i powo­do­wa­ny­mi pasją kry­ty­ka­mi. Gre­mia decy­du­ją­ce o lau­rach, jak pod­kre­śla­łam, skła­da­ją się z osób subiek­tyw­nie oce­nia­ją­cych dzie­ła, na pod­sta­wie ich gło­sów – wypad­ko­wych eru­dy­cji, wie­dzy, roz­po­znań, a przede wszyst­kim indy­wi­du­al­nych opi­nii – kształ­tu­je się wer­dykt, z któ­rym lite­rac­ka publicz­ność zga­dza się, pole­mi­zu­je, wyra­ża dez­apro­ba­tę.

Ist­nie­nie prze­strze­ni, w któ­rej mają miej­sce tego rodza­ju roz­mo­wy, już ich potrze­ba, jest war­to­ścią samą w sobie. Wer­dyk­ty bywa­ją bowiem róż­ne i róż­nie są komen­to­wa­ne. Dla odbior­ców obser­wu­ją­cych sytu­ację na sce­nie lite­rac­kiej, wyczu­lo­nych na pew­ne zacho­wa­nia w języ­ku, spo­so­by kon­stru­owa­nia tek­stów, poru­sza­ne tema­ty – wręcz nie­praw­do­po­dob­ne. To jed­nak bar­dzo indy­wi­du­al­ne reak­cje. Rzecz w tym, że nie przyj­mu­je się wer­dyk­tów bez­kry­tycz­nie, śle­dzi się kolej­ne edy­cje i wycią­ga wnio­ski. Pro­ble­mu moż­na się doszu­kać w roz­pro­sze­niu dys­ku­sji, w tym, że roz­gry­wa się głów­nie na por­ta­lach i w nie­ofi­cjal­nych roz­mo­wach. Brak nie tyl­ko pro­gra­mo­wo zain­te­re­so­wa­nych napraw­dę naj­now­szą twór­czo­ścią pism, brak orga­nów kry­ty­ki towa­rzy­szą­cej debiu­tan­tom, mło­dym pisa­rzom. Brak omó­wień przed­sta­wia­ją­cych róż­ne pró­by zmie­rze­nia się z waż­ki­mi aktu­al­nie zja­wi­ska­mi czy pro­ble­ma­mi. Brak więk­sze­go zain­te­re­so­wa­nia nową lite­ra­tu­rą poza gro­nem twór­ców i wąskim gro­nem już ukształ­to­wa­nych czy­tel­ni­ków. Dość powie­dzieć, że do lite­rac­kie­go main­stre­amu prze­do­sta­ją się głów­nie pozy­cje z wydaw­nictw o okre­ślo­nej reno­mie, by skon­sta­to­wać, że nawet ich książ­ki prze­gry­wa­ją rywa­li­za­cję o uwa­gę odbior­cy z róż­ny­mi for­ma­mi roz­ryw­ki. Nie dzi­wię się, lecz żału­ję, ponie­waż jest o czym mówić i cze­mu się przy­glą­dać. Nagro­dy, nawet jeśli wie­ści o nich prze­do­sta­ją się do popu­lar­nych mediów, sytu­acji nie zmie­nią.

Nie zmie­nią rów­nież, na szczę­ście, sto­sun­ku zain­te­re­so­wa­nych współ­cze­sną lite­ra­tu­rą do niej samej. Choć­by nawet wyro­ki kapi­tuł nie pokry­wa­ły się z gusta­mi czy­tel­ni­ków, nie prze­sta­ną oni czy­tać, nie zmie­nią zda­nia o danym tek­ście pod wpły­wem uza­sad­nie­nia wer­dyk­tu. Lite­ra­tu­ra to nie kon­kurs, nie spor­to­we zawo­dy. Cią­gle ma coś do zro­bie­nia w świe­cie, ze świa­tem, ze mną jako czy­tel­nicz­ką, z inny­mi czy­tel­ni­ka­mi jako indy­wi­du­al­no­ścia­mi albo człon­ka­mi jakiejś wspól­no­ty. Owszem, są wer­dyk­ty potwier­dza­ją­ce wagę pew­nych pro­jek­tów, powo­du­ją­ce taki kry­tycz­ny i czy­tel­ni­czy oddźwięk, uru­cha­mia­ją­ce pro­mo­cyj­ną machi­nę, któ­ra napę­dza współ­cze­sne lite­rac­kie życie. Są takie, dzię­ki któ­rym szan­sę na zaist­nie­nie w szer­szej świa­do­mo­ści odbior­ców oraz dłu­go­trwa­łe kry­tycz­ne zain­te­re­so­wa­nie zysku­ją mało dotych­czas zna­ni auto­rzy albo debiu­tan­ci – i są one cen­ne, choć rzad­kie. Jed­nak myśląc o roli nagród, odno­szę wra­że­nie, że mimo tym­cza­so­we­go szu­mu, wybu­chów rado­ści i wyra­zów nie­za­do­wo­le­nia – nagro­dy sobie, lite­ra­tu­ra sobie. I niech tak zosta­nie.