debaty / ankiety i podsumowania

Powieść o empatii

Aleksandra Byrska

Głos Aleksandry Byrskiej w debacie "Biurowe książki 2014 roku".

strona debaty

Biurowe książki 2014 roku

To będzie wybór, któ­ry nie pre­ten­du­je do obiek­tyw­no­ści i cało­ścio­we­go spoj­rze­nia. W tym roku w Biu­rze Lite­rac­kim uka­za­ło się wie­le ksią­żek dobrych i waż­nych.  Nowy tom wier­szy Justy­ny Bar­giel­skiej, przy­po­mnie­nie twór­czo­ści Zuzan­ny Gin­czan­ki (spe­cjal­ne ukło­ny dla auto­rów okład­ki!), ale nie tyl­ko te, tak­że inne – choć­by Woja­czek i Tka­czy­szyn-Dyc­ki. Jest jed­nak pew­na książ­ka, któ­ra spra­wi­ła, że tyl­ko o niej może być ten tekst – moje naj­więk­sze Biu­ro­we odkry­cie roku 2014: Powieść o ojczyź­nie Dzwin­ki Mati­jasz.

Wpi­su­ję w wyszu­ki­war­kę to nazwi­sko, aby prze­ko­nać się czy cze­goś nie prze­oczy­łam, i wciąż nie mogę się nadzi­wić, że napi­sa­no o niej tak mało. Z przy­jem­no­ścią więc wyko­rzy­stu­ję oka­zję, aby zwró­cić na nią uwa­gę – to nie­zwy­kła, poru­sza­ją­ca książ­ka!

Zna­my w Pol­sce świet­ne ukra­iń­skie pisar­ki – Sofi­ję Andru­cho­wycz, Natal­kę Śnia­dan­ko, Oksa­nę Zabuż­ko. O Dzwin­ce Mati­jasz nato­miast, przy­zna­ję – nigdy nie sły­sza­łam. Tytuł – Powieść o ojczyź­nie – pozor­nie nie zachę­ca. Trud­no opę­dzić się od natręt­nych jak muchy obaw, że będzie to tekst publi­cy­stycz­ny, wyko­rzy­stu­ją­cy koniunk­tu­rę aktu­al­nych dra­ma­tycz­nych wyda­rzeń na Ukra­inie. Abso­lut­nie nie. Nic z tych rze­czy. Rado­sne roz­cza­ro­wa­nie! Mot­to z Hora­ce­go – dul­ce et deco­rum est pro patria mori – tego nie zmie­ni.

O czym jest? Co tam zatem jest? Skąd tyle bez­ład­nych, emo­cjo­nal­nych pochwał?

Od razu wyja­śniam, że nie podej­mu­ję się rekon­struk­cji wyda­rzeń w tej powie­ści. To wie­lo­głos, powieść-sym­fo­nia, w któ­rej kolej­ne boha­ter­ki prze­ka­zu­ją sobie pro­wa­dze­nie nar­ra­cji. Mówiąc – opo­wia­da­ją rów­no­cze­śnie o sobie i o wszyst­kich. Jak­by to powie­dzia­ła Nan­cy Mil­ler – tka­ją wspól­ną nić, wątek uni­wer­sal­ny bez wzglę­du na zmia­ny deko­ra­cji.

Język – co oczy­wi­ście jest wiel­ką zasłu­gą tłu­ma­cza, a jest nim Boh­dan Zadu­ra – pły­nie nie­zwy­kle wart­kim stru­mie­niem. Nic dziw­ne­go, że w swo­im bie­gu nie­jed­no­krot­nie porzu­ca zna­ki inter­punk­cyj­ne niczym kamie­nie nie­po­trzeb­nie hamu­ją­ce jego bieg. Jest gięt­ki, poto­czy­sty, daje wra­że­nie zaska­ku­ją­cej świe­żo­ści.

Naj­więk­szą siłą pro­zy Dzwin­ki Mati­jasz jest jej wszech-obec­na, wszech-odczu­wal­na empa­tia, czu­łość ogar­nia­ją­ca wszyst­ko i wszyst­kich, któ­ra nie prze­ra­dza się jed­nak w ckli­wość czy sen­ty­men­tal­ność. Nar­ra­tor­ka woła:

Ofe­lio, dziew­czyn­ko, na próż­no tak gorz­ko pła­czesz two­ja bie­da niko­go nie obcho­dzi zosta­je ci tyl­ko głę­bo­ka woda tam gdzie stół pod bia­łym obru­sem sie­dem chle­bów poło­żo­no dla modli­twy cier­pią­ca moja Ofe­lio Nim­fo z jasno­wło­sym war­ko­czem wspo­mnij mnie w swo­jej modli­twie

 I jest w tym jakiś rytm, jakaś magne­tycz­na melo­dyj­ność, któ­ra prze­mie­nia tra­we­sta­cję słów Ham­le­ta w zaklę­cie współ­od­czu­wa­nia – lito­ści nad sobą i nad całym świa­tem. Dużo w tej książ­ce cier­pie­nia, ale takie­go, któ­re podej­mu­je wysi­łek samo­ak­cep­ta­cji, prze­ła­ma­nia, któ­re nie kon­cen­tru­je się na sobie, ale dostrze­ga przez to uważ­niej innych. W ten spo­sób tra­fia­my do tytu­ło­wej ojczy­zny – w tek­ście Mati­jasz nie ma histo­rii, nie ma poli­ty­ki, żad­ne kon­kret­ne wyda­rze­nia nie mają pozor­nie miej­sca – są jed­nak odnie­sie­nia do realiów oraz współ­dzie­le­nia nie­ła­twej codzien­no­ści. Jed­na z boha­te­rek książ­ki mówi:

pod naszą sze­ro­ko­ścią słoń­ce wcze­śnie zacho­dzi w naszych domach prze­cie­ka­ją kra­ny naszym cho­rym gno­ją się rany chcę sko­czyć na spa­do­chro­nie puł­kow­nik mówi z nami nie żar­tu­ją mię­dzy nami i nimi czar­no-bia­ła cisza do puł­kow­ni­ka czę­sto piszą listy boję się czar­nych samo­cho­dów męż­czyzn po cywil­ne­mu (…) wy już wie­cie co wam gro­zi co ty cho­wasz za par­ka­nem zębów nic dobre­go was nie cze­ka

 Inna podob­nie:

hałocz­ka to nie ptak to moja córecz­ka tyl­ko ona za szyb­ko na wyraj pole­cia­ła to wte­dy gdzieś rok minął jak przy­szło do mnie zawia­do­mie­nie o śmier­ci iwa­na dru­ga woj­na szła tyl­ko już nie ta na któ­rą iwa­na zabra­no tyl­ko ja nie od razu zro­zu­mia­łam czy­tam i lite­ry mi przed ocza­mi pły­ną z pra­wa w lewo i z lewa w pra­wo a ja sto­ję i chwie­ję się jak lite­ry i wszyst­ko pły­nie przede mną i wierz­choł­ki sosen drżą jak­by przy samej zie­mi jak od wia­tru wte­dy zro­zu­mia­łam że on nie wró­ci bo woj­na go zabra­ła bo woj­na wszyst­ko zabie­ra

Mati­jasz wędru­je w cza­sie i prze­strze­ni udzie­la­jąc im gło­su – mło­dym i sta­rym, ze wsi i z miast, o róż­nych doświad­cze­niach, ale wszyst­kim w pewien spo­sób takim samym. Jest więc mowa o dora­sta­niu i sta­rze­niu się, miło­ści i utra­tach, woj­nie, bie­dzie, cho­ro­bie i szczę­ściu. Ojczy­zna w książ­ce Mati­jasz to życie, mali żoł­nie­rze bez­rad­nie ata­ku­ją­cy wiel­kie jabł­ko na okład­ce to tyl­ko jej część.

Podzię­ko­wa­nie więc z dygnię­ciem peł­nym wdzięcz­no­ści dla Biu­ra, za to, że mając tak świet­nych pol­skich auto­rów, trosz­czy się jesz­cze o prze­kła­dy. Oby ich było wciąż wię­cej i jed­nych, i dru­gich!

O AUTORZE

Aleksandra Byrska

Urodzona w 1990 roku w Krakowie. Absolwentka filologii polskiej i krytyki literackiej na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz logopedii na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie. Krytyczka, bibliotekarka, poetka. Przygotowuje rozprawę doktorską na temat intymności i skandalu w prozie polskiej po 2010 roku. Wiersze publikowała w „Małym Formacie”, „Wakacie”, „Salt Hill Journal” i „La Piccioletta Barca”. Mieszka w Myślenicach.