02/02/15

XVII, XVIII, XIX

Grzegorz Wróblewski

Strona cyklu

Matrix
Grzegorz Wróblewski

Urodzony w 1962 roku w Gdańsku. Poeta, prozaik, dramatopisarz i artysta wizualny. Autor wielu książek (poezja, dramat, proza); ostatnio m.in. Miejsca styku (2018), Runy lunarne (2019), Pani Sześć Gier (2019), Tora! Tora! Tora! (2020), Cukinie (2021), Letnie rytuały (2022), Niebo i jointy (2023), książka asemic writing Shanty Town (2022), tłumaczony na kilkanaście języków, m.in. na język angielski (Our Flying Objects - selected poems (2007), A Marzipan Factory - new and selected poems (2010), Kopenhaga - prose poems(2013), Let's Go Back to the Mainland (2014), Zero Visibility (2017), Dear Beloved Humans (2023). Dwukrotnie wyróżniony w Konkursie na Brulion Poetycki (1990, 1992). Stypendysta Duńskiej Rady Literatury i Duńskiej Państwowej Fundacji Sztuki. Należy do Duńskiego Związku Pisarzy (Dansk Forfatterforening). Od 1985 roku mieszka w Kopenhadze.

Takie wła­śnie nume­ry nosi­ły trzy legio­ny rzym­skie, roz­gro­mio­ne przez wodza ger­mań­skie­go Armi­niu­sza w Lesie Teu­to­bur­skim w 9 r. n.e. Upa­dek i psy­cho­za… Namiest­nik Rzy­mu, Warus (syn słyn­ne­go Sek­stu­sa Kwink­ty­liu­sza Waru­sa), popeł­nił samo­bój­stwo. Obcię­to mu następ­nie gło­wę i ode­sła­no ją do Rzy­mu. Okta­wian August dostał wte­dy para­noi. Pew­nie wie­le osób koja­rzy sobie jego słyn­ne powie­dze­nie (wspo­mi­nał o nim chy­ba po raz pierw­szy Swe­to­niusz): „Quinc­ti­li Vare, legio­nes red­de – Waru­sie, zwróć mi moje legio­ny”. To była naj­więk­sza klę­ska Impe­rium… Wspo­mi­na­łem o tym tak­że w komen­ta­rzu do jed­ne­go z wier­szy ze zbio­ru Kosmo­nau­ci. XVII, XVIII, XIX – już nigdy wię­cej żaden z legio­nów nie otrzy­mał takie­go nume­ru (klą­twa!). Posta­cią Waru­sa inte­re­so­wa­łem się dość inten­syw­nie. Chy­ba też dzię­ki sio­strze Joan­nie, któ­ra jest filo­lo­giem kla­sycz­nym i mia­łem zawsze pod ręką wspa­nia­łe książ­ki o Kali­gu­li i jego obse­sji wyspy Samos… (mia­łem szczę­ście zoba­czyć na wła­sne oczy ruiny twier­dzy Poli­kra­te­sa). Napi­sa­łem dra­mat pt. Namiest­nik. Bar­dzo moż­li­we, że nie­ba­wem (po wie­lu latach) uka­że się w Pol­sce dru­kiem. Agen­cja Teatru i Dra­ma­tu ADIT (któ­ra ma za zada­nie bro­nić moich tek­stów dra­ma­tycz­nych przed tzw. pira­ta­mi) zamie­ści­ła na swo­jej stro­nie notę na temat tego wła­śnie tek­stu, czy­ta­my tam m.in.:

Mrok i gąszcz ota­cza­ją­ce­go ich lasu sym­bo­li­zu­je nie­uświa­do­mio­ne lęki i oba­wy. Dzię­ki przy­mu­so­wej izo­la­cji wydo­sta­ją się one z umy­słów wojow­ni­ków i zaczy­na­ją żyć wła­snym życiem. Psy­cho­de­licz­no – kry­mi­nal­na zagad­ka pozo­sta­je nie­roz­wią­za­na. Nie wie­my, któ­ra z rze­czy­wi­sto­ści przed­sta­wio­nych przez Rzy­mian jest praw­dzi­wa. Nale­ży chy­ba zary­zy­ko­wać stwier­dze­nie, że praw­da obiek­tyw­na nie ist­nie­je. Wszyst­ko jest grą umy­słu. Ist­nie­je jed­nak tzw. praw­da histo­rycz­na, któ­rą autor pod­da­je pró­bie wła­snej wyobraź­ni a wkrót­ce, miej­my nadzie­ję, publicz­no­ści.

Nie­ste­ty, z tą publicz­no­ścią nigdy nic nie wyszło, sztu­ka pozo­sta­ła zapi­sem lite­rac­kim, bez prze­ło­że­nia na sce­nę. Teatry mają mnie w dupie. Pró­bo­wa­łem w niej opo­wie­dzieć o sza­leń­stwie legio­ni­stów (mokra­dła!), o obcią­żo­nej duszycz­ce Waru­sa, jego prze­czu­ciach i halu­cy­na­cjach przed tra­gicz­ną dla Rzy­mu datą 9 wrze­śnia 9 roku n.e. Dra­mat nie ma dedy­ka­cji, ale napi­sa­łem go praw­do­po­dob­nie z myślą o pew­nym przy­ja­cie­lu, któ­re­go trak­tu­ję jak naj­więk­sze­go Bra­ta, jest mi nie­zwy­kle bli­ską oso­bą. Las Teu­to­bur­ski stał się rodza­jem Mek­ki dla róż­ne­go rodza­ju tajem­nicz­nych sto­wa­rzy­szeń, jego pro­mie­nio­wa­nie sta­le przy­cią­ga nie­zli­czo­ne piel­grzym­ki wyznaw­ców New Age itd. Był nim rów­nież zafa­scy­no­wa­ny Him­m­ler, mają­cy wyraź­ną szaj­bę na punk­cie ger­mań­skich korze­ni (cała ta jego postrze­lo­na dzia­łal­ność, wypra­wy do Tybe­tu, Kata­rzy, szu­ka­nie Gra­ala etc.). Ja tam nigdy dotych­czas nie byłem. Chciał­bym kie­dyś namó­wić na to moje­go przy­ja­cie­la. I jesz­cze raz ADIT:

Legio­nom rzym­skim w Ger­ma­nii źle się dzie­je. Żoł­nie­rzy drę­czy bie­gun­ka; cier­pią z powo­du zim­na, mro­ku i bar­ba­rzyń­skich oby­cza­jów. Mora­le woj­ska słab­nie. Warus, Publiusz i Kwin­ty­liusz utknę­li pośród mokra­deł. Zie­larz i lekarz Kwin­ty­liusz kar­mi towa­rzy­szy zna­le­zio­ny­mi w lesie jago­da­mi, któ­re mają podob­no rege­ne­ru­ją­ce wła­ści­wo­ści. Wyżej wymie­nio­ne jago­dy peł­nią w sztu­ce rolę „prze­łącz­ni­ka sytu­acji”: każ­do­ra­zo­we ich spo­ży­cie rów­na się zmia­nie o sto osiem­dzie­siąt stop­ni.

Bra­cie! Może powin­ni­śmy nakar­mić się w Lesie Teu­to­bur­skim magicz­ny­mi jago­da­mi… Zba­dać spra­wę na miej­scu? 🙂

Wódz Ger­ma­nów, Armi­niusz