Wysokie obroty
dzwieki / RECYTACJE Szymon SłomczyńskiWiersz z antologii Połów. Poetyckie debiuty 2012, zarejestrowany podczas spotkania „Połów 2012” na festiwalu Port Wrocław 2013.
WięcejAutorski komentarz Piotra Nity do wiersza "Dom / Rtęć / Skrzydła".
1.
- ołów jak dom
Czas spływa z nieba, z nieba zstępują potwory. Ptactwo kołuje wokół głodnych pinakli, pinakli umazanych ochrą, szepczących coś z grubsza o geometrii. Grzech jest gdzieś, gdzieś czeka na wypełnienie.
Wypełzanie na ląd trwa nieprzerwanie, nieprzerwanie rosną odnóża. Spóźnialskie wykociły się gady, gady aksamitne i te czarne, te właśnie piór najbardziej zazdroszczą, niemal tak jak włosów. Owijają się wokół wyniosłych pni, pni skupionych jedynie na przemijaniu, nieubabranych działaniem.
Pukle rude ma i króliki płodne za sobą, sobą jest nieśmiało, bo od niedawna. Już śnią jej się świeże owoce zroszone sal mirabile, sal mirabile co wprost ze słowa się zlała, meandrem sen ominąwszy. Nos rozdzielony na dwoje w książkę wściubia się najłatwiej, najłatwiej snom wspinać się po niebielonym pniu.
2.
- w rtęci cały warsztat
Na uciechy spod szypułek gęby rozdziawiają, rozdziawiają zgodnie, zbici stadnie pod dziobkami, dziobkami porzuconego ptactwa, któremu gniazd zabrakło, piskląt również i płci. Rozpalone jak kowadło źródełko częstuje skrawkami młodości, młodości palonej w szkle, w szkle odlanym w kopułki i bańki, w kolby i w menzurki. Po krnąbrnej orbicie krąży parada, parada zwarta grzywami ryb, końskimi skrzelami, ptasimi wylinkami, całą menażerią galopu, szpalerami dziczyzny na oklep ujeżdżanej, ujeżdżanej do żywego gołym zadem.
Słodkie jagody i igraszki przemian przerwanych w pół słowa, słowa, które zanim się stało, już wypaczyło, wypaczyło zadeptane gadzim wpełzaniem, zaszywaniem się w otworach, w zakamarkach tkwieniem robaczym. Obraz to próżnej chwały i smaku poziomki czy granatu, granatu, którego smak zaczyna się czuć, czuć zaraz potem, jak przeminie. Smak morwy wraz z ludzkim zagoniony do baniek, baniek jak batyskafy schodzących w maciczne rewiry, rewiry embrionalnej medytacji
i płodowego wierzgania na pępowinie, którą gdzieś podwinięto.
Na cienkiej skórce rozkosze żołądka i podbrzusza przyrządzane, przyrządzane stadnie, bez zażenowania – piesko, piesko zlizywane soki i płyny wkradające się już do łask alchemii. Sztuka przemiany dotyku w ekstazę tętni spod murawy, murawy grząskiej i wonnej ciałem, ciałem tysięcy. Zapomniana to wiedza, które zwierzę, z którym przyczyniło się do pomieszania, zapomniana to wiedza, które otwory braterskie, które siostrzane, a które sieroce, zapomniana wiedza to – krew najlepszym lubrykantem.
3.
- bractwo złotem lub tombakiem
Kulinaria na ludzkiej bazie, bazie chlastane juchą, juchą wypełniane kichy, kichy wiecznego grające obertasa. Rozlewiska ludnego zgiełku zżarły horyzont, horyzont katorżniczej huty – korony przemysłu pożerania, pożerania się od dziobów, bo krnąbrne są ogony; ogony symfonii niedopisane na czas do rękopisu – grają tu do snu. Przeszywa ta muzyka, te chóry, to instrumentarium na wskroś i dalej, dalej prze napędzane tętnem małżowin ostrze, do zagłębień chętne, chętne jak kutas i do wynurzeń również skłonne, niczym wieloryb z brei bajora fekaliów, fekaliów wyżętych na strunach z ciała wątłego.
Ozdrowieńczą lewatywę lekką ręką przepisano wszystkim grobom, grobom toczonym zgagą krwistą, nicującą pogrzeby jak nieznośnego uczniaka rękawy, rękawy ze zdrapanymi do cna powiekami. Stąd namnażają się lawiny larw rozkochanych w ostrzu, w ostrzu, któremu przepowiedziana została pamięć, pamięć nafaszerowana ku przestrodze gnojówą i szkłem, wkopana pod kieckę, oćwiczona buciorami pod melodię, melodię grozy. Zady żarłocznie wypięte jak niepełne rodzinne mogiły wypatrujące monety, monety chętnej do złożenia w smolny przerębel, przerębel łasy na wszystko, wszystko średnicą równe jest monecie.
Bijący na alarm dzwon z sercem z człowieka, człowieka, z którego tylko smród dynda, dynda i opada wprost w melodię, melodię zębatych wagin. Szczerbate uśmiechy i zjedzone dziąsła, dziąsła przeczesane struną, struną cięta ludzka przekąska, pudło rezonansowe z żeber, z żeber – tej niezdarnej lunetki – nie widać już niczego istotnego. Wciskać co bardziej ludzkie, w co mniej ludzkie zakamarki obmyślono chytrze, chytrze bydlą, przeglądając się w wypiętych otworem lustrach, lustrach na czworaka trawiących nieudolnie, nieudolnie jak tylko można.
- zamknięcie skrzydeł
Po zamknięciu świat spoczywa, spoczywa na brzuchu, leżąc, leżąc na płask w wodzie, w wodzie jasnej i czystej, lśni, niby od olejków lub od matczynego dotyku wprost ze słońca. Na desce jest wszystko – od sęka do sęka.
Od sęka do sęka – obrót o „Dom / Rtęć / Skrzydła”
Osiowe elementy, czyli dom, rtęć i skrzydła wyrastają z desek tryptyku, w epilogu z sęków wschodzi słońce. Dobrze gdy w epilogu coś wschodzi. A dalej: pinakle, sal mirabile, wylinki – rekwizytorium archaiczne, zakurzone, offlinowe; strychy, zgnilizny i brak dodatkowych aplikacji. Dywagacje między tymi atomami dalece niekatulane i równocześnie aspirujące do mówienia o sprawach zasadniczych. Czy mam na to czas?
Mam czasu jak w antykwariacie – ekfraza ospale rusza z obrazu i wtacza się we własne majaki, we własne zwidy. Oddala się od pierwotnej inspiracji i chwilę pływa samodzielnie; jednak szybko przepełnia ją tęsknota za brzegiem. Wraca więc pod obraz – po więcej, pod skórę mu wpełza, chłepce z faktury i z zapachu. Zaczerpnięcia są coraz brutalniejsze. W nowej formie okazują się figuratywne. Czasu jak gnoju.
Rytm wymlaskiwuje się tu powtórzeniami, dyscyplina konstrukcji rozwija się i kwitnie; choć, im dalej w tekst tym, więcej niepokoju. Eden, ziemski padół i piekło różnią się jedynie odcieniami, zbudowane są z jednej cegły. Jedna krew je natlenia. Tętni wtórne obrazowanie. Słowa z obrazu generują kolejne obrazy, galopuje sztafeta znaczeń.
Możliwe wydaje się powstanie obrazu z ekfrazy – by dopełnił się cykl. I powtórzył, i powtórzył, i powtórzył.
Urodzony w 1981 roku. Laureat projektu „Połów 2012”. Poeta. Absolwent Studium Literacko-Artystycznego Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Publikował m. in. w „Czasie Kultury”, „Toposie”, „Arteriach”, „Pograniczach”. Mieszka w Częstochowie.
Wiersz z antologii Połów. Poetyckie debiuty 2012, zarejestrowany podczas spotkania „Połów 2012” na festiwalu Port Wrocław 2013.
WięcejWiersz z antologii Połów. Poetyckie debiuty 2012, zarejestrowany podczas spotkania „Połów 2012” na festiwalu Port Wrocław 2013.
WięcejWiersz z antologii Połów. Poetyckie debiuty 2012, zarejestrowany podczas spotkania „Połów 2012” na festiwalu Port Wrocław 2013.
WięcejRecenzja Pawła Dunina-Wąsowicza z książki Połów poetyckie debiuty 2012 .
WięcejKomentarz Seweryna Górczaka do wiersza „I. Orzełek. Zabij mi jakiegoś Żyda”.
WięcejKomentarz Macieja Papierskiego do wiersza „u kresu”.
WięcejAutorski komentarz Dawida Kujawy do wiersza „#5”
WięcejKomentarz Macieja Kulisa do wiersza „Herbatka”.
WięcejAutorski komentarz Patryka Czarkowskiego do wiersza „pytanie”.
WięcejAutorski komentarz Oliwii Betcher do wiersza „przestrzenny”.
WięcejJoanna Mueller, współredaktorka antologii Połów. Poetyckie debiuty 2012, o wierszach Szymona Słomczyńskiego.
WięcejKarol Maliszewski, współredaktor antologii Połów. Poetyckie debiuty 2012, o twórczości Dawida Kujawy.
WięcejMarta Podgórnik, współredaktorka antologii Połów. Poetyckie debiuty 2012, o twórczości Macieja Papierskiego.
WięcejZ Maciejem Kulisem o książce Połów. Poetyckie debiuty 2012 rozmawia Roman Honet.
WięcejRoman Honet, współredaktor antologii Połów. Poetyckie debiuty 2012, o twórczości Macieja Kulisa.
WięcejJoanna Mueller, współredaktorka antologii Połów. Poetyckie debiuty 2012 o wierszach Seweryna Górczaka.
WięcejMarta Podgórnik, współredaktorka antologii Połów. Poetyckie debiuty 2012, o twórczości Oliwii Betcher.
WięcejZ Patrykiem Czarkowskim o książce Połów. Poetyckie debiuty 2012 rozmawia Roman Honet.
WięcejRoman Honet, współredaktor antologii Połów. Poetyckie debiuty 2012, o twórczości Patryka Czarkowskiego.
WięcejJoanna Mueller współredaktorka antologii Połów. Poetyckie debiuty 2011 o twórczości Katarzyny Kaczmarek, Macieja Taranka i Joanny Żabnickiej.
Więcej