Wszystko jest zmienne.
Głos Karoliny Świerczak w debacie "Wielki kanion".
strona debaty
Wielki kanionW klasie maturalnej byłam zmuszona przebrnąć przez kilka podstawowych „lektur” bądź przynajmniej przejrzeć opracowania cyklicznie pojawiających się na egzaminie dojrzałości dzieł literackich. Jako że wychowałam się w czasach świadomej destrukcji, szybko okazało się, że należę do odłamu narodu, który wybitnie zawala obowiązki i odkłada absolutnie wszystkie najistotniejsze sprawy w swoim życiu na tak zwaną ostatnią chwilę.
Także biorąc pod uwagę moje olbrzymie zamiłowanie do łapania oddechu i odpoczywania przed samą metą, co by przypadkiem nie osiągnąć sukcesu, tydzień przed egzaminem, który miał zaważyć na kolejnych kilku latach mojej edukacji, udałam się na drinka w towarzystwie znajomych. Po godzinie zaczęłam sygnalizować bliskim, że muszę powoli, z naciskiem na powoli, zmierzać w stronę domu, ponieważ mam kilka opracowań lektur do przeczytania. Lecz zamiast „do zobaczenia”, „na razie”, „trzymaj się”, „powodzenia”, odpowiedzią moich kolegów i koleżanek był śmiech i jednogłośne „żartujesz? Kto czyta lektury?”
No właśnie, dobre pytanie.
Panuje przekonanie, że „lektura” w szkole jest czymś, przez co z bólem trzeba przebrnąć, a jeśli nie należysz do grona masochistów, to powinieneś pokusić się chociaż o przeczytanie streszczenia albo obejrzenie filmu na podstawie danego dzieła.
Mój przyjaciel stwierdził, że do czytania książek należy dorosnąć. Popiera tę tezę własnym doświadczeniem, ponieważ do dwudziestego roku życia miał na swoim koncie jedną przeczytaną pozycję, Psa, który jeździł koleją.
Natomiast ja, w swoim krótki dwudziestodwuletnim życiu, uważam, że przeczytałam masę książek, z czego jedynie dwie były lekturami szkolnymi.
Zaś inny mój kolega zachwycał się Zbrodnią i karą Dostojewskiego, kiedy dla mnie o wiele większe znaczenie miał Gracz tego samego autora.
Nie istnieje patent na wszystko i wszystkich, ponieważ na całe szczęście każdy jest inny. Idąc tym tropem, nie zaproponujemy jednego kanonu dla całego narodu. Więc może należy pozostawić to kwestią wyboru, ustalić pewną liczbę dzieł o danej tematyce i niech czytają!
Tu rozdzi się pytanie, jak sprawdzić, czy przeczytali? Przecież nauczyciel, wykładowca czy profesor nie będzie teraz czytał każdej z wybranych przez studentów pozycji. Odpowiedź jest prosta, jeśli decydujemy się na dane dzieło, to z jakiegoś powodu, w końcu nic nie dzieje się bez przyczyny. Zamiast streszczać książkę, opowiadać o fabule i bohaterach, niech „czytelnik” napisze recenzje, zaargumentuje swój wybór.
W szkole nie wymaga się od młodych ludzi czytania, tylko wiedzy o literaturze, znajomości kanonu. Na to kładziony jest największy nacisk. Nie jesteśmy uczeni samodzielnego myślenia. Każdy sprytniejszy młody człowiek, który ma dostęp do internetu, omówi Lalke, czy Pana Tadeusza. Problem w tym, że tymi samymi słowami, nie swoimi.
Kolejnym ważnym aspektem jest sposób, w jaki przekonać naród do czytania. Nikt nie mówi o tym, dlaczego warto czytać. W dzieciństwie mój ojciec powtarzał „przeczytaj cokolwiek, chociaż znaczek pocztowy!” Długo nie rozumiałam czemu tak mu na tym zależy, co do cholery jest na tym znaczku, czego nie widzę?! Natomiast w mojej edukacyjnej historii nauczyciele języka polskiego powtarzali „Czytanie jest ważne”. Słowo „ważne” towarzyszy nam przez całe życie i rzadko kojarzone jest z czymś przyjemnym. Spróbuję zamienić ten wyraz na dwa inne, np.: „pozytywne w skutkach”, a następnie rozwinąć.
„Czytanie jest pozytywne w skutkach, ponieważ poprawia pamięć, wzbogaca słownictwo, buduje poczucie własnej wartości, daje nowe tematy do rozmów, pobudza wyobraźnie.”
To dobry początek dyskusji, bo o tym należy rozmawiać. Zresztą jak o każdym problemie (tak przynajmniej mówią terapeuci), a że z czytaniem jest spory kłopot, to jest dużo do powiedzenia.
Sporna zostaje kwestia dzieł historycznych, o tematyce narodowościowej i ją przemilczę, niczym temat niechcianej ciąży przy obiedzie.
Bardzo mi przykro, ale musimy się z tym pogodzić – historia nie jest już najistotniejszą z prawd! Za nic mamy sobie daty, ledwo pamiętamy o urodzinach taty, rocznicy ślubu, czy dniu babci.
Ludzi dobija nawał informacji codziennych; telewizja, gazety, internet, prędkość, zmienność…
Podstawowe pytanie brzmi „kto z nowych polskich pisarzy powinien znaleźć swoje trwałe miejsce w kanonie polonistycznych lektur?” Nie uważam, iż istnieje jeden autor, którego powieść należy wpisać w kanon lektur. Jednak jeśli ode mnie zależałaby decyzja, wybrałabym Młodość chłopczyka Anny Żakowicz, ponieważ w literaturze proponowanej przez Ministerstwo Edukacji brakuje dzieł poruszających temat sztuki, która kształtuje zmysł estetyczny i pobudza wyobraźnię.