Justyna Hanna Orzeł: Co to właściwie jest „włoskojęzyczna poezja szwajcarska”? W antologii Szyby są cienkie znalazły się wiersze autorów szwajcarskich i włoskich ściśle związanych ze Szwajcarią włoskojęzyczną. Sam często powtarzasz, że Ticino to ziemia pogranicza. Czym jest zatem „szwajcarskość” tego projektu, co łączy poetów, których utwory mieszczą się w książce, i, wreszcie, co w tamtejszej rzeczywistości może świadczyć o przynależności do kultury regionu?
Fabiano Alborghetti: Przede wszystkim, bardzo trudno jest określić, czym jest poezja szwajcarska w ogóle. Trzeba pamiętać, że w Szwajcarii mamy podział na trzy języki główne (niemiecki, francuski, włoski) i jeden mniejszościowy – retoromański. Można powiedzieć, że o odrębności włoskojęzycznej poezji szwajcarskiej świadczą pewne cechy obecne w warstwie tematycznej czy formalnej, ale widoczne są w niej też wpływy ze strony pobliskich Włoch.
Poeci, których wiersze przedstawione są w antologii, przynależą do uniwersum kulturalno-językowego Szwajcarii włoskojęzycznej, a dokładnie Ticino – z różnych powodów: urodzili się w Szwajcarii; stali się Szwajcarami na drodze nadania obywatelstwa; są Włochami, mieszkającymi we wspomnianym kantonie lub też mieszkającymi w Italii, a ze Szwajcarią utrzymującymi stały kontakt nie tylko jako pisarze, ale również jako osoby współtworzące i promujące kulturę regionu poprzez festiwale, publikacje czy inne inicjatywy. Kilka przykładów: Yari Bernasconi jest Szwajcarem urodzonym w Lugano, ale mieszka w Bernie, w części niemieckojęzycznej. Podobnie Vanni Bianconi – urodził się w szwajcarskim Locarno, ale żyje w Londynie. Ja jestem Szwajcarem i mieszkam w Ticino. Matteo Campagnoli jest Włochem i we Włoszech pozostał, ale ze wspomnianym kantonem ma tak stałe i silne powiązania, że można rzec, iż uczestniczy bardziej w życiu kulturalnym Szwajcarii włoskojęzycznej niż w tym włoskim. Massimo Gezzi jest Włochem, który mieszka w Ticino – dla Włochów jest poetą włoskim, a Szwajcarzy uważają go za „Włocha ze Szwajcarii”.
Kwestia granicy dotyczy nas w sposób szczególny, chociażby ze względów geograficznych – Ticino graniczy nie tylko z Włochami, ale też z innojęzycznymi kantonami Szwajcarii. Jak widać, temat ten pojawia się i przetwarza również w poszczególnych historiach pisarzy, wskutek czego mamy do czynienia z kształtowaniem się z jednej strony bardzo silnej tożsamości, a z drugiej – nie do końca określonej, takiej, która powstaje na skrzyżowaniu. Łączy je, nieodmiennie, więź z terytorium.
„Szwajcarskość”, o którą pytasz, jest więc czymś jasnym i zrozumiałym dla nas, a równocześnie bardzo trudno wyjaśnić jej istotę komuś, kto nie jest w naszej skórze. Bezustannie mierzymy się i równamy z innymi kulturami, z różnorodnością wewnątrz granic własnego kraju, z sąsiadującymi państwami lub z miejscami, skąd pochodzimy, i, wreszcie, z wyborami, jakich dokonuje każdy z nas.
Ten polsko-szwajcarski projekt translatorski – w ramach którego pierwsza publikacja ukazała się w 2012 roku w szwajcarskiej Bellinzonie jako jedna z inicjatyw polskiej odsłony festiwalu literatury i przekładu Babel, a druga, obecna, ukazuje się właśnie teraz w Polsce – zakładał, że autorami przekładów będą poeci. Zarówno wtedy, jak i teraz, jego realizacja wymagała zbudowania wielu mostów.
Tak, istotą tego projektu jest przekonanie, że możliwy jest bardzo dobry przekład, nawet bez znajomości języka wyjściowego – tak było w przypadku antologii z wierszami polskich poetów wydanej w Szwajcarii przez Edizioni Casagrande – pracowaliśmy wtedy przy pomocy tłumaczeń dosłownych lub istniejących przekładów w „lingua franca”, najczęściej angielskich. By doprowadzić do publikacji tomu w Polsce, twórcy tłumaczyli bezpośrednio z języka włoskiego na polski (jak Joanna Wajs) lub podobnie, jak my, w 2012 roku. Nie wystarczyło mieć tylko dobre chęci – teksty za jednym i drugim razem zostały poddane lekturze i korekcie osób władających obydwoma językami. Nic nie zostało pozostawione zatem czystemu przypadkowi – to, co sprawiło, że dotarliśmy do celu, to z pewnością wrażliwość poety, który tłumaczy wiersze innego poety, i jego otwartość, rodzaj zgody na sytuację, w jakiej nie będzie miał do dyspozycji wiedzy o oryginalnym języku, tylko oczy własnej wrażliwości, oczy troski, dbałości o tekst. Udało nam się tego dokonać dzięki skonstruowaniu wielu mostów, dialogowi między poezją a poetami i, miejmy nadzieję, między poezją a czytelnikami.
Gdy poeta, mający własny – rzecz jasna – odrębny poetycki wyraz i warsztat tłumaczy wiersze innego poety, wpływa to bez wątpienia na efekt pracy. Czytając „wzajemne” przekłady utworów niektórych twórców, miałam czasem szczególne wrażenie pewnego rodzaju siostrzeństwa tej poezji.
W 2012 roku pracowałeś nad tłumaczeniami wierszy Macieja Woźniaka, korzystając z istniejących przekładów utworów na język angielski. Nie jesteś tłumaczem, ale poetą – jak wspominasz to doświadczenie?
Szczerze? Pamiętam obawę. Strach, że nie będę w stanie precyzyjnie oddać piękna, mistrzostwa jego wersów, że nie będę czuł tego samego, co on w chwili, gdy powstawały. Niepokój okazał się nieuzasadniony – kiedy odkryłem, czym, w każdej warstwie, wyróżniają się teksty Macieja, zrozumiałem, jaką drogą powinienem pójść. Bawiłem się więc, tworząc asonanse, rytm, frazy identyczne znaczeniowo względem oryginału, ale bardziej „moje” w przekładzie. Tu i tam dodałem „dźwięk”, który tak bardzo liczy się w moich własnych wierszach, nie ujmując jednak niczego tożsamości poetyckiego wyrazu autora. Tłumaczyć to zawsze, w gruncie rzeczy, odrobinę zdradzać. Wiem, że i Maciej pracował nad moimi tekstami z podobną delikatnością, wrażliwością, ale i energią, wypełniając je pomysłami nie do pomyślenia w języku wyjściowym, które po polsku okazały się tak znakomite, że chwilami lepsze od oryginału. Sądzę, że tylko poeta może dokonać czegoś podobnego.
Szwajcarska poezja włoskojęzyczna to w Polsce zagadnienie mało znane. Jakich wymieniłbyś jej ojców – mistrzów? A jak wygląda współczesna jej panorama?
Mówiąc o mistrzach – literackich ojcach, musimy spojrzeć wstecz, pamiętając jednak, że poezja Szwajcarii włoskojęzycznej jest mimo wszystko zjawiskiem relatywnie niedawnym. Wymieniłbym na pewno autorów takich jak: Francesco Chiesa (1871–1973), Giovanni Bianconi (1891–1981), Felice Menghini (1909–1947), ale jest jeszcze wielu, wielu innych, piszących po włosku lub w dialekcie, jak Ugo Canonica (1918–2003).
Punktem zwrotnym szwajcarskiej poezji języka włoskiego stała się jednak dopiero twórczość Giorgia Orellego (1921–2013), który swoje książki publikował w Szwajcarii i we Włoszech, już za życia ciesząc się wielkim uznaniem krytyków i zainteresowaniem czytelników. W kontekście pisarzy współczesnych należy wspomnieć Alberta Nessiego (1940) i Fabia Pusterlę (1957). Ten drugi zyskał miano jednego z największych poetów swojego pokolenia nie tylko w Szwajcarii, lecz także w Italii. Pozostając w temacie pokolenia, ale kolejnego – powiedziałbym, że wybitni są Yari Bernasconi (1982) oraz Pierre Lepori (1968). Oczywiście, nie mogę przywołać tu wszystkich nazwisk poetów, którzy na to zasługują, nawet jeśli chciałbym to zrobić. Wiersze niektórych spośród tych współczesnych czy „młodych” znajdują się jednak w wydanej właśnie antologii i mówią same za siebie.
W Konfederacji Szwajcarskiej językami urzędowymi są niemiecki, francuski, włoski i retoromański. Jak ta różnorodność wpływa na kondycję literatury, rynek wydawniczy i cyrkulację publikacji?
Odpowiem za pomocą anegdoty, którą opowiedział Fabio Pusterla, gdy zadano mu podobne pytanie: cztery obszary językowe Szwajcarii są jak cztery indywidualne osoby, które każdego dnia udają się do pracy do tego samego wysokiego budynku. Wchodzą do windy, uśmiechają się do siebie, witają, zamieniają dwa słowa o pogodzie, i gdy ta dojeżdża na odpowiednie piętro, wysiadają, udając się każda w swoim kierunku. Nie kontaktują się ze sobą, aż do kolejnego ranka, gdy sytuacja się powtarza.
Jednym z powodów, dla których Pro Helvetia tworzy rozmaite programy translatorskie w granicach Konfederacji, jest właśnie chęć wzajemnego zbliżenia i poznania literatur naszych „sąsiadów – współlokatorów”. Koledzy z pracy, mniej lub bardziej, ale znają się lub przynajmniej kojarzą. Przeciętny czytelnik często nie ma jednak pojęcia o tym, jakie książki publikuje się w pozostałych częściach Szwajcarii. To tak, jakby mieć cztery państwa w obrębie jednego narodu. Na szczęście, korzystamy z rozmaitych inicjatyw promujących literaturę, wymian kulturalnych, konferencji, spotkań, które ułatwiają tę wielostronną znajomość, niwelując tym samym, przynajmniej częściowo, granice.
Czy językiem Szwajcarii jest zatem przekład? Taka idea przyświeca tegorocznej, dziesiątej edycji festiwalu Babel w Bellinzonie, poświęconej właśnie literaturom Szwajcarii.
Szwajcarski pisarz francuskojęzyczny Charles F. Ramuz stwierdził w 1937 roku, że nie istnieje coś takiego jak szwajcarska tożsamość (wyobrazić można sobie tylko tę kantonalną), a jedynym, co łączy Szwajcarów, są uniformy listonoszy.
Może więc, jak słusznie zauważasz, wspólnym językiem Szwajcarii jest właśnie przekład, niekończący się proces obalania granic, barier lingwistycznych, geograficznych. Co więcej, może właśnie najodpowiedniejszym pomysłem jest dokonywanie tego poprzez literaturę: nie bez powodu festiwal Babel, którego dziewięć edycji poświęconych było innym krajom, w tym roku oddaje głos i przestrzeń „własnym” językom: niemieckiemu i jego szwajcarskim dialektom, włoskiemu, francuskiemu, romansz, językom imigracji, rozmaitym formom języka mówionego.