recenzje / IMPRESJE

Swoboda jako postulat.

Radosław Wiśniewski

Esej Radosława Wiśniewskiego towarzyszący premierze antologii Radio Swoboda, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 26 października 2015 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

To trud­ne zada­nie napi­sać kil­ka zdań o anto­lo­gii, do tego poezji obco­ję­zycz­nej szcze­gól­nie, gdy nie do koń­ca jest jasne na jakim pomy­śle jest zbu­do­wa­na. Być może to chwi­lo­wy roz­błysk świa­tła na obce morze jakie rzu­ca latar­nia mor­ska. Coś się uka­zu­je na chwi­lę, na mgnie­nie oka, zary­so­wu­ją się kon­tu­ry, moż­na odróż­nić kil­ka kształ­tów i zapa­da ciem­ność. „Radio Swo­bo­da” czy­li wier­sze dzie­się­ciu poetów rosyj­skich w prze­kła­dzie Zbi­gnie­wa Dmi­tro­cy spra­wia wła­śnie takie wra­że­nie – chwi­lo­we­go (z punk­tu widze­nia czy­tel­ni­ka) naświe­tle­nia jakie­goś obsza­ru, bądź co bądź bli­skie­go, a zara­zem nie­zna­ne­go. Jakiś pomysł tutaj jest – anto­lo­gia wędru­je od naj­star­sze­go do naj­młod­sze­go auto­ra, ale o dzi­wo wier­sze zda­ją się nie być wca­le coraz młod­sze, wręcz prze­ciw­nie – poety­ka otwie­ra­ją­ce­go zbiór „Radio Swo­bo­da” Wia­cze­sła­wa Kupri­ja­no­wa kipi dzi­ko­ścią i świe­żo­ścią, któ­rej nie powsty­dził­by się naj­młod­szy, zamy­ka­ją­cy anto­lo­gię Lew Obo­rin. Może nawet tro­chę go prze­ra­sta. Co swo­ją dro­gą było­by cie­ka­wym odkry­ciem, gdy­by dało się potwier­dzić. Bra­ku­je mi tro­chę jakiejś noty tłu­ma­cza na temat jego wła­snych badań tere­no­wych poezji rosyj­skiej, któ­ra dawa­ła­by poję­cie na ile te wier­sze są repre­zen­ta­tyw­ne dla tego co się dzie­je w rosyj­skiej liry­ce. Czy może to bar­dziej oso­bi­sty wybór, może wynik włó­czę­gow­skiej, lite­rac­kiej pasji?

Załóż­my jed­nak, że w grę nie wcho­dzi tutaj żaden zło­żo­ny klucz i moż­na spró­bo­wać potrak­to­wać ten wybór jako rodzaj prze­ko­nu­ją­cej opo­wie­ści o rosyj­skiej poezji pierw­szych kil­ku­na­stu lat XXI wie­ku. Wyglą­da zatem po lek­tu­rze anto­lo­gii na to, że to tytu­ło­we Radio Swo­bo­da to cią­gle jesz­cze jest jakiś pro­jekt do speł­nie­nia w przy­szło­ści. Radio „Swo­bo­da” – war­to to dopo­wie­dzieć – to dzia­ła­ją­ca cią­gle sta­cja radio­wa, agen­da daw­ne­go Radia Wol­na Euro­pa a wśród auto­rów anto­lo­gii znaj­du­ją się dwie oso­by zwią­za­ne z tytu­ło­wą roz­gło­śnią. Dużo tutaj mowy wią­za­nej, rymo­wa­nej, syla­bo­to­nicz­nej i to chy­ba róż­nie uda­nie zasto­so­wa­nej lub prze­tłu­ma­czo­nej (trud­no oce­nić, gdy książ­ka nie zawie­ra ory­gi­na­łów tek­stów). Spo­ro poezji bli­sko realiów, histo­rio­zo­fii, zie­mi, ojczy­zny, rodi­ny, cho­ciaż oczy­wi­ście czę­sto dość iro­nicz­nie usta­wia­nej w rela­cji do jed­nost­ki. Czuć, że wisi w powie­trzu jakiś duch, zja­wa, któ­ra cią­gle wyzna­cza lite­ra­tu­rze powin­ność, no cho­ciaż­by powie­dze­nia, że nie jest tak pięk­nie i wspa­nia­le jak się wyda­je, skrzy­wie­nia ust, może nawet splu­nię­cia na bruk. Ta poezja nie może i nie chce uwal­niać się zupeł­nie od roli spo­łecz­nej, pró­bu­je ją grać, zara­zem wchła­nia­jąc inne, obce nur­ty, pró­bu­je mowy kolo­kwial­nej, a zara­zem sta­ro­żyt­ne­go ryt­mu, rymu, miłej dla oka, ale chy­ba nie­co cia­snej este­ty­ki wier­sza syla­bo­to­nicz­ne­go (Andriej Rodio­now, Dmi­trij Wodien­ni­kow, Igor Bie­łow). Bywa, że poszu­ku­je jakie­goś ban­da­żu, pla­stra na histo­rycz­ne prze­strze­li­ny (Linor Gora­lik). Bywa, że igra­ją sobie z symu­la­kra­mi kul­tu­ry (Igor Bie­łow, Wia­cze­sław Kupri­ja­now). Zara­zem wszyst­kie te wier­sze zgrab­nie ucie­ka­ją od pato­su, bywa, że wca­le zwin­nie i zgrab­nie.

Jed­nak swo­bo­da, wol­ność – na przy­kład od wszyst­kie­go – to cią­gle chy­ba jest bar­dziej postu­lat niż real­ność. Nawo­ły­wa­nie roz­gło­śni gdzieś spo­za Rosji, cho­ciaż po rosyj­sku. Odmo­wa współ­udzia­łu, któ­ra była tak istot­na i for­ma­tyw­na dla pol­skich doświad­czeń arty­stycz­nych, ale przede wszyst­kim – lite­rac­kich – sprzed trzy­dzie­stu lat wyda­je się cią­gle nie­moż­li­wa w Rosji XXI wie­ku. Nie da się po pro­stu być sobą, trze­ba się dookre­ślić, opo­wie­dzieć, cho­ciaż­by poprzez nega­cję, bo odmo­wa cią­gle będzie jesz­cze wystę­po­wa­niem po jed­nej ze stron bary­ka­dy, a nie po pro­stu wyj­ściem poza boisko, odmo­wą gry. Być może to głę­biej umo­co­wa­ne inne poję­cie rela­cji jed­nost­ki do zbio­ro­wo­ści spra­wia, że przy całej swo­jej dezyn­wol­tu­rze, cza­sem zło­ści – te wier­sze cią­gle się jakoś usto­sun­ko­wu­ją do świa­ta rze­czy i zda­rzeń, język pozo­sta­je cią­gle oknem na świat, a nie świa­tem samym w sobie.

Czy to źle? Nie wiem. Na pew­no ina­czej.

O autorze

Radosław Wiśniewski

Urodzony w 1974 roku. Poeta, krytyk literacki. Współzałożyciel i redaktor naczelny kwartalnika „Red.". Mieszka w Brzegu.

Powiązania