debaty / ankiety i podsumowania

Dwie dziecinady, jedne przebrane, ale prozy trochę za mało

Magdalena Wołowicz

Głos Magdaleny Wołowicz w debacie "Biurowe książki 2015 roku".

strona debaty

Biurowe książki 2015 roku

Zbli­ża się koniec roku, a to naj­lep­szy czas na pod­su­mo­wa­nia. W Biu­rze Lite­rac­kim nie próż­no­wa­no. W 2015 roku wyszło 27 ksią­żek, spo­śród któ­rych kil­ka zosta­ło wyróż­nio­nych pre­sti­żo­wy­mi nagro­da­mi. Nie o tych publi­ka­cjach jed­nak chcę pisać, ale o tych, któ­re dla mnie były naj­waż­niej­sze, bo zachwy­ci­ły pomy­słem, przy­bli­ży­ły to, co nie­zna­ne i zgro­ma­dzi­ły w jed­nym miej­scu wier­sze roz­pro­szo­ne po autor­skich tomi­kach.

Zacznij­my zatem od tej książ­ki, a raczej dwóch, któ­re uję­ły mnie nie tyl­ko tre­ścią, ale rów­nież for­mą. To publi­ka­cje dla dzie­ci. Pierw­sza z nich – Przed­szkol­ny sen Marian­ki autor­stwa Jac­ka Pod­sia­dły – to kolo­ro­wa i dow­cip­na opo­wieść o sze­ścio­let­niej Marian­ce, któ­ra od wrze­śnia ma iść do pierw­szej kla­sy. Pod­sia­dło w śnie swej boha­ter­ki przed­sta­wił zwa­rio­wa­nych nauczy­cie­li i ich lek­cje, a wszyst­ko zilu­stro­wał Daniel de Lato­ur. Nie czas i nie miej­sce jed­nak, by stresz­czać całą opo­wieść, jed­no tyl­ko rzec chcę, ta książ­ka poma­ga oswo­ić dzie­cia­ki ze stra­chem przed pierw­szym dniem szko­ły. Wiem to z autop­sji, ponie­waż moja chrze­śni­ca w tym roku szła do pierw­szej kla­sy. Wpraw­dzie nie bała się nowych wyzwań, jej oba­wy doty­czy­ły tego, że się zanu­dzi w szkol­nej ław­ce. I tu z pomo­cą przy­szedł Pod­sia­dło. Wypie­ki na policz­kach pod­czas wspól­nej lek­tu­ry chy­ba są naj­lep­szym dowo­dem na to, że pomysł na wyda­nie Przed­szkol­ne­go snu Marian­ki był strza­łem w dzie­siąt­kę.

Podob­nie rzecz się ma ze Spo­so­ba­mi na zaśnię­cie, choć w tym wypad­ku zasta­no­wi­ła­bym się, czy tytuł książ­ki jest odpo­wied­ni. Bo jak się czy­ta o tych wszyst­kich wie­lo­ry­bach, ska­czą­cych pchłach, pocią­gach, a do tego jesz­cze patrzy na gale­rię róż­no­rod­nych tech­nik ilu­stra­cyj­nych, to raczej się czło­wiek roz­bu­dza niż ukła­da grzecz­nie gło­wę do snu. Ale to nie­istot­ne, tytuł nie­tra­fio­ny, za to zawar­tość inspi­ru­ją­ca. Dla dzie­ci i dla doro­słych, do wspól­ne­go czy­ta­nia, figlo­wa­nia, wymy­śla­nia zabaw i pytań. Po takim mara­to­nie dzie­cię­cej poezji to raczej rodzi­ce pad­ną wykoń­cze­ni na łóż­ko.

Przejdź­my teraz do spraw doro­słych. Anto­lo­gie. Lubię, bo w jed­nym miej­scu gro­ma­dzą esen­cję, są jak soczew­ka, któ­ra sku­pia wszyst­ko to, co naj­waż­niej­sze. W takiej publi­ka­cji odbi­ja się rów­nież oso­bo­wość redak­to­ra, bo to on wła­śnie dobie­ra według swo­je­go kon­cep­tu utwo­ry do anto­lo­gii. Nie wiem, czym się kie­ro­wał Artur Bursz­ta reda­gu­jąc 100 wier­szy pol­skich sto­sow­nej dłu­go­ści, ale przy­znać muszę, że wpi­sał się w moje gusta. To chy­ba naj­waż­niej­sza dla mnie książ­ka wyda­na w 2015 roku w Biu­rze Lite­rac­kim. Są tu wier­sze poetów, z któ­ry­mi zaczy­na­łam swo­ją przy­go­dę z poezją współ­cze­sną. Pra­wie niko­go nie bra­ku­je. Mam w jed­nym tomie Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go, Sosnow­skie­go, Pod­gór­nik, Zadu­rę, Jawor­skie­go, Mache­ja, Wie­de­man­na, Maje­ra­na, Róże­wi­cza, Pod­sia­dłę. Nie zabra­kło też młod­sze­go poko­le­nia – Zawa­dy, Szy­cho­wiak, Hone­ta, Muel­ler. Zała­pa­li się rów­nież Gra­baż i Janer­ka. Mia­łam przy oka­zji czy­ta­nia zaba­wę, bo Bursz­ta prze­wrot­nie nie umie­ścił nad wier­sza­mi nazwisk auto­rów, więc zga­duj zga­du­la, kto tekst napi­sał?

Szko­da, że w mija­ją­cym roku Biu­ro nie wyda­ło wię­cej ksią­żek pro­za­tor­skich. Z trzech pozy­cji, któ­re wyszły, mia­łam oka­zję prze­czy­tać tyl­ko Kocha­jąc Henry’ego Gre­ena, któ­ra jed­nak nie bar­dzo przy­pa­dła mi do gustu i choć wiem, że Biu­ro wyda­je przede wszyst­kim poezję i książ­ki z nią zwią­za­ne, to ja jed­nak mam prze­wrot­ne życze­nie, by w 2016 roku poja­wi­ło się wię­cej pro­zy.