22/02/16

Odrętwienie

Paweł Tański

Strona cyklu

Śpiew języka
Paweł Tański

Urodzony w 1974 roku w Toruniu. Historyk literatury i krytyk literacki. Autor książek o literaturze, współredaktor prac zbiorowych. Mieszka w Toruniu.

Mój tekst jest gło­sem postu­la­tyw­nym w dzien­ni­kar­stwie muzycz­nym w tym sen­sie, że bra­ku­je mi w mediach pogłę­bio­nej reflek­sji nad tek­sta­mi pio­se­nek, szcze­gól­nie utwo­rów w idio­mie roc­ko­wym, w sty­lach i gatun­kach roc­ko­wych. W mediach, dzien­ni­kar­stwie, doty­czą­cym kul­tu­ry popu­lar­nej, domi­nu­je w kry­ty­ce muzycz­nej styl namy­słu nad tek­sta­mi pio­se­nek, któ­ry moż­na by okre­ślić mia­nem „sła­be­go”, mój głos jest zatem pró­bą zapro­sze­nia do dys­ku­sji nad tym aspek­tem funk­cjo­no­wa­nia współ­cze­snych mediów.

W niniej­szym arty­ku­le doko­nam inter­pre­ta­cji tek­stów utwo­rów słow­no-muzycz­nych Bła­że­ja Kró­la z płyt Nie­lot (wyd. Thin Man Records, 2014, 8 utwo­rów) oraz Wij (wyd. Kay­ax, 2015, 9 pio­se­nek). Zacznij­my nasze reflek­sje od namy­słu nad zna­cze­niem tytu­łów albu­mów. Tytuł krąż­ka Nie­lot wpro­wa­dza nas w krąg pro­ble­mo­wy zawar­to­ści pły­ty – to meta­fo­ra, ozna­cza­ją­ca emo­cje boha­te­ra tych pio­se­nek – poczu­cie przy­gnę­bie­nia, zre­zy­gno­wa­nia, smut­ku, depre­sji, nie­moż­no­ści wita­li­zmu i ener­gii życio­wej. Przy­po­mnij­my, że sło­wo „nie­lot” to okre­śle­nie pta­ka, któ­ry wtór­nie w wyni­ku ewo­lu­cji utra­cił zdol­ność lotu (z powo­du bra­ku zagro­żeń ze stro­ny dra­pież­ni­ków lub obra­nia innej stra­te­gii prze­trwa­nia). Tytuł Nie­lot ozna­cza zatem stan doj­mu­ją­cej melan­cho­lii, zagu­bie­nia, klę­ski, bólu, lęku, samot­no­ści, nie­szczę­ścia, gło­du unie­sień. Te odczu­cia odda­je rów­nież stro­na muzycz­na tych pio­se­nek – to kom­po­zy­cje nie­zwy­kle smut­ne, odda­ją­ce uczu­cia doj­mu­ją­cej i wszech­ogar­nia­ją­cej tęsk­no­ty, cier­pie­nia, lamen­tu, roz­pa­czy, sko­wy­tu. Podob­nie jest na kolej­nym albu­mie Bła­że­ja Kró­la – muzy­ka jest tutaj depre­syj­na, ciem­na, pora­ża­ją­ca i przy­tła­cza­ją­ca. Tytuł Wij może­my inter­pre­to­wać dwo­ja­ko. Z jed­nej stro­ny, jak poda­je Słow­nik Języ­ka Pol­skie­go – „wij” to „przed­sta­wi­ciel pod­ty­pu sta­wo­no­gów, cha­rak­te­ry­zu­ją­cy się obec­no­ścią wyraź­nie wyróż­nio­nej gło­wy i wydłu­żo­ne­go tuło­wia o wie­lu seg­men­tach”, a z dru­giej – „wij” to for­ma roz­ka­zu­ją­ca cza­sow­ni­ka „wić” – „two­rzyć coś poprzez spla­ta­nie, np. gniaz­do lub wia­nek”. A zatem tytuł może być meta­fo­rą czło­wie­ka jako stwo­rze­nia nale­żą­ce­go do świa­ta bio­lo­gii (podob­nie jak „nie­lot” – ptak), któ­ry egzy­stu­je na gra­ni­cy świa­ta cie­le­sne­go i ducho­we­go, instynk­tu samo­za­cho­waw­cze­go, chę­ci prze­trwa­nia i war­to­ści wyż­szych, popę­du śmier­ci i popę­du życia, ale rów­nież to meta­fo­ra impe­ra­ty­wu moral­ne­go, któ­ry sama sobie wyzna­cza ludz­ka isto­ta – wij, czy­li twórz, dzia­łaj, żyj twór­czo i sta­raj się prze­zwy­cię­żać nie­moc („nie­lot”), brak życio­wej woli. To tera­peu­tycz­ny wymiar wymo­wy pio­se­nek Kró­la. Świat w jego tek­stach jawi się jako ska­żo­ny błę­dem, to nie­koń­czą­cy się kosz­mar, męczar­nia, egzy­sten­cja zaś to „nie­go­ją­ca się rana” (wczo­raj, z pły­ty Nie­lot) i sie­ją­cy spu­sto­sze­nie lęk. W takim świe­cie trze­ba trwać. Jed­nym ze słów-klu­czy woka­li­sty i auto­ra tek­stów jest „żar” – ale nie jako sym­bol mocy życio­wej, lecz jako meta­fo­ra wypa­le­nia, popio­łu, cier­pie­nia: „dotkli­wy żar wście­kłe­go słoń­ca” z utwo­ru żar to wyraz takie­go sta­nu bólu, prze­ra­ża­ją­ce­go bycia w okrut­nym świe­cie.

Tek­sty pio­se­nek Bła­że­ja Kró­la cechu­je powścią­gli­wość, lapi­dar­ność, mini­ma­lizm: „mini­mum słów, mak­si­mum tre­ści”, naj­dłuż­szy z utwo­rów – szcze­nię (z albu­mu Nie­lot) liczy pięt­na­ście lini­jek (tek­sty są umiesz­czo­ne w ksią­żecz­kach dołą­czo­nych do płyt), naj­krót­sze – a więc teraz (Nie­lot), pośred­nia sta­cja (z krąż­ka Wij) – po czte­ry wer­sy, na pierw­szej pły­cie arty­sty wszyst­kie tek­sty liczą łącz­nie osiem­dzie­siąt pięć lini­jek, na dru­giej – jesz­cze mniej, bowiem zale­d­wie sześć­dzie­siąt dzie­więć. Moim zda­niem ten wymiar poety­ki tek­stów pio­se­nek Bła­że­ja Kró­la wią­że się z ich seman­ty­ką – sie­dem­na­ście opo­wie­ści auto­ra Star­tu to nar­ra­cje wypo­wie­dzia­ne z tru­dem, z zaci­śnię­te­go cier­pie­niem gar­dła, pod­miot lirycz­ny waży sło­wa, nie sza­fu­je nimi, mówi z led­wo­ścią, bo to, co wyra­ża, jest bole­sne, prze­nik­nię­te gory­czą, żalem, roz­pa­czą, utra­tą, kru­cho­ścią, nico­ścią, odrę­twie­niem, mar­two­tą: „brzmi to paskud­nie i jest to zaraź­li­we” (a więc teraz, z pły­ty Nie­lot).

Spójrz­my na naj­cie­kaw­sze pio­sen­ki z obu płyt. Naj­pierw posłu­chaj­my utwo­ru powo­li z albu­mu Nie­lot (jest to trze­cia w kolej­no­ści pio­sen­ka na pły­cie, czas trwa­nia: 3’ 08’’):

powo­li wypusz­czać powie­trze
czy prze­bić balon szyb­kim ukłu­ciem
męczyć się w gry­zą­cym swe­trze
połknąć czy zająć się żuciem

nie będę dziś fanem ulep­szeń
zosta­nę przy swo­im sta­tu­sie
choć moż­na by było coś wetrzeć
odpusz­czę dziś noc­ne pod­tru­cie

Zobacz­my, jak róż­ni się wer­sja wyśpie­wa­na od dru­ko­wa­nej:

powo­li wypusz­czać powie­trze
czy prze­bić balon szyb­kim ukłu­ciem
męczyć się w gry­zą­cym swe­trze
połknąć czy zająć się żuciem

nie będę dziś fanem ulep­szeń
zosta­nę przy swo­im sta­tu­sie
choć moż­na by było coś wetrzeć
odpusz­czę dziś noc­ne pod­tru­cie

powo­li wypusz­czać powie­trze
czy prze­bić balon szyb­kim ukłu­ciem
męczyć się w gry­zą­cym swe­trze
połknąć czy zająć się żuciem

Tema­tem tego tek­stu jest sytu­acja egzy­sten­cjal­na czło­wie­ka, któ­ry zma­ga się z pod­ję­ciem trud­nej, prze­ło­mo­wej, decy­zji, poprzez sytu­ację lirycz­ną, któ­ra jest banal­na, zwią­za­na z, wyda­wać by się mogło, drob­ny­mi spra­wa­mi codzien­no­ści, uka­za­no dyle­ma­ty boha­te­ra utwo­ru, waha­nie przy życio­wych wybo­rach, trud bycia. W dru­giej stro­fo­idzie w iro­nicz­ny, gorz­ki spo­sób mowa jest o bole­snym przy­ję­ciu Gom­bro­wi­czow­skie­go „czar­ne­go nur­tu” życia, toż­sa­mo­ści pod­mio­tu melan­cho­lij­ne­go, „czar­nym słoń­cu” męki ist­nie­nia. „Noc­ne pod­tru­cie” może być meta­fo­rą szu­ka­nia pomo­cy w sta­nie bez­na­dziei poprzez róż­ne­go rodza­ju środ­ki pocie­sze­nia i ratun­ku, wyj­ścia z sytu­acji pora­ża­ją­cej apa­tii. W pio­sen­ce szcze­nię koń­czą­cej album Nie­lot Bła­żej Król śpie­wa:

jeste­śmy dokład­nie w poło­wie
mię­dzy wscho­dem a zacho­dem słoń­ca
damy wtu­lo­ne w wale­ty
kró­lo­we śnią­ce o goń­cach
w tej pau­zie pomię­dzy run­da­mi
strach chwy­ta za kark jak szcze­nię
znów odbie­rasz nam sen­ność
zosta­wiasz odrę­twie­nie

ten stan chwy­ta za kark jak szcze­nię
odbie­ra sen­ność
zabi­ja pożą­da­nie

odli­czam seria­mi do koń­ca
wtu­lo­ne w sufit cie­nie
masz recep­tę jak poczuć się syty
wyślij w wol­nej chwi­li stresz­cze­nie

Poczu­cie bez­sen­no­ści jest tu meta­fo­rą cho­ro­by, któ­ra toczy boha­te­ra opo­wie­ści Kró­la, to przy­gnę­bie­nie, cięż­ki, pesy­mi­stycz­ny nastrój, być może – depre­sja. W każ­dym razie pod­miot melan­cho­lij­ny nar­ra­cji auto­ra wczo­raj wyra­ża nie­ustan­nie emo­cje zwią­za­ne z poczu­ciem przy­gnę­bia­ją­cej utra­ty wia­ry w życie, ze sta­nem nie­szczę­ścia, motyw nici z utwo­ru godzi­na przy­wo­łu­je na myśl słyn­ną fra­zę Nor­wi­da z Mojej piosn­ki (I): „Źle, źle zawsze i wszę­dzie. / Ta nić czar­na się przę­dzie: / Ona za mną, przede mną i przy mnie, / Ona w każ­dym odde­chu, / Ona w każ­dym uśmie­chu, / Ona we łzie, w modli­twie i w hym­nie…”:

szloch prze­cho­dzi w zaklę­cie
zaklę­cie któ­re może prze­ciąć nić
odchy­lasz do tyłu gło­wę
wyjesz peł­nią płuc
wybra­li­śmy trud­niej­szą dro­gę
by w godzi­nę minu­tę sekun­dę
pustą pię­ścią tłuc

Boha­ter tych pio­se­nek pró­bu­je wyra­żać owe „zaklę­cia”, by się ura­to­wać, a i tak jest, jak w wier­szu auto­ra For­te­pia­nu Szo­pe­na: „I zagra­łem… / …i jesz­cze mi smut­ni­éj”. Pasmo para­li­żu­ją­ce­go przy­gnę­bie­nia nie ma koń­ca. Motyw zaklę­cia wra­ca na dru­giej pły­cie Bła­że­ja Kró­la, w pio­sen­ce Zaklę­cie, w któ­rej wyra­żo­no stan dru­zgo­cą­cej roz­pa­czy i woła­nie o ratu­nek:

nad ranem ser­ce nie wytrzy­ma­ło i prze­sta­ło bić
chwi­lę przed w gło­wie zawrza­ło a w cybu­chu prze­sta­ło się tlić
tak mało bra­ko­wa­ło a zdą­ży­li­by­śmy się skryć
przy­po­mnij raz jesz­cze jak zaklę­cie to brzmia­ło i moc­niej się chwyć
trzy razy splu­nąć odże­gnać się zostać choć ma się lep­sze zaję­cie

Album Wij przy­no­si jesz­cze bar­dziej okrut­ne i prze­ra­ża­ją­ce utwo­ry słow­no-muzycz­ne niż na debiu­tanc­kiej pły­cie auto­ra Pośred­niej sta­cji, utwo­ry, w któ­rych poczu­cie prze­gra­nej i żalu do losu przy­gnia­ta boha­te­ra tych śpie­wa­nych opo­wie­ści. Jak w poezji Rafa­ła Wojacz­ka, daje tu o sobie znać „meta­fi­zy­ka gło­du, lęku i samot­no­ści”, „meta­fi­zy­ka zagro­że­nia” (jak pisał o twór­czo­ści auto­ra Innej baj­ki Sta­ni­sław Barań­czak). Obie pły­ty Bła­że­ja Kró­la prze­nik­nię­te są wszech­ogar­nia­ją­cym cier­pie­niem, to albu­my o cier­pie­niu, by powie­dzieć sło­wa­mi Nil­sa Chri­stie, roz­po­czy­na­ją­ce­go sło­wa­mi „Jest to książ­ka o cier­pie­niu” swo­ją pra­cę Gra­ni­ce cier­pie­nia. Pio­sen­ki auto­ra Bez korze­ni to utwo­ry głę­bo­kiej bole­ści, zapis zde­rze­nia indy­wi­du­al­ne­go, czło­wie­cze­go losu z cza­sem roz­pa­czy. Cier­pie­nie, jego meta­fi­zycz­ne i soma­tycz­ne uwa­run­ko­wa­nia, towa­rzy­szy tej twór­czo­ści od począt­ku, roz­wi­ja się i spo­wi­ja świat nar­ra­cji śpie­wa­ją­ce­go arty­sty.

Posłu­chaj­my teraz utwo­ru Szlag (z albu­mu Wij, to pią­ta pio­sen­ka w kolej­no­ści na pły­cie, 3’35’’):

może gdy­bym zamknął na tę chwi­lę oczy
to by się uda­ło
gdy­bym dłu­żej ale deli­kat­niej
nie obu­dzi­ło­by się dalej słod­ko spa­ło
wiem sze­ro­ko i głę­bo­ko ale miej­sca brak
zamknę w piw­ni­cy wyłu­pa­ne oko pocze­kam aż
tra­fi szlag
we wszyst­ko cze­go nie widzę co zapo­mnę i zgu­bię
cze­go się wsty­dzę kogo nie polu­bię
to co żół­cią się ule­je i co przej­dzie ze sma­kiem
co zawi­śnie lub uto­nie
co zosta­nie nija­kie

Jak Król wyśpie­wu­je ten tekst?

może gdy­bym zamknął na tę chwi­lę oczy
to by się uda­ło
gdy­bym dłu­żej ale deli­kat­niej
nie obu­dzi­ło­by się dalej słod­ko spa­ło
wiem sze­ro­ko i głę­bo­ko ale miej­sca brak
zamknę w piw­ni­cy wyłu­pa­ne oko pocze­kam aż
tra­fi szlag
we wszyst­ko cze­go nie widzę co zapo­mnę i zgu­bię
cze­go się wsty­dzę kogo nie polu­bię
to co żół­cią się ule­je i co przej­dzie ze sma­kiem
co zawi­śnie lub uto­nie
co zosta­nie nija­kie

we wszyst­ko cze­go nie widzę co zapo­mnę i zgu­bię
cze­go się wsty­dzę kogo nie polu­bię
to co żół­cią się ule­je i co przej­dzie ze sma­kiem
co zawi­śnie lub uto­nie
co zosta­nie nija­kie

Prze­ni­ka ten tekst gorz­ka iro­nia, wyra­ża­ją­ca poczu­cie utra­ty, klę­ski, nie­szczę­ścia, meta­fo­ra zamknię­te­go w piw­ni­cy wydłu­ba­ne­go oka ozna­cza pra­gnie­nie tera­pii po trau­mie, powro­tu do rów­no­wa­gi psy­chicz­nej po dozna­nych ura­zach, cze­ka­nie na lep­sze dni. Czło­wiek w pio­sen­kach Bła­że­ja Kró­la przy­po­mi­na posta­ci z Bec­ket­tow­skie­go świa­ta – tkwi­my w „jądrze ciem­no­ści”, nie mamy poję­cia, „jak jest” (to sło­wa Anto­nie­go Libe­ry o dzie­le auto­ra Cze­ka­jąc na Godo­ta), coraz bar­dziej prze­ra­że­ni i osa­mot­nie­ni. Gdzieś na pośred­niej sta­cji, w odrę­twie­niu.


Tekst był wygło­szo­ny jako refe­rat na kon­fe­ren­cji „Media – Dzien­ni­kar­stwo – Muzy­ka”, zor­ga­ni­zo­wa­nej na Uni­wer­sy­te­cie Szcze­ciń­skim 17–18 listo­pa­da 2015 roku i ocze­ku­je na publi­ka­cję.