07/03/16

Dzisiaj przemocy dokonuje się za zgodą ofiar

Julia Fiedorczuk

Strona cyklu

Ule i mrówki
Julia Fiedorczuk

Urodzona w Warszawie. Prozaiczka, poetka, tłumaczka. Na Uniwersytecie Warszawskim prowadzi zajęcia z literatury amerykańskiej, teorii literatury i ekokrytyki. Nagrodzona przez Polskie Towarzystwo Wydawców Książek za najlepszy debiut (2002). Laureatka austriackiej nagrody Huberta Burdy (2005). Członkini ASLE (Association for the Study of Literature and the Environment). Mieszka w Warszawie.

Skła­da­ją­cy się z dwu­dzie­stu jeden czę­ści poemat Ber­lin Porn Joan­ny Opa­rek (z książ­ki o tym samym tytu­le) to moc­na lek­tu­ra, pod­nie­ca­ją­ca i bole­sna, do tego stop­nia, że kil­ku frag­men­tów po pro­stu nie mogę zapo­mnieć. Cho­dzą za mną na przy­kład te wer­sy:

natu­ral­ne histo­rie są nud­ne
natu­ral­ne histo­rie są nud­ne
cia­ło jest nud­ne
poprze­ra­sta­ne duszą jak tłusz­czem
roz­baw mnie
wytnij ze mnie coś
dusza jest nud­na i pre­ten­sjo­nal­na kie­dy myślę o duszy widzę
bie­li­znę zdej­mo­wa­ną nie­po­rad­nie
przez ama­tor­kę zupeł­ną ama­tor­kę (s. 28)

Roz­ry­wa­ny sprzecz­no­ścia­mi, roz­cią­gnię­ty jak na made­jo­wym łożu mię­dzy gło­dem i nad­mia­rem Eros jest źró­dłem wiecz­nej udrę­ki. Logi­ka pra­gnie­nia wyklu­cza speł­nie­nie, czło­wiek tor­tu­ro­wa­ny przez pożą­da­nie odczu­wa brak albo prze­syt. „Całą noc siło­wa­łam się z nico­ścią aż zdrę­twia­ły mi ręce” – pisze pod­miot­ka, to wła­śnie z nico­ści, z pust­ki, wyła­nia się pra­gnie­nie. Na dru­gim bie­gu­nie odby­wa się kon­fron­ta­cja z trau­ma­tycz­ną nad­mia­ro­wo­ścią cia­ła, z mate­rią („wytnij ze mnie coś”). Seks nie­po­strze­że­nie prze­cho­dzi w prze­moc, gra­ni­ca mię­dzy jed­nym i dru­gim jest tu bar­dzo nie­ja­sna, jest być może kwe­stią gustu, by nie powie­dzieć – wybo­ru kon­su­menc­kie­go.

Tytuł poema­tu nawią­zu­je do nazwy ber­liń­skie­go festi­wa­lu fil­mów por­no­gra­ficz­nych. Mam wra­że­nie, że Opa­rek wyko­rzy­stu­je iro­nicz­ne napię­cie mię­dzy nie­okieł­zna­ną tre­ścią fil­mów (czę­sto cho­dzi po pro­stu o prze­moc, głów­nie wobec kobiet), a „cywi­li­zo­wa­ną” opra­wą tej tre­ści: pane­le dys­ku­syj­ne, „dys­kur­sy” doty­czą­ce sek­su­al­no­ści, eufe­mi­stycz­ny język naka­zu­ją­cy mówie­nie o „czyn­no­ściach” raczej niż o czy­nach. W tej sce­ne­rii, a może po pro­stu nigdy, nie może być mowy o „zdro­wej” miło­ści:

miłość bez che­mii bez kon­ser­wan­tów popro­szę
czy­stą i bez­wa­run­ko­wą
psu­je się szyb­ko
i natu­ral­nie
gni­je w oczach
wkur­wia­cie mnie wy cho­ler­ni eko­lo­dzy
tak łatwo jest wam nie­głod­nym nama­wiać nas głod­nych
do die­ty wyrze­cze­nia (s. 28)

Cie­ka­we, że eko­lo­gia sytu­uje się na anty­po­dach Ero­sa – ale to logicz­ne, sko­ro seks ści­śle wią­że się z obro­tem towa­ro­wym, z ciem­ną, ukry­tą (ale tyl­ko tro­chę) twa­rzą ryn­ku. Naj­więk­sza inten­sy­fi­ka­cja okru­cień­stwa nastę­pu­je wte­dy, kie­dy to, co naj­dzik­sze, spo­ty­ka się z tym, co naj­bar­dziej cywi­li­zo­wa­ne, czy nawet – wyra­fi­no­wa­ne. Za to pomię­dzy gło­dem cia­ła a „tech­ni­ka­mi dusze­nia” (s. 9) zda­rza­ją się momen­ty spo­ko­ju, miej­sca pra­wie lirycz­ne:

Tak dłu­go leżę już na pla­ży mam tu wszyst­ko
moje morza płyt­kie cie­płe morza gęste lazu­ry
układ­ne wydmy
pia­ski sty­gną
i fala­mi
myślę już tyl­ko
jak dale­ko jak wyso­ko
uno­si się krzyk jastrząb mewa
sta­tek odpły­wa i nie tonie
jed­nak
pod pokła­dem jest ciem­no
szczu­rzy strach we mnie (s. 30)

Seks to wyzwa­nie: egzy­sten­cjal­ne, ducho­we, etycz­ne. Ber­liń­ski festi­wal por­no nie roz­wią­zu­je dra­ma­tu pożą­da­nia, być może dla­te­go, że podob­nie jak kul­tu­ra głów­ne­go nur­tu pod­da­je pasję uto­wa­ro­wie­niu. Ale czy ten dra­mat ma w ogó­le jakie­kol­wiek roz­wią­za­nie?

dusza jest tyl­ko ani­ma­cją
kon­trast uczy nas moral­no­ści
i moral­ność jest tyl­ko kon­tra­stem
bez dobre­go sce­na­riu­sza nie ma żad­nej histo­rii
jest co naj­wy­żej filo­zo­fia a filo­zo­fia
nie­ste­ty nie nada­je się na film (s. 29)

Język tych wier­szy jest dziar­ski, ryt­micz­ny i dosad­ny, to język gnie­wu i nie­na­sy­ce­nia, świa­do­my swo­jej nie­wy­star­czal­no­ści. Nie da się zre­la­cjo­no­wać pożą­da­nia, bólu, eks­ta­zy, a mimo wszyst­ko – gada­my, gada­my. Opo­wieść o seryj­nym mor­der­cy będzie per­wer­syj­nie ład­na: Jack Unter­we­ger wystą­pi w bia­łym gar­ni­tu­rze, zwło­ki zabi­tej w Lasku będą zaś nie­bie­skie.