utwory / zapowiedzi książek

Pies pasterski

Christoph Ransmayr

Fragment zapowiadający książkę Atlas lękliwego mężczyzny Christopha Ransmayra, która ukaże się w przekładzie Jacka St. Burasa w Biurze Literackim.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Widzia­łem psa paster­skie­go, któ­ry zosta­wił swo­je sta­do, oko­ło trzy­dzie­stu kóz, w zaro­śnię­tych ruinach gór­skie­go mia­sta Pina­ry i pognał, sko­wy­cząc, w stro­nę olbrzy­miej ścia­ny skal­nej, któ­ra na zacho­dzie mia­sta wzno­si­ła się w wie­czor­ne nie­bo. Jego szcze­ka­nie powró­ci­ło echem z ciszy, któ­ra od prze­szło tysią­ca lat zale­ga­ła na tych rumo­wi­skach. Po wie­lu wie­kach świet­nej egzy­sten­cji Pina­ra zosta­ła znisz­czo­na przez trzę­sie­nie zie­mi i opusz­czo­na przez miesz­kań­ców, sta­ła się mia­stem ruin, chro­nio­nym jedy­nie przez swo­je odosob­nie­nie w poprze­rzy­na­nej wąwo­za­mi dzi­czy Tau­ru­su Zachod­nie­go. Tyl­ko wąska kamie­ni­sta dro­ga pro­wa­dzi­ła z uro­dzaj­nych dolin Ksan­to­su w turec­kiej pro­win­cji Anta­lya na te wyży­ny.

Prze­wie­szo­na ścia­na, ku któ­rej popę­dził owcza­rek, sta­ła niczym popę­ka­na, kil­ka­set metrów wyso­ko­ści mie­rzą­ca tama prze­ciw­ko nad­cią­ga­ją­ce­mu wła­śnie fron­to­wi burzo­we­mu i na całej powierzch­ni była podziu­ra­wio­na czar­ny­mi otwo­ra­mi nie­zli­czo­nych gro­bów skal­nych. W tych wyku­tych w litej ska­le miesz­ka­niach zmar­łych, któ­re wzno­si­ły się pię­tro­wo w nie­rów­nych rzę­dach, wiecz­ny spo­kój trwał jed­nak tyl­ko dopó­ty, dopó­ki żywi mogli bro­nić swo­ich zmar­łych bli­skich. Po upły­wie tej wiecz­no­ści komo­ry gro­bo­we były plą­dro­wa­ne i sta­wa­ły się miej­scem gniaz­do­wa­nia pustu­łek. Tam, gdzie nie­gdyś kunsz­tow­nie cio­sa­ne, ozdo­bio­ne pła­sko­rzeź­ba­mi i opa­trzo­ne inskryp­cja­mi kamien­ne drzwi oddzie­la­ły świat żywych od świa­ta umar­łych, zia­ły teraz aż po zawrot­ne wyso­ko­ści wybi­te przez chci­wość otwo­ry, czar­ne jaski­nio­we por­ta­le.

Dwa i pół tysią­ca lat temu Pina­ra była jed­nym z sze­ściu naj­po­tęż­niej­szych miast Licji, tajem­ni­cze­go pań­stwa leżą­ce­go w cie­niu gór Tau­rus. Według pie­śni Home­ra boha­te­ro­wie z Pina­ry darem­nie wal­czy­li z Ody­se­uszem i Achil­le­sem.

Sły­sza­łem łopo­ta­nie na wie­trze płacht namio­to­wych w obo­zie woj­ska pod Tro­ją, fur­kot cho­rą­gwi, kie­dy pierw­sze podmu­chy burzy wplą­ta­ły się w koro­ny sosen wyra­sta­ją­cych pomię­dzy prze­wró­co­ny­mi potęż­ny­mi kolum­na­mi. Sły­sza­łem wiatr w rusz­to­wa­niu kata­fal­ku, na któ­rym spo­czy­wa­ły mary zabi­te­go przez Ody­se­usza licyj­skie­go wojow­ni­ka.

Potem pies paster­ski przy­wo­łał mnie do rze­czy­wi­sto­ści. Jego szcze­ka­nie było gło­śniej­sze niż wrza­wa mojej armii duchów. Nie ode­zwał się żaden gwizd, żad­ne woła­nie paste­rza, toteż pies gnał przez gąszcz, pora­sta­ją­cy zbu­rzo­ną świą­ty­nię, zapa­dły plac tar­go­wy i labi­rynt fun­da­men­tów, w stro­nę skal­nej ścia­ny umar­łych, jak­by odkrył tam w górze jakieś zagro­że­nie dla swo­je­go sta­da – i w ten spo­sób wska­zał mi naj­prost­szą dro­gę z rumo­wi­ska do komór gro­bo­wych.

Odkąd wsze­dłem do mia­sta, szu­ka­łem takiej dro­gi, ale teraz podą­ży­łem za psem na prze­kór chę­ci uciecz­ki. Czy tam w górze cza­iło się rze­czy­wi­ście jakieś nie­bez­pie­czeń­stwo? Z waha­niem porzu­ci­łem osło­nę gąsz­czu i wysze­dłem na wol­ną prze­strzeń piar­gu spły­wa­ją­ce­go z komór gro­bo­wych u pod­nó­ża ścia­ny. Ze stru­mie­nia kamie­ni ster­czał niczym toną­cy kamien­ny sta­tek sar­ko­fag. Na koń­cu stru­mie­nia zoba­czy­łem psa przed otwar­tą komo­rą, zie­ją­cą czar­ną pasz­czą. Wparł­szy przed­nie łapy w rzeź­bio­ny próg, szcze­kał, wręcz uja­dał w ciem­ność przed sobą, jak­by odkrył wro­ga, któ­re­go nie miał odwa­gi zaata­ko­wać.

Licyj­czy­cy zawsze cho­wa­li swo­ich zmar­łych wyso­ko nad żywy­mi, w miej­scach wysta­wio­nych na świa­tło tak słoń­ca, jak i księ­ży­ca, z roz­le­głym wido­kiem na mia­sto, na całą kra­inę, na morze – albo w potęż­nych sar­ko­fa­gach spo­czy­wa­ją­cych na mono­li­tycz­nych blo­kach i fila­rach, albo w kunsz­tow­nych gro­bach skal­nych, przed któ­ry­mi świat żywych miał się raz jesz­cze zapre­zen­to­wać w całej oka­za­ło­ści jako zapo­wiedź, że tak­że dla zmar­łych ist­nie­je przy­szłość podob­na do tej pano­ra­my – w komo­rach takich jak ta, przed któ­rej wej­ściem owcza­rek wpadł w rodzaj wście­kłe­go odrę­twie­nia: szcze­kał i wył, nie rusza­jąc się z miej­sca. Jego sta­do pasło się spo­koj­nie w doli­nie, rwąc kęp­ki cien­kiej jak wło­sy tra­wy rosną­cej mię­dzy pozo­sta­ło­ścia­mi kamien­nych umoc­nień, któ­re opar­ły się całym poko­le­niom wro­gów, ale nie bie­go­wi cza­su. Nie­któ­re kozy wspi­na­ły się przed tymi reszt­ka­mi na tyl­ne nogi i sta­ły tak, prze­żu­wa­jąc w pozy­cji pio­no­wej, opar­te o popę­ka­ne mury jak oble­ga­ją­cy mia­sto najeźdź­cy, zamie­nie­ni przez roz­gnie­wa­nych bogów w zwie­rzę­ta, a potem podą­ża­ły za odda­la­ją­cym się sta­dem, stop­nio­wo prze­no­szą­cym się z wyżyn akro­po­lu do mia­sta u jego pod­nó­ża i dalej, w oko­li­ce wiel­kie­go teatru, w któ­re­go dłu­gich rzę­dach ster­cza­ły już tyl­ko kol­cza­ste zaro­śla i na któ­re­go sce­nie jedy­nym gło­sem, jaki dał się sły­szeć, był jazgot sza­le­ją­ce­go psa paster­skie­go.

Pierw­sze cięż­kie kro­ple desz­czu towa­rzy­szą­ce­go burzy zaczę­ły zra­szać naje­żo­ne ostry­mi kan­ta­mi rumo­wi­sko, któ­rym wspi­na­łem się śla­dem psa. Dopie­ro ten wod­ny deseń uzmy­sło­wił mi, że pada deszcz. Cho­ciaż burza, któ­rej głu­che grzmo­ty sły­chać było jesz­cze dale­ko, spro­wa­dza­ła po ścia­nie w dół powie­trze, lodo­wa­te jak na ten wcze­sno­let­ni wie­czór, to pot spły­wał mi z czo­ła i policz­ków. Chcia­łem zawró­cić, pra­gną­łem zawró­cić – a jed­nak wspi­na­łem się, poty­ka­jąc, coraz wyżej i wyżej.

Ścia­na umar­łych wzno­si­ła się teraz ponu­ro przede mną, naj­wy­żej poło­żo­ne rzę­dy komór gro­bo­wych ginę­ły już w smu­gach mgły i desz­czu, ale kie­dy zatrzy­ma­łem się, żeby zaczerp­nąć tchu, i obej­rza­łem za sie­bie, widzia­łem wciąż jesz­cze ów jasny, doda­ją­cy otu­chy świat prze­zna­czo­ny dla oczu umar­łych: mia­sto, pięk­ne mia­sto, któ­re śmia­ły­mi tara­sa­mi opa­da­ło ku doli­nom Ksan­to­su, za nimi ciem­no­zie­lo­ne, zale­sio­ne wzgó­rza, na wscho­dzie ponow­nie wypię­trza­ją­ce się w dale­kie łań­cu­chy gór­skie, któ­rych poły­sku­ją­ce, nie­tknię­te jesz­cze przez front burzo­wy pola śnie­go­we odbi­ja­ły świa­tło wie­czor­ne­go słoń­ca ku kra­inie cie­ni Pina­ry.

Z obra­zem Licji jako kra­iny raj­skie­go spo­ko­ju za ple­ca­mi dotar­łem wresz­cie do psa, do splą­dro­wa­nej komo­ry gro­bo­wej. Pies odno­to­wał moją obec­ność szyb­kim spoj­rze­niem w bok i nagle prze­stał szcze­kać, jak­by speł­nił swój obo­wią­zek i wska­zał jakiejś isto­cie, jakieś lęka­ją­cej się śmier­ci i dla­te­go kom­pe­tent­nej isto­cie ze świa­ta ludzi, cza­ją­ce się nie­bez­pie­czeń­stwo, więc teraz wol­no mu było powró­cić do swo­je­go sta­da.

Wra­caj – krzyk­ną­łem w ślad za nim – zostań, do nogi – kie­dy pognał stru­mie­niem gru­zu w dół, w stro­nę owej pięk­nej kra­iny, w stro­nę świa­ta żywych. Nie chcia­łem zostać tu na górze sam, sta­ną­łem jed­nak przed wej­ściem do komo­ry gro­bo­wej. Sza­re od desz­czu świa­tło pada­ło na trzy kamien­ne mary, na któ­rych powin­ni spo­czy­wać zmar­li, aż jakiś bez­i­mien­ny bóg każe im wstać i, obda­ro­wa­nym zło­żo­ny­mi u ich stóp kosz­tow­ny­mi dowo­da­mi miło­ści, pozwo­li powró­cić do świa­ta żywych.

Widzia­łem na wycio­sa­nych ze ska­ły marach, na ścia­nach wyrą­ba­nych w niej nisz i na ich dnie, na któ­rym zmar­li mie­li posta­wić swo­je pierw­sze kro­ki w dro­dze powrot­nej z kra­iny cie­ni, śla­dy dłu­ta kamie­nia­rzy, któ­rzy sami pew­nie od tysiąc­le­ci spa­li w ocze­ki­wa­niu na powrót do życia. Ale cokol­wiek dopro­wa­dzi­ło owczar­ka do sza­łu i dało mu powód do lęku o jego sta­do, nie było prze­zna­czo­ne dla oczu i uszu ludzi.

Mokry od desz­czu i potu sta­łem przed wyso­kim, wyku­tym w ska­le pro­giem i wpa­try­wa­łem się jak zacza­ro­wa­ny, bez ruchu, jak wcze­śniej pies paster­ski, we wnę­trze mrocz­ne­go miesz­ka­nia zmar­łych. Dno niszy, jej ścia­ny, kamien­ne mary były suche i puste.

 

O autorze

Christoph Ransmayr

Pisarz, podróżnik. Urodził się w 1954 roku w Wels w Górnej Austrii. Studiował filozofię i etnologię. Autor powieści, które przetłumaczono na 30 języków, oraz krótkich form prozatorskich opowiadających o dalekich podróżach, które podejmował od początku lat 90. Za swoją twórczość otrzymał wiele nagród, m.in. Wielką Nagrodę Literacką Bawarskiej Akademii Sztuk Pięknych (1992), nagrodę im. Franza Kafki (1995), Europejską Nagrodę Literacką „Prix Aristeion” (1996, za powieść Morbus Kitahara), nagrodę Premio Letterario Internazionale Mondello (1997), nagrodę im. Friedricha Hölderlina miasta Bad Homburg (1998), nagrodę im. Bertolda Brechta (2004), nagrodę im. Heinricha Bölla (2007) czy, ostatnio, nagrodę literacką im. Theodora Fontane (2014). Mieszka w Wiedniu.

Powiązania

Historie nie są czymś, co się wydarza

recenzje / KOMENTARZE Christoph Ransmayr

Autor­ski komen­tarz Chri­sto­pha Ran­smay­ra towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Atlas lękli­we­go męż­czy­zny, wyda­nej w prze­kła­dzie Jac­ka St. Bura­sa w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji papie­ro­wej 16 maja 2016 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 13 mar­ca 2017 roku.

Więcej

Powieść w odcinkach: Atlas lękliwego mężczyzny

dzwieki / AUDYCJE Christoph Ransmayr

Frag­men­ty Atla­su lękli­we­go męż­czy­zny, zare­je­stro­wa­ne pod­czas audy­cji w Radiu Wro­cław Kul­tu­ra. Czy­ta Bar­tosz Woź­ny.

Więcej

Christoph Ransmayr o swej najnowszej powieści Atlas lękliwego mężczyzny

wywiady / o książce Christoph Ransmayr Petra Gropp

Roz­mo­wa Petry Gropp z Chri­sto­phem Ran­smay­rem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Atlas lękli­we­go męż­czy­zny, wyda­nej w prze­kła­dzie Jac­ka St. Bura­sa w Biu­rze Lite­rac­kim 16 maja 2016 roku.

Więcej

W głębinie

utwory / zapowiedzi książek Christoph Ransmayr

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Atlas lękli­we­go męż­czy­zny Chri­sto­pha Ran­smay­ra, któ­ra uka­że się w prze­kła­dzie Jac­ka St. Bura­sa w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Wędkarka

utwory / zapowiedzi książek Christoph Ransmayr

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Atlas lękli­we­go męż­czy­zny Chri­sto­pha Ran­smay­ra, któ­ra uka­że się w prze­kła­dzie Jac­ka St. Bura­sa w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Słowo jest podróżą

recenzje / ESEJE Sylwia Gawłowska

Recen­zja Syl­wii Gaw­łow­skiej towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Atlas lękli­we­go męż­czy­zny Chri­sto­pha Ran­smay­ra, wyda­nej w tłu­ma­cze­niu Jac­ka St. Bura­sa w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji papie­ro­wej 16 maja 2016 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 13 mar­ca 2017 roku.

Więcej

Historie nie są czymś, co się wydarza

recenzje / KOMENTARZE Christoph Ransmayr

Autor­ski komen­tarz Chri­sto­pha Ran­smay­ra towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Atlas lękli­we­go męż­czy­zny, wyda­nej w prze­kła­dzie Jac­ka St. Bura­sa w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji papie­ro­wej 16 maja 2016 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 13 mar­ca 2017 roku.

Więcej

Powieść w odcinkach: Atlas lękliwego mężczyzny

dzwieki / AUDYCJE Christoph Ransmayr

Frag­men­ty Atla­su lękli­we­go męż­czy­zny, zare­je­stro­wa­ne pod­czas audy­cji w Radiu Wro­cław Kul­tu­ra. Czy­ta Bar­tosz Woź­ny.

Więcej

Christoph Ransmayr o swej najnowszej powieści Atlas lękliwego mężczyzny

wywiady / o książce Christoph Ransmayr Petra Gropp

Roz­mo­wa Petry Gropp z Chri­sto­phem Ran­smay­rem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Atlas lękli­we­go męż­czy­zny, wyda­nej w prze­kła­dzie Jac­ka St. Bura­sa w Biu­rze Lite­rac­kim 16 maja 2016 roku.

Więcej

W głębinie

utwory / zapowiedzi książek Christoph Ransmayr

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Atlas lękli­we­go męż­czy­zny Chri­sto­pha Ran­smay­ra, któ­ra uka­że się w prze­kła­dzie Jac­ka St. Bura­sa w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej

Wędkarka

utwory / zapowiedzi książek Christoph Ransmayr

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Atlas lękli­we­go męż­czy­zny Chri­sto­pha Ran­smay­ra, któ­ra uka­że się w prze­kła­dzie Jac­ka St. Bura­sa w Biu­rze Lite­rac­kim.

Więcej