utwory / premiery w sieci

Narmine

Łukasz Wróbel

Premierowy zestaw wierszy Łukasza Wróbla.

o wscho­dzie słoń­ca roz­kła­da­li­śmy para­so­le
o wscho­dzie słoń­ca kąpa­li­śmy nasze dzie­ci w roz­ło­żo­nych para­so­lach
pia­sek paro­wał mara­mi nocy
w zgię­tych war­ko­czach kwia­tów szu­ka­li­śmy imion dla synów
war­ko­cza­mi kwia­tów nio­sła się pieśń poran­ka

æ

przez tę przej­rzy­stość tafli szkla­nych nicze­go
nie spo­sób już było doj­rzeć cie­kli­sto­po­ma­rań­czo­we wiew­ne fale
roz­pusz­cza­ły spo­istość
świa­ta wyga­sa­ły kon­tu­ry rze­czy i obry­sy
myśli a naj­dziw­niej­sza była pust­ka tej pust­ki
tak nama­cal­na, tak orga­no­lep­tycz­na, tak peł­na niczym morze bez­kre­sne­go zado­wo­le­nia
pośród skał pija­ni mosz­czem zwie­dza­li­śmy smol­ne kata­rak­ty
roz­pa­la­li­śmy płót­na obra­zów, uka­zu­jąc obło­ki z gazy
podmu­chy wia­tru
usta
sto­py
nasze sto­py

▀▄

śle­py kwar­tał krzy­czą­cy biel­mem pia­sku
z wia­trem na drga­ją­cych powie­kach
zaśle­pio­nych bło­ną pod­skór­ka
z naszy­mi sto­py w otu­li­nie wia­tru
jak bal­ko­ny nie­ba, jak balo­ny peł­ne mle­ka
te powie­ki są nie­prze­kup­ne
i śle­pe
i pew­nie dla­te­go nie ma śla­dów naszych stóp
w zała­ma­niu pachwin
w koli­bie kola­na dymią­cej jesz­cze sta­rym pra­gnie­niem innych prze­strze­ni
Nie ma innej prze­strze­ni
tyl­ko ten śle­py kwar­tał
– łopo­cą pro­por­ce na wie­trze
krzyk pia­sku
biel stóp

⌠ ⌐ ≈

To tu to prze­strzeń bez zauł­ków. Nasze życie to zauł­ki tej prze­strze­ni. Dzie­ci tutaj umie­ra­ją jak kozy zarzy­na­ne o poran­ku.
strzę­py śnie­gu zale­ga­ją całe kwar­ta­ły
kukły na kołach, w obrę­czach zaci­sku
nasze oboj­czy­ki cyno­we jak śniedź pla­sti­ko­wych żoł­nie­rzy­ków

i cią­gle ten suw na gra­ni­cy śród­sto­pia
szmer zia­ren, szum ciszy, wiatr
Krew naszych krwi­nek – bia­ła, prze­zro­czy­sta. Ona nie chce wyschnąć, ona nie chce pły­nąć, paru­je roz­wie­wa­mi echa. Ona nie chce wyschnąć. Pęka­ją mlecz­ne tafle, wiel­ki zsuw, roz­stęp dym­nych szkieł. Bla­dy strząs zie­mi – syn­tag­my odda­leń

rtę­cio­we koro­ny naszych córek wyłu­ska­ne z piesz­czo­tli­we­go brza­sku nocy
bocia­ni kle­kot smut­ku uzwo­jo­nych spoj­rzeń
zło­ży­li­śmy w ofie­rze
brzesz­czot nocy wyłu­sku­ją­cej piesz­czo­tę spoj­rze­nia
smu­tek naszych pta­sich córek
rtę­cio­we zwo­je brza­sku
skła­da­my w darze
koro­nę smut­ku
piesz­czo­ty córek
brzask spoj­rzeń
nasio­na nocy
ofia­ru­je­my dziś

na zmarszcz­kach wia­tru gna­ni oto­kiem zwąt­pie­nia
prze­sy­ce­ni kuba­tu­ra­mi obra­zów
prze­mi­ja­ją­cy oście­niem bez­won­nych zapa­chów
prze­mi­jal­ni pośród nie­po­ko­ju pia­sków
w poto­pie żół­ci i dygo­cie bie­li
nagły munsz­tuk łody­gi
krzyk zie­le­ni
ochry­pły, twar­dy, nie­przy­jem­ny każ­dą blasz­ką liścia­stej gla­zu­ry
trwa­ją­cy nie­spo­dzie­wa­nym ostrzem prę­ci­ka naci­na­ją­ce­go arte­rie połu­dnia
pio­no­wa dezer­cja z syp­kich wypię­trzeń
wobec kolo­ra­tu­ry pust­ki
wbrew mil­czą­cej dumie diun

wapień mig­da­ło­we­go pyłu wypeł­nia żebro­wa­nie naszych spoj­rzeń, gdy zdu­sze­ni zmarszcz­ką zwąt­pie­nia prze­mi­ja­my ala­ba­strem każ­dej, naj­mniej­szej nawet chwi­li, a mar­mur dali wypię­trza bez­gło­śnie odle­gło­ści dzie­lą­ce nas od sie­bie, od każ­de­go z osob­na, wszyst­kich nawza­jem
już na chy­bo­tli­wej stru­nie hory­zon­tu gną się w roz­bły­skach postrzę­pio­ne krysz­tał­ki tych, któ­rzy pierw­si ode­szli od zwar­tej bry­ły pocho­du, by – nasy­ce­ni kra­jo­bra­zem – jako pierw­si doświad­czyć, czym dla wędrow­ca ugier odle­gło­ści, zwie­trza­ły ił porzu­ce­nia i dystan­su
i nie­ubła­ga­nie postę­pu­je to roz­pro­sze­nie mię­dzy nami, coraz wię­cej dzie­li nas kop­czy­ków wypeł­nio­nych grud­ka­mi soli zbie­ra­nej na dnie jarów i wąwo­zów kru­szą­cych kolo­ro­we suk­nie naszych kobiet, opił­ka­mi kości zale­ga­ją­cy­mi pro­win­cje porzu­co­nych obo­zo­wisk i opusz­czo­nych cmen­ta­rzy
zmarszcz­ka­mi wia­tru na gra­ni zwąt­pie­nia syci­my prze­strzeń pogło­sem roz­pro­sze­nia

O autorze

Łukasz Wróbel

Urodzony w 1979 roku w Sosnowcu, mieszka w Warszawie. Adiunkt w Instytucie Literatury Polskiej UW. Członek redakcji „Przeglądu Filozoficzno-Literackiego”. Z przestrzeni najbardziej ceni otwarte.