04/04/16

Ogród: reaktywacja

Małgorzata Kolankowska

Strona cyklu

Ogród kobiety
Małgorzata Kolankowska

Hispanistka, medioznawca, tłumacz przysięgły. Doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa. Adiunkt w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego.

Nad­szedł czas na reak­ty­wa­cję „Ogro­du kobie­ty”. Powo­dów jest wie­le: nowy rok już daw­no się zaczął i trud­no nazy­wać go nowym, Biu­ro Lite­rac­kie prze­szło meta­mor­fo­zę, a i kobie­ta też tro­chę inna. Por­tret kobie­ty stoi zaku­rzo­ny na pół­ce, każ­da z pisa­rek robi swo­je dalej,  a ja pukam od drzwi do drzwi z kolej­ny­mi prób­ka­mi tłu­ma­czeń, ale wszę­dzie cisza – zapcha­ne skrzyn­ki, brak odpo­wie­dzi, „inte­re­su­ją­ce, ale…”, „byli­by­śmy zain­te­re­so­wa­ni, gdy­by…” albo „nie wpi­su­je się w pro­fil nasze­go wydaw­nic­twa…” i takie tam… Teraz napraw­dę mam swój ogród, a wła­ści­wie ogró­dek. Póki co – tajem­ni­czy, bo jesz­cze nie wiem, co w nim wyro­śnie. Jed­na wiel­ka nie­spo­dzian­ka. Teo­re­tycz­nie wiem, że jest tam wiel­ki misz masz – kwiat­ki, roz­ma­ryn, bazy­lia, mali­ny, tru­skaw­ki, orzech, jabłoń, róża pną­ca, wyschnię­ty rodo­den­dron i ukry­te pta­sie gniaz­do gatun­ku nie­zi­den­ty­fi­ko­wa­ne­go (moja wie­dza koń­czy się na wró­blach i gołę­biach, no, ewen­tu­al­nie sro­kach, bo bli­skie natu­rą). Trze­ba by coś pozmie­niać, poprze­sa­dzać, powy­rzu­cać, ale to wca­le nie takie pro­ste jak­by się mogło wyda­wać. Dosta­łam nawet książ­ki w pre­zen­cie, co by się pod­szko­lić, jak zmie­nić się w PPD, czy­li Per­fek­cyj­ną Panią Domu. Mdło się robi od samych okła­dek, że o środ­ku nie wspo­mnę – stek bzdur, czy­taj: oczy­wi­stych oczy­wi­sto­ści ubra­nych w kre­do­wy papier i kolo­ro­we zdję­cia. Per­fek­cyj­na nigdy nie byłam, więc nagła prze­mia­na mi nie gro­zi. Reak­ty­wa­cja ozna­cza ponow­ną pró­bę uak­tyw­nie­nia, a więc pró­bu­ję. Ten ogró­dek na zewnątrz cze­ka na dobrą pogo­dę, na razie poma­łu obser­wu­ję, co się wyklu­wa, a tak zwa­ny „Ogród kobie­ty”? Wła­ści­wie trud­no o nim pisać, bo się zmie­nił tak, jak rze­czy­wi­stość wokół mnie. Taka naj­bliż­sza rze­czy­wi­stość to przej­ście od wycho­wy­wa­nia dziec­ka do wycho­wy­wa­nia nasto­lat­ka. Nie wiem kie­dy. Nie wiem jak, ale sta­ło się – moje dziec­ko prze­sta­ło być dziec­kiem i prze­szło w stan nie­opie­rzo­ne­go kur­cza­ka. Nie­opie­rzo­ny, bo mądrzej­szy od kury, ale już nie pisan­ka, a jesz­cze nie kogut. Jed­nym sło­wem pisz­czy, krzy­czy, ale nie da się okieł­znać. I do tego jesz­cze nale­ży dorzu­cić spraw­dzian szó­sto­kla­si­sty, filo­zo­fię nauczy­ciel­ki KTÓRAZAWSZEWIELEPIEJ, oraz kury i kogu­ty przy­cho­dzą­ce na zebra­nia i mamy rosół.

Kur­czę-nie-kur­czę ma pro­ble­my ze słu­chem: każ­dy komu­ni­kat nale­ży powta­rzać co naj­mniej pięć razy, a i to nie gwa­ran­tu­je suk­ce­su. Pta­się nie zno­si szko­ły, ran­ne­go wsta­wa­nia, ubie­ra­nia się, mycia zębów, nauczy­cie­li i zrzę­dze­nia mamy. Pta­się dosko­na­le sły­szy i reagu­je na dźwię­ki table­ta, komór­ki oraz innych sprzę­tów elek­tro­nicz­nych. Pta­się żyje w wir­tu­al­nej rze­czy­wi­sto­ści na gra­ni­cy świa­tów, któ­re samo budu­je. Ulu­bio­ną jego paszą są nale­śni­ki z nutel­lą oraz nale­śni­ki z nutel­lą. Pta­się uzna­je, że sen potrzeb­ny jest jedy­nie w godzi­nach ran­nych, gdyż noc­ne słu­żą roz­ryw­ce.

Ja-kura gda­czę od rana, wyśpie­wu­jąc tę samą melo­dię: „Syn­ku wsta­waj”. Moje gda­ka­nie stop­nio­wo zamie­nia się w pta­siw­rzask, któ­ry nie jest przy­jem­ny dla uszu, ale pta­się naj­wy­raź­niej się nań uod­por­ni­ło.

Kogut żyje w swo­im świe­cie i od cza­su do cza­su włą­cza się ze swo­im pia­niem, co i tak nie wywo­łu­je szcze­gól­nych emo­cji u pta­się­cia. Gdy pta­się ma gości, ja-kura grzecz­nie poda­ję ziar­no, sma­ko­wi­te robacz­ki i cier­pli­wie obser­wu­ję, jak mój dom zmie­nia się w roz­krzy­cza­ny kur­nik.

Spraw­dzian szó­sto­kla­si­sty. Naj­więk­szy absurd, jaki moż­na sobie wyobra­zić. Jed­na pani stwier­dzi­ła w szko­le, że ona dzie­ci i tak nie będzie przy­go­to­wy­wać, bo to jest bez sen­su, no i dzie­ci pod­chwy­ci­ły. Wie­dzą, że bez sen­su, wie­dzą, że nie mogą zboj­ko­to­wać, uczyć się nie chcą, a stres i tak mają. Ja-kwo­ka posta­no­wi­ła pomę­czyć Pta­się i kaza­łam roz­dzio­bać parę testów. Tek­sty są o róż­ni­cach mię­dzy mysza­mi nor­ni­ca­mi i mysza­mi polny­mi, o mean­dro­wa­niu rzek, o kolum­nach w sta­ro­żyt­nej Gre­cji. Tak, to nie żart. I ja się zasta­na­wiam, czy już nie ma na czym uczyć języ­ka pol­skie­go… Zda­nia typu „praw­dą nie jest, że…” Co to spraw­dza?… Pra­cu­ję ponad dzie­sięć lat jako nauczy­ciel aka­de­mic­ki, uczę czy­ta­nia ze zro­zu­mie­niem w obcym języ­ku, uczę dydak­ty­ki naucza­nia, ale robiąc te zada­nia, kil­ka­krot­nie zasta­na­wia­łam się nad odpo­wie­dzia­mi, bo nie wie­dzia­łam, co autor testu miał na myśli!!! Praw­dę mówiąc, nie wiem, czy sama zda­ła­bym na sto pro­cent. Wku­rza mnie to strasz­nie. Napraw­dę, mam ocho­tę cho­dzić i gda­kać, ale wiem, że i tak nikt mnie nie będzie słu­chał. W przy­szłym roku już nie będzie tego spraw­dzia­nu, więc jaki sens prze­pro­wa­dzać go teraz? Gorzej, jak zachę­cić moje Pta­się do nauki?… Jak zachę­cać, nie widząc sen­su? Kocha­łam język pol­ski w pod­sta­wów­ce. To były moje ulu­bio­ne lek­cje, ale nikt nie uczył się pod testy. Uczy­li­śmy się pisa­nia, czy­ta­nia, recy­to­wa­nia wier­szy, a teraz naj­bar­dziej smu­ci mnie brak entu­zja­zmu w szko­le, marazm. Pta­się nie jest głu­pie, może cza­sa­mi głu­piut­kie, Pta­się ma poten­cjał, jak to się mod­nie mówi, ale szko­ła gasi w nim pra­gnie­nie wie­dzy. Jak się uczy? Pani każe czy­tać roz­dział w książ­ce i robić notat­ki, ale jak zro­zu­mieć, kie­dy nikt nie tłu­ma­czy, nie poka­zu­je, jak łączyć fak­ty? Jak noto­wać, kie­dy nikt wcze­śniej nie poka­zał dobrze zro­bio­nej notat­ki? Wiem, że cięż­ko jest być nauczy­cie­lem w tych fru­stru­ją­cych cza­sach, kie­dy co rusz jest się ata­ko­wa­nym przez kogut­ki i kwo­ki, wszyst­ko­wie­dzą­ce wiedź­my ple ple bro­nią­ce swo­ich wspa­nia­łych, super zdol­nych kur­cząt. Wiem też, że na stu­dia tra­fia coraz wię­cej pta­sich móżdż­ków, któ­re są bo są, ale nie wie­dzą nawet, jak tam tra­fi­ły, ani co to zna­czy „stu­dio­wać”. Cza­sa­mi to już się gda­kać nie chce, bo nawet tak pro­ste­go języ­ka nie rozu­mie­ją. Coś się złe­go dzie­je ze szko­łą, naucza­niem… A gdzie pasja? Gdzie fascy­na­cja? Odkry­wa­nie? Poszu­ki­wa­nie? Potrzeb­na była­by reak­ty­wa­cja. Oży­wie­nie. Odro­bi­na rado­ści. Idzie wio­sna. Ogród cze­ka na zmia­ny. Ja też.