15/04/14

Suszone róże

Małgorzata Kolankowska

Strona cyklu

Ogród kobiety
Małgorzata Kolankowska

Hispanistka, medioznawca, tłumacz przysięgły. Doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa. Adiunkt w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego.

Róże. Wszech­obec­ny zapach róż. Pięk­ne, duże miesz­ka­nie. Paste­lo­we kolo­ry. Książ­ki. Książ­ki są wszę­dzie – na kory­ta­rzu, w salo­nie, w sypial­ni, w gabi­ne­cie. Obra­zy z moty­wa­mi kwia­tów. I kolek­cja zegar­ków, w róż­nych kolo­rach i kształ­tach: „Mój part­ner tego nie rozu­mie, a prze­cież codzien­nie jestem ina­czej ubra­na. O, na przy­kład dzi­siaj, zało­ży­łam różo­wy, bo mam różo­wą bluz­kę… Męż­czyź­ni tego nie rozu­mie­ją…” Sia­da­my przy ławie, na któ­rej stoi talerz pełen suszo­nych płat­ków. Prze­piór­ki w płat­kach róży – pomy­śla­łam, że tak musia­ło tam pach­nieć.  Kobie­co i zmy­sło­wo.

Jest pogod­na, cie­pła, w moich oczach jak­by otu­lo­na zapa­chem róż. Efe­me­rycz­na. Pyta o sam pomysł anto­lo­gii, o to, co będzie musia­ła robić w trak­cie Por­tu Lite­rac­kie­go. Mówi, że jest zasko­czo­na rosną­cym zain­te­re­so­wa­niem jej książ­ka­mi. Opo­wia­dam, że to widać, że nie tyl­ko jest wyda­wa­na, ale też i lubia­na, bo egzem­pla­rze biblio­tecz­ne są „zaczy­ta­ne”. Jest opa­no­wa­na, spo­koj­na, zado­wo­lo­na z tego, że już nie pra­cu­je na uczel­ni i teraz może sku­pić się głów­nie na pisa­niu. To nie zna­czy, że jest szczę­śli­wa. Mówi, że nie wie­rzy w szczę­ście i nie potra­fi być szczę­śli­wa, bo nawet w chwi­lach, gdy mogła­by się tak poczuć, znaj­du­je powód, by myśleć ina­czej. Zawsze jest ktoś lub coś, o co się mar­twi.

Chęt­nie słu­cha i rów­nie chęt­nie opo­wia­da. Gali­cja spo­wi­ta mgłą, cza­row­ni­ce, zmy­sło­wość. Mówi mi o zna­cze­niu cia­ła w kul­tu­rze gali­cyj­skiej, o bra­ku tabu. Tak, brak tabu bar­dzo mnie zasko­czył przy pierw­szym zetknię­ciu z jej twór­czo­ścią. Ana­li­za męskiej ana­to­mii spra­wi­ła mi nie lada kło­pot, bo czy kobie­ty w Pol­sce roz­ma­wia­ją przy kawie o roz­mia­rach, kolo­rach i otocz­ce męskich człon­ków? Chy­ba zaczer­wie­ni­łam się, tłu­ma­cząc nie­któ­re opo­wia­da­nia. Może po raz kolej­ny musia­łam stra­cić dzie­wic­two w sen­sie języ­ko­wym?… Dłu­go zasta­na­wia­łam się nad dobo­rem słów, bo ich nie uży­wam. Nie roz­ma­wiam o tema­tach tabu z taką otwar­to­ścią. May­oral prze­kra­cza pew­ną gra­ni­cę – dobre­go sma­ku czy tabu?

Wszyst­kie tek­sty zamiesz­czo­ne w anto­lo­gii pocho­dzą z tomu Recu­er­da cuer­po (Pamię­taj cia­ło). Cia­ło trak­to­wa­ne jest jako narzę­dzie komu­ni­ka­cji. To jed­no­cze­śnie cia­ło pozba­wio­ne tajem­ni­cy. Rela­cje cie­le­sne pozba­wio­ne są pru­de­rii. Trud­no tu jed­nak mówić o por­no­gra­fii, bo to raczej zmy­sło­wość. Zmy­sło­wość, któ­ra bawi, nie gor­szy. Może nie­kie­dy szo­ku­je bez­po­śred­nio­ścią. Nie wiem, czy uda­ło mi się oddać to, co czu­łam, czy­ta­jąc te opo­wia­da­nia w ory­gi­na­le…

Patrząc na Mari­nę May­oral, ujrza­łam kobie­tę. Kobie­tę świa­do­mą sie­bie, swo­jej kobie­co­ści i siły swo­je­go cia­ła, wol­ną od zbęd­nych ogra­ni­czeń. Zmy­sło­wą i peł­ną uro­ku. Jak róża – deli­kat­na, pięk­na, skry­wa­ją­ca w sobie tajem­ni­cę, czar i nie­od­łącz­ne cier­pie­nie.