APOKRYF
Letni rozkład, plenerowe imprezy do białego rana
lub pierwszego przyjazdu policji. Cudów nie ma.
Po kilku godzinach w pełnym słońcu można dopatrzeć się
ulicznych interpretacji scen z Ewangelii, świętych w japonkach.
Wczoraj na przykład jechałem rowerem i prawie zabiłem Ducha Św.
To musiał być on, bo zwykłe gołębie nie bywają tak niebiańsko białe.
A dzisiaj jest gorzej. Poznałem człowieka, który w piętnaście minut
odegrał monodram na podstawie misterium męki pańskiej.
Wcześniej wydawało się to niemożliwe – tak po prostu, równolegle
grać role mesjasza, Judasza i Magdaleny: upaść, umrzeć i zapłakać;
zmartwychwstać, otrzepać się i iść na dziwki. Czysta perfekcja.
Brudna perwersja. Nawet się nie zająknął, nawet nie przedstawił.
Wycedził tylko przesłanie. Siedzieć i pić czerwone wino
to jak być Bogiem i móc przełknąć cudzą boskość.
GY!BE
Wszechświat ząbkuje.
Nieskończoność zbliża się
do tego końca świata, gdzie wciąż
mkną mostem pociągi towarowe
należące do spółki Kolej Rzeczy,
a anteny dźgają stalowoszare niebo.
Niemożliwe, najdroższa, stwarza
mnóstwo nowych możliwości.
A co, jeśli Bóg zburzył wieżę Babel,
bo jej iglica skaleczyła go w piętę?
Brnijmy w to dalej,
spójrzmy fachowym okiem midinetki z obuwniczego
na historię kontuzji
boskich odnóży.
Boga-poświętnika,
któremu niesforny dzieciak z wiejskiej podstawówki
powyrywał wszystkie boskie cząstki
pozbawione metalicznego połysku.
Boga-kota leżącego pokotem obok boga-poświętnika,
na boskim grzejniku pod boskim parapetem,
z bożą łapą podkuloną,
z bożą łapą zwisającą bezwładnie.
Boga-Yao z ojczyzny Mao, jego twarz
znaną jako mem pod nazwą Bitch Please,
trzeci mecz boskiej serii z LA Lakers,
złamanie Jonesa kończące boską karierę.
Wreszcie: Boga-syna i Boga-ojca,
Ducha Świętego, balonik w ręku młodego,
szusujących na wrotkach jak młody Bóg
przez dźgane antenami stalowoszare niebo.
I, nagle, to stalowoszare niebo rozstępuje się
poza rozkładem, nad mostem kolejowym,
ze stalowoszarego nieba wyprostowany Palec Boży,
niejeden, i niewiadomej treści;
SZEŚĆ BOŻYCH PALCÓW WSKAZUJĄCYCH
u sześciu skierowanych w naszą stronę kończyn,
i nie ma znaczenia: górnych czy dolnych,
najważniejsze, że WZNIOSŁYCH,
najważniejsze, że wskazujących, CO?
Brnijmy w to dalej.
Przez wiatr, przez deszcz, przez Bielany
– przez tę kwaterę główną Świętego Mikołaja
na Amerykę Północną i Europę Zachodnią.
Narysuj, jak się kochasz,
narysuj mi orkan.
MAD SEASON
Aerozol planet, żywot wieczny amen.
Hej, dobry Boże z działką nad jeziorem,
przysmażeni po filtr spijamy twoje zdrowie;
w wiadrze krew się mrozi, [chrup!] orzechy w miodzie.
Musi być tęsknota za kosmosem,
gdy za Pilskiem znika słońce
(pomarańczowy Spalding muska siatkę kosza na biohazard
a Żywiec miękko ląduje za chmurtyną).
Wiesz, wykminiłem taki capstrzyk,
higieniczny dowód na istnienie ciebie:
le grande finale i błyski, no pomyśl
– ktoś musiał umyć te wszystkie okna!
Na dalszym brzegu coś zaczyna się,
Jasne.