Kolce
Małgorzata Kolankowska
Strona cyklu
Ogród kobietyMałgorzata Kolankowska
Hispanistka, medioznawca, tłumacz przysięgły. Doktor nauk humanistycznych w zakresie literaturoznawstwa. Adiunkt w Instytucie Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu Wrocławskiego.
Mój ogródek zarósł chwastami i zrobił się w nim totalny misz-masz. Nie wiem, o czym napisać, bo za dużo się ostatnio działo, a każda myśl wydaje się godna uwagi – oczywiście wyłącznie z mojej, babskiej perspektywy.
Miałam napisać o marynarce poety. Tak, to było bardzo miłe. Siedziałam zasłuchana w baskijskich poetów. Wrocław. Silesius. Poeci polscy i hiszpańscy. W Synagodze pod Białym Bocianem wieje chłodem. Basia czaruje głosem, przekładem, sobą. Jest perła, brzoza, codzienność i niecodzienność. Zimno mi. Pluję sobie w brodę, że ubrałam tę idiotyczną krótką sukienkę. Poeta siedzący obok widzi, że się trzęsę i podaje mi swoją marynarkę. To takie miłe. Zastanawiam się, czy ta marynarka ma w sobie magię poezji, czy dzięki niej coś we mnie pęknie i dam radę przetłumaczyć wiersze AF. Strasznie to głupie i naiwne, ale w końcu mam na sobie marynarkę poety. Nastolatki marzą o takiej chwili, kiedy chłopak po raz pierwszy pozwoli im założyć swoją bluzę czy koszulę. Kobiety przed czterdziestką już nie pozwalają sobie na takie marzenia, bo widzą brutalną rzeczywistość w lustrze, liczą siwe włosy nad czołem, zmarszczki pod oczami i wydaje im się, że czarujące chwile mają już za sobą. A tu taki jeden miły gest i czujesz się kobietą, zaopiekowaną… Wiem, to ckliwe, sentymentalne, poeta to facet jak każdy inny, ale jednak…
Drugi moment – lekarz dupek, który przyjeżdża do mojego wujka-dziadka i stwierdza, że wszystko z nim w porządku. Człowiek nie ma siły wstać z łóżka, nie może utrzymać łyżki, ale według doktorka z pogotowia wystarczy dać mu jakiś nutridrink. Pytam, czy z czystym sumieniem odmawia zabrania go do szpitala, odpowiada, że tak, nie widzi podstaw, aby go zabrać, bo pacjent jest zdrowy (sic!!!!) Dwa dni później wujek nie żyje. Żal, bezsilność i pytania bez odpowiedzi… Chciałabym zadzwonić do tego lekarza i podziękować za obojętność…
Trzeci moment – moja praca. Dzień za dniem – studenci i uczniowie. Każdy ma swój świat, problemy, myśli. Jedni denerwują, drudzy bawią. Ostatnio dzieci, takie z pierwszej i drugiej klasy podstawówki, rozbawiły mnie do łez.
Ja: X, bo wyślę zaraz smsa do mamy, że wariujesz.
X: Nie, proszę, niech pani nie wysyła. Jak moja mama ostatnio dostała smsa na mój temat, rozwaliła telefon.
Inne dzieci: Jak to?
X: No tak się wkurzyła, że rzuciła nim o ścianę.
Y: To twoja mama jest psychopatką?
X: Nie mów tak o mojej mamie. Nie, ona się po prostu bardzo zdenerwowała. Sam mówiłeś, że twój tata na ciebie przeklina, jak się zdenerwuje.
Y: No, ale ma rację. On mówi wtedy kur przecinek wa.
Ja: Y, co to za słowa? Jak ty się wyrażasz.
Y: Proszę pani, ale tam jest przecinek.
Ja: Ale to nie zmienia faktu, że się brzydko wyrażasz.
Y: Ale ja miałem na myśli coś innego niż pani.
X: Ja już będę grzeczny. Niech pani nic nie pisze.
Nie piszę, bo są grzeczni. Rozbrajają mnie na lekcji. Bardzo chcą się nauczyć hiszpańskiego. Zgłaszają się nawet kiedy nie są do końca pewni, czy dobrze zapamiętali. Patrzę na nich i widzę, ile się w nich odbija rodziców – ich radości, ambicji i problemów. Widzę, że są bardzo dorośli w swoich przemyśleniach. Inteligentni i cwani. Kochają tych swoich rodziców. Bardzo i bardzo starają się ich zrozumieć.
Ja: A wiecie, że jak jesteście grzeczni, to mamom robi się tu ciepło?
X: Proszę pani, mnie się robi gorąco, jak sobie pobiegam.
Ja: Ale mi chodzi o serce.
Mnie chodzi o serce. Robi mi się ciepło na sercu, kiedy na nich patrzę i widzę zaangażowanie. Zrobiło mi się ciepło, kiedy założyłam marynarkę poety, zmroziło mnie, kiedy lekarz odmówił pomocy.
W ogródku jest zielono, ale czasem usychają kwiaty – z zimna i braku wody. Niektóre rośliny mają kolce. Kiedy się wbiją, rana piecze bardzo długo…