Dziś bawiłem się gdzie indziej
utwory / premiery w sieci Robert FeszakPremierowy zestaw wierszy Roberta (Robura) Feszaka. Prezentacja w ramach projektu „Po debiucie”.
WięcejPremierowy zestaw wierszy Roberta Feszaka.
I.
Po czterech stuleciach odnalazłem cię
niewidoma dziewczyno, kiedy ot tak
bez celu, dla zabicia czasu, oglądałem
w sieci obrazy. Jak ci to wytłumaczyć?
Może tak; wyobraź sobie takie miejsce,
w którym wszyscy mogą się spotykać,
mogą sobie pokazywać różne rzeczy,
ale nikt nikogo nie może dotknąć.
Wiem, to trudne. A może przeciwnie,
rozumiesz to lepiej, niż mi się zdaje.
II.
Szedłem do Ciebie korytarzami przez
wielkie sale i pokoje, wszędzie wisiało
mnóstwo obrazów z różnych epok,
niektóre poznawałem, niektórych nie.
W końcu stanąłem przed tobą. Przed
twoimi zamkniętymi powiekami.
Zamknąłem na chwilę oczy.
W ciemności między nami
coś musiało się poruszyć,
coś, co sprawiło,
że na skórze
zjeżyły się włosy.
I.
W stronę białego ekranu, powolnym krokiem,
wśród braw i szurania krzeseł idzie siwy staruszek.
Jego brązowa twarz jest pomarszczona, jakby
to był kamień od wieków wytrwale rzeźbiony
przez deszcz i wiatr. W taki oto sposób czas
zdradza przed nami swoją artystyczną naturę.
Prowadzący spotkanie delikatnie zauważa,
że może, z uwagi na wiek gościa, niech ten
pozostanie pod sceną. Stamtąd staruszek
odbiera nagrodę. Przez całe lata
z objęć gór
wyciągał ludzkie życia.
II.
W sali obok siedzę naprzeciw wielkiego okna.
Na parapecie talerzyk. W ustach rozpuszcza się
słodki sernik, który popijam gęstą, czarną kawą.
Gorąca szklanka parzy rękę. Noc powoli
wchłania w siebie górę. Gdyby nie te światełka,
bijące od zatkniętej na szczycie wieży, od tych
domów ukrytych wśród drzew, od ratraków
mozolnie sunących po stokach
mógłbym pomyśleć, że przede mną
nie ma niczego, czyli jest wszystko,
cokolwiek można
sobie wyobrazić.
Dla Radka, Łukasza i Pawła
Ziemia już wzięła, co do niej należy,
i rozdała między ślepo posłuszne dzieci.
Nam zostawiła jego imię, bo cóż
jej po tym, czego nie mogą dotknąć
szczypce, czułki, korzenie ani rzeki.
My wymawiamy je ostrożnie, jakby
wśród nas był jeszcze ktoś,
kto mógłby nam je wykraść.
Matka daje swoim dzieciom komputerową
grę, by przestały w końcu biegać tam
i z powrotem. Przed ostatnią stacją
w trawie, w krzakach, między drzewami,
i pod murami zniszczonych budynków
mnóstwo śmieci. Wysiadam zaspany.
Idę w stronę wyjścia. Nie mam cienia.
Przede mną drzwi. Gdyby nie plamki
brudu przyklejone przez deszcz i wiatr,
mógłbym pomyśleć, że nie istnieją.
Zanim do nich dochodzę, rozsuwają się
na boki i zaraz bezgłośnie zamykają
tuż za plecami. Zimny wiatr przypomina,
o jakiej porze roku tu się znalazłem.
Milczy jednak o dacie. Zresztą
jakie to może mieć dla niego znaczenie,
czy to początek czy koniec wieku.
Nie zostawiam za sobą śladów stóp.
Idę przez szum i gwar – głosy bez ciał.
Jakby ktoś przestawiał w radiu stacje
i nie mógł znaleźć tej właściwej.
Idę przez wciąż rozbudowujące się
miasto, po jego chodnikach
ułożonych jak puzzle, które
ze ścianami tworzą kąt właściwy
dla pułapki. Idę równym krokiem,
pewien siebie. Przez miejsce,
w którym jeszcze nie dawno
była wielka dziura w ziemi,
a na jej dnie,
w błocie,
maszyny
i ludzie.
Żółte światło latarń zmienia kolor
ostatnich jesiennych liści. Światło
jest też w deszczu, który spływa
ulicami do kanałów. Jedząc frytki,
mimowolnie wyobrażam sobie
tę ciemność, a nawet szczury,
które w niej mieszkają. To jest
zaledwie krótki błysk.
Wsiadam do taksówki. Podaję
adres. Myślę, niech o nic
mnie nie pyta, ale pyta, czy
na mieście zostało dużo ludzi?
Odpowiadam, że nie wiem, bo
dziś bawiłem się gdzie indziej.
Urodzony w 1978. Z wykształcenia teolog, pracownik socjalny i grafik komputerowy. Wiersze publikował we „Frazie”. Nominowany w Ogólnopolskim Konkursie im. Kazimierza Ratonia, laureat konkursu poetyckiego im. Krzysztofa Kamila Baczyńskiego oraz Międzynarodowego Konkursu Poetyckiego im. Janusza Różewicza. Mieszka w Bielsku-Białej.
Premierowy zestaw wierszy Roberta (Robura) Feszaka. Prezentacja w ramach projektu „Po debiucie”.
Więcej