Śpiew z kolonii (2)
Paweł Tański
Strona cyklu
Śpiew językaPaweł Tański
Urodzony w 1974 roku w Toruniu. Historyk literatury i krytyk literacki. Autor książek o literaturze, współredaktor prac zbiorowych. Mieszka w Toruniu.
Trzeci wiersz na płycie to Pacyfik (3’39”), składa się z czterech strofoid, to dwanaście wersów (w pierwszej cząstce tekstu – dwa, druga to również dystych, dwie kolejne mają po cztery linijki). Tematem tej piosenki jest sytuacja społeczno-polityczno-ekonomiczna Polski, głównie – problem emigracji zarobkowej mieszkańców naszego kraju. W znakomity sposób autor skomentował to, co dzieje się współcześnie z polskim społeczeństwem, zaletą utworu jest powściągliwość wyrazu, to lapidarny, ale jakże wymowny komentarz na temat dzisiejszej emigracji Polaków. Tytuł tekstu odnosi się do akwenu wodnego, to metafora, z jednej strony – możliwości wędrówki i zmiany miejsca zamieszkania, z drugiej zaś – wolności przestrzeni, w której peregrynuje człowiek, współczesny nomada. Ale tytuł ten jest również ironiczną grą, albowiem wziął się od asocjacji bohatera, który wyznaje, że: „Pacyfiku smak / z Chile wino ma”, co oznacza, iż smak trunku przywodzi na myśl przestrzeń egzotycznych krain, a to z kolei może być metaforą emigracyjnych tułaczek w poszukiwaniu lepszego losu. Tytuł wiersza Pacyfik symbolizuje zatem emigrację. Warto wspomnieć jeszcze o zaśpiewach kobiecych głosów w tej piosence, przywodzą one na myśl wędrówki dawnych ludów, jest to więc niezwykle celny zabieg artystyczny i estetyczny, śpiewem wyrażający odwieczne losy egzulów:
Jeżdżę
po pustym mieście
Pacyfiku smak
z Chile wino ma
tanie linie
na mokrych pasach
kołują
na start
czy jest coś
bardziej niezwykłego
niż
opuszczony kraj
A tak oto wygląda wersja wyśpiewana:
Jeżdżę
po pustym mieście
Pacyfiku
smak
z Chile wino ma
z Chile wino ma
tanie linie
na pustych pasach
kołują na start
kołują na start
czy jest coś bardziej niezwykłego
niż
opuszczony kraj
opuszczony
czy jest coś bardziej niezwykłego
niż
opuszczony kraj
Trzecia opowieść na płycie opowiada zatem o obserwacji człowieka, który snuje historię o ludziach współczesnych wybierających emigracyjny los; pamiętamy, że w twórczości Kaźmierczaka topos homo viator pełni niebagatelną rolę, w tym wierszu przyjmuje postać przejmującego komentarza do doświadczeń nomadów początków XXI wieku. Szczególnie melancholijnie brzmią słowa kończące piosenkę:
czy jest coś bardziej niezwykłego
niż
opuszczony kraj
Okazuje się więc, że autor Zmiany to również poeta świetnie artystycznie komentujący współczesną scenę społeczno-polityczną i czyniący to zgodnie z maksymą krakowskiej awangardy – „minimum słów, maksimum treści” oraz Przybosiowskim hasłem „najmniej słów” – Pacyfik zawiera bowiem zaledwie dwadzieścia sześć słów (oczywiście w wersji drukowanej), Piosenka kolonistów zaś – trzydzieści dwa.
Czwarty wiersz albumu nosi tytuł Tarcza (3’21”) i jest to, moim zdaniem, najlepszy utwór słowno-muzyczny na krążku Piosenki kolonistów. Składa się z czterech strofoid, z których pierwsza, trzecia i ostatnia złożone są z czterech wersów, druga natomiast – z pięciu. Splotły się w tym tekście najlepsze cechy stylu Grzegorza Kaźmierczaka – połączenie słów relacjonujących z metaforyzacją wypowiedzi, celnie i pięknie opisującej świat. Pojawia się postać człowieka w drodze, poznającego i doświadczającego rzeczywistości, który świadomie wyznaje, iż najpełniej gotów jest do podjęcia refleksji w wędrówce, obserwuje miasta i kontempluje byt. Chętnie nazwę ten wiersz ontologicznym monologiem lirycznym, będącym rodzajem hymnu na cześć tego, co jest. Należy też powiedzieć o wspaniałej roli dźwięku trąbki w tej piosence, który to instrument buduje niezwykłą aurę melodyczną tego utworu, jest to znakomity komentarz muzyczny do tematyki wiersza – zamyślenie nad trwaniem świata bohatera tekstu ilustruje trafnie ten właśnie dźwięk.
Jadę szybko
a ostre powietrze
wchodzi we mnie
jak w słomianą tarczę
najlepiej myślę
gdy jestem między
na wodzie
w powietrzu
w drodze
miasta nocą z samolotu
wyglądają jak rozsypany
na dnie morza
popiół
chyba nie mam tutaj domu
ale patrzę
w czyste ognisko
nieustającego
Wersja wyśpiewana:
Jadę szybko
a ostre powietrze
wchodzi we mnie
jak w słomianą tarczę
jak w słomianą tarczę
najlepiej myślę
gdy jestem między
na wodzie
w powietrzu
w drodze
w drodze
miasta nocą
z samolotu
wyglądają jak
rozsypany na dnie
morza popiół
rozsypany na dnie
morza popiół
chyba nie mam
tutaj domu
ale patrzę w czyste
ognisko nieustającego
nieustającego
chyba nie mam
tutaj domu
ale patrzę w czyste
ognisko nieustającego
nieustającego
Tytuł Tarcza odnosi się do metafory „ostre powietrze / wchodzi we mnie / jak w słomianą tarczę”, co oznacza radość z pędu, z szybkości jazdy, otwartość na przyjemność podróżowania. Ciekawe obrazowanie pojawia się w trzeciej cząstce wiersza – widziane z okien samolotu nocną porą miasta porównane zostały do popiołu rozsypanego na dnie morza – taki obraz poetycki oznacza kruchość, nietrwałość ludzkiej cywilizacji, a zatem melancholijne zamyślenie bohatera tekstu przynosi mu wyobrażoną siłę przemijania, które zmiata swoją miażdżącą dłonią wytwory ludzkich działań. Ale popioły rozsypane w morzu kojarzą się również ze skremowanymi po śmierci i wrzuconymi do morskich czeluści ciałami, w takim odczytaniu miasta są więc antropomorfizowane – niczym ludzie po śmierci zostają spalone i miejscem ich spoczynku jest morze. Ten obraz przemijania zostaje skontrastowany z metaforą trwania w ostatniej strofoidzie – bohater bowiem patrzy oto „w czyste ognisko / nieustającego”. Zauważmy to zestawienie: morze – ognisko, woda – ogień, dwa żywioły, które są symbolami odwiecznych sił natury, tu służą do wyrażenia emocji związanych z refleksją nad kruchością i nietrwałością oraz trwaniem. Jest jeszcze słowo „popiół”, z pola semantycznego „ognia” – wszystko to razem wzięte buduje obraz koherentny i plastyczny, spójny i celnie wyrażający uczucia bohatera liryku. „Czyste ognisko nieustającego” to sugestywna metafora sił witalnych natury i człowieka. Wpisuje się ta koncepcja doskonale w cały świat poetycki autora Jadę plażą – kieruje nim bowiem myśl, iż życie jest cudem, człowiek zaś – nomadą („chyba nie mam tutaj domu”), przemierzającym w olśnieniu bezkresny świat.
Piąty wiersz płyty – Paść się (4’07’’) – jest tego dowodem, to tekst o pragnieniu zanurzenia się w przestrzeń, doświadczania miejsc, karmienia zmysłów zadziwiającymi krajobrazami. Utwór składa się z czterech strofoid (pierwsza – cztery wersy, druga – sześć, trzecia – cztery, czwarta – trzy), liczących siedemnaście linijek. Świetna metafora „chcę wsunąć twarz / w trawę miast / i paść się / paść” przynosi koncepcję człowieka jako bytu biologicznego, cząstki przyrody, osoba ludzka niczym zwierzę „żywi się” roślinnością – taka przenośnia ma podkreślić zachwyt nad światem:
Chcę wsunąć twarz
w trawę miast
i paść się
paść
nie jest dziś możliwe nic złego
las statui wolności
podgrzewa niebo
do startu
gotowi
hop
Chcę wsunąć twarz
w trawę miast
i paść się
paść
Jak ptaki nad
kutrem który wraca pełen z morza
bądź ze sobą
Grzegorz Kaźmierczak tak oto śpiewa ten utwór:
Chcę wsunąć twarz
w trawę miast
i paść się
paść
Chcę wsunąć twarz
w trawę miast
i paść się
paść
nie jest dziś możliwe nic złego
las statui wolności
podgrzewa niebo
do startu gotowi
hop
do startu
gotowi
hop
Chcę wsunąć twarz
w trawę miast
i paść się
paść
Chcę wsunąć twarz
w trawę miast
i paść się
paść
Jak ptaki nad
kutrem który wraca pełen z morza
bądź ze sobą
Metaforyzacja wypowiedzi splata się w tym wierszu z magicznym zaklinaniem („nie jest dziś możliwe nic złego”) oraz komendą sportową („do startu / gotowi / hop”), a wszystkie te zabiegi językowe służą oddaniu witalizmu, ruchu, dynamiki, nieskrępowania człowieka i wyrażają przesłanie utworu, którym jest przekonanie, iż poznanie samego siebie to wysiłek przynoszący wiele satysfakcji, scalanie zaś własnej tożsamości jest celem, do którego warto dążyć.
O tym właśnie traktuje szósty wiersz na płycie, noszący tytuł Warszawa dwa (3’16”). Jak już tytuł informuje – dotyczy opowieści o mieszkańcu tego miasta, który poszukuje wytrwale swojej tożsamości, stara się siebie zbudować, tu również znajdujemy koncepcję człowieka jako homo viator, niestrudzonego wędrowca w przestrzeni urbs. Tekst liczy trzynaście wersów, zgrupowanych w trzech strofoidach (pierwsza – pięć linijek, druga – sześć, trzecia – dwie).
Samochód jest sprawny i czysty
z balkonu widzę całe dzielnice
drukarka świata drukuje
to czego nie ma
w miodowej żywicy
poruszam się tam gdzie mnie nie ma
bo tam gdzie jestem
nic już nie znajdę
po długiej walce
żeby być
kimś
czekam aż planety staną w jednym rzędzie
chodźmy kręcić filmy w jasnym świetle
Kluczowy jest tutaj dystych kończący wiersz – to metafora człowieka jako reżysera swojego losu, przesłanie tego tekstu jest optymistyczne – „jasne światło” to czytelny symbol dobrego bytu, natomiast metaforyczny obraz planet, które „staną w jednym rzędzie”, rzadki widok koniunkcji, oznacza trud nadziei.
Wersja wyśpiewana:
Samochód jest sprawny i czysty
z balkonu widzę całe dzielnice
drukarka świata drukuje
to czego nie ma
kadr za kadrem
w miodowej żywicy
kadr za kadrem
w miodowej żywicy
poruszam się tam gdzie nic nie ma
bo tam gdzie jestem
nic już nie znajdę
poruszam się tam gdzie nic nie ma
bo tam gdzie jestem
nic już nie znajdę
poruszam się tam gdzie nic nie ma
bo tam gdzie jestem
nic już nie znajdę
poruszam się tam gdzie nic nie ma
bo tam gdzie jestem
nic już nie znajdę
po długiej walce
żeby być kimś
teraz czekam aż planety staną w jednym rzędzie
chodźmy kręcić filmy w jasnym świetle
teraz czekam aż planety staną w jednym rzędzie
chodźmy kręcić filmy w jasnym świetle
teraz czekam aż planety staną w jednym rzędzie
chodźmy kręcić filmy w jasnym świetle
teraz czekam aż planety staną w jednym rzędzie
chodźmy kręcić filmy w jasnym świetle
Wiersz Warszawa dwa jest opowieścią o podmiocie kontemplującym konkretne miasto – Warszawę, z balkonu swojego mieszkania usytuowanego wysoko, ale również bohatera przemierzającego ulice samochodem, gotowego na nowe wyzwania i przyjęcie losu.
Inna wersja tego tekstu ukazała się w tomie Unisono w wielogłosie (6), red. R. Marcinkiewicz, Opole 2015.