debaty / ankiety i podsumowania

(…) Na chwilę [1] was opływa/ płytkiej unii ciepło…

Andrzej Frączysty

Głos Andrzeja Frączystego w debacie „Stacja z literaturą”.

strona debaty

Stacja z literaturą

Zacząć wypa­da od oczy­wi­sto­ści, ale tych nie­chęt­nie lub zbyt rzad­ko arty­ku­ło­wa­nych. Jeże­li komu­kol­wiek, choć­by tyl­ko w pew­nym stop­niu, bli­ska jest wizja lite­ra­tu­ry jako tej, któ­ra ujmu­je się za wyjąt­kiem, eks­ce­sem, nie­re­gu­lar­no­ścią, tej, któ­ra hołu­bi jed­nost­ko­wość, nie pozwa­la czy sta­ra się nie pozwa­lać, by ta padła ofia­rą jakie­go­kol­wiek uogól­nie­nia, tej, któ­ra bro­ni osob­no­ści i swo­isto­ści pod­mio­tu wobec napo­ru tak zwa­nej rze­czy­wi­sto­ści (kto chce, nie­chaj sobie tutaj syno­ni­mi­zu­je, zresz­tą, jak sądzę, nie na dar­mo…) – a wiem dosko­na­le, że w takim swo­im spra­wy widze­niu osa­mot­nio­ny nie jestem – dla tego nie­mal­że
z koniecz­no­ści wykwit współ­cze­snej kul­tu­ry zwa­ny „festi­wa­lem lite­rac­kim” będzie two­rem z grun­tu ali­te­rac­kim, krót­ko mówiąc, będzie prze­czył jego lub jej doświad­cza­niu lite­ra­tu­ry i spo­so­bom uczest­nic­twa w tej­że. Wybacz­cie dłu­ży­znę tego zda­nia (nie, nie dało się kró­cej), teraz będą krót­sze. Nie jest to przy­czy­nek do roz­mo­wy o dys­ku­to­wa­nym tu i ówdzie pro­ble­mie „festi­wa­lo­zy” nie ogra­ni­cza­ją­cym się zresz­tą do lite­ra­tu­ry. Nie jest to też pró­ba powie­dze­nia, że rze­czo­ne­go typu impre­zy pozba­wio­ne są hory­zon­tu aksjo­lo­gicz­ne­go zary­so­wa­ne­go powy­żej – być może nawet więk­szość ich uczest­ni­ków i uczest­ni­czek skłon­na była­by mi przy­tak­nąć. Jest to pró­ba odpo­wie­dzi na każ­do­ra­zo­wo (z mniej­szą lub więk­szą inten­syw­no­ścią, ale jed­nak bole­śnie) odczu­wa­ny roz­dź­więk w sytu­acji kon­fron­ta­cji doświad­cze­nia czy­tel­ni­cze­go (samot­ni­cze­go, idio­ma­tycz­ne­go, peł­ne­go nie­jed­no­znacz­no­ści, zawi­ło­ści, unie­sień, kon­fu­zji, nudy…) z mniej lub bar­dziej nie­udol­nie prze­pro­wa­dza­ną akcją pro­mo­cyj­ną lite­ra­tu­ry w ogó­le, jakiejś jej odmia­ny (na przy­kład poezji) albo kon­kret­nych twór­ców (na przy­kład zaan­ga­żo­wa­nych).

Redak­cja Biu­ra Lite­rac­kie­go w tek­ście otwie­ra­ją­cym niniej­szą deba­tę, pod­su­mo­wu­ją­cą festi­wal Sta­cja Lite­ra­tu­ra 21, zada­je oso­bli­we dla mnie pyta­nie: „Czy w ogó­le da się pomy­śleć jakąś rady­kal­nie odmien­ną for­mu­łę komu­ni­ka­cji mię­dzy auto­rem i czy­tel­ni­kiem?” Jego reto­rycz­ność w niczym nie poma­ga, trze­ba się raczej upo­rać z jego zaist­nie­niem i takim a nie innym jego kształ­tem. Lite­ra­tu­ra (być może w szcze­gól­no­ści poezja, nie wiem, domnie­my­wam) wyda­wać się może wła­śnie takim komu­ni­ka­tem, a wła­ści­wie pra­gnie­niem, by tym komu­ni­ka­tem się stać, tj. zostać sfor­mu­ło­wa­nym, nada­nym i ode­bra­nym, by cud poro­zu­mie­nia się speł­nił. Nie żebym z jed­nej stro­ny hoł­do­wał wła­śnie takie­mu rozu­mie­niu lek­tu­ry (nie ten czas, nie to miej­sce), z dru­giej – nie żebym nie dostrze­gał zna­cze­nia komu­ni­ka­cji, o jakiej mówi w swo­im wstęp­nia­ku Redak­cja. Gło­śno nie­po­ko­ję się tutaj o poten­cjal­ne (nie sta­wiam żad­nych dia­gnoz) wynie­sie­nie czyn­ni­ków poza­tek­sto­wych do ran­gi nad­rzęd­nych, do któ­re­go taka for­mu­ła jak „festi­wal” może (nie musi) się moc­no przy­czy­nić. I znów to ryzy­ko wyda­je się tym więk­sze w wypad­ku języ­ka poetyc­kie­go.

Tak, chcę powie­dzieć, że festi­wal lite­rac­ki, a może w szcze­gól­no­ści poetyc­ki, to jest rodzaj impre­zy, któ­ra w pew­nym sen­sie nie może się udać. Bo i cóż tu się może udać? I tak, jest to być może rodzaj kryp­to­apo­te­ozy takie­go czy­tel­ni­ka, któ­ry nic o festi­wa­lach lite­rac­kich nie wie, nigdy na żad­nym nie był i nie będzie. Bo i cze­góż miał­by się tutaj dowie­dzieć? Jakie śro­do­wi­sko­we praw­dy mia­ły­by mu pomóc w tym, co naj­istot­niej go obcho­dzi?

W festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 21 uczest­ni­czy­łem jako gość Pra­cow­ni Kry­tycz­nej, a więc nie jako wol­ny czy­tel­nik, ale cał­ko­wi­cie inte­re­sow­ny. Trzy­krot­nie spo­ty­ka­li­śmy się na warsz­ta­tach kry­tycz­nych za każ­dym razem pro­wa­dzo­nych przez kogoś inne­go (Lip­szyc, Żychliń­ski, Mało­chleb). Były to raczej wykła­dy ani­że­li warsz­ta­ty, bowiem na warsz­ta­ty potrze­ba by z jed­nej stro­ny wię­cej cza­su, z dru­giej – mniej­szej ilo­ści uczest­ni­ków, co z kolei wydat­nie wpły­nę­ło­by na ilość uczest­ni­ków festi­wa­lu w ogó­le. Z nie­skry­wa­ną cie­ka­wo­ścią ocze­ki­wa­łem spo­tkań wokół sto­sun­ko­wo gło­śnej anto­lo­gii Zebra­ło się śli­ny i same autor­skie czy­ta­nia uwa­żam – jak zresz­tą pra­wie zawsze – za naj­bar­dziej „uda­ny” ele­ment. Ich możliwość/siła oddzia­ły­wa­nia pod­ci­na­na jed­nak była suk­ce­syw­nie przez roz­pacz­li­wo-komicz­ne nie­raz pró­by nawią­za­nia dys­kur­syw­ne­go poro­zu­mie­nia pomię­dzy pro­wa­dzą­cy­mi a zapro­szo­ny­mi auto­ra­mi i autor­ka­mi. Jak nie­wąt­pli­wym Olim­pem nie­po­wo­dze­nia – reto­rycz­na fala nie­sie mnie dziś na wody eufe­mi­zmu – zeszło­rocz­nej, wro­cław­skiej edy­cji było spo­tka­nie z Ryszar­dem Kry­nic­kim pro­wa­dzo­ne przez pija­ne­go (zja­ra­ne­go? – kto da wię­cej?) Ada­ma Wie­de­man­na, tak tego­rocz­ne lau­ry odbie­ra spo­tka­nie pro­wa­dzo­ne przez Maję Staś­ko z Kirą Pie­trek i Ilo­ną Wit­kow­ską, któ­re same uczest­nicz­ki świet­nie pod­su­mo­wa­ły zgrab­ną, chwy­tli­wą fra­zą: „Naj­waż­niej­sze, że jeste­śmy po jed­nej stro­nie. No i faj­nie”, puen­tu­jąc w ten spo­sób kil­ka­dzie­siąt minut wza­jem­ne­go pota­ki­wa­nia pozwa­la­ją­ce­go sku­tecz­nie zapo­mnieć o lite­ra­tu­rze.

Bio­rąc to wszyst­ko w rachu­bę, festi­wal Sta­cja Lite­ra­tu­ra 21 wycho­dzi na plus. Mimo że nie uda­ło się uciec od dekla­ma­cji i dekla­ra­cji, zosta­ło też spo­ro miej­sca na lite­ra­tu­rę. W wypad­ku wyda­rzeń poetyc­kich ozna­cza to dla mnie odda­wa­nie jak naj­więk­sze­go pola dla niej samej wła­śnie – naj­zwy­klej­szym czy­ta­niom, tym zbio­ro­wym i poje­dyn­czym. Ta edy­cja festi­wa­lu wyeks­po­no­wa­ła też nie­wąt­pli­wie bodaj naj­więk­szy rodzaj pożyt­ku, jaki moż­na odnieść z uczest­nic­twa w tego rodza­ju impre­zie. Pożyt­kiem owym jest nie­re­du­ko­wal­ne prze­świad­cze­nie o tym, że tek­sty bywa­ją mądrzej­sze niż ich auto­rzy czy autor­ki i to tym pierw­szym nale­ży uży­czać wię­cej życz­li­wej i kry­tycz­nej uwa­gi. Tej mądro­ści, jak mnie­mam, nie wol­no zapo­mi­nać, ale nie sądzę też, by uczest­nic­two w jakie­go­kol­wiek typu festi­wa­lach mogło­by nam na to pozwo­lić. Nie­dłu­go kolej­na lek­cja – tym razem na Con­ra­do­wych salo­nach! Widzi­my się wnet, nie pytam nawet, czy będzie­cie.


[1] Na 3 dni.