utwory / premiery w sieci

Termy w kranie

Paweł Bagiński

Premierowy zestaw wierszy Pawła Bagińskiego

Spławik

Patrzę zbyt głę­bo­ko, parzę lub przy­ma­rzam
i skraj­nie wyglą­da­ją takie obiet­ni­ce.
Ile cza­su idziesz do szko­ły w ile uczu­cia rozu­miesz
to prze­two­rze­nie swo­isto­ści: bycie sobą
pręd­ko się nudzi zaga­pio­nym maru­dom.
Tyl­ko pew­ność sie­bie daje zdro­wą nie­pew­ność;
a spoj­rze­nie, wpa­trze­nie, wglą­da­nie sło­wa­mi
róż­ny­mi się wyda­je, gdy z umia­rem god­nym sie­bie
obser­wu­ję sie­bie.


Płomienie

How can we know the dan­cer from the dan­ce?
W.B. Yeats

Trzy­maj się przy sobie, to pierw­sza zasa­da, któ­rą musi­my zła­mać.
Uwierz w obcych, ina­czej nigdy się nie oswo­isz.
Poznaj cia­ło i oddech. Myślisz swo­ją dro­gą
że tak trud­no robić takt, iść w takt, być tak
jak tan­cerz jest figu­rą tań­ca, autor jest akto­rem,
powsty­dził się na niby, wstydź się tyl­ko fał­szu

Osza­le­li­ście na punk­cie naśla­dow­nic­twa, wie­cie, że wszy­scy pło­nie­my,
z dale­ka wyglą­da­my jak kłę­bo­wi­sko dymu.
Jestem nośni­kiem cie­pła, jestem prze­wod­ni­kiem po elek­trow­niach,
wycho­dzi­my na tamy ska­dro­wa­ni do dołu.
Jestem zbior­ni­kiem wody, jestem innym kra­jo­bra­zem,
wysta­wiam pożar morza, gdzie ani zim­no ani cie­pło
kro­pla­mi po skro­niach, pozo­sta­je­my dale­ko.


Wieże Bismarcka

Mówię o sobie, a ludzie cho­dzą mi po gło­wie
z pyta­nia­mi na twa­rzy: śmiem repre­zen­to­wać usta­mi
tyle tref­nych gło­sów, nie wpi­sa­nych zabyt­ków,
grup roz­wa­ża­ją­cych ciszę poby­tu.
Pomię­dzy stop­nia­mi świe­ci histo­ria
zagu­bio­na w tysią­cach zło­tych
moż­na się zało­żyć o punk­ty do wido­ku:
wznieść się ponad prze­cięt­ność
zro­zu­mieć jej zasie­dle­nie


Stłumiona

Szcze­rość jest pusto­sta­nem, miesz­ka w urzą­dze­niach wybo­ru
nara­sta ponie­kąd mod­nie. Soli­dar­nie roz­cza­ro­wa­na,
roz­ta­cza wizję unie­sio­nej laski. Posia­ła potrze­bę pozo­ru

Wie­dza kost­na jest naj­trwal­sza, zła­ma­na na aport
zawi­ja reszt­ki w roz­ża­rzo­ną gaze­tę.
Ude­rzo­ne kijem kołu­ją nad ogni­skiem
wypcha­ne pory­wem, uno­szą się i roz­pa­da­ją

Pamię­tam walecz­ne for­ma­cje, kwie­ci­ste obu­rze­nie inte­li­gen­cji
wobec środ­ka jest mądrzej­sza. Waha się wol­niej niż sygna­li­za­cja
świetl­na, drze­mie siłą nie­wy­czer­pa­ne­go pobu­dze­nia –
sta­ry, będę na to patrzył ze sła­bo­ści do uwią­du, pole­gnie z cho­ro­by lub zgry­zo­ty
pęd roz­pu­ści „się”, nas zale­ją lodow­ce

O autorze

Paweł Bagiński

Ur. w 1991 roku. Poeta, pisze także prozę. Publikował w „Cegle” i „Wakacie”, studiuje na MISH UW.