recenzje / NOTKI I OPINIE

Po omacku*

Jakub Nowacki

Weronika Janeczko

Dwugłos Jakuba Nowackiego i Weroniki Janeczko o książce Marcina Sendeckiego W, wydanej w Biurze Literackim w wersji papierowej 27 grudnia 2016 roku, a w wersji elektronicznej 3 lipca 2017 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Jakub Nowac­ki: Na nowy tom Mar­ci­na Sen­dec­kie­go, wyda­ny w Biu­rze Lite­rac­kim pod koniec zeszłe­go roku i nomi­no­wa­ny nie­daw­no do Nagro­dy im. Wisła­wy Szym­bor­skiej, skła­da się czter­dzie­ści dzie­więć wier­szy. Wiem to nie dla­te­go, że je poli­czy­łem, ale dla­te­go, że autor, zamiast tytu­ło­wać, nume­ru­je utwo­ry cyfra­mi arab­ski­mi do 1. do 49. Dla­cze­go czter­dzie­ści i dzie­więć?

Wero­ni­ka Janecz­ko: Roz­ma­wia­jąc z ludź­mi o W, sły­sza­łam już kil­ka hipo­tez. Jed­na z nich mówi, że to 49 dni od śmier­ci kole­gi Sen­dec­kie­go, któ­re­mu – mię­dzy inny­mi –dedy­ko­wa­ny jest tom. Tak jak­by ten cykl wier­szy był for­mą żało­by. Czter­dzie­ści dzie­więć lat ma też sam Sen­dec­ki.

W roz­mo­wie Sen­dec­kie­go z Ada­mem Popra­wą w „BiBLio­te­ce”, towa­rzy­szą­cej pre­mie­rze książ­ki, mowa jest jesz­cze, że nume­ro­wa­nie ozna­cza tu cią­głość – nume­ru­jąc kolej­ne wier­sze Sen­dec­ki nada­je swo­je­mu tomo­wi for­mę poema­tu. Ale Popra­wa wie­le rze­czy Sen­de­ko­wi w tej roz­mo­wie suge­ru­je. Usta­wia go mię­dzy Mic­kie­wi­czem, Nor­wi­dem i Przy­bo­siem, kre­śli roz­ma­ite para­ba­zy wpły­wu. A Sen­dec­ki tro­chę się z tego wyco­fu­je, nie ze wszyst­kim się utoż­sa­mia, bo Popra­wa…

Popra­wa popra­wia.

Tak, Popra­wa popra­wia. Ale w ogó­le ta ich roz­mo­wa taka dzia­dow­ska jest. O dzia­dow­sko­ści jesz­cze poga­da­my, nasza roz­mo­wa chy­ba nie będzie dzia­dow­ska? Zofia Król w swo­jej recen­zji w „Dwu­ty­go­dni­ku” porów­nu­je nume­ro­wa­ną for­mę Sen­dec­kie­go z W do Tka­czy­szy­na-Dyc­kie­go, któ­ry też nume­ru­je.

Sły­sza­łam jesz­cze porów­na­nia do Bia­ło­szew­skie­go.

To by już mnie bar­dziej prze­ko­ny­wa­ło. Jest takie sło­wo Miro­na „obma­py­wa­nie”, wie­le jego wier­szy wyni­ka z cho­dze­nia po War­sza­wie. I w W Sen­dec­kie­go dużo jest takich wier­szy „cho­dzo­nych”. On prze­cież cho­dzi po War­sza­wie i roz­ma­ite rze­czy sobie przy­po­mi­na. Bo to „W” ozna­cza War­sza­wę?

Wła­śnie mi ta War­sza­wa w ogó­le nie przy­szła do gło­wy.

No bo ty jesteś z Kra­ko­wa.

Naj­pew­niej dla­te­go (śmiech). Bar­dziej myśla­łam, że jak odwró­ci się „W” do góry noga­mi to wycho­dzi „M”. M jak Mar­cin.

Też tak myśla­łem. „W sta­nę­ło do góry dnem i uda­je, że jest M” – jak w „Abe­ca­dle” Tuwi­ma. A jed­nak skła­niał­bym się ku war­szaw­sko­ści. Są tu dwie wska­zów­ki, poza tytu­łem i poza wier­sza­mi – pierw­sza na samym począt­ku, w dedy­ka­cji: „Dla Ceza­re­go Bema i Tom­ka Gań­ki (1970–2016), moich przy­ja­ciół z War­sza­wy”, dru­ga na samym koń­cu, w stop­ce redak­cyj­nej: „Pod­czas pra­cy nad książ­ką autor korzy­stał z pół­rocz­ne­go sty­pen­dium arty­stycz­ne­go mia­sta sto­łecz­ne­go War­sza­wy w ramach pro­gra­mu «Zako­chaj się w War­sza­wie»”.

I dla­te­go książ­ka jest o War­sza­wie?

Tak – prze­czy­taj książ­kę Mar­ci­na Sen­dec­kie­go i „zako­chaj się w War­sza­wie”. Mój wybit­ny redak­cyj­ny kole­ga, Andrzej Frą­czy­sty, miesz­ka przy Ron­dzie ONZ na czter­na­stym pię­trze miesz­kal­ne­go wie­żow­ca i pierw­sze, co widzi z okna codzien­nie rano to wiel­ki neon: „Zako­chaj się w War­sza­wie”. Jak się taki napis widzi codzien­nie, to rze­czy­wi­ście moż­na się zako­chać. Ale wróć­my do W. Ono może ozna­czać War­sza­wę, ale też – to mówi sam Sen­dec­ki w rze­czo­nej roz­mo­wie z Popra­wą – wier­sze albo wspo­mnie­nia. A więc: War­sza­wa, wier­sze, wspomnienia/wspominanie. Chy­ba na tych bęben­kach inter­pre­ta­cyj­nych będzie­my tutaj grać?

Chy­ba tak. Sen­dec­ki zda­je się mówić „wymyśl sobie”. Inter­pre­ta­cje tytu­łu z powo­dze­niem da się mno­żyć – sądzę, że jest w tym jakaś meto­da, bo ten tom, prze­cież, jest bar­dzo kon­cep­cyj­ny. Może na począ­tek o wspo­mi­na­niu?

Nie­za­wod­ny słow­nik Doro­szew­skie­go poda­je dwie defi­ni­cje cza­sow­ni­ka „wspo­mi­nać”, pierw­sza to: „wra­cać myślą do tego, co minę­ło, przy­wo­dzić na pamięć, przy­po­mi­nać sobie”, a dru­ga: „mówić o czymś mimo­cho­dem, czy­nić wzmian­kę, nad­mie­niać”. Wycho­dząc od tych dwóch defi­ni­cji, włą­cza­jąc je do naszej reflek­sji, powie­dział­bym, że z jed­nej stro­ny Sen­dec­ki otwie­ra w W tę prze­strzeń wspo­mi­na­nia, mówi o swo­jej mło­do­ści, o cza­sach stu­denc­kich, zda­rza mu się cza­sem popa­dać w ton nostal­gicz­ny – to by było to pierw­sze zna­cze­nie z Doro­szew­skie­go. Ale jest jesz­cze dru­gie – takie­go napo­my­ka­nia, wzmian­ko­wa­nia, nad­mie­nia­nia – „jesz­cze o nim napi­szę” czy­ta­my w jed­nym z wier­szy. Tu mogło­by być to podo­bień­stwo z Dyc­kim (jeże­li jest) – wspo­mi­na­nie nazwisk ludzi, żeby zna­leź­li sobie miej­sce w wier­szu. Oca­la­nie od zapo­mnie­nia na zasa­dzie – posa­dzę ich sobie w mojej grząd­ce wier­szo­wej i oni tam sobie będą rosnąć. A zatem z jed­nej stro­ny wspo­mi­na­nie rzew­ne – wspo­mi­na­nie cza­sów minio­nych jako pew­nej cało­ści, a z dru­giej stro­ny punk­to­we – kon­kret­nych ludzi i zda­rzeń.

Wiersz nr 7 opo­wia­da o spo­tka­niu Sen­dec­kie­go z Andrze­jem Gwiaz­dą „(…) pali­li­śmy / papie­ro­sy / na Dwor­cu Cen­tral­nym, cze­ka­jąc na pero­nie na noc­ny pociąg do Gdań­ska. Wie­czo­rem zaj­rzał do nas / z poga­dan­ką na strajk i chcia­łem / odpro­wa­dzić legen­dę. (…) Czy wol­no było jesz­cze wte­dy palić na pero­nach? / Nie pamię­tam, ale pali­li­śmy, on chy­ba popu­lar­ne­go i chy­ba mnie / poczę­sto­wał, więc ja pew­nie też. / Być może spy­ta­łem: jak to się wszyst­ko skoń­czy? / albo: co będzie z tego wszyst­kie­go? / Nie pamię­tam, co odpo­wie­dział”. Sen­dek w “W” otwie­ra nurt wspo­mnie­nio­wy, odpa­mię­tu­je – a wspo­mnie­nia prze­cież, zazwy­czaj prze­sią­ka­ją kolo­ry­tem chwi­li, w któ­rych są wypo­wia­da­ne. Wier­sze funk­cjo­nu­ją tutaj jako coś, co nie­ko­niecz­nie musi mieć funk­cję. Po pro­stu są. Trze­ba sobie zadać pyta­nie, dla­cze­go Sen­dec­ki pisze je w spo­sób aż tak her­me­tycz­ny – spo­sób, któ­re­go nie zro­zu­mie­ją ludzie nie zna­ją­cy oko­ło­wier­szo­wych sytu­acji. Opi­sy­wa­ne naj­pew­niej nie są tak zna­czą­ce, jak by się mogło wyda­wać.

Wiersz siód­my czy­ta­łem w kon­tek­ście wier­sza trze­cie­go: „Fabry­ko aneg­dot, po małe­mu”. Jeże­li Sen­dec­ki wie­dział, że ma napi­sać tom dla mia­sta sto­łecz­ne­go War­sza­wy, o War­sza­wie i o swo­jej zwią­za­nej z War­sza­wą mło­do­ści, to od razu musia­ło mu się przy­po­mi­nać mnó­stwo powie­la­nych w aka­de­mi­kach histo­ry­jek o tym jak ktoś spadł z dachu, pobił się z jam­ni­kiem itd. I one tutaj są – ten tom jest wła­ści­wie prze­ty­ka­ny wier­sza­mi-aneg­do­ta­mi. Ale te aneg­do­ty są jed­nak w pewien spo­sób osła­bia­ne – Sen­dec­ki zda­je sobie spra­wę, że tro­chę się trze­ba powstrzy­my­wać, tro­chę wyjść z face­cjo­ni­stycz­nej dyk­cji, tro­chę te aneg­do­ty osła­biać, żeby nie wyszła z tego wła­śnie taka dzia­dow­ska gawę­da.

No wła­śnie, sko­ro już jeste­śmy przy dzia­dow­sko­ści, przy poety­ce dzia­dow­skiej, zacy­tuj­my naj­bar­dziej dzia­dow­ski wiersz w tym tomie, wiersz nr 13: „Było / jak było / Ale męż­czyź­ni nie cha­dza­li w klap­kach / po uli­cy / rowe­rzy­ści / nie pru­li chod­ni­kiem / tatu­aże / mie­li mary­na­rze / ban­dy­ci / i Bec­kham / nie ist­nia­ły sło­wa / youtu­ber / blo­ger­ka / modo­wy / cywi­li­za­cja śmier­ci / dopie­ro zmie­nia­ła się / w cywi­li­za­cję śmie­ci”.

Czy on tak rze­czy­wi­ście uwa­ża? Zako­mu­ny­by­ło­le­pizm mu się włą­cza? Czy on jest świa­do­my uży­wa­nia tej dzia­dow­skiej poety­ki? Czy on sobie tutaj z nami nie pogry­wa, podob­nie jak przy oka­zji swo­je­go gło­su w ostat­niej deba­cie Biu­ra Lite­rac­kie­go? I jesz­cze to zakoń­cze­nie kryp­to­cy­ta­tem z Papie­ża Pola­ka o „cywi­li­za­cji śmier­ci”… Czy ty uwa­żasz, że to jest na poważ­nie pisa­ne?

Raczej nie, Sen­dec­ki jest dogłęb­nie świa­do­my tego, co robi w poezji. „Tatu­aże mie­li mary­na­rze” – on by się chy­ba nie zdo­był na coś takie­go w “poważ­nym” wier­szu – w wier­szu “na poważnie(j)”. Moim zda­niem bar­dziej cho­dzi o efekt, na któ­rym bazu­je autor i o to, co ci przyj­dzie do gło­wy w trak­cie czy­ta­nia jako “któ­raś woda po kisie­lu”. Moż­li­we, że Sen­dec­ki chce, żeby­śmy się z tymi wier­sza­mi tro­chę męczy­li, pró­bo­wa­li prze­twa­rzać, prze­sta­wiać liter­ki. Praw­do­po­dob­ne też, że zwy­czaj­nie lubi bawić się języ­kiem, uży­wać go w spe­cy­ficz­ny spo­sób i zupeł­nie nie obcho­dzi go to, co my z W zro­bi­my. To by było nawet lepiej – bez usta­wek pod publicz­ność.

Ale czy my się męczy­my jak czy­ta­my W? O ile męczy­łem się przy czy­ta­niu jego poprzed­nie­go tomu pt. Lame­ty, to w W wsze­dłem bar­dzo łatwo, prze­czy­ta­łem to w jakieś pół godzi­ny, za jed­nym razem.

Ja czy­ta­łam w tram­wa­ju, potem pokąt­nie, w mikro­przer­wach, pod­czas prak­tyk na neu­ro­lo­gii.

Bo to się da prze­czy­tać w tram­wa­ju. W tram­wa­ju na Żerań jak naj­bar­dziej. Nawet w metrze na Żerań. Oczy­wi­ście trze­ba wte­dy raz na jakiś czas prze­ska­ki­wać nad nie­któ­ry­mi wier­sza­mi, nad taki­mi wier­sza­mi, któ­re są być może czę­ścią tego poprzed­nie­go Sen­dec­kie­go, nad tymi jego pomy­sła­mi lin­gwi­stycz­ny­mi, któ­re, jak mówisz, mniej są wymie­rzo­ne na zna­cze­nie, bar­dziej na efekt. Efekt fone­tycz­ny na przy­kład – „Rzecz naj­waż­niej­sza to utrzy­mać skrzep”. Albo „Karo­li­na przy­nio­sła cze­re­śnie i ser”. To jest taki obraz, któ­ry od razu poja­wia się w gło­wie, któ­ry od razu się widzi i czu­je. Z tym skrze­pem to jest chy­ba podwój­nie – fone­tycz­nie (skrzy­pie­nie, „rz”, „sz” – to świet­nie brzmi), a z dru­giej wspo­mnie­nia z egza­mi­nu z pato­mor­fo­lo­gii, z jego stu­diów medycz­nych.

Może znów zacy­tuj­my i powiesz mi, co Ty na to w kon­tek­ście wspo­mnień: „Tade­usz Kar­wisz, Tadeo, ktoś go pew­nie pamię­ta. / Nie­zno­śny? Bez wąt­pie­nia. I szyb­ko szedł w dół. / Niech sta­nie tu z nazwi­skiem na wietrz­ną pamiąt­kę” (wiersz 24).

Ta „wietrz­na pamiąt­ka” to jest zno­wu gest osła­bia­ją­cy roz­czu­la­nie się i wspo­mi­na­nie, całą nostal­gicz­ność tego tomu, któ­ra oka­zu­je się kru­cha i nie­oczy­wi­sta przy bar­dziej wni­kli­wej lek­tu­rze. Ten wize­ru­nek Sta­re­go Poety wspo­mi­na­ją­ce­go swo­je życie i to, że przy­ja­cie­le odcho­dzą.

Sen­dec­ki sta­ra się ukry­wać roz­ma­ite wraż­li­wo­ści, a jed­nak dają się one, mimo wszyst­ko, zauwa­żyć w nie­któ­rych wier­szach. Wspo­mnie­nia pod­szy­te zgryź­li­wo­ścią, żalem i uśmie­chem od cza­su do cza­su – jasne, są kru­che. Powsta­je pyta­nie, jak mówić o tym, cze­go nie ma – jak doko­nać, użyj­my śmiesz­ne­go, nie­pa­su­ją­ce­go sło­wa, ope­ra­cjo­na­li­za­cji “już nie­bę­dą­ce­go”. „Powiedz­my, że tytuł ma walor, któ­ry się bada absen­cją” – pisze z kolei w wier­szu nr 25. O nie­by­cie trze­ba opo­wie­dzieć przez byt. Ina­czej się nie da (a tyle jest nie­by­tów: nie jest już mło­dy, War­sza­wa nie jest taka jaka była, Sen­dec­ki nie jest na medy­cy­nie i wie­le wie­le innych)

Sen­dec­ki, jesz­cze przed pre­mie­rą tomi­ku, poda­wał wiersz 25. na stro­nie Biu­ra Lite­rac­kie­go jako autor­ski komen­tarz do W, jako wiersz-klucz.

„Powiedz­my, że temat loku­je się obok”, „Powiedz­my, że tytuł ma walor, któ­ry się bada absen­cją”, „Powiedz­my, że log nie ma stron”. O co tu cho­dzi, two­im zda­niem?

Sen­dec­ki sta­ra się ukry­wać roz­ma­ite wraż­li­wo­ści, a jed­nak dają się one, mimo wszyst­ko, zauwa­żyć w nie­któ­rych wier­szach. Wspo­mnie­nia pod­szy­te zgryź­li­wo­ścią, żalem i uśmie­chem od cza­su do cza­su – jasne, są kru­che. Powsta­je pyta­nie, jak mówić o tym, cze­go nie ma – jak doko­nać, użyj­my śmiesz­ne­go, nie­pa­su­ją­ce­go sło­wa, ope­ra­cjo­na­li­za­cji “już nie­bę­dą­ce­go”.

To jest wyja­śnie­nie tytu­łu. Mia­łem pisać o War­sza­wie, o moich kole­gach z War­sza­wy, ale to się nie uda­je. Wspo­mi­na­nie spy­cha cię w róż­ne nie­bez­piecz­ne aneg­do­tycz­ne stro­ny, dzia­dow­skie, wspo­mi­na­nie trze­ba unie­waż­nić, w życia wędrów­ce na poło­wie cza­su, trze­ba powie­dzieć, że jest „wietrz­ną pamiąt­ką”. Mam pisać o War­sza­wie, a piszę tak napraw­dę o mnie w War­sza­wie, albo o czymś zupeł­nie innym. Bo jest w W kil­ka wier­szy, w któ­rych nie ma punk­tów wspól­nych z tymi głów­ny­mi tema­ta­mi (War­sza­wa, wspo­mi­na­nie), któ­re sobie tutaj wyzna­czy­li­śmy. A co to zna­czy, że „log nie ma stron”? Co to w ogó­le jest log?

Wiki­pe­dia mówi: „zapis kolej­nych zda­rzeń opi­su­ją­cy dzia­ła­nie użyt­kow­ni­ka lub pro­gra­mu”. To by mia­ło sens. “Opi­su­ją­cy zapis”, znów zabaw­na słow­na gra (Wiki­pe­dia jest poet­ką!).

Ale Mar­cin Sen­dec­ki wie, co to jest log? Bo to jest chy­ba taki spe­cja­li­stycz­ny, infor­ma­tycz­ny ter­min?

Może to ma jakiś zwią­zek z pisa­niem książ­ki w Wor­dzie? Może i pod­czas two­rze­nia pli­ku, logi się zapi­su­ją? Zupeł­nie się na tym nie znam. Chy­ba muszą. To już jest, w moim prze­ko­na­niu, frag­ment moc­no sen­dec­kiej fra­zy – takiej, że inter­pre­tu­jąc, moż­na się prze­stra­szyć. Sko­ro log nie ma stron, to nie ma zna­cze­nia w jaki spo­sób Sen­dec­ki opi­sze wspo­mnie­nia – nie ma zna­cze­nia kolej­ność, realizm przed­sta­wia­nych fak­tur, bo nie ma już jak odtwo­rzyć daw­nych ról, daw­nych sytu­acji. Obok jest: „Powiedz­my, że banał wystą­pi tu w funk­cji pozor­ne­go odróż­no­rod­nie­nia”… Sen­dek wkle­ja sobie w wier­sze roz­ma­ite niby-żar­ci­ki (bana­ły), żeby było cie­ka­wiej, tak sądzę, żeby nie było też zbyt pate­tycz­nie, zbyt poważ­nie. Chy­ba mało któ­ra pamięć jest aż tak, nazwij­my to, cięż­ka, żeby się obyć bez banal­nie-iro­nicz­nych pió­rek. Ma pew­ną kon­cep­cję książ­ki, któ­rą rów­nież w “W” się dzie­li i skru­pu­lat­nie z niej korzy­sta.

Już w pierw­szym wier­szu to robi: „Dobra książ­ka / może pole­gać na tym / że nie wia­do­mo / o co w niej / cho­dzi Zła książ­ka / może pole­gać / na tym że nie / wia­do­mo / o co w niej / cho­dzi / Popa­trz­cie”, a potem w 47. „Nic nie widać. / Popa­trz­cie”.

Jako pisarz jest na tyle samo­świa­do­my, żeby powie­dzieć – nie zro­zu­mie­cie tego, ale popa­trz­cie. „Nic nie widać, popa­trz­cie”. Jako kry­tyk lite­rac­ki po godzi­nach, czło­wiek oczy­ta­ny, wie z któ­rej stro­ny będzie się to chcia­ło ugryźć. Albo się domy­śla.

Sen­dec­ki daje wiersz 25. na stro­nę Biu­ra Lite­rac­kie­go i mówi „macie, to jest wiersz-klucz, o to mi cho­dzi”, ale daje też cza­sa­mi takie wier­sze, takie fra­zy, z któ­ry­mi nic nie mogę zro­bić, do nicze­go nie potra­fię ich przy­ło­żyć. Natu­ral­nym odru­chem czy­tel­ni­czym jest omi­ja­nie tych her­me­tycz­nych raf. Omi­ja­łem to, co nie­zro­zu­mia­łe i sze­dłem dalej, nie zatrzy­my­wa­łem się i nie zała­my­wa­łem rąk. Ten Mar­cin Sen­dec­ki to może jest wła­ści­wie dla wszyst­kich dzię­ki temu? Jeże­li ktoś chce być polo­ni­stycz­nym „bada­czem owa­dzich nogów”, oglą­da­ją­cym każ­de sło­wo ze wszyst­kich stron, grze­bią­cym, tak jak my teraz, spraw­dza­ją­cym w słow­ni­ku, co to jest „log”, to sobie coś w W znaj­dzie, a jak kto woli soczy­stość to też zawie­dzio­ny nie będzie i pową­cha cze­re­śnie i ser.

To wcią­ga w pewien spo­sób. Dla­te­go się albo lubi, albo nie lubi Sen­dec­kie­go. Albo chce się w nim szu­kać (a on pew­nie się wte­dy śmie­je z bocz­ku), albo się go odrzu­ca i mówi – “jest nie­zro­zu­mia­ły, nie chce mi się grze­bać, nie o to w wier­szach cho­dzi” (a o coś cho­dzi, w ogó­le?). Nad tym tomem panu­je w koń­cu żywioł noc­ny, ciem­ność (więc i pew­na nie­zro­zu­mia­łość, nie­na­ma­cal­ność) – już od począt­ku, od mot­ta z Claude’a Levi-Straus­sa, któ­rym jest opa­trzo­ny.

Sen­dec­ki daje cza­sa­mi takie wier­sze, takie fra­zy, z któ­ry­mi nic nie mogę zro­bić, do nicze­go nie potra­fię ich przy­ło­żyć. Natu­ral­nym odru­chem czy­tel­ni­czym jest omi­ja­nie tych her­me­tycz­nych raf. Omi­ja­łem to, co nie­zro­zu­mia­łe i sze­dłem dalej, nie zatrzy­my­wa­łem się i nie zała­my­wa­łem rąk.

No wła­śnie – mot­to! „Noc wśród, któ­rej poru­sza­my się po omac­ku, jest dla nas zbyt ciem­na, aby­śmy mogli cokol­wiek o niej twier­dzić, nawet to, że jej prze­zna­cze­niem jest trwać”. Jak to rozu­miesz?

Sen­dec­ki wybrał sobie temat, któ­ry dla nie­go rów­nież jest nocą (mówiąc meta­fo­rycz­nie, ale i naj­pro­ściej). Wziął się za rzecz, o któ­rej być może nie da się opo­wie­dzieć języ­kiem dostęp­nym, “języ­kiem bytu”. Wyra­zu pozor­nie nie­wy­ra­żal­ne­go szu­ka „po omac­ku”, odtwa­rza ze wspo­mnień. Wie, że ten język gdzieś jest, albo był, więc i teraz musi gdzieś być. Wyobraź sobie fru­stra­cję poszu­ki­wa­nia aneg­dot­ki, któ­ra utknę­ła na koń­cu języ­ka. Prze­cież wiesz, że była, więc gdzie teraz jest? Opo­wia­da­jąc o tym, o czym pozor­nie nie da się mówić, uwa­ga – mówi. I nie są to suche histo­rie pro­wa­dzo­ne „meta­licz­nym gło­sem lek­to­ra”. Sen­dec­ki idzie po omac­ku, nie wie­dząc, gdzie doj­dzie, gdzie wyj­dzie i czy w ogó­le. Tema­ty, któ­re poru­sza są po to, żeby je zazna­czyć, a nie w peł­ni opi­sać. To tak jak odtwa­rza­nie wspo­mnień. Głów­nie, zapew­ne, dla sie­bie. I może dla kil­ku innych, któ­rzy popro­wa­dzą noc­ne histo­rie zupeł­nie ina­czej niż autor mógłby/chciałby je sobie wyobra­zić. Odda­je je nam w – może nie za sze­ro­ko, ale dostęp­nej książ­ce, więc rób­my z nimi, co chce­my. Prze­cież moż­na je nawet potrak­to­wać jako szcząt­ki pamię­ci wła­snej – coś dobu­do­wać, coś odtwo­rzyć, coś znisz­czyć. Cze­mu nie?

Noc poja­wia się jesz­cze na koń­cu bar­dzo cie­ka­we­go wier­sza 22. – „God­ność, iro­nia, soli­dar­ność / Dobrość, nie­do­brość, roz­róż­nie­nie / Dobroć, zło­śli­wość, gospo­dar­ność / Nie­pa­mię­tli­wość. Nie­fo­rem­ność / (…) / Przy­god­ność, ście­ma, poróż­nie­nie / Amne­zja, mar­ker, wyróż­nie­nie / Kośla­wość, nie­po­rad­ność, zaszłość / taniość, nie­wcze­sność, zro­zu­mie­nie / Noc liczy sobie nas na pal­cach”. „God­ność, iro­nia, soli­dar­ność, dobrość, nie­do­brość” – w tych wyli­cze­niach sły­szę jakiś rodzaj przy­tło­cze­nia języ­kiem nie tyle medial­nym, deba­tanc­kim, pra­so­wym, co w ogó­le dys­kur­syw­nym – języ­kiem opar­tym na poję­ciach, języ­kiem, któ­ry wyma­ga od cie­bie usto­sun­ko­wa­nia-się-do, zaję­cia sta­no­wi­ska wobec wiel­kich pro­ble­mów. Widzę w tej enu­me­ra­cji jakiś gest dystan­su.

Z jed­nej stro­ny god­ność, iro­nia i soli­dar­ność, z dru­giej kośla­wość, nie­po­rad­ność, zaszłość – to są rze­czy tak zadzi­wia­ją­ce w zesta­wie­niu, że to się robi miej­sca­mi kru­che – daje prze­kaz stric­te emo­cjo­nal­ny.

Jest w tym coś rezy­gna­cyj­ne­go, w pew­nym momen­cie zaczy­na się w tym wier­szu loso­we dobie­ra­nie słów, jak­by na chy­bił-tra­fił, écri­tu­re auto­ma­ti­que. A noc liczą­ca sobie nas na pal­cach to chy­ba noc, któ­ra jakoś nas sobie lek­ce­wa­ży. Zaj­mu­je­my się tymi wszyst­ki­mi god­no­ścia­mi, soli­dar­no­ścia­mi, dobro­cia­mi, nie­do­bro­cia­mi, w pew­nym momen­cie sami zaczy­na­my wąt­pić w war­tość i zna­cze­nie tych słów, dostrze­ga­my, że one – jak to się ład­nie mówi – dese­man­ty­zu­ją, a tym­cza­sem… życie upły­wa? Zaj­mu­je­my się rze­cza­mi nie­waż­ny­mi, a to, co waż­ne wciąż „loku­je się obok”? Cho­dzi o to, żeby się jesz­cze raz zanu­rzyć w tę nie­zro­zu­mia­łość i ciem­ność noc­ną – może to wska­zów­ka inter­pre­ta­cyj­na dla czy­ta­ją­cych Sen­dec­kie­go – żeby nie przy­wią­zy­wać zbyt wiel­kiej wagi do rozu­mie­nia słów?

Tak, tutaj trze­ba odło­żyć rozu­mie­nie na bok. Noc wra­ca kil­ku­krot­nie w całej książ­ce, odno­si się wciąż do mot­ta. Może zasad­nie było­by patrzeć przez ten pry­zmat na całe­go Sen­dec­kie­go? A’propos pisa­nia o śmier­ci – cze­mu by jej nie rów­nać z nocą? I śmierć, i noc są rze­cza­mi w jakiś spo­sób wymy­ka­ją­cy­mi się opi­so­wi. W języ­ku, któ­ry jest nam dostęp­ny “minu­sy” da się opi­sać tyl­ko “plu­sa­mi”, w tym naszym dwu­gło­so­wym rozu­mie­niu. Dla­te­go pisząc o śmier­ci (minus), Sen­dec­ki wspo­mi­na, odpa­mię­tu­je (byt, plus). To zresz­tą jest zwią­za­ne ze spe­cy­fi­ką czyn­no­ści – wspo­mi­na­my za każ­dym razem tro­chę ina­czej, w zależ­no­ści od oko­licz­no­ści, sytu­acji, dnia, nastro­ju itd. Wspo­mi­na­ją­cy nabie­ra też róż­ne­go prze­ko­na­nia o zapi­sa­nych w pamię­ci obra­zach – dla­te­go cza­sa­mi na koń­cu sta­wia pytaj­ni­ki, cza­sa­mi nie. Odwra­ca kota ogo­nem.

Czy­li co, podo­ba nam się ten tom?

Może dla­te­go nam się podo­ba, że prze­szli­śmy już przez etap, kie­dy się Sen­dec­kie­go odrzu­ca. Wgrze­bu­jąc się w nie­go, mam wra­że­nie, że jego (W)pisa­nie speł­nia się zupeł­nie ina­czej niż w poprzed­nich książ­kach – to jest kon­cept na tyle duży, że obej­mu­je cały tom. Wier­sze moż­na roz­dzie­lać, ale sądzę, że nale­ży je sta­le łączyć z mot­tem i tytu­łem. Tyl­ko wte­dy my, czy­tel­ni­cy, mamy szan­sę na ich zro­zu­mie­nie w (moim zda­niem) odpo­wied­nim kon­tek­ście. Bez tej całej otocz­ki weź­mie­my wier­sze zbyt dosłow­nie, pomi­ja­jąc to, co jest z boku, a na czym Mar­ci­no­wi Sen­dec­kie­mu być może zale­ża­ło. Nie­ła­two to wytłu­ma­czyć, cho­ciaż tak praw­do­po­dob­nie jest.

No tak, chy­ba tak. Nie wiem, co to jest log, któ­ry nie ma stron, ale to jesz­cze rozu­miem.


Tekst uka­zał się pier­wot­nie na por­ta­lu pisma „Mały for­mat”. Dzię­ku­je­my redak­cji i auto­rom za moż­li­wość prze­dru­ku.

O autorach i autorkach

Jakub Nowacki

Urodzony w 1994 roku. Student Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Warszawskiego, studiował też w ramach wymiany na specjalizacji krytycznoliterackiej Wydziału Polonistyki UJ. Publikował teksty o literaturze w „Twórczości”, „Tygodniku Powszechnym”, „Ha!arcie”, „ArtPapierze”, „Popmodernie” i „Niewinnych czarodziejach”. Mieszka w Pruszkowie. Redaktor „Małego Formatu”.

Weronika Janeczko

ur. w 1994 roku, doktorantka CogNeS Uniwersytetu Jagiellońskiego, redaktorka naczelna kwartalnika literackiego „KONTENT”, członkini rady programowej festiwalu „Europejski Poeta Wolności”. Publikowała w „biBLiotece”, „Małym Formacie”,  „Wakacie” i „Wizjach”. Mieszka w Krakowie i Warszawie.

Powiązania

Soundtrack do nekrokapitalizmu

wywiady / o książce Adam Partyka Weronika Janeczko

Roz­mo­wa Wero­ni­ki Janecz­ko i Ada­ma Par­ty­ki, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze alma­na­chu Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2019, któ­ry uka­zał się w Biu­rze Lite­rac­kim 17 sierp­nia 2020 roku.

Więcej

Od Dawida do bloku

recenzje / ESEJE Weronika Janeczko

Recen­zja Wero­ni­ki Janecz­ko towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Kata­rzy­ny Szau­liń­skiej Dru­ga oso­ba, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 25 maja 2020 roku.

Więcej

Od Kochanowskiego nic nie zrobili!

wywiady / o książce Robert Rybicki Weronika Janeczko

Roz­mo­wa Wero­ni­ki Janecz­ko z Rober­tem Rybic­kim, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Pogo gło­sek Rober­ta Rybic­kie­go, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 9 grud­nia 2019 roku.

Więcej

Nowa Faza*

wywiady / o książce Jakub Nowacki Zuzanna Sala

Roz­mo­wa Zuzan­ny Sali z Jaku­bem Nowac­kim na temat alma­na­chu Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2017, któ­ry uka­zał się w Biu­rze Lite­rac­kim 13 sierp­nia 2018 roku.

Więcej

Zamiast autokomentarza

recenzje / KOMENTARZE Marcin Sendecki

Autor­ski komen­tarz Mar­ci­na Sen­dec­kie­go do książ­ki W, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 26 grud­nia 2016 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 3 paź­dzier­ni­ka 2018 roku. Książ­ka uka­zu­je się w ramach akcji „Poezja z nagro­da­mi”.

Więcej

Poeci: Marcin SENDECKI

nagrania / między wierszami Marcin Sendecki Wojciech Bonowicz

Odci­nek nowe­go pro­gra­mu lite­rac­kie­go „Poeci”, w któ­rym Woj­ciech Bono­wicz roz­ma­wia z Mar­ci­nem Sen­dec­kim.

Więcej

W

nagrania / stacja Literatura Marcin Sendecki

Czy­ta­nie z książ­ki W z udzia­łem Mar­ci­na Sen­dec­kie­go i Ola Walic­kie­go w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 22.

Więcej

Prosty liryk

wywiady / o książce Adam Poprawa Marcin Sendecki

Roz­mo­wa Ada­ma Popra­wy z Mar­ci­nem Sen­dec­kim, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki W, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji papie­ro­wej 27 grud­nia 2016 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 3 lip­ca 2017 roku.

Więcej

Powiedzmy, że widoki*

recenzje / ESEJE Paweł Mackiewicz

Recen­zja Paw­ła Mac­kie­wi­cza z książ­ki W Mar­ci­na Sen­dec­kie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji papie­ro­wej 27 grud­nia 2016 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 3 lip­ca 2017 roku.

Więcej

Podróż sentymentalna

recenzje / ESEJE Joanna Orska

Recen­zja Joan­ny Orskiej z książ­ki W Mar­ci­na Sen­dec­kie­go, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim w wer­sji papie­ro­wej 27 grud­nia 2016 roku, a w wer­sji elek­tro­nicz­nej 3 lip­ca 2017 roku.

Więcej

Ambasadorzy poezji

nagrania / z fortu do portu Dariusz Sośnicki Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki Marcin Sendecki

Zapis spo­tka­nia autor­skie­go „Amba­sa­do­rzy Poezji” z Mar­ci­nem Sen­dec­kim, Dariu­szem Sośnic­kim i Euge­niu­szem Tka­czy­szy­nem-Dyc­kim w ramach 20. festi­wa­lu lite­rac­kie­go Port Wro­cław 2015.

Więcej