debaty / ankiety i podsumowania

Poetycka książka trzydziestolecia: rekomendacja nr 13

Jakub Skurtys

Głos Jakuba Skurtysa w debacie „Poetycka książka trzydziestolecia”.

strona debaty

Poetycka książka trzydziestolecia: wprowadzenie

1. Andrzej Sosnow­ski, Życie na Korei (Przed­świt, 1992)

„A było tak, że two­ja śmierć usia­dła w moim cie­niu”… To nie­sły­cha­ne, że tak wiel­kie wier­sze moż­na zmie­ścić w czymś tak małym, jak oko­ło­prze­ło­mo­we wydaw­nic­twa Przed­świ­tu (9,5 x 14 cm). Na tej książ­ce nie tyl­ko zaczy­na się histo­ria naszej poezji naj­now­szej, ale też spo­tka­ją się w niej histo­rie całej poezji XX wie­ku. Ponad­to Jaro­sław Mar­kie­wicz jako szef tego wydaw­ni­cze­go samiz­da­tu i Krzysz­tof Kara­sek piszą­cy blurb na okład­kę i ogła­sza­ją­cy, że poezję Sosnow­skie­go „z pew­ne­go punk­tu widze­nia moż­na trak­to­wać jako wyraz sumie­nia eko­lo­gicz­ne­go współ­cze­snych”. A w środ­ku tek­sty, zale­d­wie 19, w tym „Mil­le­nium”, tytu­ło­we „Życie na Korei”, „Esej o chmu­rach” i rów­nie legen­dar­ne „Wiersz dla Bec­ky Lublin­sky”, „All that jazz” i „Wild Water King­dom”. Nie ma pol­skiej poezji bez choć­by jed­ne­go wier­sza z tej (nie)wielkiej ksią­żecz­ki.

2. Kon­rad Góra, Requ­iem dla Sad­da­ma Husaj­na i inne wier­sze dla ubo­gich duchem (Biblio­te­ka Rity Baum, 2008)

W róż­nych miej­scach moż­na szu­kać zmia­ny para­dyg­ma­tów w naj­now­szej poezji, sty­ków mię­dzy współ­cze­snym zaan­ga­żo­wa­niem, a cha­rak­te­ry­stycz­ną jesz­cze dla rocz­ni­ków 70. męt­ną wyobraź­nio­wo­ścią, ale w książ­ce Góry jest to naj­bar­dziej widocz­ne. Tomik ucho­wał się w nie­wie­lu egzem­pla­rzach, bo – jak gło­szą opo­wie­ści – te nie­sprze­da­ne poszły na prze­miał w pew­nej zna­nej sie­ci księ­gar­skiej, co jesz­cze wzmoc­ni­ło legen­dę książ­ki. Góra jest tu moc­no zadłu­żo­ny w nur­cie ośmie­lo­nej wyobraź­ni, ale pre­zen­tu­je zara­zem coś, co prze­kro­czy i znie­sie ten spo­sób poezjo­wa­nia: for­ma­li­stycz­ną z ducha ekwi­li­bry­sty­kę języ­ko­wą, nowo­fa­lo­wą kan­cia­stość fra­zy oraz spo­łecz­ny gniew. „Język to sznur pod dzwon” – wyrzu­ci mło­dy jesz­cze poeta Jac­ko­wi Pod­sia­dle, jego kon­for­mi­zu­ją­cy się anar­chizm prze­ciw­sta­wia­jąc real­ne­mu dzia­ła­niu. A na kar­tach instruk­cja obsłu­gi lewi­co­wej, anar­chi­stycz­nej i eko­lo­gicz­nej wraż­li­wo­ści: „Woj­na (pieśń lisów)”, „Oś snu, któ­ra wykrę­ca cia­ło”, „Wro­cław”, „Tekst na zamó­wie­nie” czy „Mar­twa sar­na w maju”.

 3. Euge­niusz Tka­czy­szyn-Dyc­ki, Nenia i inne wier­sze (ZLP, Oddział w Lubli­nie, 1990)

Na tej książ­ce nie zaczy­na się żad­na wiel­ka histo­ria, a zale­d­wie drob­na opo­wieść o poecie, któ­ry zapro­po­no­wał dyk­cję tak osob­ną i nie­pod­ra­bial­ną, że docze­kał się tyl­ko nie­udol­nych pasti­szów. Ale docze­kał się też wszel­kich moż­li­wych nagród, prze­kła­dów i roz­praw aka­de­mic­kich. Mógł­bym zapro­po­no­wać tu wyjąt­ko­we tomy z Przed­świ­tu: Mło­dzie­niec o wzo­ro­wych oby­cza­jach i Pere­gry­narz, albo nagra­dza­ne Dzie­je rodzin pol­skich i Pio­sen­kę o zależ­no­ściach i uza­leż­nie­niach, ale to wła­śnie Nenia − nakład 800 egzem­pla­rzy, z gra­fi­ką Domi­ni­ka Opol­skie­go na okład­ce, z erra­tą 13 błę­dów dostrze­żo­nych i wie­lu nie­do­strze­żo­nych – roz­po­czy­na­ją tę inno­wier­czą koły­san­kę, w któ­rej przez kolej­ne lata będzie snu­ła się opo­wieść o chłop­cu wygna­nym z baj­ki. Są fra­zy, któ­re zosta­ją po tej książ­ce na całe życie: „pia­sek to syp­kie ssą­ce usta śmier­ci”, „mój przy­ja­ciel jest cho­ry i drży cia­ło jego”, „w moim małym domu zamiesz­ka­ła niewiara/ jak nie­rząd­ni­ca zamiesz­ka­ła w moim małym domu nie­wia­ra”.

4. Kry­sty­na Miło­będz­ka, Gubio­ne (Biu­ro Lite­rac­kie, 2008)

Tak nie­wie­le słów, żeby wypo­wie­dzieć wszyst­ko: życie, śmierć, nie­moc cia­ła i nie­moc języ­ka, modli­twę i medy­ta­cję, sza­cu­nek i empa­tię, sie­bie i wie­lość. Dro­ga Miło­będz­kiej to dro­ga kon­se­kwent­ne­go redu­ko­wa­nia fra­zy i uka­zy­wa­nia ułom­no­ści języ­ka, któ­ra jest zara­zem ułom­no­ścią naszych spo­so­bów bycia w świe­cie i wobec nie­go. Gubio­ne, nagro­dzo­ne zale­d­wie Sile­siu­sem za książ­kę roku, były tego bycia nie tyl­ko pod­su­mo­wa­niem, ale też filo­zo­ficz­ną syn­te­zą. Jeśli życie jest gubie­niem, wytra­ca­niem i u‑bywaniem, to poezja pozo­sta­je wobec nie­go sztu­ką dzie­cię­cej naiw­no­ści, zada­wa­nia pytań i wypo­wia­da­nia sie­bie w naj­prost­szych, naj­bar­dziej fun­da­men­tal­nych cegieł­kach słów: „o co ci idzie, dzie­ci­no? / o blask sło­wa słońce?/ o słońce?/ o któ­re?”.

5. Edward Pase­wicz, Dol­na Wil­da (Biblio­te­ka Lau­re­atów Ogól­no­pol­skie­go Kon­kur­su Poetyc­kie­go im. Jac­ka Bie­re­zi­na, 2002)

„Przy­szło nam Mar­ku miesz­kać na dnie morza,/ bez snu i jedze­nia, w kącie, tam przy desce”. Czę­sto dia­me­tral­nie odmien­na bywa­ła recep­cja wier­szy Edwar­da Pase­wi­cza, ale Dol­na Wil­da, jego debiu­tanc­ki tom, była czymś znacz­nie lep­szym, niź­li tyl­ko połą­cze­niem zna­nych już moty­wów z Sosnow­skie­go, Dyc­kie­go i Świe­tlic­kie­go. „Wiersz oso­bi­sty”, „Kan­tycz­ki Pana Som­me­ra”, „Sześć poli­tycz­nych wier­szy”, „Dru­ka­ren­ka gło­du”, „Mal­ta” i wresz­cie genial­na lita­nia „Auto­bus czer­wo­ny”, któ­rą nadal recy­tu­je się z pamię­ci na przy­pad­ko­wych spo­tka­niach: „Pięk­ny chłopiec./ Pięk­ny mocny./ Pięk­ny a śmier­tel­ny”. Dol­na Wil­da zmie­ni­ła wszyst­ko i zara­zem zro­bi­ła tak nie­wie­le: zapro­po­no­wa­ła peł­ną nostal­gii opo­wieść o tym, co nie­he­te­ro­nor­ma­tyw­ne i nie­orto­dok­syj­ne, o prze­pi­sy­wa­niu kano­nów przez homo­ero­tycz­ną medy­ta­cję na dwa gło­sy (kolej­ną tak cie­ka­wą otrzy­ma­my dopie­ro Fil­tra­mi Ada­ma Wie­de­mam­na). Była to zara­zem jed­na z tych wiel­kich odsłon kon­kur­su Bie­re­zi­na, od któ­re­go zaczy­na­ła się kie­dyś dro­ga na poetyc­ki par­nas.

 6. Darek Foks, Orcio (Wydaw­nic­two POMONA, 1998)

To nie jest pro­za, bo u Fok­sa nic nie jest do koń­ca ani pro­zą, ani poezją. To poemat. Za to wła­śnie z Orcia dowie­dzie­li­śmy się, czym jest pro­za, a czym poezja (z lewej rów­no, z pra­wej poszar­pa­ne). Opo­wieść o nie­do­wi­dzą­cym pro­ro­ku-poecie z małej wsi, w któ­rej to opo­wie­ści zba­wia się wszyst­kie roman­tycz­no-mesja­ni­stycz­ne mity naszej lite­ra­tu­ry, a przy oka­zji pod­le­wa je sosem z ame­ry­kań­skiej kontr­kul­tu­ry i rodzi­me­go pozy­ty­wi­zmu, wyda­je się po latach bar­dziej nie­zby­wal­na niż wprost rzu­co­ne pamię­ci zbio­ro­wej pyta­nie z „Co robi łącz­nicz­ka”. „Cóż bez Orcia zoba­czy­my teraz? Jego wada mogła być naszą wadą” – pisze iro­nicz­nie Foks, paro­diu­jąc Kawa­fi­sa. Ale zmie­ni­ły się poko­le­nia, zmie­ni­ła się rola poezji, zmie­ni­ły się kon­wen­cje i funk­cje iro­nii, a wada Orcia wciąż jest naszą – jedy­ną być może – szan­są.

O AUTORZE

Jakub Skurtys

Ur. 1989, krytyk i historyk literatury; doktor literaturoznawstwa; pracuje na Wydziale Filologicznym UWr; autor książek o poezji najnowszej Wspólny mianownik (2020) oraz Wiersz… i cała reszta (2021).

Inne głosy w debacie