utwory / premiery w sieci

Ciepło ciała

Árpád Kollár

Premierowe wiersze Árpáda Kollára w przekładzie Anny Butrym. Prezentacja w ramach projektu „Nowe głosy z Europy”.

Moja ballada

w wodach cisy nigdy nie pły­wa­łem,
kra­dłem wino­gro­na, wiśnie, leża­łem w koni­czy­nie,
w lecie let­ni­sko­wa­łem, zimą się wędzi­łem,
kar­mi­łem sikor­ki zjeł­cza­łą sło­ni­ną,
łapa­łem świ­nię za ogon, sierść jej osma­la­łem,
dra­pa­łem za uchem zardze­wia­łym nożem,
zabi­ja­łem psz­czół­ki, jaskół­ki, muchy i koma­ry,
okna ani nosa nigdy nie stłu­kłem,
dzie­sięć pal­ców nurza­łem w psze­ni­cy,
kopa­łem pił­kę na tra­wie i na kro­wim plac­ku,
bałem się ciem­no­ści za naszym domem,
obszcze­ka­łem księ­życ z moim wście­kłym psem,
byłem przed­szko­la­kiem, skrzy­dło­wym, jan­cza­rem,
mój lata­wiec nigdy nie fru­wał po nie­bie,
za mało na waria­ta, za dużo na boha­te­ra,
zry­wa­łem kuku­ry­dzę, łuska­łem kasz­ta­ny,
w dziu­ra­wym serze wier­ci­łem nowe dziu­ry,
zbie­ra­łem grzy­by na łące, zbie­ra­łem na gro­bli,
obu ojców zosta­wi­łem na skra­ju lasu,
goni­ły mnie psy, chlu­pa­łem w mule,
od wie­lu roz­ba­wio­nych dosta­łem mię­dzy oczy,
z nasze­go puste­go domu pobie­głem dale­ko,
że żyję, nie żało­wa­łem, choć bola­łem cza­sem.


Dwie ręce

mam dwie ręce i dwie nogi, co nie jest dziw­ne,
ale tyl­ko jed­ną gło­wę, co nadal nie jest dziw­ne,
bo inni też mają dwie ręce i dwie nogi,
i też mają do tego tyl­ko jed­ną gło­wę,

ale jeśli mia­ła­bym tyl­ko jed­ną rękę i jed­ną nogę,
to była­bym dziw­na w porów­na­niu do dwu­ręcz­nych
i dwu­noż­nych, i jeśli mia­ła­bym też dwie gło­wy,
to była­bym dziw­niej­sza nad dzi­wy,

ale jeśli wszy­scy mie­li­by tyl­ko jed­ną rękę i jed­ną nogę
oraz dwie gło­wy, a tyl­ko ja mia­ła­bym dwie nogi,
dwie ręce i jed­ną gło­wę, to wte­dy tyl­ko ja była­bym dziw­na,
cho­ciaż wyglą­da­ła­bym dokład­nie tak, jak teraz,

kie­dy prze­cież zupeł­nie nie jestem dziw­na,


W Sarajewie nie

w sara­je­wie nie możesz być tury­stą
któ­ry z ciek­ną­cą śli­ną kata­lo­gu­je
rekwi­zy­ty okro­pieństw
nie możesz wci­skać dło­ni
w szcze­li­ny wybi­te przez gra­na­ty
jak­byś ukry­wał wia­do­mość pomię­dzy
kil­ku­ty­siąc­let­ni­mi kamie­nia­mi ścia­ny pła­czu

w sara­je­wie nie możesz być sara­je­wia­ni­nem

w sara­je­wie sam nie wiesz
czym był­byś i czym mógł­byś był być

do sara­je­wa przy­jeż­dżasz zawsze ran­ka­mi a
dal­sze połą­cze­nie przy­pa­da po zmro­ku

*
w sara­je­wie naj­bar­dziej naiw­ne są drze­wa
zanu­rza­ją w gołe ścia­ny ognio­we
swo­je kieł­ku­ją­ce korze­nie
i łap­czy­wiej wysy­sa­ją cegłę
niż dziew­czy­ny siłę życia

w sara­je­wie małe drzew­ka nie przej­mu­ją się
poli­ty­ką
ze spo­ko­jem stu­let­nich dębów
sie­dzą zare­kwi­ro­wa­nych przez sie­bie miej­scach
i nie prze­szka­dza im
czy mia­sto wła­śnie powsta­je czy nisz­cze­je
że powo­li zamie­nia­ne są na strop kopu­ły z gałę­zi

w sara­je­wie mądre małe drzew­ka tyl­ko wcią­ga­ją
wysy­sa­ją cegłę
pra­co­wi­cie rosną
bo wie­dzą, w tych stro­nach nigdy nie wia­do­mo

*
w sara­je­wie dwa dni pło­nę­ła
bez prze­rwy biblio­te­ka
opo­wia­dam w domu dwa dni
powta­rza wzdry­ga­jąc się mój przy­ja­ciel
odmie­rza­jąc ilość cza­sem
dwa dni ręko­pi­sów ksiąg powra­ca­my echem
pod­czas gdy nie mamy poję­cia
jak dłu­go pło­nie prze­cięt­ne cia­ło


Ulica Gyuli Juhásza 15

W kącie nie­tknię­te kar­to­ny.
Zawią­za­ny folio­wy worek, książ­ki pod łóż­ka­mi.

W tym roku już kil­ka­krot­nie nade­szło lato. Jak zosta­wio­ny
na słoń­cu her­bat­nik, porzą­dek pór roku roz­sy­pał się w okru­chy.

Nie umiem przy­wyk­nąć do zapa­chów, powie­dzia­łaś,
a ja myśla­łem o tym, że wczo­raj jesz­cze jakiś obcy facet
srał w naszej ubi­ka­cji i bar­dzo się nad sobą uża­lał.

Jego włos został na pla­sti­ko­wym sit­ku odpły­wu.

Teraz osta­tecz­ne sta­je się wszyst­ko to, co gdzieś odło­ży­li­śmy,
zmę­cze­ni i obo­jęt­ni. Łokieć trą­ca klam­kę;
cia­ło na wła­sny obraz lepi moż­li­we do obej­ścia prze­strze­nie.

Nie potra­fisz usu­nąć śla­dów, powie­dzia­łaś,
a ja zde­cy­do­wa­łem, że prze­ciw­sta­wię się zmia­nom pór roku.

Teraz wszyst­ko będzie osta­tecz­ne, jak sta­jen­ny zapach dłu­gie­go związ­ku.


Patrzyłem, jak zmagasz się ze sznyclem wiedeńskim

Patrzy­łem, jak zma­gasz się ze sznyc­lem wie­deń­skim. Patrzy­łem
na ramię, na zała­mu­ją­cy się wzór krę­gów
poty­li­cy, patrzy­łem na dłoń, jak z nowym impe­tem
szu­ka­ła punk­tu dźgnię­cia na pokro­jo­nym w kost­kę mię­sie.
Patrzy­łem na cie­bie. I na chwi­lę zapra­gną­łem two­jej śmier­ci,
tak jak Abel nie­zda­ry Kaina. Na chwi­lę moje wła­sne mię­so
wyraź­nie dało znać, że trze­ba napra­wić
błąd wspól­nej maci­cy, odrzu­cić kawa­łek lustra,
w któ­rym do tej pory podzi­wia­łem swo­ją
per­fek­cję. Pokry­ty żywi­cą pień jodły poko­jo­wej
zrzu­cił dol­ne gałę­zie, zro­zu­mia­łem, dla­cze­go nie
pod­le­wa­łem jej już wię­cej. Potem przez dłu­gi czas jedy­nie
powra­ca­ły echem tele­fo­ny poczu­cia winy, powie­dzia­łaś,
że bar­dzo mnie kochasz, powie­dzia­łem, że bar­dzo cię kocham,
i każ­de nasze sło­wo było praw­dzi­we, tak jak poły­ski­wa­nie
pia­sku. Powie­dzia­łem zmie­sza­ny, że jestem jed­nak jed­nym
z bez­i­mien­nych kamie­nia­rzy wie­ży Babel.


Ciepło ciała

Z jajem pusz­czy­ka ural­skie­go w kie­sze­ni wspi­nasz się. Wspi­nasz się
po tępej kra­wę­dzi ska­ły, po pokry­tym żywi­cą pniu, wspi­nasz się po lesi­stej
powierzch­ni rze­czy zwa­nych kra­jo­bra­zem.

Nie­moż­li­wa moż­li­wość dla czte­rech dro­pia­tych jaj. O któ­rej nigdy nie myśla­łeś,
któ­rej nie mogłeś znać, od któ­rej z dale­ka trzy­mał cię dotąd jakiś prze­zor­ny strach. Zde­rza­ją się
i zde­rza­ją ze sobą, jak męskie przy­jaź­nie o moc­nych sko­rup­kach.

Zde­rza­ją się ze sobą popo­łu­dnia nudy, że nie spo­dzie­wa­łeś się
pul­so­wa­nia na ścia­nę oczo­do­łu, że wszyst­ko, co mógł­byś nazwać ojczy­zną,
zaraz ugo­tu­je się na twar­do w kie­sze­ni od cie­pła cia­ła.

Kto o tobie myśli, widzi, jak opusz­czasz się, w ustach z bia­ły­mi, w ustach z żół­ty­mi
nie­sło­ny­mi kęsa­mi. Jak pochy­lasz się bli­sko wyobra­żo­ne­go miej­sca. Macasz je dłu­go
niczym wil­got­ną powierzch­nię gwieź­dzi­ste­go mchu.

Ten, kto myśli o tobie, sil­ny­mi pazu­ra­mi z łatwo­ścią ośle­pia lek­ko­myśl­ne­go rabu­sia.

O autorze

Árpád  Kollár

Urodzony w 1980 roku. Poeta, krytyk literacki, z wykształcenia socjolog. Przewodniczący Węgierskiego Stowarzyszenia Młodych Pisarzy (FISZ). Opublikował trzy tomy poetyckie: debiutancki Peldaul a Madzag (Na przykład struna, 2006) wyróżniony kilkoma nagrodami literackimi za najlepszy debiut, Nem Szarajevóban (Nie w Sarajewie, 2010) oraz tom poezji dziecięcej Milyen madár (Który ptak, 2015), który uznano za węgierską Dziecięcą Książkę Roku. Mieszka w Segedynie, gdzie wykłada historię literatury na tamtejszym uniwersytecie.

Powiązania

Nowe głosy z Europy: Árpád Kollár

nagrania / między wierszami Árpád Kollár Bronka Nowicka Wieńczysław Dębiński

Trze­ci odci­nek pro­gra­mu „Nowe gło­sy z Euro­py” z udzia­łem Árpáda Kol­lára.

Więcej

Nowe głosy z Europy 2016: Poezja

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Zapis ze spo­tka­nia autor­skie­go „Nowe gło­sy z Euro­py 2016: Poezja i Pro­za”, w któ­rym udział wzię­li Kac­per Bart­czak, Anja Golob, Juana Adcock oraz Árpád Kol­lár. Spo­tka­nie odby­ło się w ramach festi­wa­lu lite­rac­kie­go Sta­cja Lite­ra­tu­ra 21.

Więcej

Nie w Sarajewie

utwory / premiery w sieci Árpád Kollár

Pre­mie­ro­wy zestaw wier­szy Árpáda Kol­lára w prze­kła­dzie Anny Butrym. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu Nowe gło­sy z Euro­py.

Więcej

Nie być literackim tchórzem i leniem

wywiady / o pisaniu Árpád Kollár

Roz­mo­wa Lász­ló Patóc­sa z Árpádem Kol­lárem. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu Nowe gło­sy z Euro­py.

Więcej

Moim zdaniem taki jestem

utwory / premiery w sieci Árpád Kollár

Pre­mie­ro­wy zestaw wier­szy Árpáda Kol­lára w prze­kła­dzie Anny Butrym. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu Nowe gło­sy z Euro­py.

Więcej

Nie mogłem przestać

recenzje / KOMENTARZE Árpád Kollár

Autor­ski komen­tarz Árpáda Kol­lára do wier­sza „Jaki ptak”. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu Nowe gło­sy z Euro­py.

Więcej

Między lirycznym wspomnieniem a bezkompromisową szczerością

recenzje / NOTKI I OPINIE Ágnes Füle

Gło­sy o twór­czo­ści Árpáda Kol­lára, wybra­ne przez Ágnes Füle. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu Nowe gło­sy z Euro­py.

Więcej