Tańczę boso (2)
utwory / zapowiedzi książek Patti SmithFragment zapowiadający książkę Tańczę boso Patti Smith w przekładzie Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się w Biurze Literackim 7 sierpnia 2017 roku.
WięcejSzkic Patti Smith towarzyszący wydaniu książki Nie gódź się, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, która ukazała się w Biurze Literackim 18 lutego 2019 roku.
Wszyscy mamy jakąś piosenkę.
Piosenka przychodzi spontanicznie, by wyrazić radość lub samotność, przegnać strach albo zaświadczyć o drobnym zwycięstwie. Sami nie zauważamy, gdy nadajemy jej kształt, śpiewając ją nierzadko na poły w duchu, sam na sam ze sobą.
Śpiew pojawia się, gdy znajdziemy słowa. Niech to będzie hymn, odprysk buntu albo młodzieńcza modlitwa. Cokolwiek może posłużyć nam jako natchnienie. Stara gitara stojąca w kącie garażu, leżąca pod łóżkiem, wisząca na wystawie w lombardzie. Jakieś zdanie przywiane przez towarzyszący nam wiatr. Własne odbicie w lustrze. Niekiedy rozpoznajemy naszą piosenkę w piosence kogoś innego. Ten cud jest właściwością piosenek ludowych, ukochanych przez wszystkich, często jakże prostych.
Z takich właśnie piosenek wyewoluowały wiersze, improwizacje i współkompozycje, a z nich wyrosły słowa w tej książce. Pisałam je w wielkiej nadziei, że zdołam potrącić jakąś strunę, która zabrzmi w uszach słuchacza, a ten odnajdzie w nich swój sens i zaśpiewa do wtóru.
O ile pamiętam, pierwszą śpiewaną przeze mnie piosenką było „Jesus Loves Me”. Wciąż mam przed sobą obraz siebie, jak siedzę na ganku w Chicago, śpiewam ją i czekam, aż ulicą nadejdzie kataryniarz ze swoją małpką. Wciąż słyszę piosenki, którymi rezonowało powietrze. „Day‑O”, „Shrimp Boats” i „Heart of My Heart”. Słyszę, jak mój ojciec pogwizduje Deep Purple i jak mama śpiewa nam kołysankę.
Pamiętam swój pierwszy gramofon, niewiele większy od śniadaniówki, i moje dwie płyty, jedną czerwoną i jedną żółtą – Tubby the Tuba i Big Rock Candy Mountain. Uwielbiałam patrzeć, jak wirują, i podziwiać kreowane przez nie światy. Ale pierwszą autentyczną reakcję w trzewiach wywołała we mnie piosenka Little Richarda.
Była niedziela. Mama i ja trzymałyśmy się za ręce. Prowadziła mnie do szkółki niedzielnej. Miała na sobie białe rękawiczki jak Królik z Alicji w Krainie Czarów. Pięknie w nich wyglądała, strasznie je lubiłam. Minęłyśmy klub dla chłopców – dwie duże przecięte i połączone ze sobą chłodnie. Ritchie Glasgow puszczał płyty – i to, co dobiegało z wyciętego ręcznie okienka (bardziej wentylacyjnego niż widokowego), dosłownie mnie zamurowało. Puściłam szybko dłoń mojej matki, aż jej spadła rękawiczka.
Nie wiedziałam, co słyszę, ani dlaczego zareagowałam tak raptownie. To nie było „Shrimp Boats” ani „Day‑O”. To było coś nowego i chociaż nie rozumiałam, co mnie wciągnęło, to jednak zostałam wciągnięta. Wciągnięta w ekstatyczny, dziecięcy taniec. To było „Tutti Frutti” – coś tak nieznanego, a jakże bliskiego. To był Little Richard. Tak narodził się we mnie rock’n’roll.
Przez pewien czas mieszkaliśmy w Filadelfii. Ludzie uwielbiali tam śpiewać i tańczyć. My z siostrą tańczyłyśmy jitterbuga. Na rogach ulic śpiewano a cappella. Kiedy miałam dziewięć lat, przeprowadziliśmy się do południowego New Jersey. Mój pan od muzyki kochał operę. Przynosił do klasy płyty i puszczał nam fragmenty Verdiego i Pucciniego. Obezwładniała mnie ta muzyka, a szczególnie poruszyła mnie Maria Callas. Jej ekspresja emocjonalna. To, jak z każdej cząstki ciała brała energię, by wydać z siebie szept. Jej arie dosłownie wzbijały się z talerza gramofonu – szczególnie moja ulubiona „Un bel di”. Przez jakiś czas marzyłam, że zostanę śpiewaczką operową, ale brakowało mi albo powołania, albo dyscypliny, albo warunków fizycznych. Wyczuwając moje pragnienia, pan od muzyki dał mi niezwykłe zadanie. Zaśpiewałam jako Manrico kołysankę z Trubadura Verdiego. I przez chwilę czułam tę przepastną miłość trubadura do jego domku w górach.
Marzyłam też, że będę śpiewać jazz, jak June Christy i Chris Connor. Że spowiję piosenkę letargiczną nutą jak Billie Holiday. Że odnajdę się wśród uciemiężonych jak Lotte Lenya w „Pirate Jenny”. Jednak przenigdy nie marzyłam o śpiewaniu w zespole rock’n’rollowym. Takie zespoły jeszcze nie zaistniały w moim świecie. Ale mój świat zmieniał się szybko.
Miałam przywilej dorastać we wspaniałym czasie rewolucji duchowej i kulturalnej. Muzyka zaś była tą rewolucją, w której wszyscy mieli swój głos, i ten głos nas zjednoczył. Nasze bitwy toczyliśmy w Ohio, w Chicago, w Fillmore. Nadaliśmy nowe znaczenie słowu „żołnierz”. Puszczaliśmy salwy nie z karabinu maszynowego, a z gitary elektrycznej.
Wyrwałam się z opłotków sielskiego bytowania. Żegnaj fabryko, żegnaj tancbudo, żegnajcie więdnące sady. Ruszyłam do Nowego Jorku. Wbiłam sobie do głowy, że będę malarką, a dzięki temu pragnieniu odnalazłam własny rytm i korzenie mego głosu. Stałam przed przybitymi do ściany płachtami papieru i, daremnie szukając obrazów, rysowałam zamiast nich słowa – rytmy, które z papieru spływały na tynk. Pisanie tekstów wzięło się z fizycznego aktu rysowania słów. Dalsze doskonalenie tego procesu doprowadziło mnie do występów.
W 1969 roku zamieszkałam z Robertem Mapplethorpe’em w hotelu Chelsea. Porzuciłam już wtedy nadzieję, że zostanę malarką. Zaproponowano mi pracę w teatrze undergroundowym. Ale czułam się tam zbyt skrępowana. Pragnęłam zmierzyć się z ludźmi, wejść w bliski kontakt. Robert namówił mnie, żebym zaczęła czytać publicznie swoje wiersze. Chodziłam na takie czytania, ale czytający według mnie byli na scenie jeszcze bardziej skrępowani niż w teatrze. Bob Neuwirth zaproponował, żebym swoją poezję pisała do muzyki, a Sam Shepard wykorzystał dwa moje utwory w sztuce Mad Dog Blues.
10 lutego 1971 roku miałam swoje pierwsze czytanie – występowałam przed Gerardem Malangą w kościele św. Marka na Bowery. Chcąc wyzwolić dziką energię, zaangażowałam Lenny’ego Kaye’a. Szczytowym momentem naszego występu było jego solo gitarowe naśladujące wyścigi terenowe starych samochodów, na tle którego ja czytałam wiersz „Ballad of a Bad Boy”. Chyba wywarliśmy negatywne wrażenie, co uznałam za całkiem pozytywny znak.
W kolejnych latach zgłębiałam twórczość Hanka Williamsa, nabyłam książkę z tekstami Boba Dylana i brzdąkałam zaciekle na Gibsonie z lat trzydziestych. Pracowałam w księgarni. Rysowałam. Pozowałam Robertowi. Zapełniałam notes. Wędrowałam przez zgliszcza lat sześćdziesiątych. Ileż tam radości, a jednak na końcu smutek. Ileż głosów się podniosło, a jednak zostały zgłuszone. Dziedzictwo mojego pokolenia było zagrożone.
To właśnie zaprzątało mi głowę: droga artysty, droga nowego kształtu wolności, odtworzenie przestrzeni, narodziny nowych głosów.
I temu właśnie pragnęłam dać wyraz – choć może w nietypowy sposób – poprzez rock’n’roll. Może i byłam ledwie buńczucznym pionkiem, ale mimo to jestem wdzięczna za ruchy, które dane mi było zrobić.
Kłaniam się wszystkim, którzy mi w tym pomogli.
Urodzona w 1946 roku. Amerykańska wokalistka, autorka piosenek, poetka, feministka. Jedna z najważniejszych kobiet w historii rocka. W 2005 roku została odznaczona Orderem Sztuki i Literatury przez francuskiego ministra kultury. Napisała kilkanaście książek prozatorskich i poetyckich, m.in. Poniedziałkowe dzieci, Pociąg linii M, Obłokobujanie. Jej wiersze przetłumaczono na kilkadziesiąt języków.
Fragment zapowiadający książkę Tańczę boso Patti Smith w przekładzie Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się w Biurze Literackim 7 sierpnia 2017 roku.
WięcejSpotkanie wokół książek Santarém Elizabeth Bishop, Samotność przestrzeni Emily Dickinson i Nie gódź się Patti Smith z udziałem Tadeusza Sławka, Filipa Łobodzińskiego, Joanny Mueller oraz Juliusza Pielichowskiego w ramach festiwalu Stacja Literatura 24.
WięcejAutorski komentarz Patti Smith do książki Nie gódź się, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, która ukazała się w Biurze Literackim 18 lutego 2019 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Nie gódź się Patti Smith, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się nakładem Biura Literackiego 28 lutego 2019 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Nie gódź się Patti Smith, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się nakładem Biura Literackiego 28 lutego 2019 roku.
WięcejSpotkanie autorskie „Muzyka z poezją” wokół książek Duszny kraj Boba Dylana i Tańczę boso Patti Smith z udziałem tłumacza Filipa Łobodzińskiego w ramach festiwalu Stacja Literatura 22. Prowadzenie Kamil Sipowicz.
WięcejRozmowa Anny Gacek z Patti Smith, towarzysząca premierze książki Tańczę boso, która ukazała się w Biurze Literackim 7 sierpnia 2017.
WięcejAutorski komentarz Patti Smith w ramach cyklu „Historia jednego tekstu”, towarzyszący premierze książki Tańczę boso, wydanej w Biurze Literackim 7 sierpnia 2017.
WięcejFragment zapowiadający książkę Tańczę boso Patti Smith w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się w Biurze Literackim 7 sierpnia 2017 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Tańczę boso Patti Smith w przekładzie Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się w Biurze Literackim 7 sierpnia 2017 roku.
WięcejRozmowa Artura Burszty i Oli Olszewskiej z Filipem Łobodzińskim, towarzysząca wydaniu książki Patti Smith Nie gódź się, która ukazała się w Biurze Literackim 18 lutego 2019 roku.
WięcejAutorski komentarz Patti Smith do książki Nie gódź się, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, która ukazała się w Biurze Literackim 18 lutego 2019 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Nie gódź się Patti Smith, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się nakładem Biura Literackiego 28 lutego 2019 roku.
WięcejFragment zapowiadający książkę Nie gódź się Patti Smith, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, która ukaże się nakładem Biura Literackiego 28 lutego 2019 roku.
Więcej