PASSEIG MARITIM
Na filmie widać, jak Joan bierze do ręki pędzel, jak malarz pokojowy, i dotyka płótna.
Na zewnątrz upał obejmuje ciało. Duszny zapach pinii. Poniżej chaos ogromnej zatoki.
Malarz wypełnia uważnie kształty, zamknięte w kosmosie dwóch wymiarów przestrzeni.
Zatokę przecinają czarne punkty. Upał i moje zmysły. Wiele wymiarów dnia.
Joan wierzył w postęp w sztuce oraz w to, że obrazem można przekazać zamysł twórcy.
Jego mozaika przy Passeig Maritim jest zasłonięta przez kosze na śmieci.
***
Pod kościołem San Telmo spotykają się las chicas i los muchachos.
Dziewczyny mają mocno pomalowane usta. Spod tego kościoła podczas lipcowych świąt wyrusza procesja.
Ubrana w czerń figura wędruje przez wulkaniczny bruk i płynie morzem.
Nabrzeże, ulice i place wypełnia wtedy żywy tłum. Czuć zapach oceanu, mięsa i wina.
A Chrystus w kościele broczy krwią. Jest zamyślony. Upadał niejeden raz.
Kiedy pasat przestaje nieść wilgotne chmury, pojawia się wulkan w kolorze pustyni i obcych planet.
***
Kiedy dotarli tu Fenicjanie, zastali bezludną przestrzeń i ruiny wielkich budowli.
Jadąc autostradą widzisz znaki prowadzące do La Victoria. Pełna nazwa miasta to La Victoria de Acentejo.
Pamiątka ostatecznego zwycięstwa nad mieszkającymi w jaskiniach „dzikusami”.
Bronili się przed konkwistą przez prawie sto lat. Nie wiadomo, jak tu przybyli nie znając żeglugi.
Pozostała po nich dzika przyroda i geometryczne znaki na skałach. Widziane w muzeum wzbudzają czułość.
Ocean szumi głośno. Tak samo szumiał dla nich, jak i dla tych, których nie zastali Fenicjanie.
***
Na calle de Cupido chłopiec posyła buziaka do dziewczyn w oknie night-klubu.
Zielone fale biegną powoli i uderzają z hukiem w czarne mury fortu.
Miasta w oddali wspinają się na ciemne zbocze góry i przecina je zasłona chmur.
Stromy obszar, ciągnący się od wybrzeża aż po krawędź kaldery, nazwano doliną.
Być może w kontraście do pustynnego płaskowyżu ducha góry, Guayoty.
W południe bez czasu, poza czasem, dziewczyny i chłopcy skaczą w porcie do wypełnionego światłem morza.
Mam teraz sto zmysłów. Jestem pozbawiony mowy.
***
Nad miastem nagie płaty brązowych gór w upalnym słońcu.
Hiszpańscy odkrywcy po zejściu na ląd wbili w ziemię święty krzyż.
Obecnie w tym miejscu jaśnieją wzdłuż wybrzeża poblakłe cysterny rafinerii.
To symboliczne nawiązanie. W tamtej wyprawie również chodziło o zysk.
Idąc ulicą myślę o pięknie. Nad dachami kontury zastygłych skał. W powiększeniu.
Zatrzymane w ruchu.
***
W ciemnej uliczce de la Mar można znaleźć tablicę mówiącą, że mieszkał tu dwa wieki temu.
To dawna portowa dzielnica tego wielkiego teraz miasta. Za rogiem jaśnieje płowy krab katedry.
Koniec wieku. Modernizm. Wyraźna współczesność. Szerokie ulice z czasów dyktatury.
Zmieniał mieszkania. Trafił do miejsca, które z jego powodu stało się później słynne.
Przywiózł ze sobą nie tylko muzykę i swobodne obyczaje, ale także nieuleczalną wówczas chorobę.
Po wymuszonym wyjeździe z Establiments spalono używane przez niego meble.