debaty / ankiety i podsumowania

Spojrzenie na chłopca

Weronika Janeczko

Głos Weroniki Janeczko w debacie „O poetyckich książkach trzydziestolecia”.

strona debaty

O poetyckich książkach trzydziestolecia

W roku 2015, czy­li nie­ca­ły obrót Zie­mi wokół Słoń­ca przed wyda­niem Wody na Mar­sie Jerze­go Jar­nie­wi­cza, inter­net został pod­bi­ty przez publi­ka­cję arty­ku­łu o cie­kłym tlen­ku azo­tu nie­zna­ne­go pocho­dze­nia, któ­ry sezo­no­wo spły­wa po zbo­czach mar­sjań­skich gór [1]. W 2018 roku, czy­li rok po wyda­niu Pustych nocy, jak poda­je ser­wis spidersweb.pl (pierw­szy w wyszu­ki­war­ce, jeśli uży­je­my fra­zy „woda na mar­sie”), gru­pa wło­skich naukow­ców oznaj­mi­ła świa­tu, że pod powierzch­nią pla­ne­ty o kolo­rze czer­wo­nym rów­nież odkry­to wodę w sta­nie cie­kłym. Jak się oka­za­ło, zbior­nik był wte­dy zbyt głę­bo­ko, by moż­na było badać zawar­ty w nim mate­riał bio­lo­gicz­ny oraz by miał (znów za ser­wi­sem) jakoś nam się przy­dać. Son­dy pra­cu­ją cicho – w ostat­nich dniach [2] odkry­to nowe pokła­dy lodu wod­ne­go wymie­sza­ne­go z pia­chem, „na Mar­sie mogły­by ist­nieć ide­al­ne warun­ki do życia, ale jeże­li więk­szość wody znaj­du­je się na bie­gu­nie, bar­dzo trud­no było­by zapew­nić do niej dostęp regio­nom w oko­li­cy rów­ni­ka” – wspo­mi­na badacz Ste­fa­no Neroz­zi.

„A woda na Mar­sie? Tak wie­lu w nią wie­rzy, choć nie ma do tej pory żad­nych dowo­dów jej ist­nie­nia. Tak bar­dzo chcie­li­by­śmy, żeby ona tam była, choć prze­cież żad­ne z nas na Mar­sa nie pole­ci, i czy ta woda tam jest, czy jej nie ma, nie robi nam żad­nej róż­ni­cy. Choć z dru­giej stro­ny, gdy­by tam była, poczu­li­by­śmy się bar­dziej w domu. Bo jak dotych­czas żyje­my w obcym, nie­przy­ja­znym, nie­ludz­kim, pozba­wio­nym wody kosmo­sie” − powie­dział Jerzy Jar­nie­wicz w wywia­dzie Mar­sjań­ska gościn­ność,któ­re­go udzie­lił Joan­nie Muel­ler tuż po wyda­niu książ­ki [3]. Naj­pew­niej nie wie­dział o odkry­ciu, któ­re opi­sał wło­ski zespół bada­czy, nie­mniej nie mylił się co do fak­tu, że w obec­nej posta­ci woda ta na nie­wie­le nam się przy­da. Czy mimo tej nie­przy­dat­no­ści sama jej obec­ność może zmie­nić, jak zapo­wia­dał autor Maki­ja­żu,nasze patrze­nie na kosmos jako na bar­dziej przy­ja­zny, domo­wy? I czy jej praw­dzi­wa nama­cal­ność jest inna od nama­cal­no­ści li tyl­ko tytu­ło­wej, zapro­jek­to­wa­nej, sko­ro i tak naj­praw­do­po­dob­niej żad­nej i żad­ne­mu z nas nie będzie w naj­bliż­szym cza­sie dany bilet wyjaz­do­wy na Mar­sa?

Jar­nie­wicz trak­tu­je tę odle­głą niby-wodę jak przy­ja­zne złu­dze­nio-marze­nie, któ­re­go nawet wymy­ślo­na obec­ność ma szan­sę zabez­pie­czyć mówią­ce­go w wier­szach przed bez­i­mien­nym roz­la­niem się, znik­nię­ciem. Jeśli jego świat zosta­nie znisz­czo­ny – pochło­nie go nie­na­zwa­nie i nicość, jest szan­sa, że choć jeden jego klu­czo­wy ele­ment odro­dzi go w miej­scu odda­lo­nym wie­le milio­nów kilo­me­trów. Powsta­nie wte­dy cień szan­sy, że gdzieś jesz­cze zaist­nie­ją podob­ne, nawet jeśli tyl­ko quasi-ludz­kie histo­rie („Stoi mar­twa woda a w niej jak lata przy­szłe ple­nią się bez­praw­nie mole­ku­ły życia. To już? To tu? To my?”, „LSR”). Pod­miot wier­szy nie decy­du­je się budo­wać choć­by złu­dzeń przy­szło­ści w świe­cie peł­nym opusz­czeń, odejść i snaj­pe­rów, świe­cie, któ­ry skru­pu­lat­nie wypeł­nia sta­wia­ne groź­by odejść. Każ­de wyda­rze­nie jest prze­szłe – teraź­niej­szość i przy­szłość poja­wia­ją się jedy­nie w obrę­bie wspo­mnień – w obrę­bie prze­szło­ści, któ­ra w chwi­li wier­szo­we­go „teraz” ma swo­je, nie­wy­brzmia­łe jesz­cze w tek­ście zakoń­cze­nie.

Miesz­ka­ją­cy w cie­le doro­słe­go Spi­na­rio odra­dza się nocą, śpiąc w sypial­ni z Ikei. Jest chłop­cem, któ­re­go już pra­wie nie ma. Żeby zaist­nieć ponow­nie, musi się sam sobie z poprzed­niej książ­ki przy­po­mnieć: odra­dza się przez przy­wo­ły­wa­nie tego, cze­go doświad­czył, znaj­du­je sie­bie dzię­ki odpa­mię­ty­wa­niu osób, któ­re go potwier­dza­ły, któ­re o nim świad­czy­ły i o któ­rych on rów­nież mógł świad­czyć. Opo­wia­da o kie­dyś-peł­nych miej­scach, dzię­ki wspo­mnie­niu któ­rych poja­wia się choć na chwi­lę, choć na chwi­lę mniej nik­nie, choć tro­chę bar­dziej jest. „Każ­dy wiersz o miło­ści jest pustym miej­scem po miło­ści” [4]powie­dział Jar­nie­wicz, Spi­na­rio jest pustym chłop­cem po miło­ści i doro­słym, w któ­rym miesz­ka pusty po miło­ści chło­piec. Ze zgru­bia­łej od cho­dze­nia sto­py wycią­ga drob­ne drza­zgi – i nagle są; i ona, i mat­ka, i wszyst­kie inne, któ­re – gdy­by tyl­ko tu były – mogły­by potwier­dzić, że Spi­na­rio jest, był i jesz­cze tro­chę będzie ist­niał. Niko­go jed­nak nie ma. Doro­sły-chło­piec wra­ca więc do każ­dej drza­zgi – obra­ca się przez chwi­lę w wie­lo­let­nich histo­riach, któ­rych zakoń­cze­nie to nicość, susza, bez­i­mien­ność, nie­go­ścin­ność. Ale zanim one się skoń­czą, może w nich marzyć, może się odtwa­rzać, może na nowo odzy­ski­wać otrzy­ma­ne w roz­ma­itych momen­tach życia imio­na, ma szan­sę snuć pla­ny, kochać, odda­wać się i nik­nąć tyl­ko po to, by móc widzieć to jedy­ne w danym momen­cie naj­ja­śniej­sze świa­tło – to, któ­re­go tak mu teraz bra­ku­je, do któ­re­go wspo­mnie­nia sam się z jego bra­ku przy­pro­wa­dza. Chło­piec nie rusza się z miej­sca. W miej­scu tym mie­sza­ją się cza­sy – nie wia­do­mo, jaki jest rok, dzień tygo­dnia, wia­do­mo jed­nak, że tego dnia onasię poja­wi, a póź­niej odej­dzie. Na począt­ku będzie to mat­ka.

Spi­na­rio poja­wił się w niej, w rela­cji z nią powsta­wał, obser­wo­wał się jako jej ele­ment, otrzy­mał od niej imię jako męż­czy­zna („Che­mia orga­nicz­na dla począt­ku­ją­cych”, „W cie­niu zakwi­ta­ją­cych chłop­ców”). Jej odej­ście odbie­ra mu pew­ność na temat wła­sne­go ist­nie­nia –„wie­dział­bym, na ogień, wstyd i kamie­nie, że jestem, gdy­by nie umar­ła za sied­mio­ma góra­mi, daw­no, daw­no temu” („I syn”). Zaczy­na poszu­ki­wać go ina­czej, znów poza samym sobą – pozna­je kobie­ty, w rela­cji z któ­ry­mi ponow­nie ma szan­sę odra­dzać się tak, jak miał szan­sę uro­dzić się wcze­śniej – powsta­je jedy­nie w zla­niu się z opo­wia­da­ją­cą histo­rię kochan­ką przy­ja­ciół­ką, ze zmy­śla­ją­cą samą sie­bie Sze­he­re­za­dą. Pozna­nym kobie­tom wspo­mi­na jed­nak uryw­ki wcze­śniej­szych wyda­rzeń, by choć w ten spo­sób pró­bo­wać przy­wo­łać swo­je praw­dzi­we, acz zapo­mnia­ne już imię, któ­re odcho­dząc, zabra­ła jego aktu­al­na wła­ści­ciel­ka („o tym wszyst­kim opo­wie­dzia­łem ci w skró­cie, kie­dy pierw­szy raz poszli­śmy do łóż­ka, żebyś wie­dzia­ła, jak mi dać na imię”, „Tuma­no­re”).

Pod­pi­sał­bym dla niej lojal­kę i zaczął
współ­pra­co­wać – jest moim świa­to­po­glą­dem. Że wstyd? Nie,
wsty­du nie mam. Zmie­nił­bym
nazwi­sko na takie, co kłu­je, roz­sz­nu­ro­wał
język, dał się służ­bom zwer­bo­wać. Tyle zdrad,
ile pereł wyło­wio­nych z wło­sów, a każ­da
żywa cia­łem, któ­re ją wyda­ło. Ona
mówi: mat­kę rzu­cisz, ojca się
wyprzesz, spa­lisz dom, w któ­rym
przy­sze­dłeś na świat, foliów­ki zatań­czą
nad pogo­rze­li­skiem. Przyjdź, gdy
będziesz nikim. To przy­cho­dzę.
W ustach – wyco­fa­ne z obie­gu
Zło­tów­ki z ryba­kiem. Tam gdzie były
Powie­ki, siadł bie­li­nek kapust­nik.
[„Dívka s per­la­mi ve vla­sech”]

Spi­na­rio odtwa­rza się jedy­nie w cza­sie trwa­nia rela­cji. Zda­ją się one jedy­ną moż­li­wo­ścią prze­ży­cia dla doro­słe­go-chłop­ca. Żeby żyć, jest gotów do cało­ścio­we­go odda­nia się [5] (więc znów do wła­snej utra­ty?). To odda­nie, któ­re odbie­ra oso­bo­wość, lecz chro­ni przed znik­nię­ciem, odczu­wa jako miłość. Czy to praw­dzi­wa miłość, Spi­na­rio?

Co ma zro­bić doro­sły-chło­piec w momen­cie utra­ty wszyst­kich, któ­re mogły nada­wać mu życie? Począt­ko­wo pró­bu­je pozbyć się wspo­mnień – imio­na przy­ja­ció­łek sta­ją się zaka­za­ne, wyso­ko praw­do­po­dob­ne jest, że na ich wła­sne pole­ce­nie. Nie przy­no­si to jed­nak skut­ku. Wspo­mi­na­nie sta­je się jedy­ną moż­li­wo­ścią prze­trwa­nia. Każ­da pró­ba odcię­cia się od ich obra­zu koń­czy się nie­mal cał­ko­wi­tym znik­nię­ciem lub potrze­bą znik­nię­cia, jak tu:

Musiał z wier­sza powy­ci­nać sło­wa,
któ­re były jej. Nasła­ła na nie­go poli­cję
skar­bo­wą, san­kiu­lo­tów od nie­pra­wych
słów, bóg zresz­tą wie kogo. Musiał wykro­ić
ją z wier­szy, bo nie była jego. Musiał wyjść
z wier­szy na powie­trze i po wodzie
się przejść, a gdy szedł, szedł i widział
mewy, któ­re nie były niko­go,
i ławi­ce do niko­go nie­na­le­żą­cych ryb.
Szedł po morzu lżej­szy niż pia­na na morzu,
cich­szy niż szyfr pęk­nięć na lustrze, w któ­rym
cudze zmie­nia­ło się w nasze. Mógł
zdu­blo­wać Robespierre’a
z oban­da­żo­wa­ną szczę­ką, któ­ry pośród krzy­ków
sta­wiał krok za kro­kiem, zanim
nie roz­stą­pił mu się pod powierzch­nią bruk.
[„Ther­mi­dor”]

I znów – żeby nie znik­nąć, ale i nie odwo­łać się do sie­bie, same­mu się w sobie nie osa­dzić, szu­ka stra­te­gii zarad­czej, któ­ra zapew­ni mu złu­dze­nie obec­no­ści tam­tych kobiet, któ­ra zabez­pie­czy przed nico­ścią, któ­ra sta­le chłop­cu zagra­ża. Świat, któ­ry uwa­ża za nie­sprzy­ja­ją­cy („Kątem oka spraw­dzam, gdzie ukrył się snaj­per. Jest w każ­dym pię­trze, w każ­dym oknie blo­ku”, „Zeszyt do rachun­ków”) musi się zatrzy­mać, chło­piec zatrzy­mu­je świat. Wyco­fu­je się do wspo­mnień, któ­re są bez­piecz­ne, bo zna­ne – nie waż­ne, że mają dość tra­gicz­ne zakoń­cze­nia. Spi­na­rio woli się zapę­tlać w tym, co już ma swo­je pew­ne, spraw­dzo­ne zakoń­cze­nie, żeby nie nara­zić się na utra­tę imie­nia. Wyj­ście poza koło, w któ­rym uko­cha­ne przy­cho­dzą i odcho­dzą cyklicz­nie, w któ­rym wie, że na pew­no się poja­wią, jest dla doro­słe­go-chłop­ca zbyt ryzy­kow­ne. Chło­piec może zbyt wie­le stra­cić. Może stra­cić i doro­słe­go, i chłop­ca. Więc zosta­je. Dopie­ro póź­niej oka­że się, że w nie­na­zwa­nej przy­szło­ści rów­nież będzie chciał dezer­te­ro­wać.


Przy­pi­sy:
[1] http://wyborcza.pl/1,75400,18930569,krotka-historia-wody-na-marsie.html (dostęp: 25.05.2019)
[2] Cho­dzi o datę: 22.05.2019.
[3] https://www.biuroliterackie.pl/biblioteka/wywiady/rozmowa-joanny-mueller-z-jerzym-jarniewiczem/ (dostęp: 25.05.2019).
[4] Tam­że.
[5] O ule­gło­ści w Wodzie na Mar­sie wyczer­pu­ją­co pisze Mar­ta Koron­kie­wicz: http://opcje.net.pl/marta-koronkiewicz-nadac-imie-wiersze-ulegle-jerzy-jarniewicz-woda-na-marsie/ (dostęp: 28.05.2019).

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Naro­do­we­go Cen­trum Kul­tu­ry w ramach Pro­gra­mu Ojczy­sty – dodaj do ulu­bio­nych 2019.

z nck