debaty / ankiety i podsumowania

Transformacja w wyprzedaż

Andrzej Graul

Głos Andrzeja Graula w debacie „O poetyckich książkach trzydziestolecia”.

strona debaty

O poetyckich książkach trzydziestolecia

Nie­ła­twym zada­niem dla począt­ku­ją­ce­go kry­ty­ka jest wybór poetyc­kiej książ­ki trzy­dzie­sto­le­cia – trze­ba obrać jakiś punkt odnie­sie­nia, któ­ry moż­li­wie naj­wię­cej przed­sta­wi przy wciąż nie­wiel­kiej wpra­wie kry­tycz­nej i nie­sa­tys­fak­cjo­nu­ją­cym oczy­ta­niu (czy da się odejść satys­fak­cjo­nu­ją­co oczy­ta­nym?). Mimo wszyst­ko, pra­wie trzy­dzie­ści lat życia wyda­je się wystar­cza­ją­co obszer­ną per­spek­ty­wą, by osza­co­wać ska­lę pew­nych dyna­micz­nych i zda­je się, nie­od­wra­cal­nych pro­ce­sów zacho­dzą­cych tuż za naszy­mi okna­mi i grzbie­ta­mi ksią­żek. Ostat­nie trzy deka­dy bez wąt­pie­nia były cza­sem burz­li­wych prze­mian i per­tur­ba­cji; lite­ra­tu­ra wsko­czy­ła na głę­bo­ką wodę trans­for­ma­cji gospo­dar­czej i zachły­snę­ła się moż­li­wo­ścia­mi wol­ne­go ryn­ku. Czy też wepchnię­to ją tam? Jeśli tak, to może się wyda­wać, że jed­ną dło­nią wciąż kur­czo­wo trzy­ma się kra­wę­dzi. Tą dło­nią mogła­by być poezja.

Może tak jest. Para­dok­sal­nie poezję w Pol­sce zda­je się bro­nić jej niszo­wość. Nakła­dy cie­niut­kich ksią­żek, liczo­ne w mak­sy­mal­nie kil­ku set­kach, uni­ka­ją empi­ko­wych wystaw i kry­jąc się po kil­ka w kame­ral­nych księ­gar­niach, wycho­dzą na świa­tło przy oka­zji spo­tkań poetyc­kich, na któ­rych widzi się wciąż te same twa­rze, o ile aku­rat przyj­dą. Ten ento­ura­ge wzmac­nia sama, moż­na mieć wra­że­nie, isto­ta poezji – wyko­rzy­sta­nie spe­cy­ficz­nej for­my języ­ka, by pene­tro­wać tre­ści nie­do­stęp­ne zwy­kłym komu­ni­ka­tom, by wyra­żać trans­cen­dent­ne, pozo­sta­wać poza bru­tal­ną dosłow­no­ścią i ordy­nar­ny­mi sta­ty­sty­ka­mi. Pal­ca­mi trzy­mać się kra­wę­dzi, gdy cała resz­ta tonie. To malow­ni­cza sce­na, któ­ra jed­nak nie­wie­le ma wspól­ne­go z realia­mi.

Trwa­nie w świę­tym prze­świad­cze­niu o auto­no­mii wier­sza wobec języ­ków rze­czy­wi­sto­ści bywa szko­dli­we, tym bar­dziej jeśli taka posta­wa mia­ła­by stać się pod­sta­wą do wyklu­cze­nia „ide­olo­gicz­nych” spo­so­bów poetyc­kie­go wyra­zu, z zało­że­nia kon­te­stu­ją­cych zasta­ny układ. W takim wypad­ku liczą się gesty zde­cy­do­wa­ne, kon­kret­nie wyko­rzy­stu­ją­ce wszel­kie moż­li­we środ­ki w celu wyra­że­nia nowej per­spek­ty­wy, peł­nej wraż­li­wo­ści spo­łecz­nej i poli­tycz­nej świa­do­mo­ści – prze­szli­śmy gwał­tow­ną trans­for­ma­cję z her­me­tycz­ne­go indy­wi­du­ali­zmu w total­ną wyprze­daż, na któ­rej wszyst­kie­mu moż­na nadać war­tość ryn­ko­wą, a każ­dy manewr i postu­lat (choć­by pro­kla­mu­ją­cy rady­kal­ną auto­no­mię) jest aktem poli­tycz­nym. W tych warun­kach potrzeb­ne były nowe środ­ki wyra­zu, któ­re pozwo­li­ły­by lepiej roz­po­znać zaist­nia­łą sytu­ację. Potrzeb­ny był prze­wod­nik, któ­ry prze­trze nowy szlak. Ktoś taki, jak Szcze­pan Kopyt i napi­sa­ny przez nie­go tom sale sale sale.

ktoś kie­dyś
zoba­czył ślad sto­py
i pomy­ślał czło­wiek

od tam­tej pory
wia­do­mość roz­nio­sła się
nie ma ścież­ki
bez anty­lop i wodo­po­ju
„para­dyg­mat”

Czło­wiek jest tam, gdzie woda i zwie­rzy­na – nie moż­na śle­dzić tro­pów w ode­rwa­niu od oko­licz­no­ści kształ­tu­ją­cych te śla­dy. Poczu­cie sil­ne­go deter­mi­ni­zmu rze­czy, przy­czy­ny
i skut­ku nie­ustan­nie towa­rzy­szy Kopy­to­wi; jest on świa­do­my bez­li­to­sne­go wpły­wu uwa­run­ko­wań spo­łecz­nych, kul­tu­ro­wych i geo­gra­ficz­nych na dyna­micz­nie prze­kształ­ca­ją­cą się rze­czy­wi­stość. Prze­ja­wia się to w wier­szu „nowa jakość”, gdzie nie­rów­no­ści w posia­da­niu kapi­ta­łu („dzie­dzicz­ne bogac­two jak i / nie­zbęd­na mu / dzie­dzicz­na bie­da”) skut­ku­ją cał­ko­wi­tym roz­war­stwie­niem, na któ­re nic nie pora­dzi­ły­by „wyalie­no­wa­ne zacho­wa­nia” wyno­szo­ne na pie­de­stał. Nie wyni­ka z tego jed­nak, że Kopyt myśli o czło­wie­ku jako bez­oso­bo­wym kolek­ty­wie, ponie­waż zda­je sobie spra­wę z nie­ubła­ga­ne­go oddzia­ły­wa­nia jed­no­stek na sie­bie nawza­jem:

po trze­cie o ile okre­ślam sie­bie okre­ślam o tych któ­rzy wokół
tych któ­rzy wokół widzę bo wyma­za­łem jeste­śmy
mode­le dyna­micz­ne to jeden z rodza­jów mówie­nia
„man­tra war­to­ści dodat­ko­wej względ­nej i bez­względ­nej”

Zda­je się jed­nak, że poeta pró­bu­je wyrwać się z tej sie­ci. Będąc świa­do­mym jej obez­wład­nia­ją­cej obec­no­ści, pró­bu­je wywal­czyć suwe­ren­ność swo­ją i innych, „aby to two­ja mak­sy­ma / mogła stać się pod­sta­wą” („har­mo­nia restau­ra­cji”). W tym utwo­rze uwi­dacz­nia się rów­nież scep­ty­cyzm Kopy­ta wobec zbaw­czych języ­ków reli­gii – żaden pro­rok „nie połech­ta nas niczym bar­dziej przy­jem­nym”, niż to, co może­my już dostać (kupić?) na zie­mi. Nie znaj­dzie­my uko­je­nia w meta­fi­zy­ce, trze­ba chwy­tać się tego, co jest.

To przy­po­mi­na, że nie może­my czy­tać wier­szy tego poety wyłącz­nie podług klu­cza spo­łecz­nej wraż­li­wo­ści – nie jest on po pro­stu nawie­dzo­nym socjo­lo­giem ani poli­tycz­nym kazno­dzie­ją; jego poezja pod­szy­ta jest głę­bo­ką wraż­li­wo­ścią, cechu­ją­cą się zwąt­pie­niem wobec języ­ka jako środ­ka wyra­zu. Stąd wier­sze takie, jak „tak” (nie potra­fi­my dotrzeć do praw­dy nawet za pomo­cą róż­no­rod­nych dys­kur­sów, któ­re w dodat­ku orga­ni­zo­wa­ne są przez nie­licz­nych oraz „jakieś porząd­ku­ją­ce bała­gan afo­ry­zmy”. Mimo że nie wie­my, o co nam cho­dzi, to nie może­my trwać w pozy­cji bez­kry­tycz­nej wobec praw­dy „bez prze­pusz­cza­nia jej przez sito”) lub „wier­szyk dla rela­ty­wi­stów”, w któ­rym Kopyt posłu­gu­je się cią­głą rekon­fi­gu­ra­cją wyra­żeń, pro­wa­dzą­cą do powsta­wa­nia pozor­nie rów­no­war­tych sobie twier­dzeń. W koń­cu to płyn­ne, zda­wa­ło­by się bez­kon­flik­to­we prze­ista­cza­nie się zna­czeń, pro­wa­dzi do para­dok­su i poznaw­cze­go prze­cią­że­nia, skut­ku­ją­ce­go kry­zy­sem zaufa­nia wobec moż­li­wo­ści dia­lo­gu ze świa­tem lub pozna­nia go poprzez róż­no­ra­kie dys­kur­sy.

Jed­nak­że ta reflek­sja skła­nia nas z powro­tem ku temu, co wyda­je się Kopy­to­wi naj­waż­niej­sze: ku kon­te­sta­cji zasta­ne­go sta­nu rze­czy, zarów­no w prze­strze­ni spo­łecz­nej, lite­rac­kiej, jak i języ­ko­wej. Poeta pod­kre­śla­jąc swo­je anar­chi­stycz­ne poglą­dy kwe­stio­nu­je zasta­ne sen­sy orga­ni­zu­ją­ce zarów­no mowę, jak i wspól­no­tę: „nie twórz­cie komi­te­tów / pal­cie wła­sne” („komi­te­ty”). W ten spo­sób Kopyt mani­fe­stu­je swój sprze­ciw wobec ogra­ni­cza­ją­cych wol­ność i orga­ni­zu­ją­cych spo­łe­czeń­stwa wspól­no­tom oraz narzę­dziom przy­mu­su, jed­no­cze­śnie pod­kre­śla­jąc istot­ną rolę zbio­ro­wo­ści:

wia­ra w ludz­kość nie jest nega­cją masy
lecz utoż­sa­mia­niem się z nią
wła­dza to język umo­wy umo­wa to język wła­dzy
„man­tra war­to­ści dodat­ko­wej względ­nej i bez­względ­nej”

W swym pro­te­ście autor sale sale salenie­ustan­nie przyj­mu­je posta­wę kry­tycz­ną, nawet w sto­sun­ku do same­go sie­bie – dzię­ki wspo­mnia­nej, głę­bo­ko zako­rze­nio­nej nie­uf­no­ści do języ­ka i zasta­nych ukła­dów (lite­rac­kich, spo­łecz­nych, poli­tycz­nych), poeta zda­je się mieć kon­tro­lę nad swo­imi prze­ko­na­nia­mi, cały czas pod­da­jąc je wery­fi­ka­cji, tak jak dzie­je się w wier­szu „wywiad”. Kopyt wąt­pi w moż­li­wość ist­nie­nia par­tii „napraw­dę lewi­co­wej”, wymie­nia­jąc lita­nię sprzecz­no­ści, do któ­rych dopro­wa­dzi­ło­by ist­nie­nie takie­go two­ru:

czy praw­dzi­wie lewi­co­wa par­tia a więc par­tia eko­lo­gicz­na
pro­wa­dzi­ła­by poli­ty­kę pro­ro­dzin­ną
czy roz­krę­ca­nie koniunk­tu­ry dało­by się pogo­dzić z wymo­ga­mi
poli­ty­ki eko­lo­gicz­nej
„wywiad”

Ta otwar­cie kon­te­stu­ją­ca poza wzmac­nia wia­ry­god­ność Kopy­ta – pozwa­la czy­tać jego wier­sze nie w cha­rak­te­rze poli­tycz­nej agit­ki tyl­ko mapy z wie­lo­ma zna­ka­mi zapy­ta­nia, do któ­rych dojść musi­my sami. Poeta nie przyj­mu­je auto­ry­ta­tyw­nej posta­wy wobec czy­tel­ni­ka, nie chce narzu­cać mu swo­jej wizji – on wska­zu­je pola kon­flik­tu i miej­sca nie­pew­ne, bo prze­cież „z zasta­no­wie­nia się wyni­ka rytm i pięk­no rze­czy”.

Wła­śnie dzię­ki tym cha­rak­te­ry­stycz­nym gestom Kopyt nabie­ra zna­cze­nia jako auten­tycz­ny komen­ta­tor współ­cze­snych prze­mian, któ­re­go poezja (wraz z twór­czo­ścią Tom­ka Puł­ki i Kon­ra­da Góry) prze­tar­ła szla­ki tak popu­lar­nym dzi­siaj idio­mom „poezji zaan­ga­żo­wa­nej” – wystar­czy przy­wo­łać wiersz „my deli­cje”, będą­cy bru­tal­nym oskar­że­niem o destruk­tyw­ny, mię­so­żer­ny kon­sump­cjo­nizm, sta­wia­ją­cy czło­wie­ka w roli „cen­trum prze­ro­bu bio­ma­sy”. Czy w poezji Anny Ada­mo­wicz nie prze­brzmie­wa­ją echa tak śro­do­wi­sko­wo zaan­ga­żo­wa­nej poety­ki? Czy w for­mie wer­sy­fi­ka­cyj­nej poezji Jaku­ba Pszo­nia­ka nie wyczu­wa się wpły­wu Kopy­ta?

Dla auto­ra sale sale sale„koniec nie jest mil­cze­niem jest mową któ­ra nie wal­czy” – język powi­nien być bro­nią albo narzę­dziem, dzię­ki któ­re­mu potra­fi­my bar­dziej zde­cy­do­wa­nie i świa­do­mie reago­wać na ota­cza­ją­cą nas, dyna­micz­ną rze­czy­wi­stość. Książ­ka ta sta­ła się bez wąt­pie­nia zna­czą­cym punk­tem odnie­sie­nia na pogma­twa­nym i nie­ła­twym, „potrans­for­ma­cyj­nym” szla­ku pol­skiej poezji po roku 1989. Kopyt uto­ro­wał dro­gę dla nowe­go poko­le­nia, któ­re otwar­cie i z chę­cią wpla­ta w swo­ją poezję ele­men­ty spo­łecz­no-poli­tycz­nych reflek­sji, chcąc korzy­stać z poezji jako środ­ka do kwe­stio­no­wa­nia nie tyl­ko języ­ka, lecz rów­nież współ­cze­sne­go spo­łe­czeń­stwa. I choć per­spek­ty­wa tej bez­względ­nej sie­ci uwa­run­ko­wań może w nas wywo­ły­wać poku­sę alie­na­cji i wywal­cze­nia poetyc­kiej auto­no­mii, to nie może­my zapo­mi­nać, że

od tam­tej pory
wia­do­mość roz­nio­sła się
nie ma ścież­ki
bez anty­lop i wodo­po­ju

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Naro­do­we­go Cen­trum Kul­tu­ry w ramach Pro­gra­mu Ojczy­sty – dodaj do ulu­bio­nych 2019.

z nck