recenzje / ESEJE

„Małe me życie przebadałam –”. Samotności i przestrzenie Emily Dickinson

Juliusz Pielichowski

Recenzja Juliusza Pielichowskiego książki Samotność przestrzeni Emily Dickinson, w tłumaczeniu i wyborze Tadeusza Sławka, która ukazała się w Biurze Literackim 24 czerwca 2019 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

I

Bio­gra­fia Emi­ly Dic­kin­son (1830–1886) nie­zmien­nie pozo­sta­je zagad­ką, któ­rą co pewien czas ktoś pró­bu­je na nowo roz­szy­fro­wać z nadzie­ją, że uda się rzu­cić tro­chę wię­cej świa­tła na tę garść infor­ma­cji, jakie posia­da­my na temat życia jed­nej z naj­bar­dziej tajem­ni­czych poetek, nie tyl­ko języ­ka angiel­skie­go. Może zresz­tą sło­wo „zagad­ka” nale­ża­ło­by napi­sać wiel­ką lite­ra, jak w wier­szu o nume­rze 89 (według przy­ję­tej w tym tomie nume­ra­cji Tho­ma­sa H. John­so­na), gdyż sama poet­ka – jak wia­do­mo – nie zwy­kła tytu­ło­wać swo­ich utwo­rów: „W ciszy nie­zmą­co­nej Zagad­ka spo­czy­wa!” Dic­kin­son lubi­ła nie­któ­re sło­wa zapi­sy­wać wła­śnie w ten spo­sób (rów­nież w listach, któ­re odgry­wa­ły dużą rolę w jej życiu), jak gdy­by chcia­ła sku­pić na nich naj­więk­szą uwa­gę – bo zazwy­czaj nie darzy­my szcze­gól­ną uwa­gą poje­dyn­czych słów, nawet w poezji, zwłasz­cza poezji jej cza­sów. Emi­ly Dic­kin­son wie­dzia­ła jed­nak, że to wła­śnie poje­dyn­cze sło­wa – poję­cia – orga­ni­zu­ją całą naszą wyobraź­nię i wizję świa­ta. Jak sło­wo Zagad­ka – któ­rej być może wca­le nie war­to roz­wią­zy­wać, a jedy­nie wsłu­chać się uważ­nie w jej ciszę?

Wie­my więc o autor­ce sto­sun­ko­wo nie­wie­le (choć nie „nic”), ale owo bio­gra­ficz­ne „nie­wie­le” to wystar­cza­ją­co dużo, by roz­bu­dzić naszą cie­ka­wość. Emi­ly Dic­kin­son wio­dła jed­ną z naj­bar­dziej skry­tych egzy­sten­cji, jakie zna lite­ra­tu­ra. Uro­dzo­na w Amherst w sta­nie Mas­sa­chu­setts, wła­ści­wie całe życie spę­dzi­ła w rodzin­nym mia­stecz­ku (któ­re w cza­sach Dic­kin­son liczy­ło rap­tem kil­ka tysię­cy miesz­kań­ców), stop­nio­wo ogra­ni­cza­jąc swo­ją aktyw­ność do rodzin­ne­go domu, a cza­sa­mi – wyłącz­nie do wła­sne­go poko­ju. Legen­da Dic­kin­son-pustel­ni­cy, choć atrak­cyj­na, nie odda­je jed­nak w peł­ni spra­wie­dli­wo­ści jej bio­gra­fii, któ­ra – jak poka­zu­ją nowe uję­cia – była bar­dziej zło­żo­na, szcze­gól­nie we wcze­snych latach życia poet­ki. Z zacho­wa­nej czę­ścio­wo kore­spon­den­cji, a tak­że z innych źró­deł wie­my, że mło­da Emi­ly, pocho­dzą­ca z dobrze sytu­owa­nej i wpły­wo­wej w lokal­nej spo­łecz­no­ści rodzi­ny (nale­żą­cy do jej przod­ków Natha­niel Dic­kin­son zasłu­żył się jako jeden z ame­ry­kań­skich pio­nie­rów), otrzy­ma­ła tak­że sta­ran­ne wykształ­ce­nie – co nie było wca­le tak oczy­wi­ste w przy­pad­ku kobiet żyją­cych w ówcze­snej, wciąż jesz­cze rodzą­cej się Ame­ry­ce. W mło­do­ści uczest­ni­czy­ła w życiu spo­łecz­nym i towa­rzy­skim Amherst. Jeśli czymś się wyróż­nia­ła na tle rówie­śni­ków, to talen­ta­mi i inte­li­gen­cją. Ale wie­my też – choć to już przede wszyst­kim z jej wier­szy – że wkrót­ce po ukoń­cze­niu trzy­dzie­ste­go roku życia Emi­ly Dic­kin­son prze­szła rodzaj zała­ma­nia ner­wo­we­go, któ­re poło­ży­ło się cie­niem na całej jej póź­niej­szej egzy­sten­cji. Nie zna­my przy­czyn tego kry­zy­su, może­my się jedy­nie domy­ślać jego powo­dów. Przy­pi­sy­wa­ny był on naj­roz­ma­it­szym czyn­ni­kom, z któ­rych dość praw­do­po­dob­ny zawód miło­sny cie­szy się wśród bio­gra­fów poet­ki chy­ba naj­więk­szym wzię­ciem; jeśli nawet tak było, kry­zys ów miał też zapew­ne bar­dziej zasad­ni­cze, głęb­sze pod­ło­że. Trze­ba tu wyraź­nie zazna­czyć, że jej rela­cje z męż­czy­zna­mi, typo­wa­ny­mi na „spraw­ców” owe­go zała­ma­nia, mia­ły, jak się wyda­je, przede wszyst­kim cha­rak­ter inte­lek­tu­al­ny. To wte­dy, na począt­ku lat sześć­dzie­sią­tych XIX wie­ku, Dic­kin­son zamknę­ła się w domu i – na dobrą spra­wę – pozo­sta­ła w nim do koń­ca swych dni. Wte­dy też powsta­ły naj­lep­sze, naj­in­ten­syw­niej­sze z jej wier­szy.

Z bie­giem lat izo­la­cja poet­ki pogłę­bia­ła się. Dziś trud­no jed­no­znacz­nie oce­nić, czy była ona w peł­ni dobro­wol­na, czy też może do pew­ne­go stop­nia podyk­to­wa­na cho­ro­bą (nie­któ­rzy bio­gra­fo­wie suge­ru­ją nawet epi­lep­sję). Cio­sem była śmierć ojca, któ­ry zmarł w 1874 roku. Rok póź­niej uda­ru dozna­ła mat­ka. Dic­kin­son opie­ko­wa­ła się nią dłu­gie lata. Z listów, któ­re dotrwa­ły do naszych cza­sów, wie­my, że w okre­sie tym, gdy śmierć – a raczej Śmierć – zbie­ra­ła sys­te­ma­tycz­nie żni­wo wśród naj­bliż­szych osób poet­ki, ona sama zaan­ga­żo­wa­ła się moc­no w życie swo­jej rodzi­ny – przede wszyst­kim rodzeń­stwa – pod­trzy­mu­jąc tak­że kon­takt z nie­wiel­kim gro­nem spraw­dzo­nych przy­ja­ciół.

Gdy Emi­ly Dic­kin­son zmar­ła, jej poezja nie była zna­na pra­wie niko­mu. Pierw­szy wybór wier­szy, oka­le­czo­nych przez wydaw­cę i „przy­sto­so­wa­nych” do ocze­ki­wań ówcze­snych czy­tel­ni­ków – a przy­naj­mniej tych spo­śród nich, któ­rzy trak­to­wa­li poezję jako rodzaj sen­ty­men­tal­ne­go bibe­lo­tu – uka­zał się dopie­ro czte­ry lata póź­niej, w 1890 roku. Ale nawet w tej wygła­dzo­nej for­mie wzbu­dzi­ły spo­re zain­te­re­so­wa­nie. Musia­ło jed­nak minąć wie­le dekad, zanim poezja ta odsło­ni­ła całe swo­je bogac­two za spra­wą pomni­ko­wej edy­cji wspo­mnia­ne­go już John­so­na, któ­re­go wyda­nie kry­tycz­ne poezji Dic­kin­son uka­za­ło się dopie­ro w poło­wie XX wie­ku. To w nim w peł­ni ujaw­ni­ło się nie­zwy­kle nowo­cze­sne obli­cze poet­ki, któ­rej wier­sze bar­dziej przy­po­mi­na­ły eks­pe­ry­men­tal­ne tek­sty przed­wo­jen­nej awan­gar­dy niż sztam­bu­cho­wą poezję rodem z XIX wie­ku; poet­ki, o któ­rej od pew­ne­go cza­su robi­ło się coraz gło­śniej, a któ­ra swe wier­sze rze­czy­wi­ście napi­sa­ła bli­sko sto lat wcze­śniej w domo­wym zaci­szu pro­win­cjo­nal­ne­go Amherst.

Emi­ly Dic­kin­son nie wzię­ła się zni­kąd, a jej bio­gra­fia – tak­że ze wzglę­du na ską­pość i nie­jed­no­znacz­ność źró­deł, szcze­gól­nie w przy­pad­ku dwóch ostat­nich dekad jej życia – para­dok­sal­nie dość łatwo pod­da­je się roz­ma­itym zabie­gom doko­ny­wa­nym przez zmie­nia­ją­ce się mody i dys­kur­sy. Nie ma jed­nak co zży­mać się na tę inter­pre­ta­cyj­ną wie­lo­ra­kość odczy­tań – tak­że ona jest gwa­ran­cją żywot­no­ści tych nie­zwy­kłych tek­stów, nie­po­dob­nych do cze­go­kol­wiek inne­go w świa­to­wej poezji. I choć rezul­ta­ty podej­mo­wa­nych raz za razem prób rein­ter­pre­ta­cji bio­gra­fii Dic­kin­son bywa­ją róż­ne, to świad­czą o jed­nym: siła tej poezji i sto­ją­cej za nimi tajem­ni­czej autor­ki nie słab­nie, pro­wo­ku­jąc do zada­wa­nia wciąż na nowo pyta­nia, na któ­re – co skąd­inąd oczy­wi­ste – nigdy nie pozna­my defi­ni­tyw­nej odpo­wie­dzi: kim wła­ści­wie była Emi­ly Dic­kin­son?

II

Samot­ność i prze­strzeń. Dwa sło­wa, dwa klu­cze do tej poezji; albo tro­py – jed­ne z wie­lu – jaki­mi może­my podą­żyć. W zamiesz­czo­nych w niniej­szym tomie wier­szach, wybra­nych spo­śród bli­sko 1800 tek­stów, jakie pozo­sta­wi­ła po sobie Emi­ly Dic­kin­son, samot­ność i prze­strzeń nale­żą do naj­czę­ściej powra­ca­ją­cych tema­tów. Dość szyb­ko jed­nak zauwa­ża­my, że spo­sób, w jaki mówi o nich poet­ka, odbie­ga od potocz­ne­go ich rozu­mie­nia: za każ­dym razem jest to jej wła­sna, wypra­co­wa­na w „myślą­cej” struk­tu­rze wier­sza rekon­struk­cja tych pojęć. W swych ese­jach Tade­usz Sła­wek nie­jed­no­krot­nie zwra­cał uwa­gę, że Dic­kin­son (podob­nie zresz­tą jak Edgar Allan Poe) jest mistrzy­nią myśl­ni­ków – tych nie­zwy­kłych zna­ków inter­punk­cyj­nych, w któ­rych samej nazwie (przy­naj­mniej tej, jaką przy­ję­li­śmy dla nich w pol­sz­czyź­nie) zawie­ra się już suge­stia myśle­nia, namy­słu. Sta­ły się one jej zna­kiem roz­po­znaw­czym, ale tak­że – pew­ną pro­ce­du­rą poznaw­czą, spo­so­bem docie­ra­nia do zna­czeń, któ­re tra­dy­cyj­na inter­punk­cja zakry­wa. Tak skon­stru­owa­na „prze­strzeń namy­słu” jest punk­tem wyj­ścia do roz­wa­żań o cha­rak­te­rze zasad­ni­czym, podej­mo­wa­nych w spo­sób dotąd poezji nie­zna­ny: czym są sło­wa?, gdzie i jak miesz­ka czło­wiek? (przy­po­mi­na się słyn­na fra­za otwie­ra­ją­ca jeden z wier­szy: „Miesz­kam wśród Moż­li­wo­ści – ”; nie spo­sób nie pomy­śleć tu o Heideg­ge­rze), jaka jest natu­ra rze­czy­wi­sto­ści? Wszyst­kie kwe­stie są w tej poezji sta­le obec­ne, a odpo­wie­dzi, jakie raz po raz pada­ją, mają jedy­nie cha­rak­ter tym­cza­so­wy, słu­żą zorien­to­wa­niu się w cza­sie i prze­strze­ni, w toku nie­ustan­nie pona­wia­nych pytań o miej­sce czło­wie­ka w świe­cie.

Zależ­ność, jaka rodzi się pomię­dzy czło­wie­kiem a miej­scem, w któ­rym czło­wiek żyje, to tak­że jeden z wąt­ków roz­wi­ja­nych od lat w ese­jach przez Tade­usza Sław­ka; nigdy nie jest ona nie­win­na. For­my, jakie rela­cja ta przy­bie­ra, ich wpływ na nasze byto­wa­nie, oka­zu­ją się czę­sto swo­istym pięt­nem – bo też nic nie oddzia­łu­je bar­dziej na nasze egzy­sten­cje niż tych parę miejsc, w (z) któ­rych wyro­śli­śmy, w (z) któ­rych żyje­my. W ese­ju Prze­ciw swoj­sko­ści. Piw­ni­ca i stud­nia Tade­usz Sła­wek zauwa­żył: „praw­dzi­wie może­my miesz­kać tyl­ko w miej­scu, któ­re nazwa­li­by­śmy źró­dło­wym”. War­to pod­kre­ślić, że uwa­ga ta poja­wia się w tek­ście, któ­re­go boha­ter­ką była myśl inne­go wiel­kie­go samot­ni­ka ame­ry­kań­skiej lite­ra­tu­ry, Henry’ego Davi­da Tho­re­au – star­sze­go od Dic­kin­son rap­tem o kil­ka­na­ście lat, żyją­ce­go w odda­lo­nym od Amherst o sześć­dzie­siąt mil Con­cord. Nie bez powo­du wspo­mi­nam to mia­stecz­ko nie­opo­dal Bosto­nu, bo to tam rezy­do­wał słyn­ny Ralph Wal­do Emer­son, jeden z twór­ców trans­cen­den­ta­li­zmu – i to jego poezje, za namo­wą swe­go men­to­ra Ben­ja­mi­na Fran­kli­na New­to­na (roz­sta­nie z nim mia­ło być jed­nym ze źró­deł wspo­mnia­ne­go już kry­zy­su egzy­sten­cjal­ne­go), mło­da Emi­ly Dic­kin­son pil­nie stu­dio­wa­ła. Sta­ły się one dla niej praw­dzi­wym ducho­wym i inte­lek­tu­al­nym wyzwo­le­niem. Nowa Anglia, jak wia­do­mo nie od dziś, była wyjąt­ko­wą prze­strze­nią na mapie ówcze­sne­go świa­ta. Wróć­my jed­nak do doty­czą­cej miej­sca suge­stii zawar­tej w przy­to­czo­nych wyżej sło­wach. Oczy­wi­ście szyb­ko rodzi się pyta­nie, jak owo „źró­dło­we” miej­sce odna­leźć. Cóż, trze­ba zapew­ne wło­żyć pewien wysi­łek, by uzy­skać – lub przy­naj­mniej spró­bo­wać uzy­skać – jakieś zaj­mu­ją­ce odpo­wie­dzi. Z pew­ną pomo­cą przy­cho­dzą język i jego narzę­dzia: esej – albo wiersz. Przy­wo­łu­ję tę myśl Tade­usza Sław­ka w kon­tek­ście poezji Emi­ly Dic­kin­son, bo daje się zauwa­żyć intry­gu­ją­ce pokre­wień­stwo łączą­ce poet­kę i jej tłu­ma­cza: świa­do­mość, że wszyst­kie miej­sca – tak­że te ducho­we – mają swój począ­tek i koniec w mean­dru­ją­cej myśli oraz nie­spo­koj­nym języ­ku.

Prze­strzeń, w jakiej roz­gry­wa­ją się – a raczej jaką postu­lu­ją – te wier­sze, nie jest zatem bez zna­cze­nia: to przede wszyst­kim sieć abs­trak­cyj­nych pojęć, pew­nych fan­ta­zma­tów, któ­re mają cha­rak­ter nie mniej „źró­dło­wy” niż naj­bar­dziej nama­cal­ny kon­kret, w jakim są zanu­rzo­ne. Pierw­szą i pod­sta­wo­wą prze­strze­nią życia Emi­ly Dic­kin­son był jej rodzin­ny dom, spro­wa­dzo­ny czę­sto do ścian wła­sne­go poko­ju, do któ­re­go – jak może­my się domy­ślać – mie­wa­ła sto­su­nek ambi­wa­lent­ny („Gro­bow­cem jest moje domo­stwo”, 1743). A jed­nak odna­la­zła w nim nie­zli­czo­ne inne prze­strze­nie egzy­sten­cji. Tade­usz Sła­wek, roz­my­śla­jąc nad bio­gra­fią inne­go wywro­to­we­go myśli­cie­la, Fry­de­ry­ka Nie­tz­sche­go, zano­to­wał: „tyl­ko wy-miej­sco­wie­nie może nas oca­lić”. Wyda­je się, że wier­sze Dic­kin­son bar­dzo czę­sto są wła­śnie pró­bą takie­go „wy-miej­sco­wie­nia” na grun­cie tek­stu, któ­re­go celem nie jest jed­nak zane­go­wa­nie owe­go „miej­sca” – a może nim być sło­wo, obraz, uczu­cie – ale jego rewin­dy­ka­cja, prze­bi­cie się do jego „źró­dło­wej”, życio­daj­nej i sen­so­twór­czej war­stwy. Jak jed­nak tego doko­nać? Na przy­kład przy pomo­cy meta­fo­ry uku­tej w owych czte­rech ścia­nach poko­ju-wier­sza (1695), z któ­re­go zaczerp­nię­ty został tytuł tej książ­ki:

Jest samot­ność prze­strze­ni
I mor­skich pust­ko­wi,
Samot­no­ści śmier­ci, lecz w nich
Wszyst­kich jesz­cze ludzi mro­wie,
Gdy myślisz o tym odlu­dziu,
Co jest jak bie­gu­no­wa wypra­wa,
To dusza bada sie­bie –
Skoń­czo­ne Nie­skoń­czo­ność uchwy­cić się sta­ra.

Prze­strze­ni – podob­nie zresz­tą jak samot­no­ści – jest w tych wier­szach wie­le. Dic­kin­son dosko­na­le zda­je sobie spra­wę z tego, że o żad­nym defi­ni­tyw­nym „u‑miejscowieniu” mowy być nie może, bo ozna­cza­ło­by ono sta­gna­cję, prze­ciw­ko któ­rej jej wraż­li­wość i nie­by­wa­le gięt­ki umysł nie­ustan­nie się bun­to­wa­ły.

Samot­ność nie ogra­ni­cza się wyłącz­nie do samot­no­ści doświad­cza­nej przez czło­wie­ka, ale przy­słu­gu­je tak­że prze­strze­ni, w tym domom („Znam Domy samot­ne na Ubo­czu”, 289); nie jest też sta­nem per­ma­nent­nym, a jedy­nie przy­da­rza się i – co war­te odno­to­wa­nia – może być źró­dłem swo­istej rado­ści, jak notu­je Dic­kin­son w innym wier­szu: „Samot­na? – Nie –” (298). Czę­ściej jed­nak wyczu­wal­na jest pew­na ambi­wa­len­cja, z jaką się tu o samot­no­ści mówi. Nie­kie­dy napeł­nia ona jedy­nie stra­chem, jak w nie­zwy­kle poru­sza­ją­cym wier­szu o inci­pi­cie „Odwa­gi zba­wia cię samot­ność –” (777), w któ­rym wprost poja­wia się suge­stia, że samot­ność „To Stwór­ca, Uczy­ni­ciel duszy –”, spra­wu­ją­cy nad nią peł­nię wła­dzy. To dla­te­go tak przej­mu­ją­co brzmią sło­wa o „samot­no­ści przestrzeni/ I mor­skich pustkowi/ Samot­no­ści śmier­ci” (1695): wyczu­wa­my w nich gest odsło­nię­cia się doj­rza­łej już poet­ki – wiersz, z któ­re­go pocho­dzą te sło­wa, nale­ży do naj­póź­niej­szych w jej dorob­ku. Samot­ność, we wszyst­kich for­mach i wcie­le­niach, oka­zu­je się warun­kiem pozna­nia – takie­go pozna­nia, jakie­go źró­dłem i rezul­ta­tem są wier­sze, w któ­rych moż­na mówić o zasad­ni­czej kon­dy­cji czło­wie­ka i świa­ta; samot­ność ta jest też cięż­kim, nie­sio­nym w poje­dyn­kę brze­mie­niem (822):

Łowi więc Dusza sie­bie
Sama – cel taki jej przy­świe­ca –
Jeden z nią tyl­ko polu­je Ogar,
Jej wła­sna tajem­ni­ca.

III

Isto­tą poezji Emi­ly Dic­kin­son jest napię­cie mię­dzy tym, co inte­lek­tu­al­ne, poję­cio­we, a świa­tem zmy­słów – zamknię­te czę­sto na prze­strze­ni kil­ku­na­stu słów, w któ­rych zmie­ścić musi się cały – chwi­lo­wy – świat. Wier­sze te nigdy nie osu­wa­ją się w oschły ton trak­ta­tu filo­zo­ficz­ne­go, jak gdy­by wie­dzia­ły, że nie tam nale­ży poszu­ki­wać praw­dzi­we­go zna­cze­nia słów. Co zachwy­ca w tej poezji, to jej nie­na­chal­na per­fek­cja – inte­lek­tu­al­na, ale też este­tycz­na – któ­rej nie nale­ży mylić z naiw­nie poj­mo­wa­ną poto­czy­sto­ścią czy śpiew­no­ścią. Dic­kin­son, któ­ra czer­pa­ła z licz­nych lirycz­nych tra­dy­cji, co rusz je prze­ła­my­wa­ła, zado­wa­la­jąc się nie­peł­ny­mi, jak gdy­by kale­ki­mi ryma­mi (wciąż jesz­cze nie do pomy­śle­nia w jej cza­sach), z pre­me­dy­ta­cją zabu­rza­jąc mono­to­nię usy­pia­ją­cej ryt­micz­no­ści, dema­sku­jąc zuży­te, nie­wy­star­cza­ją­ce for­my, w jakich siłą ruty­ny i przy­zwy­cza­je­nia upra­wia­ło się wów­czas poezję. Wszyst­kie te skła­do­we muszą, co jasne, zna­leźć swo­je odzwier­cie­dle­nie tak­że w prze­kła­dzie. A prze­kła­dać Dic­kin­son nie jest łatwo. Pozor­na pro­sto­ta tych tek­stów jest bowiem zwod­ni­cza, a wyzwa­nia – nie­zli­czo­ne.

Dic­kin­son mia­ła u nas szczę­ście do tłu­ma­czek i tłu­ma­czy. Pierw­sze prze­kła­dy, wyda­ne w roku 1965 w ramach „celo­fa­no­wej” serii PIW‑u, wyszły spod pió­ra Kazi­mie­ry Iłła­ko­wi­czów­ny. Dziś brzmią one nie­co archa­icz­nie, choć w wie­lu miej­scach nadal potra­fią urze­kać z lek­ka egzo­tycz­nym wdzię­kiem języ­ka snu­te­go z inne­go pasma cza­su. Wzię­tą tłu­macz­ką tej poezji była rów­nież trzy deka­dy młod­sza od swej poprzed­nicz­ki Lud­mi­ła Mar­jań­ska, któ­rej – jak się wyda­je – bar­dziej uda­ło się zbli­żyć do idio­mu Dic­kin­son; jej prze­kła­dy – z racji róż­nych zawi­ro­wań – ujrza­ły świa­tło dzien­ne z pew­nym opóź­nie­niem, podob­nie jak nie­gdyś z opóź­nie­niem świat dowie­dział się o ist­nie­niu genial­nych ory­gi­na­łów. Rów­nież w kolej­nych gene­ra­cjach poetów i tłu­ma­czy zna­leź­li się miło­śni­cy poezji Dic­kin­son, na cze­le ze Sta­ni­sła­wem Barań­cza­kiem oraz Andrze­jem Szu­bą, któ­rzy zapro­po­no­wa­li obszer­ne wybo­ry z jej dorob­ku (war­to tu wspo­mnieć, że Andrzej Szu­ba razem z Tade­uszem Sław­kiem współ­two­rzy­li nie­gdyś poetyc­ką gru­pę Kon­tekst). Cał­kiem nie­daw­no wresz­cie świa­tło dzien­ne ujrzał pokaź­ny tom prze­kła­dów autor­stwa Kry­sty­ny Len­kow­skiej. Niniej­szą książ­ką dołą­cza do tego gro­na Tade­usz Sła­wek. Mamy więc szczę­ście, że wie­le z naj­lep­szych wier­szy Dic­kin­son zosta­ło prze­tłu­ma­czo­nych kil­ka­krot­nie (a jesz­cze wię­cej wciąż cze­ka na prze­ło­że­nie), co ofe­ru­je czy­tel­ni­ko­wi, któ­ry zechce zadać sobie trud podą­ża­nia za myślą poet­ki i jej tłu­ma­czy, spo­ro her­me­neu­tycz­nej satys­fak­cji z moż­li­wo­ści podej­rze­nia, jak rodzą się w tej poezji sen­sy. W przy­pad­ku Dic­kin­son bowiem nie­mal każ­dy kolej­ny prze­kład coś wno­si – jak gdy­by sama tkan­ka tych tek­stów nie dopusz­cza­ła jed­no­znacz­nej wykład­ni; co zresz­tą w dużej mie­rze jest praw­dą: zako­twi­czo­na w naj­bar­dziej ogól­nych poję­ciach, roz­trzą­sa­ją­ca ich rodo­wo­dy i spraw­dza­ją­ca je przy pomo­cy innych słów, jest ska­za­na – albo raczej otwar­ta – na ich wie­lo­znacz­ność i nie­ostrość.

Dic­kin­son w pre­zen­to­wa­nych tu prze­kła­dach urze­ka przede wszyst­kim oszczęd­no­ścią. Tade­usz Sła­wek, któ­re­go zami­ło­wa­nie do para­dok­su jako jed­ne­go z naj­po­tęż­niej­szych, naj­bar­dziej prze­ni­kli­wych narzę­dzi poznaw­czych tak dobrze zna­my z ese­jów, znaj­du­je w Dic­kin­son praw­dzi­wie sio­strza­ną duszę. Prze­kła­dy auto­ra U‑bywać dosko­na­le wpi­su­ją się w tę pod­sta­wo­wą stra­te­gię – tak­że komu­ni­ka­cyj­ną – poezji Dic­kin­son, któ­ra na para­dok­sie jest czę­sto ufun­do­wa­na. Ale nie mniej ude­rza­ją­cą cechą tych prze­kła­dów jest czy­tel­ność, kla­row­ność obra­zo­wa­nia. Dic­kin­son, któ­ra skąd­inąd sły­nie z bar­dzo śmia­łych, nie­ocze­ki­wa­nych porów­nań i meta­for, budu­je je z naj­prost­szych ele­men­tów. Nie jest to poezja „uczo­na”, wyma­ga­ją­ca komen­ta­rza, choć prze­cież pozo­sta­je na wskroś inte­lek­tu­al­na, co zresz­tą było jed­ną z przy­czyn nie­zro­zu­mie­nia, z jakim spo­tka­ła się u swo­ich współ­cze­snych. Duet Dickinson–Sławek oka­zu­je się jed­nym z naj­szczę­śliw­szych maria­ży, jakie moż­na sobie na nie­pew­nym grun­cie tej nie­po­wta­rzal­nej poezji wyobra­zić. I nie cho­dzi tu tyl­ko o wier­ność na pozio­mie pod­sta­wo­wych zna­czeń, jakie nie­sie tekst, ale też o głęb­sze pokre­wień­stwo wyobraź­ni i wier­ność wspo­mnia­nym już ele­men­tar­nym zasa­dom, wedle któ­rych zbu­do­wa­ny jest ten poetyc­ki wszech­świat: pro­sto­cie, para­dok­sal­ne­mu postrze­ga­niu zja­wisk tego świa­ta, wyra­zi­sto­ści obra­zo­wa­nia.

Wystar­czy porów­nać z ory­gi­na­łem jed­ną stro­fę prze­ło­żo­ną przez Tade­usza Sław­ka, a tak­że inne tłu­ma­cze­nie – w tym przy­pad­ku pió­ra Sta­ni­sła­wa Barań­cza­ka, nie mniej wytraw­ne­go znaw­cy oma­wia­nej tu poezji – by zorien­to­wać się w pew­nych gene­ral­nych stra­te­giach inter­pre­ta­cyj­nych tłu­ma­cza. Niech za przy­kład posłu­ży stro­fa otwie­ra­ją­ca jeden z naj­słyn­niej­szych utwo­rów poet­ki (1207):

He pre­ached upon “Bre­adth” till it argu­ed him nar­row –
The Bro­ad are too bro­ad to defi­ne
And of “Truth” until it proc­la­imed him a Liar –
The Truth never flaun­ted a Sign –

W prze­kła­dzie Sta­ni­sła­wa Barań­cza­ka brzmi ona tak:

Pra­wił o „Otwar­to­ści”, aż sam w kąt się zagnał –
Otwar­to­ści nikt nie zamknie w defi­ni­cji –
Dekla­mo­wał o „Praw­dzie”, aż się w koń­cu załgał –
Praw­da nie jest szyl­dem ulicz­nym –

O ileż pro­ściej – i czy­tel­niej – fra­zy te brzmią w inter­pre­ta­cji Tade­usza Sław­ka:

Pra­wił o „Sze­ro­ko­ści”, aż w cia­sny kąt go zapę­dzi­ła –
Co Praw­dzi­wie Sze­ro­kie, za nic ma defi­ni­cje –
I o Praw­dzie kazał, aż Kłam­cą go ogło­si­ła –
Praw­da nie da się w Zna­ku zamknąć gra­ni­cy –

Nie szu­ka­jąc uchy­bień czy potknięć w prze­kła­dach poprzed­ni­ków (co zawsze trą­ci pew­ną małost­ko­wo­ścią), war­to sku­pić się na tych jako­ściach, któ­re spra­wia­ją, że spo­lsz­cze­nia doko­na­ne przez Tade­usza Sław­ka wyjąt­ko­wo dobrze odda­ją nie­ła­twy, żywio­ło­wy nurt myśli i obra­zów, któ­ry prze­pły­wa przez te nie­wiel­kich roz­mia­rów wier­sze. Prze­kła­dy ide­al­ne nie ist­nie­ją. Pew­ne odstęp­stwa, co jasne, są nie­unik­nio­ne; waż­ne jed­nak, by mie­ści­ły się w polu zna­cze­nio­wym i tona­cji ory­gi­na­łu. Tade­usz Sła­wek z dużym wyczu­ciem odda­je wspo­mnia­ną już deli­kat­ną rów­no­wa­gę pomię­dzy tym, co czy­sto poję­cio­we, a tym, co – czę­sto bar­dzo dys­kret­nie – zmy­sło­we, nie gubiąc przy tym szla­chet­nej pro­sto­ty tek­stów Dic­kin­son. Bo w osta­tecz­nym roz­ra­chun­ku tym wła­śnie jest ta poezja: gestem ujmo­wa­nia świa­ta – sie­bie – za pomo­cą słów naj­prost­szych:

Uję­łam życie me obu­rącz,
By spraw­dzić, czy ist­nie­je –

Wier­sze, któ­re trzy­ma­my w ręku – myśli, któ­re obra­ca­my w pamię­ci – nie są niczym innym niż spraw­dza­niem tyl­ko, czy się ist­nie­je.


Cyto­wa­ne w tek­ście frag­men­ty ese­jów Tade­usza Sław­ka oraz prze­kła­du Sta­ni­sła­wa Barań­cza­ka zaczerp­ną­łem z nastę­pu­ją­cych ksią­żek:
Tade­usz Sła­wek, Żaglo­wiec, czy­li Prze­ciw swoj­sko­ści, Kato­wi­ce 2006.
Emi­ly Dic­kin­son, Wier­sze wybra­ne, przeł. Sta­ni­sław Barań­czak, Kra­ków 2000.

O autorze

Juliusz Pielichowski

Urodzony w 1984 r. w Gliwicach. Poeta, tłumacz z języka angielskiego. Autor tomów wierszy Czarny organizm (Mikołów 2019) oraz Przeciwwiersze (Poznań 2023). Przekłada na język polski eseje i pisma H. D. Thoreau (O chodzeniu, Lublin 2019; wybór z „Dziennika”, „Literatura na Świecie” nr 9-10/2020). Przygotował wybór szkiców i opowiadań Elizabeth Bishop (Amerykańska Szkoła Pisania, razem z Andrzejem Sosnowskim i Marcinem Szustrem, Stronie Śląskie 2020) oraz – z angielskiego przekładu – spolszczenie zaginionego opowiadania Marka Hłaski (Diabły w deszczu, Mikołów 2020). Współpomysłodawca i członek Rady Programowej Nagrody Dramaturgicznej im. Tadeusza Różewicza.

Powiązania

Same dreszcze

wywiady / o książce Juliusz Pielichowski Krzysztof Siwczyk

Roz­mo­wa Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go z Krzysz­to­fem Siw­czy­kiem, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Krzysz­to­fa Siw­czy­ka Na prze­cię­ciu arte­rii, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 23 wrze­śnia 2024 roku.

Więcej

Niebo w jeżynach i Magnetyczna góra

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie wokół ksią­żek Nie­bo w jeży­nach Nata­šy Kram­ber­ger i Magne­tycz­na Góra Réki Mán-Vár­he­gyi z udzia­łem Agniesz­ki Judyc­kiej, Nata­šy Kram­ber­ger, Réki Mán-Vár­he­gyi, Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go i Joan­ny Roszak w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 25.

Więcej

Amerykańska Szkoła Pisania

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie wokół książ­ki Ame­ry­kań­ska Szko­ła Pisa­nia Eli­za­beth Bishop z udzia­łem Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go, Mar­ci­na Szu­stra, Jerze­go Jar­nie­wicz i Joan­ny Muel­ler w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 25.

Więcej

Migotliwość świata

wywiady / o książce Juliusz Pielichowski Marcin Szuster

Roz­mo­wa Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go i Mar­ci­na Szu­stra, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Eli­za­beth Bishop Ame­ry­kań­ska Szko­ła Pisa­nia. Szki­ce i opo­wia­da­nia, w tłu­ma­cze­niu, wybo­rze i opra­co­wa­niu Andrze­ja Sosnow­skie­go, Mar­ci­na Szu­stra, Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 28 wrze­śnia 2020 roku.

Więcej

Prowincje prozy

recenzje / ESEJE Juliusz Pielichowski

Szkic Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go, towa­rzy­szą­cy wyda­niu książ­ki Eli­za­beth Bishop Ame­ry­kań­ska Szko­ła Pisa­nia. Szki­ce i opo­wia­da­nia, w tłu­ma­cze­niu, wybo­rze i opra­co­wa­niu Andrze­ja Sosnow­skie­go, Mar­ci­na Szu­stra, Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 28 wrze­śnia 2020 roku.

Więcej

Na marginesie „Do botequim i z powrotem”

recenzje / KOMENTARZE Juliusz Pielichowski

Komen­tarz Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go, towa­rzy­szą­cy wyda­niu książ­ki Eli­za­beth Bishop Ame­ry­kań­ska Szko­ła Pisa­nia. Szki­ce i opo­wia­da­nia, w tłu­ma­cze­niu, wybo­rze i opra­co­wa­niu Andrze­ja Sosnow­skie­go, Mar­ci­na Szu­stra, Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 28 wrze­śnia 2020 roku.

Więcej

„Literatura piękna jest” albo o sztuce wybierania wierszy

recenzje / ESEJE Juliusz Pielichowski

Recen­zja Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Mar­ty Pod­gór­nik Prze­po­wieść w ścin­kach, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 27 sierp­nia 2020 roku.

Więcej

Czarne dziury pochłaniają wszystko

wywiady / o książce Juliusz Pielichowski Réka Mán-Várhegyi

Roz­mo­wa Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go z Réką Mán-Vár­he­gyi, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Réki Mán-Vár­he­gyi Magne­tycz­na góra, w tłu­ma­cze­niu Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 6 lip­ca 2020 roku.

Więcej

Piętno rzeczywistości

recenzje / ESEJE Juliusz Pielichowski

Recen­zja Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Réki Mán-Vár­he­gyi Magne­tycz­na góra, w tłu­ma­cze­niu Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 6 lip­ca 2020 roku.

Więcej

Amerykańska Szkoła Pisania. Szkice i opowiadania (2)

utwory / zapowiedzi książek Różni autorzy

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Eli­za­beth Bishop Ame­ry­kań­ska Szko­ła Pisa­nia. Szki­ce i opo­wia­da­nia, w tłu­ma­cze­niu, wybo­rze i opra­co­wa­niu Andrze­ja Sosnow­skie­go, Mar­ci­na Szu­stra, Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 19 paź­dzier­ni­ka 2020 roku.

Więcej

Santarém, Samotność przestrzeni oraz Nie gódź się

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie wokół ksią­żek San­ta­rém Eli­za­beth Bishop, Samot­ność prze­strze­ni Emi­ly Dic­kin­son i Nie gódź się Pat­ti Smith z udzia­łem Tade­usza Sław­ka, Fili­pa Łobo­dziń­skie­go, Joan­ny Muel­ler oraz Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go w ramach festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 24.

Więcej

Amerykańska Szkoła Pisania. Szkice i opowiadania

utwory / zapowiedzi książek Różni autorzy

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Eli­za­beth Bishop, Ame­ry­kań­ska Szko­ła Pisa­nia. Szki­ce i opo­wia­da­nia, w tłu­ma­cze­niu, wybo­rze i opra­co­wa­niu Andrze­ja Sosnow­skie­go, Mar­ci­na Szu­stra, Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 19 paź­dzier­ni­ka 2020 roku.

Więcej

Podskórne zło

wywiady / o książce Elżbieta Sobolewska Juliusz Pielichowski

Roz­mo­wa Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go z Elż­bie­tą Sobo­lew­ską, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Biblia i inne histo­rie Péte­ra Náda­sa, w tłu­ma­cze­niu Elż­bie­ty Sobo­lew­skiej, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 7 paź­dzier­ni­ka 2019 roku.

Więcej

Tłumaczenie opowiadań to sport wyczynowy

wywiady / o książce Anna Sawicka Juliusz Pielichowski

Roz­mo­wa Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go z Anną Sawic­ką, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Kro­ni­ki ukry­tej praw­dy Pere Cal­der­sa, w tłu­ma­cze­niu Anny Sawic­kiej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 15 lip­ca 2019 roku.

Więcej

Wiersz jak granulka czasu

wywiady / o książce Juliusz Pielichowski Tadeusz Sławek

Roz­mo­wa Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go z Tade­uszem Sław­kiem, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Samot­ność prze­strze­ni Emi­ly Dic­kin­son, w tłu­ma­cze­niu i wybo­rze Tade­usza Sław­ka, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 24 czerw­ca 2019 roku.

Więcej

Wojna nie kończy się nigdy

wywiady / o książce Hanna Igalson-Tygielska Juliusz Pielichowski

Roz­mo­wa Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go z Han­ną Igal­son-Tygiel­ską, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Sro­ga zima Ray­mon­da Quene­au, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 23 kwiet­nia 2019 roku.

Więcej

Zimy i wojny

recenzje / ESEJE Juliusz Pielichowski

Recen­zja Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go książ­ki Sro­ga zima Ray­mon­da Quene­au, w tłu­ma­cze­niu Han­ny Igal­son-Tygiel­skiej, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 23 kwiet­nia 2019 roku.

Więcej

Wczorajdzisiaj

utwory / premiery w sieci Juliusz Pielichowski

Frag­ment powie­ści Wczo­raj­dzi­siaj Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Opo­wia­da­nia i powie­ści”.

Więcej

Kto za tym stoi

nagrania / stacja Literatura Różni autorzy

Spo­tka­nie z orga­ni­za­to­ra­mi festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 23, w któ­rym udział wzię­li Damian Banasz, Artur Bursz­ta, Mate­usz Grze­go­rzew­ski, Alek­san­dra Grzem­ska, Poli­na Justo­wa, Dawid Mate­usz, Mina, Joan­na Muel­ler, Alek­san­dra Olszew­ska, Tomasz Piech­nik, Juliusz Pie­li­chow­ski, Mag­da­le­na Riga­mon­ti i Mak­sy­mi­lian Riga­mon­ti.

Więcej

Przekuwanie krzyku

wywiady / o książce Joanna Mueller Juliusz Pielichowski

Roz­mo­wa Joan­ny Muel­ler i Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki San­ta­rém (wier­sze i trzy małe pro­zy) Eli­za­beth Bishop w prze­kła­dzie Andrze­ja Sosnow­skie­go, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 5 listo­pa­da 2018 roku.

Więcej

O tym, jak „zadziała się” wspólnota

wywiady / o pisaniu Różni autorzy

Dys­ku­sja redak­cji Biu­ra Lite­rac­kie­go z udzia­łem: Alek­san­dry Grzem­skiej, Dawi­da Mate­usza, Joan­ny Muel­ler, Alek­san­dry Olszew­skiej, Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go i Artu­ra Bursz­ty na temat festi­wa­lu Sta­cja Lite­ra­tu­ra 23.

Więcej

Wrażliwość wiersza

wywiady / o książce Jerzy Jarniewicz Juliusz Pielichowski

Roz­mo­wa Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go z Jerzym Jar­nie­wi­czem na temat anto­lo­gii 100 wier­szy wypi­sa­nych z języ­ka angiel­skie­go, w wybo­rze i prze­kła­dzie Jerze­go Jar­nie­wi­cza, któ­ra uka­za­ła się nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 24 wrze­śnia 2018 roku.

Więcej

Pół metra pod kadrem. O podpatrywaniu Whitmana

wywiady / o książce Juliusz Pielichowski Szymon Żuchowski

Roz­mo­wa Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go z Szy­mo­nem Żuchow­skim, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Życie i przy­go­dy Jac­ka Engle’a Wal­ta Whit­ma­na w prze­kła­dzie Szy­mo­na Żuchow­skie­go, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 21 maja 2018 roku.

Więcej

Sekretne życie Walta Whitmana

recenzje / ESEJE Juliusz Pielichowski

Recen­zja Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Życie i przy­go­dy Jac­ka Engle’a Wal­ta Whit­ma­na w prze­kła­dzie Szy­mo­na Żuchow­skie­go, wyda­nej nakła­dem Biu­ra Lite­rac­kie­go 21 maja 2018 roku.

Więcej

Placówka postępu: komentarz

recenzje / KOMENTARZE Juliusz Pielichowski

Komen­tarz trans­la­tor­ski Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go do opo­wia­da­nia Jose­pha Con­ra­da Pla­ców­ka postę­pu, któ­re pre­zen­to­wa­ne jest w ramach pro­jek­tu „Kla­sy­ka od nowa”.

Więcej

Placówka postępu

utwory / premiery w sieci Joseph Conrad Juliusz Pielichowski

Pre­mie­ro­we opo­wia­da­nie Jose­pha Con­ra­da w prze­kła­dzie Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Kla­sy­ka od nowa”.

Więcej

Wiersz jak granulka czasu

wywiady / o książce Juliusz Pielichowski Tadeusz Sławek

Roz­mo­wa Juliu­sza Pie­li­chow­skie­go z Tade­uszem Sław­kiem, towa­rzy­szą­ca wyda­niu książ­ki Samot­ność prze­strze­ni Emi­ly Dic­kin­son, w tłu­ma­cze­niu i wybo­rze Tade­usza Sław­ka, któ­ra uka­za­ła się w Biu­rze Lite­rac­kim 24 czerw­ca 2019 roku.

Więcej

Samotność przestrzeni

utwory / zapowiedzi książek Emily Dickinson Tadeusz Sławek

Frag­ment zapo­wia­da­ją­cy książ­kę Samot­ność prze­strze­ni Emi­ly Dic­kin­son, w tłu­ma­cze­niu Tade­usza Sław­ka, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 24 czerw­ca 2019 roku.

Więcej