Los na loterii
Ian Kemp
Opowiadanie Los na loterii Iana Kempa. Prezentacja w ramach projektu „Opowiadania i powieści 2018”.
przemoc, nękanie i propagowanie nienawiści – w naszej rodzinie znajdziecie wszystko – mówi FRANK, młodszy brat ANNY, przyrodni brat DAVIDA i BERTY – tylko nam mogło się coś takiego przytrafić – śmieje się histerycznie, jakby nie wierzył, że to jest śmieszne, albo obawiał się mojej reakcji, w każdym razie to trochę pokręcony facet, mam nadzieję, że za chwilę się zamknie i pozwoli jej mówić – pewnie dla innych rodzin byłaby to wielka tragedia, nawracająca jak nowotwór, dla nas był to kolejny cios. wcale nie taki mocny – boże facet mówi o zniknięciu brata, popierdolonej siostrze, która zabiła siebie i dzieci, ojcu, którego okradł – szkoda, że ANNA nie ma takiego poczucia humoru – spogląda na nią wymownie, jakby liczył, że zacznie się śmiać z jego żartu. boże! nie mylił się.
1
to nie wszystko – jego siostra wygląda na zmęczoną, ale jednocześnie jest bardzo pewna siebie – jest tego o wiele więcej: rozszerzone samobójstwo, moje samookaleczenia, zdrady, uzależnienie, chorobliwa zazdrość – mieliśmy i takie problemy, przestań się śmiać do jasnej cholery, niech pan na niego nie zważa, jest pijany, BERTA ciągle histeryzowała, była zagubiona, bardzo chora – FRANK, przestań, dobrze wiesz, że mam rację, zabiła nawet psa! – zapraszają mnie do stołu, on wyciąga szklaneczki, napełnia je alkoholem, wznosi toast, nie czekając na naszą reakcję wypija i zaczyna bawić się z psem.
2
FRANK i ja inaczej oceniamy niektóre wydarzenia. kiedy BERTA umarła… przepraszam, chyba nie chcę o niej mówić – daję jej chwilę na uspokojenie, nie naciskam, nawet się nie odzywam, po chwili jest gotowa kontynuować – najpierw umarła nasza matka, potem macocha nas zostawiła. czasami trudno mi w to uwierzyć. wychowywał nas samodzielnie, nie byliśmy łatwymi dziećmi – wstaje od stołu i podchodzi do telefonu, wybiera numer i zamawia 3 dania – lubi pan ryby? – ANNA budzi moje współczucie, FRANK bywa zabawny, ale też cholernie irytujący.
musi jej być strasznie ciężko, mówienie o matce, która zmarła, macosze, która ją porzuciła kojarzy mi się z analizowaniem stanu zdrowia osoby, w której ciele zespół nabytego niedoboru immunologicznego poczynił nieodwracalne zmiany. pijemy drugą kolejkę. nie lubię mocnego alkoholu. pytam czy nie mają piwa – FRANK jest bardziej uprzejmy niż myślałem przez ostatnie 30 minut. proponuje, pyta i w końcu podaje mi butelkę – to kolekcjonerskie piwo, mamy kilkanaście skrzynek. powinno ci smakować. rzeczywiście, jest bardzo dobre.
3
nie widzieliśmy DAVIDA odkąd skończył 18 lat, nie jestem pewna czy wie, że jego siostra się zabiła. ojciec nie szukał go nigdy, po śmierci BERTY jeszcze bardziej stracił do tego ochotę. z FRANKIEM zawsze łączyła nas silna więź, odwiedzamy się bardzo często – ANNA robi na mnie bardzo dobre wrażenie, jest silna, choć chyba czuje się bardzo samotna. przechodzi mi przez myśl, by zaprosić ją do kina albo pokazać jej dziwne miejsce na pobliskiej łące. nawet nie wiedzą, jakimi są szczęściarzami, co może być lepszego od przeżywania życia z osobą, z którą możesz się wszystkim dzielić i nie musisz o nic rywalizować?
mają piękny stół, mam ochotę go pogłaskać. jest stary i przyjemnie gładki.
4
HONEKER zmarł w wieku 77 lat. pamiętam bardzo dobrze jego ostatnie urodziny – rano zdmuchnął świeczki na brązowym torcie, który zamówił dla niego FRANK, wypowiedział na głos życzenie, rozpakował prezenty, a potem poszedł do swojego pokoju obejrzeć wiadomości i powtórkę meczu. kibicował hokeistom, zawsze podziwiał siłę i agresywność tych dupków – piękna, elegancka kobieta, nie mogę przestać na nią patrzeć.
5
zostawiają mnie na chwilę samego, mogę się zastanowić i ułożyć wszystko na nowo.
oczywiście, by umrzeć HONEKER musiał się urodzić, urodził się jednak z ciążącym na nim przekleństwem – tak przynajmniej utrzymywał odkąd skończył studia, a więc przez większą część życia – przyszedł na świat nie dość, że w mieście małym, to jeszcze obrzydliwie nudnym.
nigdy nie widział na jego ulicach protestów, nikt nie organizował tam demonstracji, niewinnych mordowano raz na dekadę, w gazetach nie można było przeczytać o gwałtach, tym bardziej o zuchwałych kradzieżach, prasa milczała także o związkach zawodowych, wizytach kolejnych prezydentów.
kilkadziesiąt tysięcy robotników siedziało w domach i dziecinniało przez sklerozę albo cierpiało z powodu niewydolności serca. w rodzinnym mieście HONEKERA nie było nawet burdelu. każdy, kto chciał je porównać do LAS VEGAS, czy równie porąbanego miejsca, musiał czuć się dziwnie. choć był jeden facet, który zawsze starał się dostrzec w tym mieście coś dobrego – DAVID kiedyś miał powiedzieć – być może to jedyne miasto na świecie, w którym ludzie się nie nudzą, gdyby się nudzili wyrwaliby wszystkie krzesła na trybunach, a potem ukrzyżowali dla zabawy tutejszych księży – wychodzi na to, że DAVID miał bardzo makabryczne poczucie humoru.
6
dowiedziałem się, tu i ówdzie, że nawet w młodości ludzie widzieli w nim starego dziada, takiego zaniedbanego dziada, pogrążonego w rozmyślaniach – HONEKER długo nie był świadomy tego, jak go postrzegali, ale gdy w końcu się dowiedział, poczuł się dumny. całe życie czuł się jak stara, dopalająca się świeczka. podobno jego flakowate ciało ciążyło ku ziemi bardziej niż jakiekolwiek inne ciało na tej planecie.
7
ojciec zmarł we śnie, los był dla niego łaskawy. nie cierpiał. mógł przecież skończyć jak dziadek, wszystkich HONEKERÓW wykończyły nowotwory – najgorsze z najgorszych – bolesne, odporne na działanie morfiny. rzeczywiście nie miał szczęścia w życiu, ale śmierć miał dobrą. pogrzeb także. nikt nie płakał. pożegnaliśmy go tak, jak się żegna kogoś kto wyjeżdża na drugi koniec świata. w dniu śmierci miał bardzo dobry humor, śmiał się przez kilka godzin, zupełnie nie rozumiejąc swoich emocji – kurwa, chyba trawa, którą paliłem 50 lat temu zaczęła działać – wybuchnął śmiechem z taką siłą, że patrzyliśmy na niego osłupiali – nie mógł przestać, a potem machnął wesoło ręką i powiedział, że nic go to nie obchodzi, bo dziś umrze. i umarł o 17.
8
nie sądzę, by cokolwiek miał nam za złe.
9
DAVID od lat był nieobecny w jego życiu – nie tylko z powodu kłótni, jakie nieustannie toczyli, ale przede wszystkim z powodu uzależnienia – BERTA nie żyła od kilku lat, a ja i FRANK udawaliśmy, że nie mamy czasu.
10
człowieku! HONEKER nie był dobrym ojcem, zaklinał się, że to nasza wina, ale tak naprawdę nie lubił dzieci i sam był rozwścieczonym bachorem – nosił błękitne szorty, białe skarpety i tenisówki, wyglądał, jakby zszedł właśnie z kortu. wielki jak wieżowiec, nieporadny i do tego humorzasty – kiedyś obraził się na BERTĘ, gdy zaczęła się spotykać z chłopakiem mieszkającym w wieżowcu – HONEKEROWIE pochodzą z zamożnej klasy średniej, blokowiska napawają ich przerażeniem – powiedział jej, że to bandyta i że musi się zastanowić, gdzie chce dojść w życiu – ona miała dopiero 13 lat i chodziła z tym chłopcem na lody, nic więcej nie robili, rozumiesz? – mój ojciec zrobił mu zdjęcie z ukrycia, spreparował list gończy i zagroził jej, że rozlepi go w całym mieście. gdy BERTA się postawiła nie odzywał się do niej przez prawie rok – mam nadzieję, że wydoroślałaś – tak zakończył tę absurdalną sytuację.
dam ci inny przykład – kiedy DAVID miał 14 lat wielkie burze złamały gałęzie w naszym ogrodzie, HONEKER wezwał faceta, któremu zlecił ich ucięcie. DAVID umierał z ciekawości, chciał bardzo zobaczyć jak wspina się na drzewo, w jaki sposób się zabezpiecza, zazdrościł mu uprzęży i sprawności z jaką się poruszał na wysokości 16 metrów, otoczony kującymi gałęziami i chmarą owadów. przystawił długą drabinę do sąsiedniego drzewa, wspiął się po niej, potem wspiął się po gałęziach i będąc tylko 8 metrów niżej od tego faceta, przyglądał się jego pracy. HONEKER nigdy nie tracił głowy. gdy zobaczył DAVIDA nie krzyknął na niego, nie kazał mu zejść, nie wyraził troski, przez chwilę się przyglądał, a potem poszedł gdzieś, gdy wrócił DAVID nadal siedział na drzewie jak małpa.
nasz ojciec podszedł do drabiny i popchnął ją, odcinając synowi drogę powrotu. widziałem wszystko z okna. DAVID siedział jeszcze chwilę, zupełnie nie przejął się zmianą sytuacji, ale widziałem, że z minuty na minutę nie tylko odczuwa coraz większą niewygodę, ale też zaczyna się zastanawiać jak bezpiecznie zejść. gdyby spadł z pewnością musielibyśmy zawieść go do szpitala.
powoli, bardzo ostrożnie zaczął schodzić w dół. nim postawił stopę na gałęzi sprawdzał czy może na niej polegać. na wysokości około 6 metrów nie było już żadnych gałęzi. gdy tam dotarł pod drzewem czekał na niego HONEKER, ale nic nie mówił, nie zwracał na niego uwagi, zapisywał coś w notesie, jestem pewien, że gdyby DAVID spadł nie rzuciłby się na ratunek, tylko spokojnie patrzyłby jak jego adoptowany syn wije się z bólu – żona HONEKERA zostawiła swoje dzieci pod opieką ojczyma. z dnia na dzień. bez uprzedzenia. bez zapytania go o zdanie. bez poczucia tragedii. na zawsze. dowiedziałem się tu i ówdzie, że założyła nową rodzinę i urodziła kolejną dwójkę.
w końcu mój brat miał dość siedzenia na gałęzi i postanowił na niej zawisnąć, a potem skoczyć na nierówną ziemię – nadal mógł się połamać lub skręcić nogę. nie prosił ojca o pomoc, bo doskonale wiedział, że jej nie dostanie, zachowywał się tak, jakby go nie było, HONEKER stał 2 metry od niego, mógł przystawić drabinę, ale nie zrobił tego. i do dziś nie mogę zrozumieć dlaczego. ta lekcja nigdy nie wydawała mi się pouczająca. no może dawała wyobrażenie do czego ten staruch był zdolny.
w końcu DAVID spadł z drzewa, trochę się potłukł, ale szybko się otrzepał i podszedł do ojca. ten położył mu rękę na ramieniu i zaczął mu opowiadać o kosztach usuwania złamanych gałęzi.
11
FRANK go nie lubił? to mało powiedziane, on go po prostu nienawidził! FRANK ma takie powiedzenie – to dzięki PEPSI zrozumiałem, że nie lubię COCA-COLI – zawsze je powtarza, gdy mówi o ojcu.
12
przed śmiercią HONEKER zdołał znacznie pomnożyć majątek, w końcu udało mu się także sprzedać prawa do scenariusza nad którym pracował od dawna. ciągle gdzieś podróżował. zaczął nawet czytać.
13
pamiętam, co mi powiedział, gdy nie przyjęli mnie do pracy – nie nadajesz się do tego zawodu, nie dziwię się tym ludziom – rozpłakałam się, a potem chciałam coś im odpowiedzieć, im, bo jemu i tak wszystko było jedno – napisali – tym razem ci się nie udało, ale trzymamy kciuki – co za banda skurwysynów! – informujemy, że nie zakwalifikowaliśmy pani do kolejnego etapu rekrutacji, życzymy powodzenia – ale, co można odpowiedzieć ludziom, którzy cię nie chcą? chłopakom dającym mi kosza zawsze umiałam popsuć humor. niedoszli koledzy z firmy wydawali mi się niedostępni jak sukcesorzy tronów królewskich.
14
dowiedziałem się, że BERTA załamała się po odejściu matki, dostała pierdolca – zrobiła 13 operacji w ciągu 15 lat – bez makijażu wyglądała okropnie, czuła się coraz gorzej, aż w końcu zabiła dzieciaki, a potem siebie – podobno bardziej niż poczucia winy bała się odsiadki.
15
to prawda, widok był okropny, musieliśmy zidentyfikować zwłoki, ojca nie było, wyjechał z jakąś kobietą – FRANK jest coraz bardziej pijany, odnoszę wrażenie, że udaje, mogę się założyć, że nadal nie może wybaczyć ojcu tej nieprzyjemnej konieczności, która na niego spadła.
16
ANNA jest bardziej konkretna, w końcu udało mi się ją namówić na zwierzenia – powiesiła się, ale nie na drążku, tylko w łazience na kaloryferze, który zamontowaliśmy rok wcześniej, ojciec się uparł i kaloryfer zawisnął tuż pod sufitem. BERTA od dawna była chora, ale nie chcieli jej przyjąć do żadnego szpitala. FRANK nalegał, ja nie chciałam mieć z nią nic wspólnego, ojca to nie obchodziło – tak, groziła, że mnie zabije, nie chcę nawet myśleć, co jej dzieci przeżyły w ostatnich chwilach, dziwnie jest prosić własną matkę o litość.
17
HONEKER przez całe życie grywał w LOTTO, bez większych sukcesów, ale też grywał bez większych nadziei na wygraną, zupełnie się nią nie przejmował, po prostu lubił zakładać się z losem, nawet jeśli wiedział, że przy każdej próbie wynik będzie dokładnie taki sam, jak ostatnim razem. podobno to był pomysł ANNY, ale ona przypisuje go swojemu bratu, który miał na niego wpaść wiele lat temu, jej zdaniem wszystko przewidział.
18
gdy pojawili się w domu pogrzebowym HONEKER był już przygotowany do pochówku – w czarnym garniturze, wypolerowanych butach, białych rękawiczkach wyglądał jak chłopiec przystępujący do komunii we WSCHODNIEJ EUROPIE.
FRANK przyglądał się ojcu przez dłuższą chwilę, potem podszedł do trumny, poprawił mu krawat i wsunął niepostrzeżenie kupon do wewnętrznej kieszeni marynarki – spojrzał wymownie na ANNĘ i oboje wyszli zaczerpnąć świeżego powietrza.
pogrzeb przebiegł zupełnie typowo. trumnę najpierw złożono w grobie, potem zasypano ziemią, koniec końców przygnieciono toną kwiatów, by mieć pewność, że HONEKER nie wydostanie się z trumny jak dżin z butelki.
19
następnego dnia ANNA wyjechała na wieś do przyjaciółki, a FRANK postanowił pozbyć się wszystkich rzeczy, które kojarzyły mu się z ojcem. gdy skończył, stał na środku mieszkania pozbawionego drzwi wewnętrznych, podłóg, mebli, farby na ścianach – czuję się bardzo dobrze w ich towarzystwie. jesteśmy dla siebie mili i potrafimy się rozśmieszyć, choć to, co ich spotkało nie wydaje się śmieszne. ani ANNA, ani FRANK, oboje nie czują oporów, są rozluźnieniu i chętnie odpowiadają na moje pytania.
20
kurwa! – to przekleństwo nadal dźwięczy mi w uszach, nie mogłem uwierzyć, że wygraliśmy. sprawdzałem kilkukrotnie, pamiętasz prosiłem cię byś też to zrobiła, na zdjęciu kuponu były te same, co na stronie wyników LOTTO. pamiętam jak zaczęłaś się śmiać i spytałaś – no pięknie, i co my teraz zrobimy? kurwa mać!
stary leżał 2 metry pod ziemią! wprawdzie nie padało od jego pogrzebu, ale kupon mógł przecież ulec zniszczeniu. poza tym, nie wiedzieliśmy czy zakraść się do niego nocą, czy może przeprowadzić legalną ekshumację pod byle pretekstem.
pamiętam jak na mnie spojrzałeś, gdy powiedziałam, że chyba nie chcę ryzykować – pokazałeś mi wygraną – 60 000 000 EURO! – powiedziałeś – przestań pierdolić! cała pula jest nasza, wiesz ilu graczy pokonaliśmy? – dopiero to ostatnie zdanie mnie przekonało.
21
zaczęliśmy od sprawdzenia pogody, pora roku nam sprzyjała, prognozy na najbliższy tydzień były bardzo zachęcające. chyba dlatego podzieliliśmy się zadaniami. ona czytała o procesach gnilnych, rozkładzie ciała, ja zająłem się kwestiami prawnymi – mali degeneraci, dobrze się bawili, teraz dobrze się bawią, to historia ich życia, bez dwóch zdań. czekałem na taką historię latami i w końcu się pojawiła. boże, w końcu się pojawiła! HAHA!
22
wieczorami spotykaliśmy się przy tym stole, omawialiśmy wszystkie za i przeciw i piliśmy. piliśmy jak nastolatki, na umór. ciężko jest znieść świadomość bycia tak bogatym, ale jeszcze ciężej było znieść wizję dokopywania się do tej forsy, dobijania się do kryjówki HONEKERA.
23
nie mogłam sobie poradzić z obrazami, jakie widziałam po zamknięciu oczu – wydawało mi się, że wiem, co czuje mój ojciec, gdy słyszy głuche, potem coraz bardziej wyraźne odgłosy kopania, przekleństwa, gdy czuje naszą obecność, żywych, ciepłych i przerażająco zachłannych. wydawało mi się, że wiem jak go zaboli, gdy niechcący szpadel uderzy go w kolano, albo przebije się przez cienką trumnę i rozetnie mu czoło. o ile jeszcze miał jakieś czoło.
24
podjęliśmy decyzję w ciągu 2 dni – myślisz, że to szybko? – tak naprawdę FRANK chce mi zdać inne pytanie – myślisz, że dobrze zrobiłem? – tak się pyta przyjaciela i nie ukrywam pochlebia mi jego zaufanie. zaczynam go lubić, choć znamy się raptem kilka godzin.
ponowne oglądanie ciała HONEKERA napawało nas obrzydzeniem i lękiem. ale wizja dostatniego życia trochę łagodziła te uczucia. byliśmy sobą zniesmaczeni i urzeczeni. nie da się opisać dziwności tego emocjonalnego koktajlu. nie mogliśmy znieść napięcia, wymiotowania, natrętnie powracających myśli, marzeń, które mogły się ziścić – za taką kasę mogłem zbudować własną dzielnicę, rozumiesz taką możliwość? – oczywiście, że nie rozumiem, tego nie można sobie wyobrazić.
25
kopać czy nie kopać? – oto jest pytanie! – zażartowałem i od tego momentu wiedzieliśmy, co mamy robić.
26
oczywiście, że pamiętamy te liczby – 12, 01, 17, 03, 23, 07 – urodziłem się 12 stycznia, ANNA przyszła na świat 17 marca, nasza macocha ulotniła się 23 lipca. nigdy nie byłem ateistą i nigdy nie będę, nie po czymś takim – FRANK w tej deklaracji wydaje mi się pierwszy raz szczery do bólu, mówiąc to nie musi asekurować się humorem, pierwszy raz jest tak pewny siebie – a mnie to zwisa, nie widzę w tym nic przerażającego, oczywiście jest to trochę dziwne, ale nie skłania mnie do wiary – mali degeneraci, naprawdę was lubię.
O autorze
Ian Kemp
ur. 1990, prozaik, dramaturg. Publikował w m.in. w "Lampie", "Arteriach", "Ricie Baum". Mieszka w Hamburgu, Krakowie i Warszawie.