Filip Kaźmierczak: Na początku chciałbym spytać, jak przedstawiasz się nieznajomym?
Fadi Dżomar:Trudne pytanie. Kim jestem? Kucharzem z Syrii. Na uchodźctwie. Zajmuję się wyczekiwaniem dni, odliczam dni. Staram się przeżyć.
Skoro mówisz o przeżyciu, to musi też być jakaś trudność, jakieś niebezpieczeństwo.
Nie miałem tego na myśli w tym znaczeniu. Chodzi o to, żeby po prostu przeżyć, pozostać przy życiu. To aktualnie mój największy cel. Móc wstać z rana pod jakimś dachem, mieć co do ust włożyć. Mieć w ogóle możliwość wstać, pójść do pracy i zarobić tyle, żeby i na drugi dzień było co zjeść.
Masz dość skromne cele życiowe.
Moje cele są dwojakiej natury. Z jednej strony te, które wymagają pracy przez bardzo długi czas, wymagają cierpliwości. Nie żartuję, mówię tu o latach. Na przykład o teatrze muzycznym zacząłem myśleć poważnie po raz pierwszy w roku 2010. Natomiast pierwszy napisany przeze mnie w tym gatunku utwór został wystawiony w 2016 roku.
Wymagało to wiele pracy.
Nie tylko pisarskiej. Wykrystalizowanie się głównej idei, kontakty, pojęcie całości, wszystko to wymaga czasu. Mój drugi utwór zostanie wystawiony teraz, po trzech latach. Oczywiście sama praca nad tekstem idzie dużo szybciej, ale planowanie, czekanie, badania, wszystko to trwa. Zauważ, że nie jest to praca nad samym tekstem, ale kontakty, ludzie, organizacja. Mam też więc takie długoterminowe cele, ale staram się nie dodawać ich do trosk życia codziennego, którymi zaprzątam sobie ciągle głowę. Żeby nie popaść w beznadzieję i defetyzm. Wolę nie czynić z tych prac dalekosiężnych części mnie, żeby nie zarazić ich tymi chorobami. Niech sobie żyją daleko ode mnie, napędzane swoją własną energią.
Czy ten wirus beznadziei jest w tobie zawsze obecny?
Na pewno nie był on obecny od zawsze. Jakieś trzy lata temu sprawy zaczęły toczyć się w jednym kierunku. Od kiedy wyjechałem z Syrii, zaczęło mi się pogarszać. Miałem coraz gorszy humor. Kiedy dotarłem do Niemiec, osiągnąłem stadium swobodnego upadku.
Masz więc jakieś strategie, które pozwalają ci uchronić się od tej beznadziei?
Praca.
Praca fizyczna?
Wszelka praca: pisanie, gotowanie, mieszkanie, rośliny. Nie kupuję do domu rzeczy gotowych. Kupuję w częściach, a potem sam je składam. Przy dobrej pogodzie jeżdżę na rowerze.
Jesteś, drogi kucharzu, kucharzem piszącym. Aktualnie pracujesz nad nowym musicalem.
Tak. Zostanie wystawiony pod koniec czerwca we Francji. Tam, gdzie wystawiono pierwszy musical, na festiwalu Aix-en-Provence. To nazwa miasta, od którego nazwano również to wydarzenie.
Skąd bierzesz tematy, o których piszesz musicale? Ktoś ci je wyznacza, czy wybierasz sam?
Szczerze, nie mam dużego doświadczenia. Napisałem te dwa utwory i są to utwory wyjątkowe w skali całego świata arabskiego – nie napisano dotychczas nic podobnego. Teatr, w którym wszystko, od a do z, jest tylko i wyłącznie śpiewane.
Taka jakby opera?
Opera rządzi się swoimi prawami, ma ustalone formy i rodzaje śpiewu, nie można moich utworów nazwać operami. Ja wolę określenie „teatr muzyczny”. Są też różne rodzaje teatru muzycznego, ja skupiłem się na tym, żeby każde słowo było śpiewane. Jak na razie w obu przypadkach temat, czyli dzieło, którym inspirowany jest tekst, wyznaczyli organizatorzy festiwalu. W przypadku mojego pierwszego teatru była to Kalila i DimnaIbn al-Mukaffy, drugi inspirowany jest Ptasim zebraniem[ar. Mantiq at-tayr, ang. The Conference of the Birds] Fariduddina Attara.
Wprowadziłem kilka zmian do pierwotnej historii Kalili i Dimny. Jednak Ptasie zebraniezmieniłem w sposób fundamentalny. W Kalili i Dimnieuczłowieczyłem postaci, bo sama historia traktuje o zwierzętach. W ten sposób pierwotne konflikty w lesie, o pożywienie itp. stały się konfliktami o charakterze czysto ludzkim. Tak to rozwiązałem w tym przypadku. W Ptasim zebraniuwszystkie postaci są nadal ptakami, jak w literackim oryginale, ale zmieniłem samą strukturę dzieła, dodałem nowych bohaterów, dodałem dwa całkiem nowe wątki dramatyczne. W ostatniej scenie ptaki rozmawiają z grupą bogów, nie z jednym bogiem, jak w dziele Fariduddina Attara, i buntują się przeciw tym bogom, co przypomina już bardziej grecką mitologię czy nawet mitologię wschodnią. Na przykład w eposie o Gilgameszu stosunek ludzi do bogów jest dialektyczny, to konflikt. Stosunek antagonistyczny. W przeciwieństwie do logiki wszechmocy, która rządzi współczesnymi wyobrażeniami o boskości. Nie, w mitologiach greckiej i bliskowschodniej ludzie wyciągali na bogów miecze. Bogowie doznawali ran z ręki ludzi. Niestety, w tamtym czasie ludzki rozum był bardziej zróżnicowany i zdolny pojąć więcej niż teraz. Niestety. Wyobraź sobie, że od trzech tysięcy lat wszystko idzie ku gorszemu, cofamy się pod względem, na przykład, tej logiki.
Być może wszystko się powtarza, zatacza kręgi.
Może. Ale do rzeczy. W Ptasim zebraniustworzyłem nowych bohaterów-buntowników, reprezentujących bardzo jasne stanowisko wobec głównego zamysłu. Tego wszystkiego nie ma w książce. Nawet na plakatach reklamujących ten teatr nie napisano „na podstawie” dzieła Fariduddina Attara, ale: „zainspirowane” tym dziełem. Stwarza to dystans między wzorcem literackim a jego współczesnym przedstawieniem. Organizatorzy znają oryginał i zauważyli, że są różnice. Takie niuanse terminologiczne mają tutaj duże znaczenie.
Napisałeś więc libretto do tych teatrów.
Tak, to są wszystko dyskusje między postaciami.
W Kalili i Dimnie zwierzęta symbolizują konkretnych ludzi. Jest to chyba jedna z najstarszych książek napisanych w języku arabskim, może nawet najstarsza.
Jedna z pierwszych, ale nie najstarsza. I książka ta nie była pierwotnie napisana po arabsku, ale jest tłumaczeniem perskiego tłumaczenia z sanskrytu.
Fabuła ramowa zawiera historię pewnego władcy i spotkanego przez niego filozofa Bajdaby. Bajdaba opowiada kolejne historie władcy. Każda historia opowiada o zwierzętach, za którymi kryją się…
…konflikty i typy ludzkie.
Opowiadania te mówią o stosunku władcy do poddanych.
Niektóre z nich, nie wszystkie, jeśli mówimy o całym dziele, w którym jest od krocia różnych opowieści.
Jeśli przyjmiemy więc, że w czasie powstania dzieło to zawierało konkretne odniesienia między zwierzętami a prawdziwymi ludźmi, czy nadałeś tym zwierzętom nowe odniesienia w świecie współczesnym?
Dokładnie. Postaci uczłowieczyłem, czyniąc z nich ludzi współczesnych. Są gazety, jest radio, ludzie noszą dżinsy. Wszystkie ubrania i kostiumy są współczesne. W całej fabule co chwila jest mowa o współczesnych piosenkach, gazetach itp.
Czy teatr ten ma zatem w twoim zamyśle stronę polityczną?
Naturalnie. Wszędzie tu wyłania się polityka. Głównym tematem jest stosunek dyktatora do zbuntowanej elity, do intelektualisty-opozycjonisty. Nie da się temu zaprzeczyć, nie ukrywałem tego, jest to jasne jak na dłoni.
Czy ten charakter polityczny jest także widoczny w Ptasim zebraniu?
Nie ma w tym drugim utworze bezpośredniego odniesienia do polityki w sensie reżimów. Bada on raczej źródła władzy przywódców religijnych. Mój utwór, nie zaś wzorzec literacki, jeszcze raz to podkreślam. Mówi o tym, jak rodzi się władza przywódców religijnych, jak ludzie tworzą sobie własnych bogów ze swoich własnych złudzeń. Nie ma tu polityki w sensie stosunku reżimów do poddanych. Główny temat tego utworu można nazwać przedpolitycznym: mowa jest o tym, co w logicznej chronologii wyprzedza politykę. Stosunek religii do władzy.
Natura człowieka, jego stosunek do kwestii podstawowych, jak filozofia, religia, wiedza.
Zgadza się.
Słyszałem też, że pracujesz już nad kolejnym teatrem muzycznym o Antarze ibn Szaddadzie?
Na razie jeszcze prowadzę badania. Czytam. Jakiś czas temu zacząłem też chyba najłatwiejszą część prac, czyli oglądam wszystko, co na temat tej postaci dotychczas nakręcono i zrobiono. Antar jest, można powiedzieć, najbardziej znaną postacią z arabskich legend. Obecny jest on do dziś w powiedzeniach ludowych i codziennych rozmowach. Na ulicy można usłyszeć: „Potraktuję go jak Antar”.
Antar jest symbolem macho, twardego faceta.
Rycerza. Nie wyróżnia go wyłącznie siła, ale przede wszystkim rycerskość. Szlachetność zachowania.
Jest też symbolem kochanka.
Owszem, ale w pamięci ludowej istnieje przede wszystkim jako symbol rycerskości, ta miłość zeszła z czasem na drugi plan. Nie mówię o opowieści literackiej, ta jest historią miłosną. Ale nie ze względu na miłość wspomina się Antara.
Jedna ze scen, jakie chcesz stworzyć, zawierać będzie muzyczną bitwę między Antarem i innym z bohaterów?
Jeszcze nad wszystkim pracuję. Wszystko w swoim czasie.
Rozumiem. Drogi kucharzu, piszesz także lirykę. 2 czerwca wyjdzie twój pierwszy tomik[rozmowa odbyła się 27.05.2019 r.].
To będzie tylko spotkanie autorskie z możliwością otrzymania autografu, tomik już oficjalnie wyszedł.
Będzie to pierwszy wieczorek po publikacji tomiku. Ciekaw jestem, że między ludźmi byłeś znany i szanowany jako poeta na długo przed publikacją tomiku. Jak to się stało?
Główną rolę grały tu media społecznościowe.
Pisałeś na Facebooku?
Tak.
Wielu ludzi z Syrii, zakładam, że także z innych krajów arabskich, publikuje głównie na Facebooku, czasami codziennie. Znani są jako poeci, mimo że nie wydali nic drukiem. Ty również publikujesz na stronie weiterschreiben.jetzt, wziąłeś udział w projekcie skierowanym do pisarzy, mimo że nic nie wydałeś drukiem. Jakie znaczenie ma zatem bycie poetą w takich warunkach? Co różni poetę od kogoś, kto nim nie jest?
Tekst jest wszystkim. Poetą można nazwać dopiero kogoś, kto regularnie, a nie tylko czasami, pisze dobre teksty. Dużo dobrych tekstów, opanowanie języka, tworzenie nowych obrazów i myśli. Tekst jest wszystkim, osoba niczym. Nieważne, czy ktoś jest poetą, czy nie. Decydujące jest, czy ten tekst jest poezją, czy nie. No i ta powtarzalność twórczości – o kimś, kto napisał trzydzieści, czterdzieści, sto dobrych tekstów, można powiedzieć: poeta. O kimś, kto od pięciu lat nie wymęczył nawet jednego dobrego tekstu, można powiedzieć tylko: kucharz.
Czy przed wydaniem tomiku czułeś się poetą, kucharzem, czy może kimś zupełnie innym?
Czułem się kimś spoza tych wąskich określeń, to nieważne. Zresztą, powiedzmy, że czułem się kucharzem. Tego przynajmniej nikt nie może zakwestionować. Kuchnia nie podlega w tak dużej mierze osobistym gustom, są pewne uznane miary kulinarne.
Sam jednak masz bardzo konkretne wyobrażenie o miarach poezji. Powiedziałeś raz, że poezja musi być rymowana i mieć rytm.
Nie mówiłem nic o rymach. Poezja powinna być rytmiczna.
Czym są zatem utwory nierytmiczne?
Prozą. Nie jest to też żadną ujmą.
Ty zaś zdecydowałeś się pisać poezję?
Próbowałem pisać prozę. Nie warto wspominać.
Poza wierszami i teatrem muzycznym pisałeś także piosenki, jeśli dobrze pamiętam.
Nie powiedziałbym, że pisałem piosenki. W sumie napisałem chyba dwa czy trzy teksty, które od samego początku przeznaczone były do śpiewu. Poza tym po prostu pisałem wiersze, które ktoś później zaśpiewał.
Cóż to były za piosenki?
Jedną napisałem w 2014 r. na rocznicę rewolucji syryjskiej, nazywa się Ismak watan[Na imię masz „Ojczyzna”]. Drugą napisałem chyba też w Turcji. Jest taka piosenka ludowa w Syrii Mulejja, która w różnych regionach ma różne słowa. Ale wszędzie jest to samo metrum. Napisałem zatem tekst, którego zwrotki przypominają te regionalne wariacje i pasują do tradycyjnego rytmu. Tyle mi przychodzi do głowy, te dwie piosenki napisałem z przeznaczeniem do śpiewu od samego początku.
Zanim zacząłeś pisać, na pewno czytałeś. Co zazwyczaj czytasz? Jakich autorów, jakie teksty?
Jeżeli mówimy o poezji, moje lektury dzielą się na dwa główne rodzaje. Dawna poezja arabska, którą od dawna jestem zafascynowany. Powtarzam te wiersze z pamięci, jakbym mruczał sobie piosenki. Na przykład jadąc na rowerze. Inni mogą sobie nucić piosenki, ja nucę sobie Mutanabbiego. Drugi rodzaj, którego czytam o wiele mniej, naprawdę niewiele, to poezja współczesna. Nie zajmuję się nią tak intensywnie, jak dawną. Nie czuję tych tekstów, szczególnie kiedy gubi się rytm.
Czyli zdecydowanie wolisz poezję rytmiczną. Co zatem czytasz poza Mutanabbim?
Abu al-Alaa al-Maarri, Abu Tammam, Abu Nuwas, Imru al-Kajs, Antara ibn Szaddad… Antara był niezwykłym poetą. Miał niezrównaną wyobraźnię.
Co cię przyciąga w tych tekstach?
Te obrazy, ta inteligencja, te mądrości. Wyrafinowany język.
Są jakieś fragmenty, których nigdy nie zapomnisz?
Na przykład z Antary:
„Wspomniałem cię, gdy oszczepy piły z mego ciała
i z krwią moją kapała biel indyjskiej stali,
aż ucałować te miecze dusza ma zachciała,
bo skrzyły się jak wargi twoje lśnią w oddali”.
Tekst wręcz kultowy. Z kolei Abu Nawas opisał raz bukłak do przechowywania wina. Kiedy jest on pełny, stoi prosto. W miarę opróżniania opada. Abu Nuwas tak opisuje nie tylko ten obraz fizyczny, ale także i oddziaływanie wina na człowieka:
„Dalej więc delikatnie wyciągałem ducha
z bukłaka i krew z ran jego czerpałem.
Ja podniosłem się jeden, lecz z dwoma duszami,
on zaś opadł ku ziemi już bezdusznym ciałem”.
Wyobraź sobie, co on tutaj wymalowuje. Ktoś pije wino i napój odbija mu do głowy, a bukłak się coraz bardziej pochyla. Kiedy pojemnik całkiem się położył, pijący czuje się, jakby miał dwie dusze. Jakby wypił duszę tego bukłaka i ją przejął. Wiele jest pięknych wierszy w dawnej poezji. Dlatego dziwię się, kiedy ktoś twierdzi, że rytm i rym ograniczają poezję. Ograniczają tylko tych, którzy ich nie opanowali. To tak, jakbyś mówił, że obecność publiczności w teatrze cię ogranicza. Jeśli nie potrafisz obchodzić się z widownią, to jest to twój problem jako aktora. Nie zawiniła tu ani publiczność, ani teatr. Zajmij się kinem, jeśli krępuje cię to, że inni ludzie na ciebie patrzą.
Nie jestem do końca pewien, na ile można powiedzieć to samo o współczesnej poezji arabskiej, ale większość ludzi odeszła od pisania tekstów rytmicznych.
Zgadza się, także w przypadku poezji arabskiej. Są tu dwie kwestie. Po pierwsze: brakujące umiejętności. Po drugie, w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych rozprzestrzenił się mit, że rytm jest wrogiem liryki. Że ludzie piszący teksty rytmiczne są staromodni. Z tego powodu nawet poeci, którzy potrafią pisać teksty rytmiczne, uciekają od tego, żeby ich z góry nie zaszufladkowano.
Niektórzy mówią też, że rym i rytm wychodzą na pierwszy plan na niekorzyść myśli i znaczenia wiersza. Koncentrują wszelką uwagę na formie, a nie na treści.
Bzdury. To jakby ktoś twierdził, że piękno Moniki Bellucci sprawia, że jest słabą aktorką. Zupełne bzdury. Owszem, piękno Bellucci grało rolę w jej sławie, ale nie ze względu na piękno stała się znana. No bo czy ktoś może powiedzieć, że nie jest dobrą aktorką? Albo że Angelina Jolie nie jest dobrą aktorką? Scarlett Johansson, Brad Pitt, George Clooney, Al Pacino? Wszyscy robią po prostu wrażenie: ich osobowość, atrakcyjność, seksapil, wszystko to mają. Czy wynika z tego, że nie znają się na grze aktorskiej? To co, oglądam film Ala Pacino, bo taki jest przystojny, a wszystko inne mnie nie obchodzi? Oczywiście, że nie!
Oczywiście piękno odgrywa większą rolę niż umiejętności w niektórych prostszych dziedzinach. Na przykład modelki muszą być po prostu piękne, a modele po prostu przystojni. Ale w dziedzinie aktorstwa to może wystarczyć tylko do striptizu. A nawet i nie do tego. Striptiz jako sztuka wymaga zwinności, elastyczności, ćwiczeń. Nie każdy może zostać tancerką striptizową. Nawet więc ta dziedzina wymaga trudu i umiejętności, które trzeba opanować, nawet tu samo piękno nie wystarczy. Nawet jeśli byłabyś najpiękniejszą kobietą na świecie, nie wystarczy się rozebrać. Może zatańczysz jeden czy dwa wieczory, ale potem wszyscy odwrócą się do rury, na której tańczy uzdolniona tancerka.
Więc piszesz poezję rytmiczną i rymowaną, w syryjskim języku mówionym.
Przeważnie.
Moim zdaniem jest to naturalne: piszesz w języku, którym mówisz. Nie jest to jednak standardem w literaturze arabskiej. Wyłamujesz się także tutaj, ponieważ zdecydowana większość literatury pisana jest w arabskim klasycznym. Czytasz także w języku klasycznym. Mutanabbi przecież pisał właśnie w klasycznym arabskim.
Kiedy Mutanabbi pisał, pisał w języku mówionym swojej epoki. Trzeba tu zwrócić uwagę na ogromną różnicę między językiem Mutanabbiego, a językiem Koranu czy siedmiu muallak. Możemy zatem założyć, że Mutanabbi pisał w języku rozpowszechnionym w jego czasie.
Zgodzę się z tym w stosunku do środowiska literackiego. Nie możesz jednak powiedzieć, że ludzie na ulicy używali tego samego języka, co Mutanabbi.
Mówili tym samym językiem, co Mutanabbi. Nie z tym samym kunsztem, nie z tą samą maestrią, ale tym samym językiem. Nawet w dzisiejszym języku mówionym są różnice. Możesz usiąść do rozmowy z osobą wykształconą, inteligentną, która wyraża się w mówionym w sposób prosty, bez żadnych skomplikowanych, powikłanych form. I słyszysz, że jest to język harmonijny, uporządkowany, piękny. Z kolei inni mogą wyrażać się w tym języku w sposób nieuporządkowany. Tak samo było i kiedyś. Mutanabbi na pewno pisał w języku swojej epoki.
Także rozmowy między ludźmi – które nie były kasydami, nie miały formy wierszy – spisane zostały w tym samym języku. Opowieści o prośbach kierowanych do króla i jego odpowiedziach nie były pisane w innym języku, nie ma różnicy językowej między dawnymi wierszami a przekazami o wydarzeniach.
Czym jest dla ciebie język mówiony? Przecież musiałeś się świadomie zdecydować na arabski mówiony i przeciwko klasycznemu?
Szczerze powiedziawszy, nie było tu świadomego wyboru. Na początku było to instynktowne. Dopiero z czasem przyszła świadomość tej różnicy i nauczyłem się bronić mojego wyboru. Mimo że to przecież nic strasznego, nie muszę tego bronić. Ale potrafię wyjaśnić kierujące mną powody. Z początku było to bardziej uczucie, miłość do języka niż świadoma decyzja.
I nigdy nie pisałeś w klasycznym?
Niewiele. Na pewno niewiele poezji. Pisywałem natomiast artykuły i opinie w klasycznym.
Ostatnio wydałeś też pierwszy tomik. Jak się czujesz? Podekscytowany, szczęśliwy? Czy miałeś taki cel od dłuższego czasu?
Nie, wcale nie myślałem o tym, żeby wydawać drukiem. Teraz trochę się boję. Ludzie będą to czytać i oceniać, budzi to we mnie obawy. Przedstawiając jakiś produkt ogólnej publiczności, dajesz jej prawo do wyrażenia swojego zdania na ten temat. Nie ma tu już mowy o poszanowaniu czyjegoś zdania czy prywatnych opinii. Ogłosiłeś coś publicznie i każdy może się do tego odnieść, jak chce. Każdy ma zatem prawo powiedzieć: „gówno”, nie musi się starać o obiektywność.
Z jednej strony zatem obawy.
Krytyka poezji pisanej językiem mówionym jeszcze się nie rozwinęła. Jest bardzo nikła grupa tekstów pisanych w Egipcie i Libanie, trochę w Iraku, natomiast w Syrii nie ma prawie nic. Oznacza to, że zasób technik i narzędzi jest ograniczony, nie można się czegoś douczyć przez lekturę. Poruszasz się w próżni.
Daje ci to także możliwość eksperymentowania. Wydanie tomiku drukiem sprawiło, że trafiłeś na oficjalną listę poetów syryjskich.
Do dupy z tym. Zobaczymy, jak to zdanie przetłumaczysz [śmiech]. Druk nie jest w ogóle ważny. Liczą się dobre teksty. Czy ty go wydasz w tomiku, czy na Facebooku, czy ty go z braku długopisu napiszesz błotem na ścianie – dobry tekst jest po prostu dobry.
Zgadzam się. Ale to, co pozostało nam z dawnej poezji, to wiersze Mutanabbiego, a nie jakiegoś Mutarabbiego. Kto nie publikuje, zostaje zapomniany.
Od tego są przekazy ustne. Najstarsze znane arabskie wiersze mają tysiąc pięćset lat. Wszystko przekazywano ustnie.
Ale w tamtych czasach przekaz ustny pełnił tę samą funkcję, co druk w naszej epoce. Drukujesz, żeby inni mogli czytać.
Może niedługo wszystko będzie nagrywane w formie dźwiękowej.
Mam na myśli, że jeśli czyichś tekstów w dawnych czasach nie przekazywano ustnie lub nie spisano, to ta osoba została zapomniana. Według naszych współczesnych standardów dołączyłeś zatem do listy poetów, którzy nie zostaną zapomniani. Jeśli ktoś za tysiąc lat będzie szukał arabskich poetów, znajdzie twoje nazwisko.
Znajdzie też braci ar-Rahbani, chociaż nic nie wydali drukiem. Ich sztuki teatralne były wystawiane, ale nie drukowane. Miana poetów może im odmówić jedynie ignorant, który nic o poezji nie wie. Ich dzieła w końcu są nam dostępne, tylko w innej formie.
Jakie znaczenie ma dla ciebie osobiście pisanie poezji? Czemu piszesz?
Dla mnie jest to środek zapobiegający zwariowaniu.
Jeśli świat byłby zupełnie poczytalny, wyzuty z wszelkiego szaleństwa, nie pisałbyś?
Jeśli ja sam byłbym poczytalny, odporny na zwariowanie. Piszę, żeby nie wybuchnąć.
Wyjście ewakuacyjne?
Wyjście ewakuacyjne, łagodzenie bólu. Kiedy nie mogę już wytrzymać złości, piszę, zamiast wychodzić na ulicę i wrzeszczeć.
Zamiast wychodzić na ulicę i wrzeszczeć… Widziałeś demonstracje i rewolucję w Syrii, z jej powodu ostatecznie opuściłeś kraj. Czym jest dla ciebie osobiście syryjska rewolucja?
Chwilą, w której dotknąłem własnego człowieczeństwa. Poczułem, że jestem człowiekiem. Że się liczę, że mój byt ma jakiś sens. Wtedy też pomyślałem, że mam kraj, że obchodzi mnie coś poza moim osobistym przeżyciem. To była ogromna zmiana. W tym momencie wiersze nabrały sensu, piosenki nabrały sensu, przyjaciele nabrali sensu. Wtedy naprawdę się urodziłem. Czasy przedrewolucyjne widzę z mojej aktualnej perspektywy wyłącznie jako przygotowanie do rewolucji. Zbieranie i składowanie wiedzy, gniewu, dążenia ku wolności. Dziś jest jednak rewolucja śmiertelnym zawodem. Jeżeli postawisz wszystko w życiu na jedną kartę i wygrasz, całe życie staje się piękniejsze. Jeśli jednak stanie się to, co stało się z syryjską rewolucją, całe twoje życie staje się gorzkie.
Te z twoich tekstów, które ukazały się po polsku, wyrażają coś podobnego. Pewien stan nieokreśloności. Między życiem a śmiercią. Dusza, która nie opuściła ciała, ale zarazem już nie jest w nim obecna. Pewien stan pomiędzy pięknem a brzydotą: kwiaty przewiązane żyłami. Czy czujesz się w pewien sposób zawieszony w próżni?
Oczywiście. Nie mam nic pewnego. Dlatego powiedziałem na początku, że żyję z dnia na dzień, staram się po prostu przeżyć. Żyję w kraju rządzonym zgodnie z konkretnym porządkiem, jestem zmuszony dostosować się do systemu. Niestety, jestem tchórzem, nie mam odwagi sprzeciwić się temu i spać na ulicy, mieć w dupie cały świat. Pragnę tego, ale nie starcza mi odwagi. Strach nie pozwala mi sięgnąć po wolność.
Czy zgodziłbyś się ze stwierdzeniem, że jesteś także zawieszony między przeszłością a przyszłością?
Wisiałem gdzieś między przeszłością a przyszłością. Przyszłość stała się teraz trochę pewniejsza, dlatego zostałem w przeszłości.
Jaka jest zatem twoja przeszłość? Powiedziałeś kiedyś, że twoje korzenie sięgają do miejscowości Deir Atija, ale mieszkałeś i żyłeś w Damaszku? Co robiłeś? Gotowałeś?
Nie, studiowałem, a potem pracowałem w zawodzie. Studiowałem zarządzanie biznesem. Jak to dalekie od poezji! Ale jestem zdania, że matematyka jest podstawą wszystkiego – od fizyki, po lirykę. Przecież metrum to czysta matematyka. W Syrii poza tym pracowałem długi czas przy nakładaniu głosu na filmy dokumentalne. Pisałem teksty dla lektorów. Równolegle pracowałem w firmach w moim wyuczonym zawodzie. Uprawiałem trochę roślin, ale nie za pieniądze. Mieliśmy ziemię w wiosce, w Deir Atiji, po dziadku i ojcu. Uprawiałem rośliny wedle własnej zachcianki i na potrzeby rodziny. Winogrona, figi, orzechy włoskie, granaty.
A teraz jesteśmy w Niemczech, w Berlinie. Jak się tutaj znalazłeś? Gdyby nie Berlin, zapewne nigdy byśmy się nie poznali osobiście.
Niekoniecznie, nigdy nie wiadomo. Na pewno nie w tych samych okolicznościach. Przyjechałem do Niemiec przez Francję. Tak się stało, nie chciałem wcale skończyć w Niemczech, ale nie miałem wyjścia. Dwa i pół roku czekałem na papiery, aż w końcu osiadłem tutaj na stałe. Przeprowadziłem się do Berlina w poszukiwaniu pracy. Wcześniej mieszkałem w wiosce, w której nic nie było. Pusto. Była dla mnie niczym grób. A Berlin… wiesz, jest takie uczucie. Nikomu nie życzę, żeby go kiedyś doznał. Kiedy więzień przeniesie się z jednej celi do drugiej, przez pierwsze dwa dni ma takie, szczerze powiedziawszy, głupie uczucie, że wyszedł z celi. Mimo że trafił po prostu do innej celi, nie jest wolny. Zmiana miejsca sprawia, że odprężasz się, czujesz się szczęśliwy. Tak samo tutaj przeniosłem się po prostu z jednej celi do drugiej, z wygnania na wygnanie. I tak liczę te dni… Obym jutro nie musiał głodować.
Masz nadzieję na to, że uda ci się kiedyś wyjść z więzienia?
Miałem kiedyś taką nadzieję i stała się ona ciężarem. Poczucie beznadziei daje ci spokój ducha. Prawdziwy spokój. Jak długo masz jeszcze nadzieję, próbujesz ją spełnić. Nie jestem do końca pewien, co będzie. Ale na dziś myślę o wszystkim i planuję, wychodząc z założenia, że zostanę tutaj. Pracuję, zastanawiam się, uczę się języka. Pogodziłem się z moim losem. Ta przytwierdzona do mojej nogi żelazna kula będzie ze mną aż do śmierci.
Niedługo wyjdzie wybór twoich tekstów po polsku, a potem sam odwiedzisz Polskę. Czego spodziewasz się po tej podróży, po tym spotkaniu z ludźmi?
Chciałbym odkryć ten świat. Zobaczyć, jakie ślady pozostawił komunizm w ludziach, budynkach, życiu, ulicach. Zobaczyłem trochę tutaj, w Niemczech, ale niewiele. Widoczne są one we wschodnim Berlinie. Ale nawet te dwa miasta, które odwiedziłem we wschodnich Niemczech – Weimar i Lipsk – nie wyglądały na postkomunistyczne. Nie robią takiego samego wrażenia, jak wschodni Berlin: przytłaczające, betonowe olbrzymy. Nie wiem, czy je później przebudowali, czy te miasta po prostu ocaliły się od bombardowań i nigdy nie zbudowano ich w komunistycznym stylu. Ale bardzo chciałbym poznać Polskę. Jest to kraj duży, prawie jak Niemcy, nie jest to państwo małe jak Belgia czy Holandia. Mimo to, niestety, Polska nie jest obecna na mapie świata. Wiem o Polsce tyle tylko, że jej stolicą jest Warszawa, a to wyłącznie ze względu na Układ Warszawski, i to, co działo się w czasie drugiej wojny światowej, bo interesuję się tym okresem. I Maria Curie, najsłynniejsza Polka. I chyba w latach 50. czy 60. Polska miała liczącą się reprezentację w piłce nożnej. Teraz nie ma już po tym śladu. Weźmy Holandię: holenderskie wytwory, w sensie kultury, myśli, opowiadań, legend, renomy wśród turystów, wszystko to jest obecne na mapie świata, mimo że kraj ma tylko kilkanaście milionów mieszkańców. Tak samo Belgia. Może sport gra tu dużą rolę.
Kiedy tylko mówię komuś z krajów arabskich, że pochodzę z Polski, myślą, że mówię „Holandia” [po arabsku Polska znaczy „Bulanda”, a Holandia „Hulanda”]. Czasami, gdy używam drugiej wersji nazwy Polski, „Bolonia”, pytają, czy pochodzę z Włoch.
Ja też przeżyłem mały szok, kiedy przyjechałem do Europy i trochę lepiej zapoznałem się z mapą kontynentu. Zdziwiłem się, że Polska jest tak dużym krajem! Nie miałem pojęcia. Chciałbym więc ją odwiedzić, poznać. Podejrzewam, że usłyszę piękną muzykę. Chciałbym też odkryć jakieś popularne jadłodajnie, jedzenie inne od tego, które już znam.
W końcu jako kucharz interesujesz się tym!
Podejrzewam też, że przyroda różni się trochę od tutejszej.
Nic ci nie zdradzę, pojedziesz i sam się przekonasz.
Bez łaski, zobaczę sobie na Googlu, skoro nie chcesz nic powiedzieć.
No dobrze, pozbieraliśmy tu trochę informacji o tobie, możemy sobie wyrobić jakieś wyobrażenie. A na osobiste wrażenia będzie czas w trakcie Stacji Literatura od 12 do 15 września 2019 r. Nie mogę się doczekać!