wywiady / o książce

Kataloński poeta numer jeden

Filip Łobodziński

Xavier Farré Vidal

Rozmowa Xaviera Farrégo Vidala z Filipem Łobodzińskim, towarzysząca wydaniu książki Salvadora Espriu Skóra byka, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 4 maja 2020 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Xavier Far­ré Vidal: Poezja kata­loń­ska XX wie­ku ma kil­ka bar­dzo waż­nych nazwisk, nie przy­pad­kiem okres ten jest nazwa­ny srebr­nym wie­kiem (i nawet chy­ba był­by bar­dziej niż srebr­ny). Salva­dor Espriu nale­ży do ści­słej czo­łów­ki tych twór­ców, choć też cza­sem jest wysła­ny do czyść­ca, jak każ­dy wiel­ki autor, któ­ry pisał w przy­szło­ści. Chciał­bym zapy­tać o to, cze­mu wybra­łeś jego wier­sze.

Filip Łobo­dziń­ski: Wybór był oczy­wi­sty z kil­ku powo­dów, ale żaden nie zawa­żył w takim stop­niu, jak moje stu­dia. Na war­szaw­skiej ibe­ry­sty­ce dość szyb­ko, bo już na pierw­szym roku, kie­dy dopie­ro pozna­wa­łem hisz­pań­ski, zetkną­łem się z poezją kata­loń­ską. Zaczę­ło się od pio­se­nek Llu­isa Lla­cha, któ­re mia­łem w przy­szło­ści sam też tłu­ma­czyć i śpie­wać z Zespo­łem Repre­zen­ta­cyj­nym, ale nasz wykła­dow­ca lite­ra­tu­ro­znaw­stwa Car­los Mar­ro­dán przy oka­zji poka­zy­wa­nia nam XX-wiecz­nej poezji w języ­ku kasty­lij­skim zaczął nam też pod­su­wać wier­sze Salva­do­ra Espriu i Pere Quar­ta. Parę lat potem, pod­czas sta­nu wojen­ne­go, wio­sną 1982 roku Koło Nauko­we Ibe­ry­stów zapre­zen­to­wa­ło na war­szaw­skiej polo­ni­sty­ce pro­gram poetyc­ko-muzycz­ny, któ­ry zdo­mi­no­wa­ły pio­sen­ki Lla­cha i Raimo­na oraz wier­sze Espriu. Prze­kła­dał jej wów­czas głów­nie Car­los, miał słow­nik kata­loń­sko-kasty­lij­ski – ale parę wier­szy prze­ło­ży­li stu­den­ci, czy­li my. I to z tam­tych cza­sów wzię­ło się moje głę­bo­kie prze­ko­na­nie, że Espriu to kata­loń­ski poeta numer jeden. Zresz­tą nie­mal wszyst­kie wier­sze, któ­re wów­czas czy­ta­li­śmy, zna­la­zły się też w tej anto­lo­gii – ale tym razem w moim prze­kła­dzie.

Anto­lo­gia przed­sta­wia bar­dzo dobrze pierw­sze dwa wąt­ki poetyc­kie Salva­do­ra Espriu –  reflek­sja nad śmier­cią i reflek­sja nad odpo­wie­dzial­no­ścią moral­ną. Jaka jest histo­ria anto­lo­gii?

Bodaj­że 20 lat temu „Lite­ra­tu­ra na Świe­cie” zwró­ci­ła się do mnie z pro­po­zy­cją prze­ło­że­nia spo­rej licz­by wier­szy kata­loń­skich, w tym autor­stwa Salva­do­ra Espriu. Wte­dy odmó­wi­łem. Uzna­łem, że sko­ro kata­loń­skim nie wła­dam na tyle, by móc się nim poro­zu­mie­wać, to tym bar­dziej nie zdo­łam wyło­wić tego, co w lite­ra­tu­rze czę­sto sta­no­wi o jej sma­ku – roz­ma­itych przy­praw, odcie­ni, sty­li­za­cji, alu­zji i per­sy­fla­ży. Z kolei w zeszłym roku Biu­ro Lite­rac­kie dopi­na­ło pro­gram serii kla­sy­ków poezji euro­pej­skiej, szcze­gól­nie z mniej­szych języ­ków. Salva­dor Espriu był nie­mal auto­ma­tycz­nym wybo­rem repre­zen­tan­ta Kata­lo­nii. Ale nadal byłem prze­ko­na­ny, że nie dam rady, że tu trze­ba kogoś, kto zapa­chy kata­loń­skie roz­po­zna­je nie­mal przez sen. A jed­nak – potwier­dzi­ła się aneg­do­ta z począt­ków karie­ry wspo­mnia­ne­go Car­lo­sa Mar­ro­dána: gdy zaniósł swój prze­kład Szcze­nia­kówMaria Var­ga­sa Llo­sy, przy­ję­ła go pra­cu­ją­ca w wydaw­nic­twie wytraw­na tłu­macz­ka Cor­táza­ra Zofia Chą­dzyń­ska. Prze­czy­ta­ła i spy­ta­ła: „Dłu­go pan miesz­kał w Peru? Bo ja bym nie potra­fi­ła tłu­ma­czyć Cor­táza­ra, gdy­by nie to, że spę­dzi­łam spo­ro cza­su w Buenos Aires”. A Car­los w tym cza­sie jesz­cze ani razu nawet w Hisz­pa­nii nie był… To tak jak z zawo­da­mi, przy któ­rych kalec­two nie prze­szka­dza. Espriu oka­zał się auto­rem tak uni­wer­sal­nym, że jego sil­na kata­loń­skość nie prze­szko­dzi­ła w wyło­wie­niu tego, co waż­ne pod każ­dą fla­gą i sze­ro­ko­ścią geo­gra­ficz­ną. Ale zanim powie­dzia­łem Biu­ru Lite­rac­kie­mu „tak”, zaj­rza­łem do tecz­ki ze sta­ry­mi prze­kła­da­mi poezji. Zna­la­złem tam czte­ry krót­kie wier­sze – i od razu wie­dzia­łem, że trze­ba je popra­wić albo prze­ło­żyć na nowo. A sko­ro tak…

Jakie są kry­te­ria, któ­ry­mi się kie­ru­jesz pod­czas ukła­da­nia anto­lo­gii? Na samym począt­ku jest jeden wiersz z książ­ki El cami­nant i el mur, a zamy­kasz anto­lo­gię innym wier­szem z tej samej III sek­cji tej­że książ­ki. Oba wier­sze funk­cjo­nu­ją jako rama. W środ­ku są zaś w cało­ści książ­ki Cemen­ti­ri de Sine­ra i Les hores. Te dwa tomy razem z El cami­nant i el mursta­no­wią trzon pię­ciok­się­gu: Cykl śmier­ci Salva­do­ra Espriu, a po nich jest też w cało­ści książ­ka Skó­ra byka, któ­ra de fac­to nale­ży do innej epo­ki, a nawet innej este­ty­ki w twór­czo­ści auto­ra.

Nie mia­łem wąt­pli­wo­ści, że taka książ­ka bez Skó­ry byka po pro­stu nie ma sen­su. A gdy prze­czy­ta­łem pierw­szy raz w cało­ści ten poemat, uzna­łem, że dopie­ro wła­śnie w peł­nym kształ­cie ma nale­ży­tą wymo­wę. Nie­któ­re psal­my-pie­śni ze Skó­ry funk­cjo­nu­ją jako odręb­ne wier­sze, tak­że w Kata­lo­nii – ale dzie­je się to ze szko­dą dla innych, któ­re są tak sil­nie sple­cio­ne z cało­ścią, że trud­no je eks­tra­ho­wać. Stąd plan: cała Skó­ra. I zoba­czy­my, czy to uło­ży się w całość tomu. W koń­cu mia­łem w domu La piel de toro, czy­li wer­sję San­to­sa Her­nan­de­za, więc inte­gral­ność poema­tu była dla mnie oczy­wi­sta. Począt­ko­wo pla­no­wa­łem skom­po­no­wać książ­kę ze Skó­ry i wybra­nych wier­szy z innych tomów. Nie­ja­ko przy oka­zji prze­ło­ży­łem Assa­ig de càn­tic en el tem­ple (Pró­bę kan­ty­ku w świą­ty­ni), któ­ry pamię­ta­łem wła­śnie ze stu­diów, bar­dzo paso­wał wte­dy do Pol­ski cza­su sta­nu wojen­ne­go. Nie pamię­tam, kto ją wów­czas prze­ło­żył, tytuł brzmiał Pró­ba hym­nu w świą­ty­ni.

Po dwóch mie­sią­cach pra­cy mia­łem goto­wą Skó­rę, ale już zdą­ży­łem poczy­tać wier­sze z cyklu Cemen­ti­ri de Sine­ra (Cmen­tarz Sine­ry), już mia­łem prze­cież – gorzej czy lepiej, ale jed­nak – prze­tłu­ma­czo­ne czte­ry wier­sze z tomu Les hores (Godzi­ny). Wybrać cokol­wiek z tych dwóch cyklów to było jak dać życie jed­nym, a inne ska­zać. Cmen­tarz jest zresz­tą wędrów­ką, w któ­rej nar­ra­tor naj­pierw zbli­ża się do cmen­ta­rza, potem idzie mię­dzy gro­ba­mi, by w koń­cu prze­ma­wiać z wnę­trza jed­ne­go z nich. To musia­ło też iść w cało­ści. Ale dopie­ro pod sam koniec pra­cy wykla­ro­wa­ło mi się, że wszyst­kie trzy książ­ki ory­gi­nal­ne pój­dą chro­no­lo­gicz­nie, a te dwa wier­sze luź­ne posłu­żą jako ramy – pierw­szy wpro­wa­dza ton, gorz­ki i emo­cjo­nal­ny, dru­gi jest rodza­jem pod­su­mo­wa­nia, z nutą auto­iro­nicz­ną.

Myślisz, że te dwie linie w poezji Salva­do­ra Espriu – linia meta­fi­zycz­na i linia poezji bar­dziej spo­łecz­nej (któ­ra w Hisz­pa­nii prze­ję­ła nazwę poezji reali­zmu spo­łecz­ne­go – social realism, któ­ra jak wia­do­mo nie ma nic wspól­ne­go z socre­ali­zmem) są bar­dzo odda­lo­ne w jego twór­czo­ści?

Czło­wiek jest isto­tą tak zło­żo­ną, że cza­sem nie spo­sób zro­zu­mieć nie­któ­re nasze zacho­wa­nia czy decy­zje. A prze­cież nie­kie­dy bar­dzo odmien­ne czy­ny i sło­wa pocho­dzą od tego same­go czło­wie­ka. I tak samo jest z twór­czo­ścią. Jeśli Espriu two­rzył wier­sze moc­no meta­fi­zycz­ne, będą­ce roz­my­śla­nia­mi o umie­ra­niu, a tak­że utwo­ry z napię­tą stru­ną spo­łecz­ną i poli­tycz­ną, czy to zna­czy, że był twór­cą roz­sz­cze­pio­nym, nie­spój­nym? Dla mnie jest oczy­wi­ste, że jak­kol­wiek róż­ne mogą być cykle Cmen­tarz Sine­ry i Skó­ra byka, wyszły spod ręki tego same­go czło­wie­ka. To on je spa­ja, łączy w jed­ną spu­ści­znę. A prze­cież wie­my, że Espriu pisał też utwo­ry otwar­cie saty­rycz­ne, jak nie­któ­re utwo­ry z Les cançons d’Ariadna. To wciąż ten sam autor. Dla­te­go nie sądzę, by te dwa wspo­mnia­ne przez cie­bie nur­ty były odle­głe. Cza­sem masz ocho­tę na wino, cza­sem na her­ba­tę. Cza­sem na ćwi­cze­nie gim­na­stycz­ne, cza­sem na lek­tu­rę. Czy to cię czy­ni nie­kon­se­kwent­nym albo roz­dwo­jo­nym?

W kon­tek­ście poezji euro­pej­skiej, jakie miej­sce mia­ła­by według Cie­bie twór­czość Salva­do­ra Espriu, a w szcze­gól­no­ści cały Cykl śmier­ci?

Nie śmiem wygła­szać tu ugrun­to­wa­nych tez na ten temat, bo nie jestem bada­czem histo­rii poezji. Mogę tyl­ko odbie­rać pew­ne tony, któ­re do mnie tra­fia­ją, pró­bo­wać je zebrać w jakiś wspól­ny akord. Poezja, zwłasz­cza gdy czy­tam ją sobie na głos, wywo­łu­je we mnie tak­że reak­cje fizjo­lo­gicz­ne czy che­micz­ne. I podob­ne reak­cje widzę u sie­bie przy lek­tu­rze Espriu, co przy utwo­rach T.S. Elio­ta czy nie­co wcze­śniej­szych Ril­ke­go i Kava­fi­sa, a z pol­skich poetów – przy wier­szach Józe­fa Cze­cho­wi­cza, Józe­fa Wit­tli­na czy póź­nych utwo­rach Leopol­da Staf­fa. Myślę, że może­my tu mieć do czy­nie­nia z ome­nem, pięt­nem osta­tecz­no­ści, doświad­cze­niem lub anty­cy­pa­cją kata­stro­fy, świa­do­mo­ścią ulot­no­ści i wiot­ko­ści naszych pla­nów oraz w ogó­le egzy­sten­cji. Zaprze­cze­nie poezji wital­nej.

Czy pol­ski czy­tel­nik mógł­by mieć trud­no­ści w rozu­mie­niu wszyst­kich odnie­sień w dzie­le Espriu? Tu cho­dzi mi raczej o całą sym­bo­li­kę we wcze­śniej­szych tomi­kach, a tak­że doty­czy odnie­sień spo­łecz­nych i histo­rycz­nych w Skó­rze byka.

Wie­rzę, że nie­za­leż­nie od tego, czy czy­tel­ni­cy pol­scy wychwy­cą lub prze­czu­ją sym­bo­le i alu­zje, dotrze do nich isto­ta tej twór­czo­ści – pod warun­kiem oczy­wi­ście, że zdo­łał ją im przed­sta­wić pol­ski tłu­macz. Bo prze­cież nie będą czy­tać słów napi­sa­nych przez Espriu, tyl­ko sło­wa napi­sa­ne prze­ze mnie. Czy­tel­ni­cy pokła­da­ją z musu wiel­kie zaufa­nie w tłu­ma­czach i potem, dys­ku­tu­jąc o prze­tłu­ma­czo­nych książ­kach, mówią o ich auto­rach, choć czy­ta­li sło­wa napi­sa­ne przez tłu­ma­czy. Ale wyda­je mi się, że ta sym­bo­li­ka jest w dużej mie­rze czy­tel­na. A na wszel­ki wypa­dek, po pierw­sze, dołą­czy­łem na koń­cu obja­śnie­nia naj­istot­niej­szych dla mnie zagad­ko­wych słów czy wyra­żeń, jak Sine­ra, cyprys czy Golah; po dru­gie zaś książ­kę wień­czy obszer­ny esej wybit­nej znaw­czy­ni tej pro­ble­ma­ty­ki, pani Anny Sawic­kiej, któ­ra sama też prze­kła­da­ła Espriu. Z taki­mi przy­ja­ciół­mi poezja Espriu nie będzie pol­skim czy­tel­ni­kom strasz­na. Byle­by tyl­ko chcie­li go czy­tać, bo według mnie to poezja rów­nież na dzi­siej­sze cza­sy i na dzi­siej­szy stan świa­do­mo­ści. Nie­któ­re psal­my Skó­ry byka zna­ko­mi­cie czy­ta­ją się dzi­siaj po pol­sku, na przy­kład psalm XVII o sta­rym Jehu­di to przy­po­wieść o naszym mie­ście w XXI wie­ku, w cza­sach tur­bu­len­cji zwią­za­nych z migra­cja­mi, z roz­war­stwie­niem spo­łecz­nym, z pomie­sza­niem wia­ry w trans­cen­den­cję z wia­rą w tech­no­lo­gię itd. Espriu mówi dziś do nas – o nas.

Jakie są trud­no­ści w tłu­ma­cze­niu wier­szy i tonu Salva­do­ra Espriu? To doty­czy spraw for­mal­nych i też wyni­ka­ją­cych z dobo­ru słów. Espriu na przy­kład uży­wa bar­dzo spe­cy­ficz­ne­go wer­su sze­ścio­zgło­skow­ca, a w Two­ich wer­sjach głos Espriu i rytm zna­ko­mi­cie brzmią.

Nasze języ­ki bar­dzo się róż­nią pod wzglę­dem struk­tu­ry – kata­loń­ski ma dużo słów jed­no­sy­la­bo­wych, umie więc skon­den­so­wać dużo tre­ści na małej prze­strze­ni, nie sta­jąc się języ­kiem lapi­dar­nym. Do tego docho­dzi tak czę­sta w poezji Pół­wy­spu w ogó­le pre­dy­lek­cja do tego, by dłuż­szym wier­szem rzą­dził jeden rym lub aso­nans. Pol­sz­czy­zna, w któ­rej nie mamy tylu sen­sow­nych słów jed­no­sy­la­bo­wych (nie­bę­dą­cych zaim­ka­mi czy przy­im­ka­mi), musi się tu potknąć, udła­wić. Dla­te­go nie­kie­dy decy­do­wa­łem się na wydłu­że­nie wer­sów – za to kon­se­kwent­nie, z 6 sylab robi­łem 7, z 10 – 11 czy 12, a z wer­sów oksy­to­nicz­nych powsta­wa­ły nie­kie­dy parok­sy­to­nicz­ne. To dopusz­czal­ny zabieg, zwłasz­cza że sło­wa zakoń­czo­ne syla­bą akcen­to­wa­ną (lub jed­no­sy­la­bo­we) czę­sto histo­rycz­nie są sło­wa­mi parok­sy­to­nicz­ny­mi, tyl­ko z utra­co­ną ostat­nią syla­bą.

Odręb­ną spra­wą jest fone­ty­ka – tu nie­wie­le się pora­dzi, pol­sz­czy­zna ma swo­je śro­do­wi­sko dźwię­ko­we i na odda­nie brzmie­nia kata­loń­skie­go nie ma co robić sobie nadziei. Ale para­dok­sal­nie – to lepiej, bo wła­śnie dla mnie jest to korzy­ścią, że Espriu nagle zaczy­na prze­ma­wiać naszy­mi fry­ka­ty­wa­mi i sybi­lan­ta­mi. To mu doda­je uni­wer­sal­no­ści.

Nie­kie­dy mia­łem też kło­po­ty z cza­sa­mi gra­ma­tycz­ny­mi – Espriu potra­fi jed­nym tchem uży­wać cza­su teraź­niej­sze­go i prze­szłe­go, a i z tymi prze­szły­mi postę­pu­je dosyć swo­bod­nie, zwłasz­cza gdy uży­wa cza­su cią­głe­go, a z kon­tek­stu wyni­ka czyn­ność jed­no­ra­zo­wa, i na odwrót. Musia­łem nauczyć się ufać domy­sło­wi, a prze­stać trzy­mać się kur­czo­wo rygo­rów logicz­no-gra­ma­tycz­nych. To poezja, a nie spraw­dzian w szko­le.

Co do trud­no­ści poję­cio­wych – tu musia­łem zaufać intu­icji (i kil­ku spe­cja­li­stom, któ­rych pod­czy­ty­wa­łem, gdy było szcze­gól­nie trud­no). Prze­kład to sztu­ka pole­ga­ją­ca na wybo­rze odczy­ta­nia. Decy­do­wa­łem się na jakiś trop i sze­dłem wyzna­czo­ną sobie ścież­ką inter­pre­ta­cji. Wyda­je mi się, że w cało­ści te moje wybo­ry two­rzą spój­ny obraz świa­ta Espriu. Ale nie mam nic prze­ciw­ko temu, by kto inny odczy­tał te poezje po swo­je­mu i opu­bli­ko­wał prze­kła­dy rady­kal­nie inne, uka­zu­ją­ce Espriu jako zupeł­nie odmien­ne­go twór­cę. Bo dobrzy twór­cy mają do sie­bie to, że się mie­nią róż­ny­mi kolo­ra­mi, są migo­tli­wi.

Czy tłu­ma­cze­nie twór­czo­ści Salva­do­ra Espriu będzie mia­ło ciąg dal­szy? Nie pytam tyl­ko o wier­sze, ale też o książ­ki pro­za­tor­skie, o opo­wia­da­nia, w któ­rych Espriu uży­wa bar­dzo kon­kret­ne­go języ­ka, jed­ne­go z naj­bar­dziej wyra­fi­no­wa­nych w lite­ra­tu­rze kata­loń­skiej XX wie­ku, a nawet o teatr. Chciał­byś prze­tłu­ma­czyć jesz­cze kon­kret­ny tomik Espriu?

Kusi mnie oczy­wi­ście jego poezja – marzył­bym, by Final del labe­rint i Lli­bre de Sine­ra mogły wyjść w moim prze­kła­dzie, może też Set­ma­na San­ta. Poru­sza mnie wła­śnie taka dłuż­sza opo­wieść poetyc­ka, podzie­lo­na na drob­niej­sze ele­men­ty. Z pro­zą, dra­ma­tem czy inny­mi for­ma­mi pisar­stwa Espriu na razie bym się nie mie­rzył, bo nie czu­ję się na siłach. Ale mam też świa­do­mość, że gdy uka­zu­je się na pol­skim ryn­ku pierw­sza książ­ka z dzie­ła­mi Espriu, o któ­rym przed­tem w Pol­sce wła­ści­wie się – jak­że nie­słusz­nie – nie mówi­ło, to kolej­na wyj­dzie nie­pręd­ko. Chy­ba że wywo­ła takie zain­te­re­so­wa­nie, że wydaw­cy rzu­cą się na to „nowe” nazwi­sko. Doświad­cze­nie pod­po­wia­da mi, że obec­na książ­ka pozo­sta­nie na jakiś czas jedy­nym pol­skim Espriu. Obym się mylił.

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Insty­tu­tu Ramo­na Llul­la.

 
 
 
 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Mini­stra Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go pocho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tu­ry, uzy­ska­nych z dopłat usta­no­wio­nych w grach obję­tych mono­po­lem pań­stwa, zgod­nie z art. 80 ust. 1 usta­wy z dnia 19 listo­pa­da 2009 r. o grach hazar­do­wych

belka_2

O autorach i autorkach

Filip Łobodziński

Ur. w 1959 r. Iberysta, dziennikarz, muzyk i tłumacz z języków: angielskiego, francuskiego, hiszpańskiego, katalońskiego, portugalskiego oraz ladino. Laureat Nagrody Instytutu Cervantesa w Warszawie w 2005 r. za najlepszy przekład literacki. Przez lata pracował jako dziennikarz (TVP, Polsat News, Trójka, Inforadio, „Non Stop”, „Rock’n’Roll”, „Machina”, „Przekrój”, „Newsweek”), a obecnie współprowadzi program telewizyjny „Xięgarnia”. Współzałożyciel Zespołu Reprezentacyjnego (od 1983, sześć płyt) oraz dylan.pl (od 2014, jedna płyta), specjalizującego się w wykonywaniu przekładów piosenek Boba Dylana. W Biurze Literackim ukazały się przetłumaczone przez niego książki Dylana: Duszny kraj (2016) oraz Tarantula (2018), Patti Smith: Tańczę boso i Nie gódź się oraz Salvadora Espriu Skóra byka. Mieszka w Warszawie.

Xavier Farré Vidal

Urodzony w 1971 roku. Poeta i tłumacz z języka polskiego oraz słoweńskiego na hiszpański i kataloński. Przekładał m.in.: Czesława Miłosza, Adama Zagajewskiego, Zbigniewa Herberta, Tomasza Różyckiego, Olgę Tokarczuk. Pracuje na Uniwersytecie Jagiellońskim. Autor pięciu tomików poezji i zbioru esejów. W 2015 r. ukazała się antologia jego wierszy w przekładzie na język polski - Kompas na śniegu.

Powiązania