Powieść o nas
recenzje / ESEJE Filip ŁobodzińskiImpresja Filipa Łobodzińskiego na temat prozy Krystyny Czarneckiej, wyróżnionej w ramach projektu „Pracownie otwarte prozą 2023”.
WięcejRozmowa Xaviera Farrégo Vidala z Filipem Łobodzińskim, towarzysząca wydaniu książki Salvadora Espriu Skóra byka, w tłumaczeniu Filipa Łobodzińskiego, która ukazała się nakładem Biura Literackiego 4 maja 2020 roku.
Xavier Farré Vidal: Poezja katalońska XX wieku ma kilka bardzo ważnych nazwisk, nie przypadkiem okres ten jest nazwany srebrnym wiekiem (i nawet chyba byłby bardziej niż srebrny). Salvador Espriu należy do ścisłej czołówki tych twórców, choć też czasem jest wysłany do czyśćca, jak każdy wielki autor, który pisał w przyszłości. Chciałbym zapytać o to, czemu wybrałeś jego wiersze.
Filip Łobodziński: Wybór był oczywisty z kilku powodów, ale żaden nie zaważył w takim stopniu, jak moje studia. Na warszawskiej iberystyce dość szybko, bo już na pierwszym roku, kiedy dopiero poznawałem hiszpański, zetknąłem się z poezją katalońską. Zaczęło się od piosenek Lluisa Llacha, które miałem w przyszłości sam też tłumaczyć i śpiewać z Zespołem Reprezentacyjnym, ale nasz wykładowca literaturoznawstwa Carlos Marrodán przy okazji pokazywania nam XX-wiecznej poezji w języku kastylijskim zaczął nam też podsuwać wiersze Salvadora Espriu i Pere Quarta. Parę lat potem, podczas stanu wojennego, wiosną 1982 roku Koło Naukowe Iberystów zaprezentowało na warszawskiej polonistyce program poetycko-muzyczny, który zdominowały piosenki Llacha i Raimona oraz wiersze Espriu. Przekładał jej wówczas głównie Carlos, miał słownik katalońsko-kastylijski – ale parę wierszy przełożyli studenci, czyli my. I to z tamtych czasów wzięło się moje głębokie przekonanie, że Espriu to kataloński poeta numer jeden. Zresztą niemal wszystkie wiersze, które wówczas czytaliśmy, znalazły się też w tej antologii – ale tym razem w moim przekładzie.
Antologia przedstawia bardzo dobrze pierwsze dwa wątki poetyckie Salvadora Espriu – refleksja nad śmiercią i refleksja nad odpowiedzialnością moralną. Jaka jest historia antologii?
Bodajże 20 lat temu „Literatura na Świecie” zwróciła się do mnie z propozycją przełożenia sporej liczby wierszy katalońskich, w tym autorstwa Salvadora Espriu. Wtedy odmówiłem. Uznałem, że skoro katalońskim nie władam na tyle, by móc się nim porozumiewać, to tym bardziej nie zdołam wyłowić tego, co w literaturze często stanowi o jej smaku – rozmaitych przypraw, odcieni, stylizacji, aluzji i persyflaży. Z kolei w zeszłym roku Biuro Literackie dopinało program serii klasyków poezji europejskiej, szczególnie z mniejszych języków. Salvador Espriu był niemal automatycznym wyborem reprezentanta Katalonii. Ale nadal byłem przekonany, że nie dam rady, że tu trzeba kogoś, kto zapachy katalońskie rozpoznaje niemal przez sen. A jednak – potwierdziła się anegdota z początków kariery wspomnianego Carlosa Marrodána: gdy zaniósł swój przekład SzczeniakówMaria Vargasa Llosy, przyjęła go pracująca w wydawnictwie wytrawna tłumaczka Cortázara Zofia Chądzyńska. Przeczytała i spytała: „Długo pan mieszkał w Peru? Bo ja bym nie potrafiła tłumaczyć Cortázara, gdyby nie to, że spędziłam sporo czasu w Buenos Aires”. A Carlos w tym czasie jeszcze ani razu nawet w Hiszpanii nie był… To tak jak z zawodami, przy których kalectwo nie przeszkadza. Espriu okazał się autorem tak uniwersalnym, że jego silna katalońskość nie przeszkodziła w wyłowieniu tego, co ważne pod każdą flagą i szerokością geograficzną. Ale zanim powiedziałem Biuru Literackiemu „tak”, zajrzałem do teczki ze starymi przekładami poezji. Znalazłem tam cztery krótkie wiersze – i od razu wiedziałem, że trzeba je poprawić albo przełożyć na nowo. A skoro tak…
Jakie są kryteria, którymi się kierujesz podczas układania antologii? Na samym początku jest jeden wiersz z książki El caminant i el mur, a zamykasz antologię innym wierszem z tej samej III sekcji tejże książki. Oba wiersze funkcjonują jako rama. W środku są zaś w całości książki Cementiri de Sinera i Les hores. Te dwa tomy razem z El caminant i el murstanowią trzon pięcioksięgu: Cykl śmierci Salvadora Espriu, a po nich jest też w całości książka Skóra byka, która de facto należy do innej epoki, a nawet innej estetyki w twórczości autora.
Nie miałem wątpliwości, że taka książka bez Skóry byka po prostu nie ma sensu. A gdy przeczytałem pierwszy raz w całości ten poemat, uznałem, że dopiero właśnie w pełnym kształcie ma należytą wymowę. Niektóre psalmy-pieśni ze Skóry funkcjonują jako odrębne wiersze, także w Katalonii – ale dzieje się to ze szkodą dla innych, które są tak silnie splecione z całością, że trudno je ekstrahować. Stąd plan: cała Skóra. I zobaczymy, czy to ułoży się w całość tomu. W końcu miałem w domu La piel de toro, czyli wersję Santosa Hernandeza, więc integralność poematu była dla mnie oczywista. Początkowo planowałem skomponować książkę ze Skóry i wybranych wierszy z innych tomów. Niejako przy okazji przełożyłem Assaig de càntic en el temple (Próbę kantyku w świątyni), który pamiętałem właśnie ze studiów, bardzo pasował wtedy do Polski czasu stanu wojennego. Nie pamiętam, kto ją wówczas przełożył, tytuł brzmiał Próba hymnu w świątyni.
Po dwóch miesiącach pracy miałem gotową Skórę, ale już zdążyłem poczytać wiersze z cyklu Cementiri de Sinera (Cmentarz Sinery), już miałem przecież – gorzej czy lepiej, ale jednak – przetłumaczone cztery wiersze z tomu Les hores (Godziny). Wybrać cokolwiek z tych dwóch cyklów to było jak dać życie jednym, a inne skazać. Cmentarz jest zresztą wędrówką, w której narrator najpierw zbliża się do cmentarza, potem idzie między grobami, by w końcu przemawiać z wnętrza jednego z nich. To musiało też iść w całości. Ale dopiero pod sam koniec pracy wyklarowało mi się, że wszystkie trzy książki oryginalne pójdą chronologicznie, a te dwa wiersze luźne posłużą jako ramy – pierwszy wprowadza ton, gorzki i emocjonalny, drugi jest rodzajem podsumowania, z nutą autoironiczną.
Myślisz, że te dwie linie w poezji Salvadora Espriu – linia metafizyczna i linia poezji bardziej społecznej (która w Hiszpanii przejęła nazwę poezji realizmu społecznego – social realism, która jak wiadomo nie ma nic wspólnego z socrealizmem) są bardzo oddalone w jego twórczości?
Człowiek jest istotą tak złożoną, że czasem nie sposób zrozumieć niektóre nasze zachowania czy decyzje. A przecież niekiedy bardzo odmienne czyny i słowa pochodzą od tego samego człowieka. I tak samo jest z twórczością. Jeśli Espriu tworzył wiersze mocno metafizyczne, będące rozmyślaniami o umieraniu, a także utwory z napiętą struną społeczną i polityczną, czy to znaczy, że był twórcą rozszczepionym, niespójnym? Dla mnie jest oczywiste, że jakkolwiek różne mogą być cykle Cmentarz Sinery i Skóra byka, wyszły spod ręki tego samego człowieka. To on je spaja, łączy w jedną spuściznę. A przecież wiemy, że Espriu pisał też utwory otwarcie satyryczne, jak niektóre utwory z Les cançons d’Ariadna. To wciąż ten sam autor. Dlatego nie sądzę, by te dwa wspomniane przez ciebie nurty były odległe. Czasem masz ochotę na wino, czasem na herbatę. Czasem na ćwiczenie gimnastyczne, czasem na lekturę. Czy to cię czyni niekonsekwentnym albo rozdwojonym?
W kontekście poezji europejskiej, jakie miejsce miałaby według Ciebie twórczość Salvadora Espriu, a w szczególności cały Cykl śmierci?
Nie śmiem wygłaszać tu ugruntowanych tez na ten temat, bo nie jestem badaczem historii poezji. Mogę tylko odbierać pewne tony, które do mnie trafiają, próbować je zebrać w jakiś wspólny akord. Poezja, zwłaszcza gdy czytam ją sobie na głos, wywołuje we mnie także reakcje fizjologiczne czy chemiczne. I podobne reakcje widzę u siebie przy lekturze Espriu, co przy utworach T.S. Eliota czy nieco wcześniejszych Rilkego i Kavafisa, a z polskich poetów – przy wierszach Józefa Czechowicza, Józefa Wittlina czy późnych utworach Leopolda Staffa. Myślę, że możemy tu mieć do czynienia z omenem, piętnem ostateczności, doświadczeniem lub antycypacją katastrofy, świadomością ulotności i wiotkości naszych planów oraz w ogóle egzystencji. Zaprzeczenie poezji witalnej.
Czy polski czytelnik mógłby mieć trudności w rozumieniu wszystkich odniesień w dziele Espriu? Tu chodzi mi raczej o całą symbolikę we wcześniejszych tomikach, a także dotyczy odniesień społecznych i historycznych w Skórze byka.
Wierzę, że niezależnie od tego, czy czytelnicy polscy wychwycą lub przeczują symbole i aluzje, dotrze do nich istota tej twórczości – pod warunkiem oczywiście, że zdołał ją im przedstawić polski tłumacz. Bo przecież nie będą czytać słów napisanych przez Espriu, tylko słowa napisane przeze mnie. Czytelnicy pokładają z musu wielkie zaufanie w tłumaczach i potem, dyskutując o przetłumaczonych książkach, mówią o ich autorach, choć czytali słowa napisane przez tłumaczy. Ale wydaje mi się, że ta symbolika jest w dużej mierze czytelna. A na wszelki wypadek, po pierwsze, dołączyłem na końcu objaśnienia najistotniejszych dla mnie zagadkowych słów czy wyrażeń, jak Sinera, cyprys czy Golah; po drugie zaś książkę wieńczy obszerny esej wybitnej znawczyni tej problematyki, pani Anny Sawickiej, która sama też przekładała Espriu. Z takimi przyjaciółmi poezja Espriu nie będzie polskim czytelnikom straszna. Byleby tylko chcieli go czytać, bo według mnie to poezja również na dzisiejsze czasy i na dzisiejszy stan świadomości. Niektóre psalmy Skóry byka znakomicie czytają się dzisiaj po polsku, na przykład psalm XVII o starym Jehudi to przypowieść o naszym mieście w XXI wieku, w czasach turbulencji związanych z migracjami, z rozwarstwieniem społecznym, z pomieszaniem wiary w transcendencję z wiarą w technologię itd. Espriu mówi dziś do nas – o nas.
Jakie są trudności w tłumaczeniu wierszy i tonu Salvadora Espriu? To dotyczy spraw formalnych i też wynikających z doboru słów. Espriu na przykład używa bardzo specyficznego wersu sześciozgłoskowca, a w Twoich wersjach głos Espriu i rytm znakomicie brzmią.
Nasze języki bardzo się różnią pod względem struktury – kataloński ma dużo słów jednosylabowych, umie więc skondensować dużo treści na małej przestrzeni, nie stając się językiem lapidarnym. Do tego dochodzi tak częsta w poezji Półwyspu w ogóle predylekcja do tego, by dłuższym wierszem rządził jeden rym lub asonans. Polszczyzna, w której nie mamy tylu sensownych słów jednosylabowych (niebędących zaimkami czy przyimkami), musi się tu potknąć, udławić. Dlatego niekiedy decydowałem się na wydłużenie wersów – za to konsekwentnie, z 6 sylab robiłem 7, z 10 – 11 czy 12, a z wersów oksytonicznych powstawały niekiedy paroksytoniczne. To dopuszczalny zabieg, zwłaszcza że słowa zakończone sylabą akcentowaną (lub jednosylabowe) często historycznie są słowami paroksytonicznymi, tylko z utraconą ostatnią sylabą.
Odrębną sprawą jest fonetyka – tu niewiele się poradzi, polszczyzna ma swoje środowisko dźwiękowe i na oddanie brzmienia katalońskiego nie ma co robić sobie nadziei. Ale paradoksalnie – to lepiej, bo właśnie dla mnie jest to korzyścią, że Espriu nagle zaczyna przemawiać naszymi frykatywami i sybilantami. To mu dodaje uniwersalności.
Niekiedy miałem też kłopoty z czasami gramatycznymi – Espriu potrafi jednym tchem używać czasu teraźniejszego i przeszłego, a i z tymi przeszłymi postępuje dosyć swobodnie, zwłaszcza gdy używa czasu ciągłego, a z kontekstu wynika czynność jednorazowa, i na odwrót. Musiałem nauczyć się ufać domysłowi, a przestać trzymać się kurczowo rygorów logiczno-gramatycznych. To poezja, a nie sprawdzian w szkole.
Co do trudności pojęciowych – tu musiałem zaufać intuicji (i kilku specjalistom, których podczytywałem, gdy było szczególnie trudno). Przekład to sztuka polegająca na wyborze odczytania. Decydowałem się na jakiś trop i szedłem wyznaczoną sobie ścieżką interpretacji. Wydaje mi się, że w całości te moje wybory tworzą spójny obraz świata Espriu. Ale nie mam nic przeciwko temu, by kto inny odczytał te poezje po swojemu i opublikował przekłady radykalnie inne, ukazujące Espriu jako zupełnie odmiennego twórcę. Bo dobrzy twórcy mają do siebie to, że się mienią różnymi kolorami, są migotliwi.
Czy tłumaczenie twórczości Salvadora Espriu będzie miało ciąg dalszy? Nie pytam tylko o wiersze, ale też o książki prozatorskie, o opowiadania, w których Espriu używa bardzo konkretnego języka, jednego z najbardziej wyrafinowanych w literaturze katalońskiej XX wieku, a nawet o teatr. Chciałbyś przetłumaczyć jeszcze konkretny tomik Espriu?
Kusi mnie oczywiście jego poezja – marzyłbym, by Final del laberint i Llibre de Sinera mogły wyjść w moim przekładzie, może też Setmana Santa. Porusza mnie właśnie taka dłuższa opowieść poetycka, podzielona na drobniejsze elementy. Z prozą, dramatem czy innymi formami pisarstwa Espriu na razie bym się nie mierzył, bo nie czuję się na siłach. Ale mam też świadomość, że gdy ukazuje się na polskim rynku pierwsza książka z dziełami Espriu, o którym przedtem w Polsce właściwie się – jakże niesłusznie – nie mówiło, to kolejna wyjdzie nieprędko. Chyba że wywoła takie zainteresowanie, że wydawcy rzucą się na to „nowe” nazwisko. Doświadczenie podpowiada mi, że obecna książka pozostanie na jakiś czas jedynym polskim Espriu. Obym się mylił.
Dofinansowano ze środków Instytutu Ramona Llulla.
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, uzyskanych z dopłat ustanowionych w grach objętych monopolem państwa, zgodnie z art. 80 ust. 1 ustawy z dnia 19 listopada 2009 r. o grach hazardowych
Ur. w 1959 r. Iberysta, dziennikarz, muzyk i tłumacz z języków: angielskiego, francuskiego, hiszpańskiego, katalońskiego, portugalskiego oraz ladino. Laureat Nagrody Instytutu Cervantesa w Warszawie w 2005 r. za najlepszy przekład literacki. Przez lata pracował jako dziennikarz (TVP, Polsat News, Trójka, Inforadio, „Non Stop”, „Rock’n’Roll”, „Machina”, „Przekrój”, „Newsweek”), a obecnie współprowadzi program telewizyjny „Xięgarnia”. Współzałożyciel Zespołu Reprezentacyjnego (od 1983, sześć płyt) oraz dylan.pl (od 2014, jedna płyta), specjalizującego się w wykonywaniu przekładów piosenek Boba Dylana. W Biurze Literackim ukazały się przetłumaczone przez niego książki Dylana: Duszny kraj (2016) oraz Tarantula (2018), Patti Smith: Tańczę boso i Nie gódź się oraz Salvadora Espriu Skóra byka. Mieszka w Warszawie.
Urodzony w 1971 roku. Poeta i tłumacz z języka polskiego oraz słoweńskiego na hiszpański i kataloński. Przekładał m.in.: Czesława Miłosza, Adama Zagajewskiego, Zbigniewa Herberta, Tomasza Różyckiego, Olgę Tokarczuk. Pracuje na Uniwersytecie Jagiellońskim. Autor pięciu tomików poezji i zbioru esejów. W 2015 r. ukazała się antologia jego wierszy w przekładzie na język polski - Kompas na śniegu.