debaty / ankiety i podsumowania

Otoczenie gór zmienia optykę samopoczucia

Robert Rybicki

Głos Roberta Rybickiego w debacie „Ludzie ze Stacji”.

strona debaty

Ludzie ze Stacji: wprowadzenie

Nie wiem, po co mam pamięć; nawet na niej nie zara­biam.

W Legni­cy na For­cie nie byłem ni razu, prze­mkną­łem przez kra­jo­braz sza­rych, sypią­cych się kamie­nic tyl­ko w 2005 roku, gdy wyjeż­dża­łem z kra­ju, by sobie polep­szyć los na Wyspach Bry­tyj­skich jako robot­nik nie­wy­kwa­li­fi­ko­wa­ny, oraz w 2008 roku, gdy stam­tąd wra­ca­łem, by sobie znów pogor­szyć los w Pol­sce jako czło­wiek lite­ra­tu­ry.

We Wro­cła­wiu na Por­cie byłem parę razy, może pięć, nie pamię­tam. Snu­łem się z poeta­mi ślą­ski­mi albo Kon­ra­dem Górą, sypia­łem naj­czę­ściej na CRK lub Wagen­bur­gu. Z regu­ły byłem nie­trzeź­wy, więc nie będę tu uwia­ry­god­niał swo­ich wspo­mnień, na przy­kład tego, że przy­tar­ga­łem Toma­sza Puł­kę na Wagen, weszli­śmy na teren, a tam nas oto­czy­ło dzie­sięć psów i, szcze­ka­jąc, zasza­cho­wa­ło jaką­kol­wiek moż­li­wość ruchu. Musie­li­śmy się wyco­fać, powo­li, z roz­wa­gą, na jaką stać pija­nych ludzi; ze skło­to­wy­mi psa­mi nie ma żar­tów.

W Stro­niu jakoś pamięt­niej, to w koń­cu nie­daw­no.

Jeśli we Wro­cła­wiu towa­rzy­stwo się roz­pierz­cha­ło po wszel­kich knaj­pach i restau­ra­cjach, to w Stro­niu nie ma takiej moż­li­wo­ści; zni­ka balast „wiel­ko­miej­skie­go” zgieł­ku, szpa­no­wa­nia, jest jakaś auto­no­mia, nie ma też tego roz­bie­ga­nia śro­do­wi­sko­we­go po knaj­pach „wiel­ko­miej­skich”, moż­na się sku­pić bar­dziej, sku­pić na spo­tka­niu z dru­gim czło­wie­kiem.

Dla mnie już samo oto­cze­nie gór zmie­nia opty­kę samo­po­czu­cia. Inne powie­trze. Inna zaba­wa. Lubię sobie iść tą krę­tą dro­gą pro­wa­dzą­cą z Czar­nej Góry do Stro­nia, wzdłuż cie­cze sobie stru­mień, sły­szę jego szum, dooko­ła wzgó­rza, lasy, jeśli to począ­tek wrze­śnia, jesz­cze zie­lo­ne.

Gdy już sze­dłem parę kilo­me­trów, zawsze zatrzy­mał się ktoś, żeby mnie zabrać. Ludzie nie rozu­mie­ją, że gdy idę, idę swo­im ryt­mem, rzecz­ka szu­mi, a jak już mi poma­ga­ją, wcią­ga­ją do tych dup­nych bla­sza­nych pudeł, typu auto­bus albo jakiś samo­chód oso­bo­wy, to potem jestem w ryt­mie sil­ni­ka, to nie jest już mój rytm, rytm cho­du. Z całym sza­cun­kiem dla dobrych, miłych gestów, mię­dzy inny­mi Mar­ty Pod­gór­nik, któ­ra zatrzy­ma­ła auto­bus, żeby pan kie­row­ca mnie pod­wiózł.

Dla­te­go pro­szę, aby nikt mnie nie pod­wo­ził z Czar­nej Góry do Stro­nia Ślą­skie­go w roku 2020, bo chcę iść swo­im ryt­mem i słu­chać ptasz­ków. I nie wiem, czy to „dla­te­go” jest na wła­ści­wym miej­scu.

 

Dofi­nan­so­wa­no ze środ­ków Mini­stra Kul­tu­ry i Dzie­dzic­twa Naro­do­we­go pocho­dzą­cych z Fun­du­szu Pro­mo­cji Kul­tu­ry

>Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

O AUTORZE

Robert Rybicki

Urodzony w 1976 roku. Poeta, tłumacz, happener, były redaktor pisma artystycznego „Plama” w Rybniku oraz polskiego tygodnika „Nowy Czas” w Londynie. Autor siedmiu tomów poetyckich: Epifanie i katatonie (2003), Motta robali (2005), Stos gitar (2009), Gram, mózgu (2010), masakra kalaczakra (2011), Dar Meneli(2017) wyróżniony Górnośląską Nagrodą Literacką „Juliusz” oraz POGO GŁOSEK (2019). W 2018 roku w Biurze Literackim ukazał się zbiór jego wierszy Podręcznik naukowy dla onironautów (1998–2018). Mieszka w Krakowie..