Szkło
Ernő Szép
Łukasz Woiński
Fragment książki Ernő Szépa w tłumaczeniu Łukasza Woińskiego. Prezentacja w ramach projektu „Tłumacz z uczelni 2019”.
Wprowadziliśmy się tam w sobotę wieczorem. I co, proszę uprzejmie, wydarzyło się pierwszego dnia? Tuż przed północą. Zdążyłem już zasnąć, tacy byliśmy zmęczeni całodzienną bieganiną przy przeprowadzce. A tu nagle wyją syreny alarmowe, zrywamy się z łóżek, pędzimy do schronu; zbiegliśmy dwa czy trzy stopnie, wtem rozlega się potężny huk, zewsząd słychać brzęk tłukącego się szkła. Kobiety piszczą, dzieci płaczą w ciemnościach, nieporadnie zbiegając po schodach; jedni popychają drugich, przewracają wymacujących drogę chorych i starców o laskach, ci przewracają się i z jękiem staczają się ze schodów, szczęście, że nikt nie połamał żeber. Siedzimy w schronie ze dwie godziny. Wracamy do mieszkania, całego aż widnego od światła księżyca, no jasne, zerwała się żaluzja; na wełnianych wzorzystych dywanach z Torontalu, na parkiecie pomiędzy nimi, pełno błyszczących drobinek szkła. W naszym pokoju były wielkie, szerokie na całą ścianę dubeltowe okna, wszystkie szlag trafił. Wszędzie, dosłownie na wszystkim, leżało potłuczone szkło, na stole, na krzesłach, na kołdrach, na poduszkach i prześcieradłach. Potężne, długie drewniane żaluzje tworzyły w powietrzu dziwaczne wygibasy, jak gdyby tańczyły z radości. Naszą część mieszkania od jego drugiej połowy oddzielała przeszklona ściana: tam też na podłodze leżało morze potłuczonego szkła. Wlatujące kawałeczki szyb porozcinały poduszki i puchowe kołdry. Chyba do wpół do siódmej rano sprzątaliśmy je z dywanów, podłogi, stołów, krzeseł i łóżek. A i tak jeszcze dwa miesiące później spomiędzy włókien dywanów i ze szpar w parkiecie mrugały do nas zalotnie szklane drobinki. Ze wszystkich okien i przeszklonych ścian powylatywały szyby. Jedna z bomb spadła tuż przed samą bramą, nie można było wyjść z kamienicy ani wejść do środka, nim nie uprzątnięto z chodnika gruzu i szkła. Na szczęście było lato, mogliśmy wytrzymać bez szyb. Tyle że wieczorami nie można było zapalać światła, bo nie mieliśmy jak zasłonić okien. Przez całe lato cierpiałem pozbawiony wieczornej lektury (dopiero w końcu sierpnia właściciel przysłał ludzi, żeby wstawili szyby i naprawili żaluzje). Tamtego lata w bezksiężycowe noce nauczyłem się jeść po ciemku; wieczorem nie spożywaliśmy gorącej kolacji; wszystkiego szukałem po omacku, łyżki, widelca, noża i stojącego na stole jedzenia. Sztućcami posługiwałem się w sposób absolutnie bezgłośny, nie chcąc przeszkadzać śpiącym współmieszkańcom i rodzeństwu. Papierosy skręcałem po ciemku, do czego mam zresztą wrodzony talent. Podczas kampanii serbskiej, przemierzając lesiste wzgórza, zatrzymaliśmy się na noc w Maczwie. W deszczu, na koniu ślizgającym się po grząskiej glebie, z wodzami zawiązanymi na przegubie popisywałem się przed oficerami sztabowymi, skręcając papierosy o tak idealnym kształcie, jakby kupiono je w trafice. Większych czynów bojowych nie dokonałem. Przy ulicy Preszburskiej, żeby zapalić sobie po kolacji, musiałem wykradać się na palcach do spiżarni, gdzie nikt nie był w stanie dostrzec ogieńka. Po wpół do dwunastej, pozbawiony możliwości czytania, przez godzinę, czasem półtorej, spacerowałem jeszcze po balkonie ponad niemym, zszarzałym miastem. Wzdłuż balkonu można było zrobić dziewięć kroków, jeśli nie były zbyt zamaszyste. Nie wiem, ile razy zawracałem, powiedzmy w ciągu godziny, dla ponownego postawienia tych dziewięciu kroków. Naprzeciw majaczyła Wyspa Małgorzaty, ale wówczas unikałem jeszcze zerkania w jej kierunku i spoglądałem w niebo oraz na wodę, Zamek czy na Górę Gellerta. W pierwszych dniach, gdy widziałem z balkonu albo przez okno moją ukochaną, zieleniejącą mi przed oczami wyspę, po prostu pękało mi serce. Jak już powiedziałem, do kolacji zasiadałem późno, około dziesiątej. Wpół do jedenastej na naszym piętrze, u pana dyrektora V., zbierały się nocne marki, panie i panowie, posłuchać węgierskiej rozgłośni z Londynu. W tamtym położonym głębiej pokoju mogło palić się światło. Dyrektor od dawien dawna mieszkał w tej kamienicy i był sąsiadem, a nawet przyjacielem barona D., Austriaka nienawidzącego Rzeszy. Od kiedy osobom żydowskiego pochodzenia zabroniono posiadania radia, dyrektor V. słuchał Londynu u barona. Na wieczorną audycję zabierał papier i ołówek i sporządzał stenogram. Baron nie zapraszał więcej gości, bo cała sprawa mogłaby się wydać. Następnie dyrektor V. wracał do siebie i odczytywał nam zapis audycji. Muszę przyznać, że ta wieczorna namiastka Londynu bardzo dobrze nam robiła. Około jedenastej, kiedy panowie już pogawędzili na temat aktualnej sytuacji, na palcach wracaliśmy do siebie. Czołem, dobranoc.
O autorach i autorkach
Ernő Szép
ur. w 1884 r. Węgierski poeta, powieściopisarz, dziennikarz i dramaturg. W czasie pierwszej wojny światowej pracował jako sanitariusz i korespondent, gdzie ukształtowały się jego przekonania pacyfistyczne. Największą popularność przyniosła mu secesyjna powieść Lila akác (1919), w której starał się utrwalić atmosferę przedwojennego Budapesztu z jego bujnym życiem towarzyskim. W latach dwudziestych stał się popularnym autorem sztuk teatralnych, w których dokonywał krytyki stosunków społecznych, w groteskowy sposób przedstawiając klasę zubożałego ziemiaństwa. W 1944 r., wraz z wprowadzeniem ustaw antyżydowskich i przejęciem władzy na Węgrzech przez faszystów, musiał opuścić swoje mieszkanie na Wyspie Małgorzaty i trafił do obozu pracy przymusowej. Zapisem tych doświadczeń jest wydana w 1945 r. powieść dokumentalna Woń człowieka, wydana dopiero w 1984 r. Zmarł w nędzy w 1953 r.
Łukasz Woiński
ur. w 1988 r. Absolwent polonistyki i hungarystyki na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz studiów podyplomowych w Budapeszcie w zakresie tłumaczeń literackich. Obecnie doktorant na Wydziale Filologicznym UJ. Zajmuje się problematyką widmowości w węgierskiej literaturze modernistycznej oraz pograniczem kulturowym w Siedmiogrodzie. W 2014 r. za przekład opowiadania Istvána Örkénya zdobył główną nagrodę w zorganizowanym przez Instytut Balassiego konkursie translatorskim. W druku ukazały się jego przekłady tekstów Ernő Szépa, Tibora Déryego czy Pétera Esterházyego. Uczestnik licznych warsztatów i projektów przekładowych (m.in. József Attila Kör Literary Translation Camp 2016, Hungarian Contemporaries – a literary tour of Poland 2017, József Attila Kör PL/HU Translation Workshops 2019, Pracownia przekładowa Stacji Literatura 24, PesText-FISZ Literary Translation Workshops 2019, PRAE Literary Translation Camp 2019). Mieszka w Budapeszcie.