Cześć, Nino! Po pierwsze chciałabym Ci jeszcze raz pogratulować. Niesamowicie się cieszę na tą rozmowę, czytania na Stacji oraz antologię. Uznaję „Połów” za jedną z niewielu akcji w 2020 r., które nie skończyły się katastrofą. A Tobie jak mija ten przeklęty rok?
Z jednej strony, zapewne A, mam nieodpartą chęć przyznania się do w gruncie rzeczy świetnego roku: jest „Połów”, są studia, Wielka Emigracja. Gdzieś w odmętach strony B znajdziemy jednak stary prog-rockowy track o wdzięcznym tytule: „siostro, niechaj, bo cień jesteś i mówisz do cienia”. Pewne jest to, że sporo się zmieniło, od wszelkich transformacji jestem uzależniona, a chaos w moim przypadku działa z reguły in plus.
Pewnie spodziewałaś się tego tematu, ale bardzo trudno go nie poruszyć, biorąc pod uwagę fakt, że w tegorocznej antologii „Połowu” znajdą się trzy osoby urodzone w latach dwutysięcznych. Jak widzisz przyszłość tej najmłodszej poezji? Co Cię w niej ekscytuje, a co martwi? Czy nasze głosy układają się w jakiś wspólny przekaz?
Po pierwsze, ja i tak już czuję się fatalnie stara z tymi dwudziestoma latami na karku, i mówię to tym razem bez cienia ironii, zgoła wszechobecnej w poezji i internecie, czyli w większości sfer, w których się jako tako poruszam. Ale to już oklepany temat. Tak czy siak, może dlatego trudno jest mi jednak się identyfikować z „młodą poezją”, nie wspominając o tym, że ja i poezja uprawiana w sensie aktywnym to chyba tak średnio. Nie vibuję do idei bycia nazywaną poetką, do tworzenia poezji. W przekazy absolutnie nie wierzę. Poprawka: wierzę, choć tylko jako w fenomeny, ot tak, paranoidalnie: przekaz tu, przekaz tam, wszędzie szum, a powieki ciężkie. Od wspólnot stronię, przynajmniej w życiu, hmmmm… publicznym? (Temacik „Na ile działalność artystyczna liczy się jako aktywność publiczna?” zostawiam na dyskusję w innej linii czasowej. Poza tym, przypominam, że ja przecież w ogóle żadnej działalności nie prowadzę. Szum, paradoks.)
Swoją drogą, wydaje mi się, że można dostrzec w moich pisankach złogi dosyć konserwatywne. Forma. A że temat potrafię sobie obrać mniej czy bardziej „społeczny”? Champagne socialism, z lubością praktykowany.
Ale jak to czujesz się staro, skoro, przynajmniej w moich oczach, jesteś uosobieniem kultury internetowej? Boomerką zdecydowanie bym Cię nie nazwała. Z kim vibujesz ‒ millenialsi? Gen Z? Takie pokoleniowe doświadczenia to chyba właśnie to, co nas ukształtowało.
Z utożsamianiem się jakimkolwiek jest tak, że wygląda, jakbym chciała, ale niezbyt mogła. Millenialsi to już jedną nogą w grobie są, zaś łatka Gen Z, pokoleniowość w ogóle, w naszym pięknym kraju nosi znamiona geograficzno-klasowe. I weź tu, człowieku, się identyfikuj, gdy nic się nie skleja: wieś mazowiecka, podwórko z trzepakiem, trochę patowspomnień, gorzka nostalgia na gramy, a pierwszy prawdziwy telefon w 2k…13? 14? Za to potem! Potem wyszły różnice w użyciu angielszczyzny, ułatwiony dostęp do zagranicznych treści, niezachwiany fakt biblioteczny w domu, i w koło Macieju. Coming out tylko jakiś późny, bo polski i stłamszony, zupełnie nie #2020.
W Twoich wierszach czuć silne wpływy anglosaskie i zastanawia mnie, jak to się łączy z Twoimi zainteresowaniami, studiami oraz tym, jaka jesteś. Dlaczego pociągają Cię akurat te klimaty i skąd się to wzięło?
Każda babcia strasząca młodzież zniszczeniem sobie główki internetem ma na myśli mój los. Sądzę, że to odpowiada na „klimaty, inspiracje, autocharakteryzację”. Studia i to, co wystukam, to zbiory rozłączne.
Na Stacji Literatura 25 na warsztatach „Połowu” znaleźliśmy sobie świetną zabawę w pytanie innych uczestników o to, kto jest ich dziadersem. Ciebie, niestety, nie miałam okazji zapytać, ale bardzo chętnie teraz usłyszę, jaką pisarkę lub jakiego pisarza podziwiałaś na początku swojej przygody z literaturą, a teraz trzymasz na dystans? A może w ogóle nie uznajesz kategorii dziadersa lub rozumiesz ją inaczej?
Sama sobie dziadersem trwam.
Okej, to skoro nie dziadersi, to może zapytam, kto Cię aktualnie jara w poezji? Kogo czytasz, kogo darzysz największym szacunkiem?
I miałam sen, sen żmudny a bogaty: awatar Andrzeja Sosnowskiego, żywcem wzięty z Twin Peaks, szepcze mi coś do ucha. Tak było po pierwszym spotkaniu „Połowu” online. Planowałam wycofanie się, bo w sumie to sobie i tak tylko pogrywamy z tym pisaniem; myśli niecne mnie naszły, w nocy znowuż objawienie. Tło dla postaci wspaniałe.
W Twoich tekstach pełno jest slangu, nazw własnych i odwołań do aktualnych wydarzeń lub tekstów kultury. Zresztą po tytule „Found Footage” czytelnik już chyba mimowolnie oczekuje, że będziesz, znajdywać, podsłuchiwać, może nawet kraść. Jaką rolę ma dla Ciebie tego typu zbieractwo i jak wpływa na Twoją pracę nad wierszem?
O, praca nad wierszem, praca przy wierszu, praca przekopowa pod wierszem bądź obok niego: temat-beka. W tym, że kradnę, jestem zupełnie bezwstydna. Jak już zostało rzucone: tO wSzyStkO pRzEz iNtErNeT. Vaporwave i głęboki sampling, choćby przebiegające w odmętach duszy, gdzie fragmencik przechodzi od groma transformacji, to wciąż vaporwave i głęboki sampling.
(Chociaż, tak między nami, piszącymi i czytelnikami niniejszej rozmowy: mam ciągoty do wiary w bliżej nieokreśloną, zapewne bezkształtną istotę o przydomku drag Artystyczna Opatrzność. Że nade mną nie czuwa, bo ktoś się przestraszył oczka Illuminati, chlip, chlip, są sprawy ważniejsze, byle się zbawić).
„odradzać się w latach neutralnych WC
gnać obfite hossy na wycinkę punktów
na ratunek punktów czyścić chemię świętą i wydalać T”
Mikec: dysforia (I)
W Twoich wierszach odbija się echem temat transpłciowości, dysforii płciowej, w ogóle płci samej w sobie. Nie kojarzę żadnej innej poetki czy poety, którzy by o tym głośno mówili, ale może Ty mnie oświecisz ‒ znajdujesz u kogoś te wątki? Czy może naprawdę jest tak źle z reprezentacją, jak mi się wydaje?
Z całą fałszywą skromnością, nie jestem chyba odpowiednią osobą, gdy idzie o nawigację. Zmysł przestrzenny w gruzach, potencja czytelnicza (to jest poetycka) nikła. Płeć natomiast… chyba każdy pisze coś o płci, jak nie swojej, to przeciwnej, jak nie(-)binarnej, to o samym koncepcie. „Coś” bywa mniejsze, większe, czasem mid-key, u mnie, mimo wszystko, rewir „mniejsze”.
Tutaj jednak rzucę erratą i powiem: „OK, OK, jednak coś tam może czytałam”. Ciekawie zawłaszczyła ostatnio tematykę (a może właśnie uspołeczniła, ze środka?) Jos Charles w feeld, biorąc na warsztat zderzenie z historyczną formą angielszczyzny. Wiem, że jest też na rodzimym rynku Ł.K., ale nie miałam okazji zbadać twórczości z bliska.
Akurat w przywołanym przez Ciebie tekście motywy: „dysforia” i „bin Laden” (oraz kilka innych), a raczej ich rozrosty, wtargnięcia w sfery szerzej pojęte, są ustawione w sprzężeniu zwrotnym, tak by mogły mówić coś o sobie nawzajem, walczyć o tę samą podziemną żyłę, jednocześnie się nią dzieląc. I podejście do spraw spod tego znaku preferuję, choć po Sontag wiemy, że ryzyko wślizgu w denną już metaforykę jest cholernie wysokie. Ale ja naprawdę, naprawdę, naprawdę wierzę w odzyskiwanie, jakąś świeżą, zachowującą edge obróbkę, na pewno bardziej niż w wielki śmietnik albo ujednolicenie, pełną normalizację tematów. Tutaj to chyba (ugh, drugi raz już się zdradzam) nie zrobię nic innego, tylko wszystkich zaproszę do poświęcenia kilku chwil kolektywowi Laboria Cuboniks, a najlepiej akceleracjonizmowi jako takiemu. Uff, tak. Ot, trudy reprezentacji konstrukcyjnej.
A co do reprezentacji społecznej ‒ ma swoją wagę, kolosalną wręcz, reprezentacja wielkim narzędziem jest, ale reprezentacja niech na mnie nie siada, bo mnie jeszcze tym ciężarem zgniecie i mi życie rozpierdoli. Widzisz tekst ‒ czytasz tekst, nie psyche, a już zdecydowanie nie błądzisz wzdłuż mojego ciała, bo, mimo szczerych chęci, takie próby są opłakane w skutkach.
Jest jedna rzecz, która mnie w Tobie zaskoczyła ‒ gdy ogłoszono finalistów naszej pracowni większość nazwisk już kojarzyłam lub po szybkim wygooglowaniu mogłam nadrobić lekturowe zaległości. Jednak na zapytanie „Nina Voytala” internet milczy ‒ pojawiłaś się znikąd i zostałaś laureatką najważniejszego konkursu młodopoetyckiego w Polsce. Jak to się stało, naprawdę nigdzie wcześniej nie publikowałaś? Na czym polega Twoja strategia pisarska?
Moja strategia? Obawiam się, że „o czym nie można mówić, o tym trzeba milczeć”. A co do znikąd-pojawienia-się, hmm, co ja mogę osobom szukającym mnie w sieci (zwłaszcza po tym wywiadzie) powiedzieć? „Nie ma co”. Ja się już brałam znikąd kilka razy w życiu, czerpię głęboką satysfakcję z tegoż i w tym „nikąd” planuję też mieszkać na stałe, pomijając okazjonalne wycieczki pod osłoną tekstu. Albo inaczej: jeśli ktoś się chce czegoś więcej o mnie, moim pisaniu dowiedzieć, to, jak to mawiał Papaj Polak, turn on, tune in, drop out. Muzyka, amatorskie produkcje z 00, trochę hauntologii, pasty i ARGs ‒ to jest mój proces/program/wypieszczona praca alienacyjna względem rzeczywistości. A że dysforia na kulturowym kacu to tożsamościowe Dark Souls, Diamentowa Liga czy inna Olimpiada, tym bardziej (gorąco) zachęcam… ech albo co tam.
O strategii naprawdę nie mogę nic powiedzieć z racji celu, który mojemu pisaniu być może przyświeca (być może, gdyż nie doświadczam komfortu, jaki daje „przesieka”). Nie mogę też do zbyt wielu rzeczy się przyznać (czujesz ten rejestr?) przez wzgląd na formę, w którą człowiek zostaje wtrącony przez gdziekolwiek publikowaną rozmowę, wywiad etc. O formie zresztą już wspomniałam (reszty nie dopowiem). Co innego we w pełni prywatnych doświadczeniach. Jednak tu? Tu bliżej nieokreślony stopień performatywnej „pewności siebie”, zasłaniającej prawdziwe zamiary, uważam za potrzebny, czerpiąc przykład ze znamienitej osobistości na scenie muzycznej, świadomie lub nie podważającej jej mechanizmy przez przywrócenie tej czy innej drogi. Gdzieś hen, hen, między Schaffem a Fisherem, zgoła lustrzanym. Też wierzę w chleb.
Ale starczy; garda dobrowolnie opuszczona. Kto ma oczy, niech je odda.
No i co ja Ci mogę po tym wszystkim powiedzieć? Dzięki za rozmowę! Życzę Ci jak najlepiej poetycko i życiowo, do zobaczenia na Stacji!
Ciao!
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury, Dziedzictwa Narodowego i Sportu pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego.