Impossible (sample)
wypluwam deskę przez kamień
ścieram się z butem ze sznurówką wiążę
mam swoje loopy i raczej jazdy
jak szukanie zgub mówienie głupot
miewam uczucia mieszane jak sos
tysiące wysp jeden ocean i dużo snu
coś jak penut’butter’jelly tost
– mogę bo mogę mnożę przez zero.
Lipslide
ze sznurówką wiążę każde zeznanie w noc
białą jak converse.
niebieskie kły chucksa odbierają mi mowę.
wskazany palcem nie puszczam za język pary.
(jak w pętli: pytają milczysz szarpią
sznurówki wyciągną zewsząd
a jeśli chcesz mnie zobaczyć to musisz mieć patent).
Bigspin
rodzę tricki jakbym tyrał łożyska
wszystko się toczy ogień i wódka.
na ekranie mam błoto
a w oczach czas
i czasem przysypiam myśląc o slajdzie.
mam goofy ksywę
mój switch to regular.
afronty na stronie
wolę frontside niż backside.
tu szkło się nie zasklepi
zwięźlej niż zwroty palcem.
daj spokój i weź czas
kiedy w kącie oka jestem lawiną.
Ogień, ziemia, woda, powietrze i kolejność jak zawsze dowolna.
Mam kaszel palacza, w głowie podsklepową czkawkę,
do tego oczy w karo, głupią koronę, na gumce kapelusz.
Pełznę tym szlakiem jak reptile-boy za pensem, ujeżdżam,
co ujeżdżam, i wam nic do tego głupie gnojki, konowały.
Zamek, który dojrzałem, mieni widok na plecy piegawe,
również spaja krój obleśnej sukni-tła w ostrym fiolecie.
W okienkach chatu księżniczki jedzą lody, łuskają pestki,
chleb tostowy, podróże raczej małe, a pokój przechodni.
W bramach ch’opy strudzeni patrzą ot tak przed siebie,
są twardzi, dla mnie to skały, a dla nich: och, codzienność.
Gdy wspomniałaś o przeciągach, nagle pojąłem, jak palić
z bonga, kiedyś to była rozpacz, łapałem buchy jak ćmy.
Manną skrzydła motyli, przygody smak jak baterii liźnięcie.
Tym wiekiem nie zatrzymasz mnie w słoju – wybija szambo.
L’OG Kush
Pachnidło pokoju jest słodką, sztuczną wanilią.
Przytulam drugi litr lodów, mam opuszki w topach.
Jestem w stanie PŁONIE VIRGINNIA, a z nią lasy
i uprawy haszu, kosmiczne znaki, szkiełko puszcza szum.
Powiedz mi Z., co śnisz w zakamarkach i potem pow-
tarzasz jak bajkę o trzech stygnących zupach i jednym widelcu?
Telewizor już działa. Nie widzę sensu, by nie zapalić
i puścić film. Kino francuskie – ciastka i dżuma.
(Miałem na myśli dżem i to wstyd jest się przyznać,
że bardziej pasuje mi drugie. Mam co do tego zdanie
lotne – ostatni ma rację).
Temat płynie jak kryształ.
Yey
Śnię o leżakowaniu, które przesiedziałem w kącie.
Jestem oceanem, a ty boisz się zanurzyć kostki.
Puszczaliśmy kaczki, gdzie kończą się bajki.
Płuczą się beczki i niesie piana.
Faza to plama jak pelikan i znaki wodne.
Klucz to struktura jak błyskawica i zamek.
Mieliśmy pływy i loty.
Mieliliśmy muły i dymy.
Nie przebiłabyś siatki w moich tenisówkach,
w skarpecie kryształ pachnie kompotem
z lodem.
Za 1,5h pod Jubilatem
kiedy podziwiam lustro, którego nie rozumiem.
kiedy pytanie jest problemem wszystkich potrzeb
albo potrzebą wszelkich problemów.
kiedy w galaktyce obok postawili stadion.
kiedy zniszczyli w niej klimat.
kiedy zrobili z niego szpital.
kiedy niebieski wirus jest planetą gazową.
kiedy płaczą oka cyklonu.
kiedy myśl ma 4 ściany.
kiedy chuj mnie obchodzi Europa ojczyzn.
kiedy znowu to cofam, by za chwilę powtórzyć.
kiedy sad to chwastna rajstopa.
kiedy jabłoń daje owoce granatu.
kiedy kwiat ma woń lukrecji, którą nie sposób się najeść.
kiedy kilogram słów waży kilogram.
kiedy każde to minuta.