książki / PROZA

Wszystko dobrze

Maria Krzywda

Fragmenty książki Wszystko dobrze Marii Krzywdy, wydanej w Biurze Literackim 7 marca 2022 roku, a w wersji elektronicznej 31 października 2022 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Zapach pomarańczy

Mat­ka i cór­ka wra­ca­ją z zaku­pów. Nie­fo­rem­ne, wypcha­ne po brze­gi tor­by koły­szą się nad zie­mią w rytm kobie­cych kro­ków. Dziew­czyn­ka ma może z sie­dem lat, nie wię­cej. Ciem­ne kosmy­ki ucie­ka­ją spod wydzier­ga­nej na dru­tach czap­ki, ręka wędru­je do dło­ni mat­ki, doty­ka, cofa się.

Dziew­czyn­ka zaha­cza kola­nem o kar­ton mle­ka, pla­stik wie­lo­ra­zo­we­go użyt­ku rwie się, zaku­py roz­sy­pu­ją się po chod­ni­ku. Kule poma­rań­czy tur­la­ją się we wszyst­kich kie­run­kach, jed­na wpa­da pod koła prze­jeż­dża­ją­ce­go samo­cho­du.

Opo­na sta­re­go mer­ce­de­sa śli­zga się. Męż­czy­zna szar­pie kie­row­ni­cę, klnie, samo­chód odbi­ja na śro­dek dro­gi, wyha­mo­wu­je. Męż­czy­zna odjeż­dża.

Mat­ka i cór­ka zbie­ra­ją zaku­py. Dziew­czyn­ka wkła­da poma­rań­cze w kurt­kę jak w far­tu­szek. Przy­ku­ca, bie­rze owoc w rękę, dokła­da do już zebra­nych, wsta­je, idzie po kolej­ny. Kobie­ta upy­cha do dru­giej siat­ki kar­ton mle­ka, masło, dwa jogur­ty, jaja, ser, sło­ik papry­ki kon­ser­wo­wej. Odsta­wia chwiej­ną kon­struk­cję na chod­nik, opie­ra ją o but, pod­no­si pęk­nię­ty kubek jogur­tu, wyrzu­ca do śmiet­ni­ka, kopie poma­rań­czę, któ­ra nie zmie­ści­ła się w far­tusz­ku z kurt­ki.

– Pod­nieś – mówi i cze­ka, aż dziew­czyn­ka skoń­czy zbie­rać owo­ce.

Kie­dy mat­ka i cór­ka wra­ca­ją z narę­cza­mi zaku­pów do domu, w powie­trzu uno­si się zapach poma­rań­czy.


Słyszę rechot mężczyzn

Jest śro­dek dnia. Sły­szę rechot męż­czyzn. Nie są pija­ni, nie prze­kli­na­ją. Recho­czą. Na kur­wy i alko­hol przyj­dzie czas póź­niej. Pod skle­pem uja­da­ją psy. Ktoś wycho­dzi, uja­da­nie się wzma­ga. Robi się gorą­co, słoń­ce pra­ży z błę­kit­ne­go nie­ba.

Chod­ni­kiem idzie kobie­ta z wóz­kiem, drep­cze za nią rudy jam­nik, język wisi ze star­cze­go pyska. Kobie­ta ma w uszach słu­chaw­ki, nie sły­szy recho­ta­nia. Zatrzy­mu­je się przed skle­pem, przy­wią­zu­je smycz do pło­tu i wcho­dzi z dziec­kiem.

Rechot przy­ci­cha, by za chwi­lę powró­cić ze zdwo­jo­ną siłą. Jest weso­ło. Mija­ją minu­ty, kobie­ty nie ma, męż­czyź­ni recho­czą, pies cze­ka i dyszy. Śli­na kapie na chod­nik. Bra­ku­je cie­nia, upał rośnie.

Na par­king zajeż­dża tak­sów­ka. Para wysia­da z samo­cho­du, on się poty­ka, ona go pod­trzy­mu­je, śmie­ją się, jest im dobrze. Wcho­dzą do skle­pu, w przej­ściu prze­pusz­cza­ją kobie­tę z wóz­kiem, któ­ra pod­cho­dzi do psa z butel­ką mine­ral­nej. Nale­wa wody do pla­sti­ko­we­go kub­ka z Hel­lo Kit­ty, sta­wia przed psem, resz­tę wypi­ja z gwin­ta. Wkrót­ce po jej byt­no­ści zosta­je tyl­ko mokra pla­ma na chod­ni­ku.

Idę dalej. Mija­ją mnie dzie­ci, bie­gną, krzy­czą, jed­no pisz­czy. Wzdry­gam się. W gło­wie dzwo­ni mi śmiech. Upał doskwie­ra coraz bar­dziej, tem­pe­ra­tu­ra spad­nie dopie­ro po zacho­dzie słoń­ca. Nie sły­chać już męż­czyzn, pocho­wa­li się w cie­niu i chło­dzie salo­nów i dużych pokoi.

Wie­czo­rem w powie­trzu uno­si się zapach zwę­glo­nej kieł­ba­sy, tłusz­czu i piwa. Pra­wie sły­chać świersz­cze. Na pla­cu zabaw żarzy się papie­ros. Jeden, dru­gi, trze­ci.

Zosta­wią po sobie śla­dy butów w roz­mia­rze czter­dzie­ści sześć albo osiem; ojco­wie też takie noszą. Pusz­ki wyrzu­cą do śmiet­ni­ka, pety w krza­ki. Powie­dzą dzień dobry, dobry wie­czór i usza­no­wa­nie dziew­czy­nie prze­cho­dzą­cej nie­da­le­ko. Zapy­ta­ją o narze­czo­ne­go, zare­cho­czą. Dobry wie­czór – odpo­wie i pój­dzie dalej.

Męż­czyź­ni rozej­dą się do domów.


Spotkanie

Wra­ca­my od wete­ry­na­rza. Pies jest zmę­czo­ny, idzie wol­no, ostat­nio bolą go sta­wy. Na chod­ni­ku przed nami pła­cze dziec­ko, pokła­da się, krzy­czy. Stoi nad nim star­sza kobie­ta. Mówi pod­nie­sio­nym gło­sem, bez­sku­tecz­nie pró­bu­je posta­wić dziew­czyn­kę na wierz­ga­ją­ce nogi. Prze­cho­dzi­my obok bez sło­wa.

Dziew­czyn­ka wyry­wa się, jej pupa ponow­nie lądu­je na chod­ni­ku. Pies zatrzy­mu­je się kil­ka kro­ków dalej, wącha krzak. Ludz­kie spra­wy go nie inte­re­su­ją. Przy­sta­ję przy nim, uda­ję, że nie słu­cham.

– Jak nie prze­sta­niesz pła­kać, to pie­sek cię zje! – mówi kobie­ta i pod­cią­ga dziec­ko za rękę do pozy­cji sto­ją­cej.

Patrzę na nią. Nie zwra­ca na mnie uwa­gi.

Dziew­czyn­ka prze­ry­wa płacz. Spo­glą­da na psa, myśli. Wyswo­ba­dza się z kobie­cej dło­ni i robi kil­ka kro­ków na nie­pew­nych nóż­kach.

– Wilk – mówi i wycią­ga ręce w stro­nę kudła­te­go łba. Przy­ku­ca, prze­chy­la gło­wę i pró­bu­je zaj­rzeć psu do pyska. Ten wciąż zaję­ty jest obwą­chi­wa­niem liści.

Kobie­ta szyb­kim ruchem zgar­nia dziec­ko, pod­no­si.

– Pies – mówi i przy­ci­ska wnucz­kę do pier­si. – To jest pies.

Odcho­dzą. Dziew­czyn­ka w ramio­nach bab­ci macha moje­mu psu na poże­gna­nie.


Obietnica

Szu­ka­ła obra­zu. Spa­ce­ro­wa­ła wśród tury­stów bru­ko­wa­ną ulicz­ką i roz­glą­da­ła się za czymś, co przy­cią­gnę­ło­by jej wzrok. Wszę­dzie te same widocz­ki – myśla­ła znie­chę­co­na przy każ­dym kolej­nym sto­isku. Od dłu­gie­go cho­dze­nia bola­ły ją sto­py. Usia­dła na mur­ku w cie­niu roz­ło­ży­stej lipy; wśród kwia­tów brzę­cza­ły psz­czo­ły. Prze­śli­zgi­wa­ła się wzro­kiem po cia­łach mija­ją­cych ją ludzi, chło­dząc twarz papie­ro­wym wachla­rzem made in Viet­nam. Coraz czę­ściej doku­cza­ły jej ude­rze­nia gorą­ca.

Spoj­rza­ła na zega­rek: kwa­drans po dwu­na­stej; za wcze­śnie na obiad. Nabra­ła ocho­ty na lody. Kawiar­nia znaj­do­wa­ła się w następ­nej ulicz­ce. Pew­nie będzie peł­no – wes­tchnę­ła i sie­dzia­ła dalej.

Obie­ca­ła, że przy­wie­zie mu pamiąt­kę. Coś cie­ka­we­go. Obraz znad morza. Jed­no kłó­ci­ło się z dru­gim, ale zamie­rza­ła dotrzy­mać sło­wa. Zawsze mogła pójść do gale­rii i wydać wszyst­kie pie­nią­dze. Zosta­ło­by jej aku­rat na lody.

W tor­bie zabrzę­cza­ło We are the cham­pions. Jak­by wie­dział, że o nim myślę – skrzy­wi­ła się i się­gnę­ła po tele­fon.

– Co tam? – ode­bra­ła.

– Jak poszu­ki­wa­nia? – zapy­tał.

– Dobrze – skła­ma­ła. – Robię reko­ne­sans.

– Świet­nie. Bo jeśli jesz­cze nic nie kupi­łaś, to jak­byś mogła…

Opar­ła gło­wę o pień i zaczę­ła liczyć liście, od cza­su do cza­su wtrą­ca­ła „tak, tak” albo „poszu­kam” i przy­ta­ki­wa­ła koro­nie drze­wa.

– Owoc­nych łowów – życzył jej na poże­gna­nie.

Scho­wa­ła tele­fon do toreb­ki. Pod­nio­sła się z mur­ku i skie­ro­wa­ła do naj­bliż­sze­go sto­iska. Wybra­ła ład­ny wido­czek z żół­tą łodzią rybac­ką i suszą­cy­mi się sie­cia­mi. Zawsze lubi­ła żół­ty kolor.

– Ten popro­szę – zwró­ci­ła się do mło­de­go męż­czy­zny i uśmiech­nę­ła się do nie­go.

Odpo­wie­dział uśmie­chem.


Asfalt

– Prze­gra­niec! – dzie­cię­ca pode­szwa z całą mocą wbi­ja pla­sti­ko­wy kor­pus zabaw­ki w roz­grza­ny asfalt. Po brud­nej twa­rzy chłop­ca spły­wa­ją łzy. W kąci­ku ust krew zdą­ży­ła już zaschnąć. – Jesteś do dupy! Do dupy, sły­szysz?!

Na gła­zie nie­opo­dal sie­dzi dziew­czyn­ka, opie­ra­jąc się na przed­ra­mio­nach. Patrzy na chłop­ca z wyra­zem obo­jęt­no­ści na twa­rzy i co jakiś czas leni­wie macha ręką, odga­nia­jąc prze­la­tu­ją­ce owa­dy. Trzmie­le i psz­czo­ły uwi­ja­ją się wśród róż­no­barw­nych kwia­tów-chwa­stów rosną­cych po obu stro­nach dro­gi. Żad­ne­go z nich nie potra­fi nazwać.

– Pier­do­lo­ny chuj – chło­piec wbi­ja w czerń kolej­ną część pla­sti­ko­wej zabaw­ki.

Dziew­czyn­ka się­ga po butel­kę wody do prze­wie­szo­nej przez ramię tor­by, upi­ja kil­ka łyków, splu­wa i wyle­wa resz­tę w krza­ki. Cho­wa pustą butel­kę i ocie­ra usta dło­nią. Powie­trze prze­sy­co­ne zapa­chem asfal­tu drga.

Robi się tyl­ko gorę­cej.

Na par­king przed­szko­la znaj­du­ją­ce­go się nie­da­le­ko zajeż­dża spóź­nio­ny samo­chód, wzbi­ja­jąc w powie­trze chmu­rę pyłu. Dziew­czyn­ka patrzy, jak męż­czy­zna wysia­da i szyb­kim kro­kiem zmie­rza do drzwi budyn­ku.

– Skoń­czy­łeś? – pyta.

Chło­piec stoi nad poła­ma­ną zabaw­ką i dyszy. Kie­dy przy­ta­ku­je, dziew­czyn­ka zeska­ku­je z kamie­nia, otrze­pu­je dżin­so­we szor­ty i wycią­ga w jego kie­run­ku dłoń.

– Idzie­my?

Chło­piec ponow­nie przy­ta­ku­je i wsu­wa dłoń w dłoń sio­stry. Wra­ca­jąc do domu, trzy­ma­ją się za ręce.


Bezsenność

Jest pią­tek, trze­cia w nocy. Sta­wiam kubek na para­pe­cie, sia­dam na brze­gu fote­la, nie zapa­lam świa­tła. Kawa paru­je i pach­nie, jesz­cze dłu­go będzie za gorą­ca, żeby się napić. Kie­dy wyglą­dam przez okno, w trzech miesz­ka­niach pali się świa­tło. Poko­je uda­ją puste, nigdzie nie widać żywej duszy. Ich miesz­kań­cy wyszli do toa­le­ty albo do kuch­ni – myślę i wpa­tru­ję się w oświe­tlo­ne pomiesz­cze­nia jed­no po dru­gim.

Wyobra­żam sobie obcych ludzi parzą­cych meli­sę albo kawę, jak ja chwi­lę wcze­śniej, w zależ­no­ści od tego, czy żywią jesz­cze nadzie­ję na sen. Może zdej­mu­ją z czaj­ni­ka gwiz­dek, żeby nie pobu­dzić sąsia­dów, a może wręcz prze­ciw­nie, nic ich to nie obcho­dzi? Fan­ta­zju­ję, jak grze­bią w lodów­kach i szaf­kach, szu­ka­jąc sło­dy­czy albo pozo­sta­ło­ści z kola­cji, sze­lesz­czą papier­ka­mi od cukier­ków i bato­ni­ków, wycią­ga­ją chleb, wędli­nę i chrzan, sia­da­ją przy sto­le z pacz­ką nesqu­ic­ka i wyja­da­ją ręka­mi kul­ki o sma­ku cze­ko­la­dy. Zaspo­ka­ja­ją głód. Zosta­wia­ją po sobie okrusz­ki, papier­ki i brud­ne sztuć­ce.

Kubek z kawą parzy mi pal­ce, dmu­cham na napar, sior­bię. Jestem znu­żo­na cze­ka­niem, w oknach nikt się nie poja­wia. Przy­sy­piam. Kie­dy się budzę, kawa jest już zim­na. Lam­py w miesz­ka­niach palą się nadal. W poko­ju naprze­ciw­ko na opar­ciu fote­la dostrze­gam dłoń, chy­ba męską, nie widzę dobrze z tej odle­gło­ści.

Tele­wi­zor emi­tu­je zie­lon­ka­wą poświa­tę – sno­oker. Się­gam po pilo­ta i włą­czam odbior­nik, wyszu­ku­ję sport. Nie znaj­du­ję tego same­go kana­łu; kolar­stwo, sumo i gada­ją­ce gło­wy. Może ma inną kablów­kę – myślę z żalem.

Kątem oka dostrze­gam ruch pię­tro wyżej. W nie­oświe­tlo­nym oknie za firan­ką uka­zu­je się syl­wet­ka i zaraz zni­ka, tele­wi­zor zaczy­nać grać. Widzę tyl­ko zmia­ny kadru i miga­ją­cy kalej­do­skop barw – coś jak zorza polar­na w ska­li mikro, w wer­sji tech­no. Męczy oczy.

Popi­jam zim­ną kawę i wra­cam do obser­wa­cji męskiej dło­ni i roz­gryw­ki sno­oke­ra. W prze­rwie rekla­mo­wej bro­da­ci męż­czyź­ni zachwa­la­ją piwo, zaraz potem gład­ko ogo­le­ni – śro­dek na poten­cję. Rekla­mo­daw­com chy­ba nikt nie powie­dział, żeby nie mie­szać jed­ne­go z dru­gim.

Razem z wła­ści­cie­lem dło­ni oglą­da­my kil­ka frej­mów. Sno­oke­rzy­sta kła­dzie się na sto­le i celu­je, czer­wo­ne bile toczą się po zie­lo­nym suk­nie. Nie tra­fia albo popeł­nił faul, gra­cze się zmie­nia­ją. Nie wiem, kto wygrał, ani czy mecz był cie­ka­wy. Dłoń na opar­ciu fote­la nie drgnę­ła ani razu. Zaczy­na się kolej­na roz­gryw­ka.

Gdy dopi­jam kawę, za oknem robi się sza­ro. Świa­tła w poko­jach gasną.


Szare i różowe

Męż­czy­zna sie­dzi na bal­ko­nie. U jego stóp, odnó­ża­mi do góry, leżą wyczer­pa­ne chra­bąsz­cze majo­we, poru­sza­ją się wol­no, nie­ru­cho­mie­ją. Jesz­cze żywe owa­dy obi­ja­ją się o ścia­ny i okna. Te, któ­re pod­la­tu­ją zbyt bli­sko, męż­czy­zna ude­rza dło­nią.

Osie­dle dyszy zmę­czo­ne upa­łem. Młod­sze dzie­ci bie­ga­ją mię­dzy budyn­ka­mi, kolo­ro­we cię­ża­rów­ki i kopar­ki zasta­wia­ją chod­ni­ki i ścież­ki, w pia­skow­ni­cy żół­ty trak­tor utkwił w hał­dzie pia­sku. Star­sze dziew­czyn­ki obsia­dły ław­ki i kamie­nie. Zry­wa­ją się co chwi­lę, gesty­ku­lu­ją, ponow­nie przy­sia­da­ją. Chłop­cy sto­ją, mówią gło­śniej niż one, wypi­na­ją pier­si.

Męż­czy­zna patrzy.

Widzi, jak różo­we wdzię­czą się do chłop­ców, doty­ka­ją wło­sów, popra­wia­ją bluz­ki. Sza­re sie­dzą na gor­szych ław­kach, uda­ją, że są czę­ścią gru­py. Nie inte­re­su­ją ich chłop­cy, patrzą na różo­we. Marzą o kolo­ro­wej grzyw­ce i bro­ka­cie na rękach, o któ­re nie popro­szą rodzi­ców, zabrak­nie im odwa­gi.

Z różo­wych wyro­sną pin­dy i lacho­cią­gi. Sza­re będą bite przez mężów.

Różo­we prze­bie­ga­ją na czer­wo­nym świe­tle, nie patrzą na dro­gę. Sza­re cze­ka­ją na zie­lo­ne, kie­dy nic nie jedzie. Różo­we ryzy­ku­ją, trzy­ma­jąc się za ręce, sza­re wsty­dzą się przejść w nie­do­zwo­lo­nym miej­scu. Krzy­kli­we. Mil­czą­ce. Gło­śno się śmie­ją. Nie śmie­ją się wca­le. Zachłan­nie zanu­rzo­ne w swo­im świe­cie; dener­wu­ją ludzi. Ktoś je w koń­cu potrą­ci, oszu­ka lub zgwał­ci.

Męż­czy­zna odwra­ca wzrok. Wsta­je, roz­gnia­ta pode­szwą chra­bąsz­cza, chi­ty­no­wy pan­cerz chrzę­ści mu pod kap­ciem.

Wra­ca do miesz­ka­nia do żony i cór­ki. Nigdy nie pod­niósł na nie ręki.

O autorze

Maria Krzywda

Autorka krótkich form prozatorskich. Laureatka „Pracowni pierwszej książki prozą” Biura Literackiego (2020). Nagradzana w konkursach literackich (m.in. pierwsze miejsce w Ogólnopolskim Konkursie im. W. Dobaczewskiej; nominacja do nagrody głównej 15. Międzynarodowego Festiwalu Opowiadania). Publikowała prozę w „Fabulariach”, „Akcencie”, „Mega*zine Lost & Found” i czasopiśmie „Zakład. Magazyn”.

Powiązania

Romantyczność 2022

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Czy­ta­nie z książ­ki Roman­tycz­ność. Współ­cze­sne bal­la­dy i roman­se inspi­ro­wa­ne twór­czo­ścią Ada­ma Mic­kie­wi­cza w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 27.

Więcej

Wszystko dobrze

nagrania / transPort Literacki Hubert Zemler Maria Krzywda

Czy­ta­nie z książ­ki Wszyst­ko dobrze z udzia­łem Marii Krzyw­dy w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 27. Muzy­ka Hubert Zemler.

Więcej

Czy można się o nich pokłócić?

wywiady / o książce Antonina Tosiek Maria Krzywda

Roz­mo­wa Marii Krzyw­dy i Anto­ni­ny Tosiek, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Połów. Poetyc­kie i pro­za­tor­skie debiu­ty 2021, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 3 paź­dzier­ni­ka 2022 roku.

Więcej

Po obu stronach słowa

recenzje / KOMENTARZE Maria Krzywda

Autor­ski komen­tarz Marii Krzyw­dy, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Wszyst­ko dobrze, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 7 mar­ca 2022 roku.

Więcej

Nie zawsze i nie wszystko musi być dobrze

wywiady / o książce Małgorzata Żebrowska Maria Krzywda

Roz­mo­wa Mał­go­rza­ty Żebrow­skiej z Marią Krzyw­dą, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Wszyst­ko dobrze, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 7 mar­ca 2022 roku.

Więcej

Książki z Biura: Odcinek 16 Wszystko dobrze

nagrania / między wierszami Maria Krzywda

Szes­na­sty odci­nek cyklu Książ­ki z Biu­ra. Nagra­nie zre­ali­zo­wa­no w ramach pro­jek­tu Kar­to­te­ka 25.

Więcej

Muzyka słowa: Wszystko dobrze

nagrania / kartoteka 25 Maria Krzywda Wacław Zimpel

Maria Krzyw­da w towa­rzy­stwie Wacła­wa Zim­pla czy­ta utwo­ry ze swo­jej książ­ki Wszyst­ko dobrze. Nagra­nie zre­ali­zo­wa­ne w ramach pro­jek­tu Kar­to­te­ka 25.

Więcej

Wszystko dobrze (2)

utwory / zapowiedzi książek Maria Krzywda

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę Wszyst­ko dobrze Marii Krzyw­dy, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 7 mar­ca 2022 roku.

Więcej

Wszystko dobrze

utwory / zapowiedzi książek Maria Krzywda

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę Wszyst­ko dobrze Marii Krzyw­dy, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 7 mar­ca 2022 roku.

Więcej

Wszystko dobrze

nagrania / transPort Literacki Hubert Zemler Maria Krzywda

Czy­ta­nie z książ­ki Wszyst­ko dobrze z udzia­łem Marii Krzyw­dy w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 27. Muzy­ka Hubert Zemler.

Więcej

Po obu stronach słowa

recenzje / KOMENTARZE Maria Krzywda

Autor­ski komen­tarz Marii Krzyw­dy, towa­rzy­szą­cy pre­mie­rze książ­ki Wszyst­ko dobrze, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 7 mar­ca 2022 roku.

Więcej

„Swoje miejsce” obcości

recenzje / ESEJE Karol Maliszewski

Recen­zja Karo­la Mali­szew­skie­go towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Wszyst­ko dobrze Marii Krzyw­dy, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 7 mar­ca 2022 roku.

Więcej

Nie zawsze i nie wszystko musi być dobrze

wywiady / o książce Małgorzata Żebrowska Maria Krzywda

Roz­mo­wa Mał­go­rza­ty Żebrow­skiej z Marią Krzyw­dą, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Wszyst­ko dobrze, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 7 mar­ca 2022 roku.

Więcej

Książki z Biura: Odcinek 16 Wszystko dobrze

nagrania / między wierszami Maria Krzywda

Szes­na­sty odci­nek cyklu Książ­ki z Biu­ra. Nagra­nie zre­ali­zo­wa­no w ramach pro­jek­tu Kar­to­te­ka 25.

Więcej

Muzyka słowa: Wszystko dobrze

nagrania / kartoteka 25 Maria Krzywda Wacław Zimpel

Maria Krzyw­da w towa­rzy­stwie Wacła­wa Zim­pla czy­ta utwo­ry ze swo­jej książ­ki Wszyst­ko dobrze. Nagra­nie zre­ali­zo­wa­ne w ramach pro­jek­tu Kar­to­te­ka 25.

Więcej

Wszystko dobrze (2)

utwory / zapowiedzi książek Maria Krzywda

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę Wszyst­ko dobrze Marii Krzyw­dy, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 7 mar­ca 2022 roku.

Więcej

Wszystko dobrze

utwory / zapowiedzi książek Maria Krzywda

Frag­men­ty zapo­wia­da­ją­ce książ­kę Wszyst­ko dobrze Marii Krzyw­dy, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 7 mar­ca 2022 roku.

Więcej

„Swoje miejsce” obcości

recenzje / ESEJE Karol Maliszewski

Recen­zja Karo­la Mali­szew­skie­go towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Wszyst­ko dobrze Marii Krzyw­dy, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 7 mar­ca 2022 roku.

Więcej