utwory / zapowiedzi książek

Trupi bieg (2)

Benedek Totth

Elżbieta Sobolewska

Fragmenty zapowiadające książkę Trupi bieg Benedeka Tottha w tłumaczeniu Elżbiety Sobolewskiej, która ukaże się w Biurze Literackim 20 marca 2023 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Sto­ję pod prysz­ni­cem i pusz­czam gorą­cą wodę

Sto­ję pod prysz­ni­cem i pusz­czam gorą­cą wodę. Tro­chę się uspo­ka­jam, brzuch już mniej boli. Nie mam ocho­ty gadać z nową, ale nie chce się ode mnie odcze­pić. Jest bar­dzo słod­ka, jak trze­po­cze rzę­sa­mi i uda­je nie­wi­niąt­ko, ale widzia­łam, jak się gapi­ła na chło­pa­ków po tre­nin­gu. Sta­ję przed moją szaf­ką, otwie­ram, szu­kam w tor­bie tele­fo­nu, włą­czam i spraw­dzam wia­do­mo­ści. Nic cie­ka­we­go, znów tyl­ko napi­sał chło­pak z C, jest od nas star­szy o dwa lata, ostro na mnie leci, choć mu powie­dzia­łam, żeby dał sobie spo­kój, nie ma u mnie szans, ale nie chce. Pisze dwa­dzie­ścia razy dzien­nie, tro­chę to okrop­ne, i przy­sy­ła fot­ki. Ma cał­kiem nie­złe mię­śnie, mówił, że tre­nu­je ghet­to wor­ko­ut, ale ostat­ni przy­słał mi fotę swo­je­go fiu­ta, na szczę­ście mat­ka nie zoba­czy­ła, jak przy kola­cji czy­ta­łam smsa. Ani tro­chę mnie to nie inte­re­su­je, zresz­tą foto sho­pem w sekun­dę moż­na wszyst­ko powięk­szyć, jak się chce. Zakła­dam nowe majt­ki z Bat­ma­nem, kie­dy oglą­dam swój tyłek w lustrze, widzę, że jakieś bab­sko gapi się na mnie suro­wym wzro­kiem. Nie wiem, dla­cze­go tak się wga­pia, oglą­dam się w lustrze, kie­dy mam ocho­tę, nic jej do tego. Zazdro­ści mi, wiem. Te sta­ru­chy zawsze zazdrosz­czą, jak gdy­by same nigdy nie były mło­de i pięk­ne. Spo­glą­dam na nią i patrzę jej w oczy tak dłu­go, aż się odwró­ci. Coś pobur­ku­je, ale nie zwra­cam na nią uwa­gi, choć jestem kłęb­kiem ner­wów, wresz­cie zmy­wa się wraz ze swo­im obwi­słym tył­kiem i zwi­sa­ją­cy­mi pier­sia­mi. Nigdy nie pozwo­lę, żeby tak mi opa­dły cycusz­ki, powiedz­my, że to i tak cud, że taka sta­ra baba w ogó­le ma pier­si, zaosz­czę­dzę kasę i zro­bię sobie biust albo zapła­ci mój facet, tak jak facet mat­ki.

Piję w bufe­cie kok­tajl biał­ko­wy, nie sma­ku­je mi, wyrzu­cam go, wycho­dzę do hal­lu, sia­dam w fote­lu i słu­cham „Bit­ches N Mari­ju­ana” z nowe­go albu­mu Chri­sa Brow­na. Chło­pak jest słod­ki. Jesz­cze niko­mu o tym nie mówi­łam, ale kie­dyś chcia­ła­bym się prze­spać z ciem­no­skó­rym chło­pa­kiem. W zeszłym roku na mistrzo­stwach świa­ta na Taj­wa­nie był fran­cu­ski zawod­nik, bar­dzo faj­ny i w ogó­le, na ban­kie­cie tro­chę poga­da­li­śmy, ale na koniec impre­zy okrop­nie się upił, ska­kał po bufe­cie i wrzesz­czał „Gan­gnam sty­le”, potem gdzieś się zmył, a my na dru­gi dzień pole­cie­li­śmy do domu. Wszyst­ko jed­no, może uda mi się poje­chać na olim­pia­dę. Cze­kam na resz­tę i prze­glą­dam Face­bo­oka. Bian­ka dwa­dzie­ścia minut temu zmie­ni­ła zdję­cie pro­fi­lo­we, a już dosta­ła mnó­stwo laj­ków. Faj­na dziew­czy­na, tak wysu­nę­ła pier­si, że led­wie widać jej twarz, a prze­cież wiem, że wca­le nie ma dużych, zna­czy cycek, tyl­ko zało­ży­ła push-up. Wiem, że nie powin­nam, ale nie mogę wytrzy­mać i spraw­dzam, kto jej laj­ko­wał, i szlag mnie tra­fia, bo i Dani, i Ger­gő, a prze­cież wiem, że się pokłó­ci­li, jak się wyda­ło, że Bian­ka poszła do lóż­ka z Danim, kie­dy Ger­gő zdra­dził z nią Ritę. A jesz­cze bar­dziej nie­ha­lo, że była dziew­czy­na Ger­gő, Rita też zlaj­ko­wa­ła zdję­cie Bian­ki, choć okrop­nie jej nie­na­wi­dzi, cały czas obga­du­je za ple­ca­mi, powiedz­my, że się nie dzi­wię, bo Dani opo­wia­dał, że Bian­ka nie raz poszła do łóż­ka z Ger­gő, jak jesz­cze cho­dził z Ritą. Po pro­stu nie rozu­miem, dla­cze­go laj­ku­ją nowe zdję­cie Bian­ki, zwłasz­cza, że jak wrzu­ci­łam fotę w biki­ni, nikt go nie laj­ko­wał. Typo­we.

Nagle od tego wszyst­kie­go wpa­dam w pod­ły nastrój i cho­wam tele­fon do tor­by. Nie chcę zła­pać depre­chy. Znaj­du­ję kawa­łek cze­ko­la­dy i kar­tecz­kę, na któ­rej nauczy­ciel mat­my zapi­sał swój numer, przed feria­mi powie­dział, żebym do nie­go zadzwo­ni­ła, jak nie chcę oblać i potrze­bu­ję pomo­cy, może mi dać kor­ki. Facet jest oble­śny, ale chy­ba będę musia­ła pójść do nie­go, ina­czej popsu­je mi śred­nią i nie dosta­nę się na esgieh. Zja­dam cze­ko­la­dę, choć wiem, że nie wol­no. A może dla­te­go zdra­dza mnie z kim popad­nie, bo mam sfla­cza­ły tyłek?

Sły­sza­łam w szat­ni, że idzie­my do Kac­sy. Szko­ła nie pro­blem, Bója zawsze zała­twi zwol­nie­nie. Szko­da tyl­ko, że nie uda się pozbyć Viki. Nie rozu­miem, dla­cze­go chło­pa­ki tak na nią lecą, wszy­scy, kur­de. Idzie­my bul­wa­rem, ale Kac­sy nudzi się spa­cer i woła tak­sów­kę. Nie mie­ści­my się wszy­scy, ale nie­waż­ne, na pew­no nie zosta­nę tu, jak wsią­dzie z nimi Viki. Kac­sa sia­da z przo­du, a my ści­ska­my się na tyl­nym sie­dze­niu. Bója od razu do mnie star­tu­je, ale mu nie pozwa­lam, choć uda­ło mi się tak usiąść, żeby Kasca widział, co robię. W koń­cu Viki sia­da na kola­nach swo­je­go face­ta, chło­pak zaczy­na ją pie­ścić. Tak­sów­karz jest ugo­to­wa­ny, cały czas gapi się na mnie w luster­ku, prze­la­tu­je na czer­wo­nym, nie ustę­pu­je pierw­szeń­stwa i pra­wie zde­rza­my się z żół­tym auto­bu­sem. Bar­dzo bym nie chcia­ła, żeby­śmy znów mie­li wypa­dek, jak poprzed­nio na objeź­dzie, kie­dy Kac­sa dep­tał gaz jak wariat i prze­je­chał dzi­ka czy coś w tym rodza­ju, i pra­wie wje­cha­li­śmy do rowu.

Idzie­my do Kac­sy. Kie­dy wcho­dzi­my do salo­nu, obla­tu­je mnie strach, myśla­łam, że będzie­my sami, ale pod żyran­do­lem stoi jego mat­ka. Kac­sa pró­bu­je wci­snąć jej jakąś dur­ną gad­kę, że dziś nie ma lek­cji, a powo­du zawo­dów w week­end wcze­śniej robią popo­łu­dnio­wy tre­ning, a ja się cyko­rzę, bo cał­kiem zapo­mnia­łam, że pod koniec tygo­dnia będą zawo­dy. Na szczę­ście szyb­ko jarzę, że to też ście­ma, nie będzie w week­end żad­nych zawo­dów, a zresz­tą to kom­plet­nie wszyst­ko jed­no, bo, jak widzę, mat­ki Kac­sy nie inte­re­su­je ani szko­ła, ani pły­wa­nie. Kie­dy Kac­sa coś jej kla­ru­je, oglą­da nas sobie, chwiej­ny kro­kiem pod­cho­dzi do kuchen­ne­go bla­tu z drew­na cze­re­śnio­we­go, któ­ry ma dokład­nie taki sam kolor jak moje ulu­bio­ne spodnie, opie­ra się, bie­rze szklan­kę i wypi­ja łyk soku poma­rań­czo­we­go. Ich głu­pi mops nakrę­ca się, liże rękę swo­jej pani albo patrząc na nas, poka­zu­je zęby i powar­ku­je. Jak nic, nawet nie wie, jaki jest dzień. Zna­czy mat­ka Kac­sy, nie mops. Wyobra­żam sobie, jaką histe­rię urzą­dzi­ła­by moja mat­ka, gdy­by do domu naraz wpa­dło pół kla­sy, ale poważ­nie, nie mogę uwie­rzyć, jaka to super bab­ka. I jakie ma pier­si. Faj­nie było­by tak wyglą­dać w jej wie­ku. Kie­dyś zapy­tam Kac­sę, ile lat ma jego mama, ale czter­dzie­ści musi mieć. A jakie ma ciu­chy, nie­wia­ry­god­ne, z dodat­ka­mi, toreb­ką i bia­łym płasz­czem ze skó­ry mini­mum pół milio­na. Sta­ry Kac­sy zgar­nia kosz­mar­ne tony kasio­ry.

W koń­cu Kac­sa kuma, że cał­kiem nie­po­trzeb­nie zdzie­ra sobie gar­dło, żegna­my się z jego mamą i idzie­my na górę. Pokój Kac­sy wyglą­da dokład­nie tak samo jak wte­dy, kie­dy ostat­ni raz poszłam z nim do łóż­ka, tyl­ko powie­sił nowy pla­kat Zsuz­si. Faj­na bab­ka, ale wszyst­ko jed­no. Kil­ka razy razem pły­nę­ły­śmy w mistrzo­stwach Węgier, kie­dyś w mie­sza­nym pra­wie uda­ło mi się ją poko­nać, ale na sam koniec jed­nak dała radę. Ma bar­dzo dużo obser­wa­to­rów na Twit­te­rze. Jak uda mi się odchu­dzić tyłek, ja też zro­bię sobie stro­nę.

Chło­pa­ki nabi­ja­ją faj­kę wod­ną, a Bója wybie­ra por­no­sy z kolek­cji Kac­sy. Mnie nie podo­ba­ją się takie fil­my, ale cza­sa­mi Kac­sa namó­wi mnie i coś sobie obej­rzy­my. Kac­sa mówi, że mogła­bym wie­le się z nich nauczyć, ale on też miał­by oka­zję to i owo pod­pa­trzeć, tyl­ko nic mu nie mówię, bo nie chcę mu robić przy­kro­ści. Jakiś dureń włą­cza radio na cały głos, prze­wra­ca­ją faj­kę wod­ną, wypa­la­ją dziu­rę w dywa­nie i zaczy­na­ją na sie­bie wrzesz­czeć. Zawsze tak jest. Cza­sa­mi mam już ich dość, męczą­ce są te ich awan­tu­ry. Lepiej pój­dę do łazien­ki się wysi­kać, może się uspo­ko­ją. Oglą­dam się w lustrze i widzę, że mam wyprysk. Na szczę­ście mały i da się wyci­snąć. Pochy­lam się bli­żej i zrzu­cam per­fu­my Kac­sy, te któ­re naj­bar­dziej lubię, David Bec­kam Instinct, wszyst­ko trwa jeden moment, pró­bu­ję je zła­pać, ale bute­lecz­ka wpa­da do umy­wal­ki i tłu­cze się z hukiem. Aż pisz­czę, czu­ję się jak ostat­nia ofia­ra, ale nie mam cza­su pozbie­rać szkło z umy­wal­ki, bo do łazien­ki wbie­ga Kac­sa, widzi, co się sta­ło, a ja wiem, że mnie za to uka­rze.

Bar­dzo mnie boli, znów było poni­ża­ją­ce, tak jak zawsze. Nie wiem, co mu jest, nie wiem, po co to robi. Ani nie rozu­miem, dla­cze­go mu na to pozwa­lam. Kie­dyś myśla­łam, że jak się z nim prze­śpię, kie­dy ma ocho­tę, to nie będzie latał do innych, dziś wiem, że to była wiel­ka głu­po­ta. Może ja też powin­nam cho­dzić z inny­mi do łóż­ka, to wte­dy bym nie była na nie­go taka wście­kła? Ale i tak nie potra­fię go rzu­cić, choć jest taki okrop­ny. Pró­bo­wa­łam odwró­cić się. Chcia­łam popro­sić, żeby nie cią­gnął mnie za wło­sy, ale zasło­nił mi usta ręką. Miał sło­ne dło­nie. Opar­łam się o zim­ną umy­wal­kę, nie chcia­łam, żeby wsa­dził mi gło­wę do wody, ale mia­łam za mało siły. Woda dotknę­ła mojej twa­rzy, była zim­na, ale czy­sta, choć myśla­łam, że będzie cie­plej­sza. Wte­dy jesz­cze bar­dziej się roz­sza­lał, coraz bar­dziej mnie bola­ło, po jakimś cza­sie nie wie­dzia­łam, w któ­ra dziu­rę mi wsa­dza, chcia­łam krzy­czeć na całe gar­dło, ale woda tłu­mi­ła głos. Chwy­cił mnie za wło­sy i wci­snął mi gło­wę do wody. Pró­bo­wa­łam zrzu­cić jego rękę, ale nie mogłam. Już myśla­łam, że to koniec, ale wresz­cie doszedł i mnie puścił, nic nie powie­dział, tyl­ko wyszedł. Nawet nie zamknął za sobą drzwi. Chło­pak Viki sie­dział na kana­pie, gapił się na mnie i palił faj­kę. Przy­mknę­łam drzwi nogą, żeby mnie nie widział.

 

belka_2

O autorach i autorkach

Benedek  Totth

Urodzony w 1977 roku w Kaposvár. Węgierski prozaik, tłumacz literatury anglojęzycznej, przekładał m.in. powieści Cormaca McCarthyego czy Aldousa Huxleya. Za swoją pierwszą powieść Trupi bieg (Holtverseny) otrzymał nagrodę im. Margó w 2015 roku, w 2017 roku ukazała się jego kolejna książka Ostatnia wojna po ostatniej (Az utolsó utáni háború). Tłumaczony m.in. na język angielski.

Elżbieta Sobolewska

Hungarystka, redaktorka, tłumaczka współczesnej prozy węgierskiej, głównie z nurtu postmodernizmu. Laureatka Nagrody im. Milána Füsta za całokształt pracy translatorskiej (2015) oraz Angelusa 2018 za najlepszy przekład roku za Pamięć Pétera Nádasa. Autorka kilkudziesięciu przekładów współczesnej prozy węgierskiej, esejów i tekstów publicystycznych, a także rozmów z tłumaczonymi przez nią najważniejszymi pisarzami węgierskimi, takimi jak Imre Kertész, László Krasznahorkai, Péter Nádas. Menadżerka projektów wydawniczych, popularyzatorka literatury węgierskiej.

Powiązania