Zaproszenie do wspólnej podróży
recenzje / ESEJE Jakub PszoniakImpresja Jakuba Pszoniaka na temat poezji Michała Dziedzica, wyróżnionego w ramach projektu „Pracownie otwarte wierszem 2023”.
WięcejPremierowy zestaw wierszy Michała Dziedzica tajanie. Wyróżnienie w ramach projektu „Pracownie otwarte wierszem 2023”.
właśnie podjeżdża nocny z mięsem
w centrum dokładają świeżej padliny
zapowiada się długa noc
nie upiłem się nie przećpałem
lecz w jednym oku źrenica w pion
napięty brzuch i nozdrza pełne mrozu
stworzeniom wyklutym na żer
wymyślam śmierci czuję pod językiem
każdą warstwę soczystej tkanki
nie mam cierpliwości do wzroku ssaków
oczy pod kłami strzelają jak małe pomidorki
zasługuje na rzeź każdy motor i koło
dziurawy wydech czy tłumik nie od gnata
(kompsognaty to takie małe raptory)
ewolucja poszła za daleko
skręciła w zły zjazd
bawią się i rozmawiają o cenach benzyny
nikt nie pyta skąd leci krew
gdyby ktoś wykrwawił się
w niskopodłogowym solarisie
słońce i tak wstanie
jutro rano zabiorą dzieci do zatoru
wytrzeźwieją dopiero w drodze
kupując kawkę na orlenie sprawdzą czy
już przyszło zalando do paczkomatu
pogłaszczą psa nakarmią niemowlę
w tej kolejności
od małego hodowany na zabójcę
odrzucam mięso rozród dziedzictwo
zadaję kłam gatunkowi
zgadza się tylko homo
witamy na wyspie isla nublar
mirra i kadzidło skutecznie odpędzają komary
litera te na ścianie to znak króla
ten wiersz to nieśmieszny mem
wysłany w daily pakiecie od znajomego
suchy tekst przykuwa twój wzrok
jeśli życie jest jak park
to moje to park jurajski
pamiętam go do tej pory
wraca do mnie dość często
można powiedzieć że wygina
powoli
jechało w nim o rower
niebieski czterokołowiec
miał podpórki bym się nie wygrzmocił
na ramie napis apollo na kołach koraliki
zabawnie tragiczne połączenie
rower został na drodze przed domem
nadeszła noc i lało jak z cerbera
po zmierzchu przychodzi król
może go niechcący zepsuć
jak w przypadku dachu
który uchylił zaglądając do środka
dziadek musiał wstawić nowe krokwie
bałem się jak diabli trochę króla
trochę o siebie najbardziej o rower
we śnie wybiegłem boso na pole
przyprowadziłem go do domu
rex nie pojawił się tej nocy
w kolejne też go nie było
możliwe że dokonałem wyboru
porzuciłem strach
wraz z nim przyjaciela
wybrałem koła
głupie koła
za altanką wylano resztkę betonu
chodziłem tam codziennie
na szorstkim ołtarzu składałem
stokrotki otoczaki plastikowy pierścionek
zawołał więc odpowiedziałem
oto jestem
dziadek kazał dać go dalekiej kuzynce
mieszkała trzy wsie dalej
w domu nad sztucznym jeziorem
nie oddałem
ojciec mej matki na gwoździu
robił zupę i wieszał
mosiężnego króla przybitego do
drewnianej litery te
zawisł w małym pokoju babci
tam gdzie złoża landrynek
te białe jak kły
i hostia przyjęta bez spowiedzi
były najlepsze
schodzę w pradoliny
odwiedzam drugą babcię
wraca właśnie przez zaspy z gs‑u
ma oszronione brwi i włosy
cała w olśniewającej białości
tak piękna której nigdy nie znałem
spod babcinej kurtki bucha para
ona pełna życia żwawa ciepła
idzie pewnie przed siebie
krok za krokiem zostawia za sobą mrok
widzi swój dom na wzgórzu
stary pgr z kolumnadą świateł
czeka tam na nią pięcioro małych głów
i ta większa zatroskana o jej każdy krok
wtedy zima daje znak
coś wpada mi do oka
lód prowadzi w tańcu
świat tężeje pod butami
upada po raz pierwszy
instynktownie próbuje się podeprzeć
uratować to co ma najcenniejsze
leżąc na zamarzniętej ziemi
patrzy w gwiazdy
widzi je wszystkie
prawą rękę kładzie na brzuchu
ona wie i ty też już wiesz
jedna z gwiazd spada
bez żadnego życzenia
powoli się podnosi jest silna
na tyle by pogodzić się
z tym co się stało
króliczki nie spadają na cztery łapki
patrząc przez kratki dorastają do męki
czasem się je ogłusza
gardło zawsze podcina nożem
następnie rozpościera
na drucianym ogrodzeniu
dokładnie odziera ze skóry
zostawia cztery puchate łapki
wiszą przez jakiś czas
wdzierają się głęboko w opony
między szprychy roweru
pod każdą krokiew serca
mayday mayday mayday
tutaj michałek ze statku apollo
teraz słychać same szumy
babcia zbiera je sitkiem
na obiad podaje rosół
Urodzony w grudniowy poniedziałek w 1992 roku. Absolwent filologii polskiej. Pochodzi ze wsi Narama pod Krakowem, żyje z pisania różnych rzeczy w Warszawie. Poeta od momentu przejścia mutacji. Nie lubi rosołu z wzajemnością.
Impresja Jakuba Pszoniaka na temat poezji Michała Dziedzica, wyróżnionego w ramach projektu „Pracownie otwarte wierszem 2023”.
Więcej