Po raz pierwszy natknęłam się na nazwisko Dymityra Kenarowa w 2018 roku: był autorem reportażu w „New Yorkerze” na temat filozofki Julii Kristevej i jej kontaktów z bułgarską bezpieką. Od tego momentu minęło sześć lat, aż odkryłam Kenarowa jako znakomitego poetę.
Tom Zwierzęta apokryficzne w przekładzie Magdaleny Pytlak to książka, na tle której widnieje kres ery antropocenu. Autor mówi tu o zwierzętach: miłości do zwierząt, zabijaniu zwierząt, pięknie zwierząt i ich tajemnicy. Zwierzęciem jest tu także człowiek, który, choć często odgradza się od innych żywych istot fasadami kultury, języka, ubrań, wzniosłych idei, dzieli z nimi wiele doświadczeń. Jakim zwierzęciem jest matka? – czytamy w jednym z wierszy, nawiązując do dziecięcej zabawy w udawanie różnych gatunków. U Kenarowa często powraca obraz ogrodu zoologicznego, w którym podziały między człowiekiem a nie-ludzkimi bytami objawiają się wprost, w postaci żelaznych prętów. Człowiek uśmierca zwierzęta, ale też własne pragnienie, którego się wyrzekł, jak w wierszu o lisach: „Gdybym tej nocy mógł opuścić dom – o, lisy, wszedłbym do waszego pierwotnego barłogu, gdzie morze się kołysze, a ziemia dyszy i wilgotna gleba miesza się z waszym zapachem, i moje ręce, nasze podziały, kruszą ostatnie metalowe potrzaski rozumu”.
Zwierzęta zachowują się u Kenarowa jak ludzie: wygłaszają długie monologi, mają imiona i swoje historie (również miłosne), umierają – często z rąk człowieka. A ludzie? Są cieleśni, uwikłani we własną materialność, zwłaszcza w momentach doświadczania własnej kruchości. Sensualny, czasem sięgający jakichś archaicznych warstw świat, splata się u Kenarowa z tekstami kultury, która napisała swoje własne opowieści o zwierzętach, czyniąc z nich alegorie, symbole, nieme znaki. W Zwierzętach apokryficznych mówią zwierzęta (a raczej: daje im się głos), ale mówią też ludzie o swoim patrzeniu na zwierzęta, przemawia o zwierzętach kanon kulturowy. Ale te same zwierzęta, będąc lustrem, odzwierciedleniem tęsknot, pragnień i lęków ludzi, nie przestają być niepowtarzalnymi bytami, nieodgadnioną tajemnicą, jak kret, który wiedzie życie w podziemiach: „Płaczę tylko po to, by zmiękczyć/ ziemię, by łatwiej kopać. Tunele/ są pępowiną mojego szczęścia”.
Z pomocą zwierząt można opowiedzieć własną biografię, jak w wierszu o filmowym psie Lassie, który w komunistycznej Bułgarii staje się dla autora (rocznik 1981) pierwszym talizmanem Ameryki, gdzie zresztą zamieszka w dorosłym już życiu. Ale czasem alegoria staje się samozwrotna, jak w wierszu o umierającym dziadku. Dziadek autora jest w nim leniwcem, który całe życie przeżył w patriarchalnym rozleniwieniu, czerpiąc przywileje z bycia mężczyzną. A prawdziwe leniwce? „Leniwce niebawem wyginą/z powodu nieskończenie ociężałego, leniwego ludzkiego serca”. Zwierzęta stają się zatem częścią osobistej mnemotechniki: zwierzęta z komunistycznych podręczników dla dzieci, pies Łajka, gupiki w akwarium, meduzy obserwowane podczas wakacji nad Morzem Czarnym. I dorosłość rozgrywająca się na tle końca ery ludzi, której towarzyszą gołębie, te „brudne betonowe ptaki”, miejskie ofiary śmieci, produkowanych przez ludzi. Bułgaria w tej książce to kraj dzieciństwa, a jej współczesną analogią staje się pusty dom dla psa, stojący obok domu rodziców w Sofii, bo nikt w nim nie zamieszkał – jak nie zamieszkał syn, który czasem tylko tu wraca na wakacje. Jakimś wyrazem postawy autora mógłby być monolog słonia z sofijskiego zoo w jednym z jego wierszy: „Urodziłem się w Sofii, w Bułgarii,/ lecz nie jest to moja ojczyzna. (…). A mimo to, czy to możliwe by kochać/jeden jedyny kraj,/póki działa wewnętrzny kompas?”
A jednak te wiersze, napisane w języku bułgarskim, noszą w sobie wiele wątków i tematów bułgarskich. Od obrazów dzieciństwa spędzonego w komunistycznej Bułgarii, chaosu transformacji ustrojowej, przez tropy rozsiane w wierszach, pozwalające odnaleźć to, co autorowi bliskie w bułgarskim imaginarium. Można tu zobaczyć podobną sensualną wrażliwość, uważność wobec detalu i identyfikację ze słabszymi oraz wykluczonymi, jaka patronuje pisarstwu Georgiego Gospodinowa. Widać też bliskość Kenarowa z pisarstwem zmarłego w 2004 roku prozaika Jordana Radiczkowa, którego wyobraźnia, zakotwiczona w bułgarskim folklorze i ludowej fantastyce, czerpała swoją niebywałą siłę z inspiracji naturą i przekonania, że człowiek jest tej natury integralną częścią. Wreszcie, sam tytuł Zwierząt apokryficznych przywołuje to, co dla bułgarskiej kultury charakterystyczne od czasów średniowiecza, mianowicie zainteresowanie wiedzą, która formuje się poza kanonem, a często też w opozycji do tego kanonu. Jakby to, co najważniejsze, krystalizowało się gdzieś na obrzeżach, czekając na swoją opowieść.