utwory / premiera w sieci z Połowu

Ceremonie na trapezie

Edyta Ołdak

Premierowa proza Edyty Ołdak Ceremonie na trapezie. Prezentacja w ramach projektu „Połów. Prozatorskie debiuty 2023”.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Par­ku­ję na osie­dlu mamy i, tak jak mówił Marian, już czu­ję paru­ją­cy asfalt, cie­pły i mięk­ki jak tof­fi. Jest mię­dzy mną i mamą sil­na więź, z pew­no­ścią się kocha­my, ale też moc­no na sie­bie oddzia­łu­je­my. Jak wpły­wo­we spo­łe­czeń­stwa zacho­du na poli­ty­kę Krem­la i odwrot­nie. Cho­dzi­my wokół sie­bie na palusz­kach, ale jest to świa­do­my wybór, w zastęp­stwie za wcze­śniej­sze tupa­nie nóż­ką, któ­re napraw­dę do nicze­go nie pro­wa­dzi­ło. Mama miesz­ka na nowo­cze­snym osie­dlu obok Cmen­ta­rza Bród­now­skie­go. Jak się czło­wiek posta­ra, to w porze, w któ­rej nie ma liści na drze­wach, doj­rzy z bal­ko­nu nagro­bek taty. Ojciec kazał się tu pocho­wać, co było kurio­zal­ne, bo nasza para­fia mie­ści­ła się w pod­war­szaw­skim bady­lar­skim zagłę­biu. Ale ojciec się uparł z aspi­ra­cyj­nych wzglę­dów. Mat­ka po jego śmier­ci sprze­da­ła dom i szklar­nie, podzie­li­ła mają­tek na trzy czę­ści i kupi­ła to miesz­ka­nie w sta­nie dewe­lo­per­skim. Wykań­cza­ła go rów­no­le­gle ze sta­wia­niem nagrob­ka ojcu. Urzą­dza­li się oby­dwo­je i mamie to w jakimś sen­sie poma­ga­ło pogo­dzić się ze stra­tą. Ojciec całe życie wspi­nał się po szcze­blach swo­je­go sta­tu­su: zawo­do­we­go, spo­łecz­ne­go i finan­so­we­go. Z tego wzglę­du dość natu­ral­nym było, że po śmier­ci też nie zaprze­sta­nie tej wspi­nacz­ki. Kazał sie­bie pocho­wać na Powąz­kach, co przez ostat­nie tygo­dnie jego życia musie­li­śmy mu z bra­tem wybi­jać z gło­wy. Mia­ło to swo­je plu­sy, bo od tej pory jedy­ne, co nas zaj­mo­wa­ło to kom­bi­no­wa­nie, jak go prze­ko­nać, a nie to, jak się z nim god­nie poże­gnać.

Sta­re Powąz­ki wybra­łem na moje miej­sce spo­czyn­ku – mówił nam tonem, jakim wygła­sza się kaza­nia na górze. Tyl­ko nie Woj­sko­we, bo tam sami komu­ni­ści leżą, doda­wał. Ja nie mówię jakaś tam Ale­ja Zasłu­żo­nych. Wiem, że sko­ro całe życie miesz­ka­łem obok Kostrze­wów, to się teraz nie pcham na sąsia­da Pił­sud­skie­go. Ale w jakiś innych kwa­te­rach, są prze­cież takie, w któ­rych cho­wa­ją ludzi, a ich pogrze­bów nie poka­zu­ją w dzien­ni­ku.

Z bra­tem mu uświa­da­mia­li­śmy, że z takim miej­scem na Powąz­kach to nie jest pro­sta spra­wa. To i kosz­ty znacz­ne, i inne orga­ni­za­cyj­ne trud­no­ści, moż­na by nawet powie­dzieć, że nie do prze­sko­cze­nia. Nikt ci tam miej­sca tak zaraz nie przy­dzie­li, jak przez całe życie w Para­fii Jabłon­na sała­tę upra­wia­łeś – tłu­ma­czy­my, nie pro­stu­jąc spra­wy pochów­ku Pił­sud­skie­go, z oba­wy, że zaraz ojciec Sta­re Powąz­ki zamie­ni na Wawel.

On potem reszt­ką sił wspi­nał się na łok­ciu do pozy­cji pół­le­żą­cej i na wyde­chu doda­wał, że sała­tę upra­wiał po tym, jak wcze­śniej w Hydro­bu­do­wie z klu­czem hydrau­licz­nym za maj­stra­mi latał. On do tego mająt­ku lata­mi docho­dził. Spry­tem i ukła­da­mi, na któ­re to nie każ­de­go tak zaraz stać, jak kto nie­układ­ny i cia­maj­do­wa­ty. On z pro­ste­go chło­pa­ka ze wsi, któ­re­go mat­ka nawet pod­pi­sać się nie potra­fi­ła, a jej cha­łu­pę jako ostat­nią we wsi zelek­try­fi­ko­wa­li, do takie­go mająt­ku doszedł. Osią­gnął tyle, co nie­je­den uczo­ny, któ­ry z inte­li­genc­kie­go i wpły­wo­we­go domu doszedł na uni­wer­sy­tet.

Trud­no było się z tym nie zgo­dzić. Nie wycho­wa­łam się we wsi, w któ­rej uro­dził się tata, nie pamię­tam też dziad­ków. Raz poje­cha­łam z ojcem, bo sen­ty­ment go tam przy­cią­gnął, i nie mogłam uwie­rzyć, że takie miej­sca ist­nie­ją na świe­cie. Wieś ojca była jak z siel­skich obra­zów, ale i z pro­gra­mów inter­wen­cyj­nych jed­no­cze­śnie, w któ­rych wyszcze­ka­na dzien­ni­kar­ka jedzie z kame­rą, a miej­sco­wi opo­wia­da­ją o rze­czach, o któ­rych nie usły­szy­my w żad­nej pro­gno­zie pogo­dy, któ­rych nie wytro­pi nawet sta­cja badaw­cza Maria­na. Zja­wi­ska para­nor­mal­ne w zbo­żu. Drze­wa-ołta­rze, z któ­rych try­ska życio­daj­na woda. Wąsa­te kobie­ty zapład­nia­ne wzro­kiem przez miej­sco­we­go pro­bosz­cza. Kro­wy bez wymion i byki bez jaj.

Widzę ocza­mi wyobraź­ni tabli­cę pamiąt­ko­wą przy­bi­tą do jedy­nych dwóch oca­la­łych szta­chet pło­tu, któ­ry ota­czał nie­ist­nie­ją­ce już gospo­dar­stwo. Tanim zło­to­lem odma­lo­wa­ny napis: „Tu uro­dził się i miesz­kał przed­się­bior­ca z Jabłon­ny. Wyna­laz­ca sała­ty i odkryw­ca dale­kich pól szklar­ni. Podróż­nik i zdo­byw­ca nie­do­stęp­nej cie­śni­ny finan­sów, nie­ozna­czo­nej wcze­śniej na żad­nej mapie kar­to­gra­ficz­nej Pol­ski Ludo­wej”.

Mój brat po pogrze­bie ojca zajął się pro­wa­dze­niem zakła­du pogrze­bo­we­go. Jakiś czas temu wpa­dłam na pomysł orga­ni­za­cji pochów­ków zapro­jek­to­wa­nych indy­wi­du­al­nie. Umó­wi­łam się z Krzyś­kiem na jakiś pro­cent od zysku, nie cze­ka­łam dłu­go na pierw­sze zle­ce­nie. Brat dzwo­ni z pro­po­zy­cją zaaran­żo­wa­nia pogrze­bu moje­go rów­no­lat­ka, któ­ry zakoń­czył życie w dość ponu­rych oko­licz­no­ściach, co zła­ma­ło ser­ce jego mat­ce. I to wła­śnie ona pro­si o coś wię­cej niż tyl­ko sztam­po­wa cere­mo­nia. Podej­rze­wam, że pro­si o moż­li­wość odby­cia roz­mo­wy o swo­im synu, chce przy­wo­łać wspo­mnie­nia, odpo­wie­dzieć sobie na jakieś pyta­nia, poszu­kać odpo­wie­dzi w oczach roz­mów­cy.


Dom Miło­sza

Pustak kry­ty papą, sze­ścian zle­pio­nych ścian, bez dna i dachu. Te daw­no zżar­ły kwa­śne desz­cze, nie­za­po­wie­dzia­ne prze­cież w żad­nej pro­gno­zie pogo­dy. Dom-sko­wyt wszyst­kich refor­ma­cji i trans­for­ma­cji, pod­da­ny pró­bie cza­su i bez zaświad­cze­nia odby­cia jakie­go­kol­wiek kur­su. Tu sło­wo „pustak” nabie­ra dosko­na­łe­go zna­cze­nia. Sza­re kru­szy­wo sypie się pod napo­rem pal­ca wska­zu­ją­ce­go, albo jakie­go­kol­wiek pal­ca, przed wsa­dze­niem go sobie w cokol­wiek tyl­ko chcesz. Prze­cież wia­do­mo, że pal­ce lądu­ją nie tyl­ko w crème fra­iche, nie tyl­ko w wodzie przy­go­to­wa­nej na kąpiel, nie tyl­ko w donicz­ce z hor­ten­sją, któ­ra wyma­ga wil­go­ci. Pal­ce Miło­sza lądo­wa­ły co wie­czór w ciem­nych jamach kobie­cych otchła­ni. Wabił je swo­im wyglą­dem, a potem zacią­gał do pusta­ko­wych kata­kumb. Zaczy­nał od wia­tro­ła­pu, malo­wa­ne­go na cyno­ber jasny, w któ­rym usta­wił mosięż­ny sto­jak na mokre para­so­le, przy czym żaden para­sol, poza tym z mosią­dzu, nie wysu­szył się tam nigdy. Z wia­tro­ła­pu wcho­dzi­ło się do przed­po­ko­ju. Tam już wzrok kie­ro­wał się i na lewo, i na pra­wo. Panie i pano­wie – po lewej wej­ście na salon, po pra­wej – kie­szeń przy­pad­ku, pusta­ko­we bara­chło, w któ­rym, z bra­ku laku, pozo­sta­ły jakieś śla­dy po daw­nych byto­wa­niach. Ktoś zosta­wił tam nie­roz­da­ne ulot­ki, ktoś inny – pla­sti­ko­we tip­sy nie­zby­te dro­gą sprze­da­ży bez­po­śred­niej. Salon poprze­dzał niby-salon. Sło­wo „niby-” świet­nie opi­sy­wa­ło zasta­ną rze­czy­wi­stość. Niby-scho­dy pro­wa­dzi­ły do niby-pral­ni, niby-komi­nek przy­po­mi­nał o niby-potrze­bach. Niby-pra­nie wisia­ło na niby-sznu­rze. Ten cze­kał tyl­ko na to, żeby zmie­nić się w węzeł żeglar­ski cumo­wy i przy­spie­szyć koniec czy­je­goś niby-życia. W niby-salo­nie zawsze była muzy­ka, któ­ra niczym zakli­nacz węży pro­wa­dzi­ła zyg­za­kiem do kuch­ni i jadal­ni. W kuch­ni Miłosz miał stół na 24 oso­by. Roz­kła­da­ny, pamię­ta­ją­cy cza­sy, kie­dy cho­in­kę ubie­ra­ło się i roz­bie­ra­ło o okre­ślo­nej porze. Pamię­ta­ją­cy cza­sy, w któ­rych rosół nale­wa­no do 24 mise­czek, odkła­da­nych na bam­bu­so­we pod­kład­ki, na któ­re to pod­czas samot­nych, pusta­ko­wych wie­czo­rów Miłosz obci­na swo­je paznok­cie u rąk. Stół na 24 oso­by był gwoź­dziem pro­gra­mu, w któ­rym wła­ści­ciel pre­zen­to­wał poten­cjal­nym kupu­ją­cym zale­ty tego pusta­ko­we­go kró­le­stwa. „Pro­szę spoj­rzeć, jak łatwo cho­dzi ten mecha­nizm w sto­le. Wystar­czy kil­ka posu­nięć i mamy prze­strzeń na impre­zę oko­licz­no­ścio­wą dla 24 osób”.

Sło­wa „impre­za oko­licz­no­ścio­wa” były jak przed­nio­ję­zy­ko­we „ę”. Led­wo wyszło z gar­dła, zatrzy­my­wa­ło się na war­dze i lądo­wa­ło w kąci­ku na trwa­łe zabar­wio­nym przez czer­wo­ne wino. Bo Miłosz topił pusta­ko­wy smu­tek w winie i kobie­tach.

Był to bar­dzo pięk­ny męż­czy­zna. Mógł­by wystę­po­wać w rekla­mach dymią­cych ame­ry­kań­skich papie­ro­sów albo moto­cy­kli zapi­na­nych na ostat­nie niklo­wa­ne guzi­ki. Ostry zarost ryso­wał deli­kat­ny owal twa­rzy, nie­dba­ła grzyw­ka szu­ra­ła po aktor­sko zmarsz­czo­nym czo­le. Wzro­kiem świ­dro­wał te wszyst­kie sny, w któ­rych budzisz się tak bar­dzo zako­cha­na, że nie wiesz, czy zasnąć z powro­tem, czy stu­dzić swo­je pod­nie­ce­nie lodo­wa­tym spoj­rze­niem w okno.

Każ­dą wybran­kę zacią­gał naj­pierw do niby-salo­nu, tam czę­sto­wał ją naj­praw­dziw­szy­mi drin­ka­mi, zro­bio­ny­mi z naj­droż­szych alko­ho­li o kolo­rach tak róż­nych, jak pozwa­la na to mie­sza­nie kana­łów RGB. Kobie­ty po tych drin­kach nabie­ra­ły więk­szej ocho­ty na miłość. Prze­no­sił je do swo­jej sypial­ni, któ­ra powin­na budzić lek­ki uśmiech, jed­nak alko­hol i szcze­gól­ne nasta­wie­nie na piesz­czo­ty prze­no­si­ły wzrok z sypial­ni na pięk­ną twarz Miło­sza. Tym, co nor­mal­nie budzi­ło­by zdzi­wie­nie, była sztucz­na, lek­ka moski­tie­ra nad łóż­kiem. Rodzaj ochro­ny przed natręt­ny­mi insek­ta­mi, brzę­czą­cy­mi gwał­ci­cie­la­mi snu. To chy­ba strach przed uką­sze­niem pięk­nej twa­rzy naka­zał mu zało­że­nie tej ela­stycz­nej koron­ki, odci­na­ją­cej go od pusta­ko­wych labi­ryn­tów. Strach i wstręt, przy jed­no­cze­snej potrze­bie egzo­ty­ki i luk­su­su. Miłość pod bal­da­chi­mem rów­nież nabie­ra­ła nowych walo­rów. Odcię­ci, lewi­to­wa­li w polie­stro­wej mgle szme­rów, sze­le­stów i szep­tów. Kłę­bią­ce się cia­ła przy­kry­wa­ła poświa­ta Orien­tu. Miłosz nawet nauczył się kil­ku miło­snych tri­ków na głęb­szą pene­tra­cję. Mimo wszyst­ko w miło­ści musiał roz­cza­ro­wy­wać kobie­ty. Teatra­li­za­cja póz i gestów nie uła­twia­ła osią­ga­nia satys­fak­cji. Twarz kochan­ka zawsze marsz­czy­ła się w tych samych momen­tach, tak jak­by wie­dzia­ła, że korzyst­nie wyglą­da przy jed­no­cze­śnie roz­chy­lo­nych lek­ko war­gach. Z jakie­goś powo­du kobie­ty nie pró­bo­wa­ły tego napra­wiać. Chy­ba wie­dzia­ły, że ten zwią­zek trwa tyl­ko kil­ka nocy, aż do wyczer­pa­nia tema­tów do roz­mów i wypi­cia zapa­sów kolo­ro­wych alko­ho­li.

Miłosz odpra­wiał te rytu­ały kil­ka wie­czo­rów w tygo­dniu. W cią­gu dnia odci­nał się róż­ny­mi moski­tie­ra­mi od brzy­do­ty grzy­bów, czar­nych roz­kwi­tów wil­go­ci i roz­kła­da­ją­cych się tapet nakle­jo­nych bez­po­śred­nio na pustak. Nie wia­do­mo, co bar­dziej go mar­twi­ło. Czy samot­ność, czy zni­ka­nie domu, jego nisz­cze­nie i zapa­da­nie się pod zie­mię, z dnia na dzień o kolej­ne cen­ty­me­try. Rano wycho­dząc do pra­cy, widział frag­ment pusta­ko­wej mapy, któ­rą wie­czo­rem zakry­wa­ły kolej­ne tsu­na­mi mułu i pia­sku. Ten sam wiatr w gór­nych par­tiach domu powo­do­wał ero­zję podob­ną do tej, co nisz­czy ska­ły i zamie­nia je w pusty­nie. Dach, nie­za­leż­nie od pory dnia i roku, spo­wi­ty był moski­tie­rą dra­pią­ce­go, cemen­to­we­go pyłu. Dom zni­kał, a Miłosz nie potra­fił temu zapo­biec. Nie miał pie­nię­dzy na jego napra­wę, od kil­ku lat pró­bo­wał go sprze­dać, ale każ­dy poten­cjal­ny kupu­ją­cy widział w nim źró­dło coraz to więk­szych wydat­ków. Agen­ci nie­ru­cho­mo­ści żegna­li Miło­sza rytu­al­nym „Będzie­my w kon­tak­cie”, co nic nie zmie­nia­ło w tema­cie sprze­da­ży. Nawet kie­dy poja­wił się poten­cjal­ny śmia­łek, któ­ry chciał go kupić, z bra­ku współ­pra­cy z wła­ści­cie­lem – nie docho­dzi­ło do trans­ak­cji. Miłosz, pro­szo­ny o doku­men­ty domu, zapa­dał się pod zie­mię wraz z kolej­nym cen­ty­me­trem pusta­ko­wych ścian. Zni­kał na kil­ka dni pod pre­tek­stem wyjaz­du do mat­ki i poszu­ki­wa­nia wszyst­kich wyda­nych zgód na wybu­do­wa­nie pusta­ko­we­go zam­ku. Tak napraw­dę sie­dział w niby-kuch­ni, nocą zapa­lał świa­tło w tych par­tiach domu, w któ­rych okna nie wycho­dzą na uli­cę i pró­bo­wał znaj­do­wać doku­men­ty, kie­ru­jąc wzrok w puste komór­ki cemen­to­wych blo­ków. Nigdy ich nie znaj­do­wał, więc nigdy nie docho­dzi­ło do trans­ak­cji.

W zasa­dzie nie wia­do­mo, kie­dy Miłosz K. pod­jął decy­zję, że nie zapa­li świa­tła w jadal­ni wycho­dzą­cej na uli­cę i będzie prze­szu­ki­wał wzro­kiem puste, cemen­to­we otwo­ry domu w poszu­ki­wa­niu waż­nych doku­men­tów. Sie­dział tak dłu­gi­mi dnia­mi i ska­no­wał wzro­kiem ścia­ny. Odczy­ty­wał sobie tyl­ko zna­ne infor­ma­cje, pustak po pusta­ku, zapi­su­jąc je w twar­dym dys­ku nad­pa­lo­nej świa­do­mo­ści. Pro­ce­so­wi archi­wi­za­cji cemen­to­wych ścian towa­rzy­szy­ła ich powol­na degra­da­cja. W gór­nych par­tiach osy­py­wał się pustyn­ny, cemen­to­wy pył, dol­ne frag­men­ty coraz głę­biej wbi­ja­ły się pazu­ra­mi w muli­stą zie­mię. Dom zni­kał, roz­py­la­jąc wokół sie­bie sza­re wydmy. Sze­ścien­ne jed­nost­ki minio­nej inwe­sty­cji budow­la­nej zamie­nia­ły się w pył, tak jak w pył zamie­niał się każ­dy dzień Miło­sza K., nie­mo­bil­ne­go inwen­ta­ry­za­to­ra prze­strze­ni domo­wych. Gdy­by miał jesz­cze reszt­ki samo­or­ga­ni­za­cji, mógł­by tę funk­cję napi­sać na swo­jej nowej wizy­tów­ce. Nowej wizy­tów­ce nowe­go życia, prze­pu­st­ce do remon­tu gene­ral­ne­go wszyst­kie­go, co wyda­rzy­ło się do tego dnia.

A był to dzień 19 maja, okres komu­nii w oko­licz­nych para­fiach. W ten wła­śnie dzień dom znik­nął cał­ko­wi­cie, zmie­nia­jąc miej­sco­wy kra­jo­braz. Nagle mię­dzy para­fia­mi, mię­dzy łana­mi osie­dli bliź­nia­ków malo­wa­nych na żół­to. Mię­dzy sie­cią Bie­dro­nek i miej­sco­wych deli­ka­te­sów powsta­ła sza­ra pusty­nia. Rucho­me pia­ski pustych dni Miło­sza. Pla­ża bez dostę­pu do morza, miej­sco­wa atrak­cja tury­stycz­na z infra­struk­tu­rą kil­ku pusta­ków, oca­la­łych w pro­ce­sach ero­zji.

Pogrzeb Miło­sza jest wytwor­ny, ale też pro­sty. Mój boha­ter cenił luk­sus, ale też miał gust. Znał zasa­dę less is more, więc dbam o to, żeby było less z efek­tem more. Urna i postu­men­ty są pro­ste, ale z naj­szla­chet­niej­sze­go mar­mu­ru. Dodat­ki są w kolo­rze mie­dzi i ciem­nej zie­le­ni. Salę poże­gnań prak­tycz­nie aran­żu­ję na nowo, wie­szam wszę­dzie zie­lo­ne zasło­ny, marsz­czę je w regu­lar­ne fał­dy. Pięk­nie kom­po­nu­ją się z różo­wy­mi kwia­ta­mi: róża­mi i eusto­mą. Mie­dzia­ne lam­pio­ny, tabli­ca w tym kolo­rze i inne dro­bia­zgi robią za przy­sło­wio­wą wisien­kę na tor­cie. Wisien­kę pija­ną, na tor­cie pię­tro­wym i nie­oka­zjo­nal­nym. Nie ma prze­cież oka­zji w tym, że się umie­ra.

Na pogrzeb przy­szło bar­dzo wie­le osób. Wszy­scy nie­zwy­kłej uro­dy. Jak­bym zna­la­zła się w kolo­ro­wym piśmie, jak­by mnie wyre­ży­se­ro­wał ktoś, kto robi fil­my, w któ­rych pamię­ta się tyl­ko tytuł, a nazwisk twór­ców już nie. Seks w wiel­kim mie­ści ze smut­ną sce­ną pogrze­bu, w któ­rej boha­ter umie­ra już tyl­ko dla­te­go, że aktor nie ma siły dalej cią­gnąć swo­jej roli. Kła­dzie się do trum­ny, w któ­rej zni­ka jak w sztucz­ce ilu­zjo­ni­sty. Say­ouna­ra, faj­nie było, spła­ci­łem 10 lat kre­dy­tu miesz­ka­nio­we­go, ale to już było­by na tyle. W sce­nie, któ­rą widzę, Miłosz nie ma moż­li­wo­ści zmia­ny pla­nu. Kame­ra poszła, ale cię­cie jest osta­tecz­ne.

Ład­ni ludzie nie przy­no­szą kwia­tów, bo mat­ka Miło­sza pro­si­ła o wpła­tę na kon­to fun­da­cji, któ­ra poma­ga ludziom wyjść z depre­sji. Ład­ni ludzie mają ciem­ne oku­la­ry, pod któ­ry­mi skry­wa­ją łzy, jak­by szko­dzi­ły ich uro­dzie, jak­by nie paso­wa­ły do butów i toreb­ki. Ład­ni ludzie mają nie­ska­zi­tel­ne ubra­nia, bez żad­ne­go pył­ku na otchła­ni ich czar­nych płasz­czy. Jak­by uda­wa­li, że pył­ka­mi w kosmo­sie nie są. Jak­by uda­wa­li, że oprócz golar­ki do ubrań, mają jesz­cze lek na nie­śmier­tel­ność.

O autorze

Edyta Ołdak

Artystka sztuk wizualnych, graficzka, edukatorka i menadżerka kultury. We wczesnym dzieciństwie uczęszczała do wiejskiej szkoły zaaranżowanej w wagonach kolejowych PKP, co w późniejszym okresie poskutkowało niechęcią do podróżowania. Córka przedsiębiorcy, który w czasach PRL-u produkował kostki Rubika, wcale nie mając na nazwisko Rubik, lub mówiąc krótko – nie znając faceta. Animatorka z doświadczeniem projektów realizowanych z sołtysami, lutnikami, kierowcami autobusów, city spotterami, obserwatorami smogowej chmury w Krakowie, wędkarzami, miłośnikami CB Radia, działkowcami, pracownikami FSO, hodowcami winniczków, producentami krzywych luster, konserwatorami wind, menadżerami biur rzeczy znalezionych oraz osobami dotkniętymi syndromem strachu przed dziurami.

Powiązania

Połów. Poetyckie i prozatorskie debiuty 2023

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Czy­ta­nie z książ­ki Połów. Poetyc­kie i pro­za­tor­skie debiu­ty 2023 z udzia­łem Karo­la Brzo­zow­skie­go, Mag­da­le­ny Genow, Alek­san­dry Górec­kiej, Julii Jan­kow­skiej, Alek­san­dry Kasprzak, Mał­go­rza­ty Kośli, Edyt Ołdak, Kami­la Pli­cha, Macie­ja Wnu­ka i Łuka­sza Woź­nia­ka w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 29.

Więcej

Żuk w pudełku

wywiady / o pisaniu Edyta Ołdak Małgorzata Kośla

Roz­mo­wa Mał­go­rza­ty Kośli z Edy­tą Ołdak, lau­re­at­ką pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2023”.

Więcej

Życie w Polsce to niezły content

wywiady / o pisaniu Aleksandra Kasprzak Edyta Ołdak

Roz­mo­wa Edy­ty Ołdak z Alek­san­drą Kasprzak, lau­re­at­ką pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2023”.

Więcej

Połów. Poetyckie i prozatorskie debiuty 2023

nagrania / transPort Literacki Różni autorzy

Czy­ta­nie z książ­ki Połów. Poetyc­kie i pro­za­tor­skie debiu­ty 2023 z udzia­łem Karo­la Brzo­zow­skie­go, Mag­da­le­ny Genow, Alek­san­dry Górec­kiej, Julii Jan­kow­skiej, Alek­san­dry Kasprzak, Mał­go­rza­ty Kośli, Edyt Ołdak, Kami­la Pli­cha, Macie­ja Wnu­ka i Łuka­sza Woź­nia­ka w ramach festi­wa­lu Trans­Port Lite­rac­ki 29.

Więcej

Matka, mantra, matematyka

recenzje / ESEJE Karolina Kurando

Recen­zja Karo­li­ny Kuran­do, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Połów. Poetyc­kie i pro­za­tor­skie debiu­ty 2023, któ­ra uka­że się 1 lip­ca 2024 roku.

Więcej

O krok od porcelany

recenzje / ESEJE Agnieszka Waligóra

Recen­zja Agniesz­ki Wali­gó­ry, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Połów. Poetyc­kie i pro­za­tor­skie debiu­ty 2023, któ­ra uka­że się 1 lip­ca 2024 roku.

Więcej

Ta ostatnia rozmowa

wywiady / o książce Jakub Skurtys Karol Maliszewski

Roz­mo­wa Jaku­ba Skur­ty­sa i Karo­la Mali­szew­skie­go, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Połów. Poetyc­kie i pro­za­tor­skie debiu­ty 2023, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 29 lip­ca 2024 roku.

Więcej

Grzebanie w ziemi, słuchanie kamieni

wywiady / o pisaniu Kamil Plich Łukasz Woźniak

Roz­mo­wa Kami­la Pli­cha z Łuka­szem Woź­nia­kiem, lau­re­atem pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2023”.

Więcej

Żuk w pudełku

wywiady / o pisaniu Edyta Ołdak Małgorzata Kośla

Roz­mo­wa Mał­go­rza­ty Kośli z Edy­tą Ołdak, lau­re­at­ką pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2023”.

Więcej

Szczeliny widzenia

recenzje / IMPRESJE Anna Cieplak

Impre­sja Anny Cie­plak na temat pro­zy Edy­ty Ołdak, lau­re­at­ki pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2023”.

Więcej

Neuroprzekaźnik musów. O „Umalmu” Łukasza Woźniaka

recenzje / IMPRESJE Joanna Mueller

Impre­sja Joan­ny Muel­ler na temat poezji Łuka­sza Woź­nia­ka, lau­re­ata 18. edy­cji Poło­wu poetyc­kie­go.

Więcej

Umalmu

utwory / premiera w sieci z Połowu Łukasz Woźniak

Pre­mie­ro­wy zestaw wier­szy Łuka­sza Woź­nia­ka z tomu Umal­mu. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2023”.

Więcej

Złodziejka matek

utwory / premiera w sieci z Połowu Magdalena Genow

Pre­mie­ro­wa pro­za Mag­da­le­ny Genow Zło­dziej­ka matek. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2023”.

Więcej

gatunki anadromiczne

utwory / premiera w sieci z Połowu Karol Brzozowski

Pre­mie­ro­wy zestaw wier­szy Karo­la Brzo­zow­skie­go z tomu gatun­ki ana­dro­micz­ne. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2023”.

Więcej

Metamorfozy i wyobraźnia przeciwko poczuciu braku

recenzje / ESEJE Anna Cieplak

Impre­sja Anny Cie­plak na temat pro­zy Mag­da­le­ny Genow, lau­re­at­ki pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2023”.

Więcej

Pod prąd, w nieważkość. O „gatunkach anadromicznych” Karola Brzozowskiego

recenzje / ESEJE Joanna Mueller

Impre­sja Joan­ny Muel­ler na temat poezji Karo­la Brzo­zow­skie­go, lau­re­ata pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2023”.

Więcej

Kiedy patrzę na kogoś zastanawiam się, jakim był dzieckiem

wywiady / o pisaniu Maciej Wnuk Magdalena Genow

Roz­mo­wa Macie­ja Wnu­ka z Mag­da­le­ną Genow, lau­re­at­ką pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2023”.

Więcej

Milczenie w tle

wywiady / o pisaniu Karol Brzozowski Łukasz Woźniak

Roz­mo­wa Łuka­sza Woź­nia­ka z Karo­lem Brzo­zow­skim, lau­re­atem pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2023”.

Więcej

Krainy wyobrażone i sieci

recenzje / ESEJE Anna Cieplak

Impre­sja Anny Cie­plak na temat pro­zy Macie­ja Wnu­ka, lau­re­ata pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2023”.

Więcej

Miejsca odległe

utwory / premiera w sieci z Połowu Maciej Wnuk

Pre­mie­ro­wa pro­za Macie­ja Wnu­ka Miej­sca odle­głe. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2023”.

Więcej

Zaglądać ciągle w inne światy

wywiady / o pisaniu Aleksandra Kasprzak Maciej Wnuk

Roz­mo­wa Oli Kasprzak z Macie­jem Wnu­kiem, lau­re­atem pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2023”.

Więcej

Ciało, które zmienia język

recenzje / ESEJE Anna Cieplak

Impre­sja Anny Cie­plak na temat pro­zy Mał­go­rza­ty Kośli, lau­re­at­ki pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2023”.

Więcej

Blade Runner 2023. O „państwach miastach i okolicach” Kamila Plicha

recenzje / ESEJE Joanna Mueller

Impre­sja Joan­ny Muel­ler na temat poezji Kami­la Pli­cha, lau­re­ata 18. edy­cji Poło­wu poetyc­kie­go.

Więcej

Fantazje są nieskończone

wywiady / o pisaniu Magdalena Genow Małgorzata Kośla

Roz­mo­wa Mag­da­le­ny Genow z Mał­go­rza­tą Koślą, lau­re­at­ką pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2023”.

Więcej

Poezja rzutu kijem

wywiady / o pisaniu Julia Jankowska Kamil Plich

Roz­mo­wa Julii Jan­kow­skiej z Kami­lem Pli­chem, lau­re­atem pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2023”.

Więcej

mokre wilgotne (fragment)

utwory / premiera w sieci z Połowu Małgorzata Kośla

Pre­mie­ro­wa pro­za Mał­go­rza­ty Kośli mokre wil­got­ne. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2023”.

Więcej

państwa miasta i okolice

utwory / premiera w sieci z Połowu Kamil Plich

Pre­mie­ro­wy zestaw wier­szy Kami­la Pli­cha pań­stwa mia­sta i oko­li­ce. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2023”.

Więcej

Moja reakcja na. O „bezoarach” Julii Jankowskiej

recenzje / ESEJE Joanna Mueller

Impre­sja Joan­ny Muel­ler na temat poezji Julii Jan­kow­skiej, lau­re­at­ki 18. edy­cji Poło­wu poetyc­kie­go.

Więcej

Skutkiem ubocznym jest generowanie głębi

wywiady / o pisaniu Aleksandra Górecka Julia Jankowska

Roz­mo­wa Alek­san­dry Górec­kiej z Julią Jan­kow­ską, lau­re­at­ką pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2023”.

Więcej

bezoary

utwory / premiera w sieci z Połowu Julia Jankowska

Pre­mie­ro­wy zestaw wier­szy Julii Jan­kow­skiej z tomu bez­oary. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2023”.

Więcej

Życie w Polsce to niezły content

wywiady / o pisaniu Aleksandra Kasprzak Edyta Ołdak

Roz­mo­wa Edy­ty Ołdak z Alek­san­drą Kasprzak, lau­re­at­ką pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2023”.

Więcej

Wydrąż mi rodzinę w serze (fragmenty)

utwory / premiery w sieci Aleksandra Kasprzak

Pre­mie­ro­wa pro­za Alek­san­dry Kasprzak Wydrąż mi rodzi­nę w serze. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2023”.

Więcej

Turbuj te kółka, turlaj! O „Regule trzech” Aleksandry Góreckiej

recenzje / ESEJE Joanna Mueller

Impre­sja Joan­ny Muel­ler na temat poezji Alek­san­dry Górec­kiej, lau­re­at­ki 18. edy­cji Poło­wu poetyc­kie­go.

Więcej

Zbieranie, mierzenie, poruszanie ziemią

utwory / premiera w sieci z Połowu Aleksandra Górecka

Pre­mie­ro­wy zestaw wier­szy Alek­san­dry Górec­kiej Zbie­ra­nie, mie­rze­nie, poru­sza­nie zie­mią. Pre­zen­ta­cja w ramach pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2023”.

Więcej

W tym escape roomie można się rozgościć

wywiady / o pisaniu Aleksandra Górecka Karol Brzozowski

Roz­mo­wa Karo­la Brzo­zow­skie­go z Alek­san­drą Górec­ką, lau­re­at­ką pro­jek­tu „Połów. Poetyc­kie debiu­ty 2023”.

Więcej

Szczeliny widzenia

recenzje / IMPRESJE Anna Cieplak

Impre­sja Anny Cie­plak na temat pro­zy Edy­ty Ołdak, lau­re­at­ki pro­jek­tu „Połów. Pro­za­tor­skie debiu­ty 2023”.

Więcej