teksty / Esej

„Przez kształt liter widzę jasno” [1]

Joanna Lisiewicz

Recenzja Joanny Lisiewicz, towarzysząca premierze książki Wiersze ostatnie Tadeusza Różewicza wydanej w Biurze Literackim 30 września 2024 roku.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

Tade­usz Róże­wicz to arty­sta, któ­ry na świat miał słuch abso­lut­ny. Nie­za­leż­nie od tego, czy w polu jego aktu­al­nych obser­wa­cji zna­la­zły się dom, kasz­tan, Word Tra­de Cen­ter, mło­dzi ludzie mówią­cy szyb­ko i nie­wy­raź­nie, sta­re kobie­ty spa­ce­ru­ją­ce brze­giem morza, świń­ska gry­pa, glo­ba­li­za­cja czy ese­me­sy, zawsze z tą samą prze­ni­kli­wo­ścią punk­to­wał wyło­wio­ne z rze­czy­wi­sto­ści spra­wy. Oko poety z nie­sa­mo­wi­tą pre­cy­zją nie tyl­ko dostrze­ga­ło waż­ne pro­ble­my współ­cze­sne­go świa­ta, ale też kon­se­kwent­nie od pierw­sze­go tomu do ostat­nie­go szu­ka­ło dla ich wyra­że­nia for­my, zarów­no na pozio­mie kom­po­zy­cji, jak i języ­ka. Nie­ustan­ne szu­ka­nie, bycie w dro­dze – jak sam poeta okre­ślał to w tytu­le Kup kota w wor­ku (work in pro­gress) (2008) – podej­mo­wa­nie, prze­twa­rza­nie, porzu­ca­nie i powra­ca­nie do róż­nych wąt­ków – sta­no­wią zna­mien­ne cechy jego pisar­stwa. Róże­wicz był twór­cą, któ­ry doko­ny­wał nie­koń­czą­cych się oglą­dów i korekt tego, co w sło­wie powo­łał do ist­nie­nia, a „nie­na­zwa­ne nazy­wał mil­cze­niem” [2]. Rekon­stru­ował przez dekon­struk­cję, roz­kła­dał i skła­dał na nowo, nie­ustan­nie budo­wał i burzył, był nie­uf­ny wobec kate­go­rycz­nych stwier­dzeń, raz na zawsze usta­no­wio­nych sądów. Dla­te­go jego utwo­ry to kon­struk­cje opar­te na anty­te­zach i anty­no­miach, peł­ne szcze­lin, przez któ­re mogą ucho­dzić sta­re sen­sy, wycie­kać wąt­pli­wo­ści, ale też może nie­ustan­nie docie­rać nowe świa­tło z zewnątrz. Tade­usz Róże­wicz pozwa­lał swo­im utwo­rom oddy­chać. Dla­te­go wła­śnie wciąż żyją, pul­su­ją w zbio­ro­wym krwio­bie­gu świa­do­mo­ści, zaska­ku­ją aktu­al­no­ścią mimo upły­wu cza­su, pozwa­la­ją zaglą­dać w przy­szłość. Aby wska­zać na przy­czy­nę trwa­ło­ści i auten­tycz­no­ści gło­su Róże­wi­cza, nale­ży zatrzy­mać się przy źró­dłach, z któ­rych czer­pał poeta. Autor Twa­rzy trze­ciej nie zatrzy­mu­je się nad Mic­kie­wi­czow­ską „wodą wiel­ką i czy­stą”. „Cie­sząc się dobrym zdro­wiem, w samo połu­dnie”, samot­nie „odwie­dza brze­gi Ache­ro­nu”. „Ser­ce jego bije nor­mal­nie, kie­dy sta­je nad brze­ga­mi kana­łu”: „w stru­nach deszczu/ na czar­nym błocie/ roz­kła­da­ły skrzydła/ bie­lin­ki i żałobniki/ we wodzie tłu­stej i czarnej/ plą­sa­ły nim­fy”. W tej anty­ro­man­tycz­nej prze­strze­ni pozba­wio­nej tajem­ni­czo­ści, w świe­tle dnia, bez twór­cze­go sza­łu i poczu­cia nie­obec­no­ści, przy­pi­sy­wa­nych w tra­dy­cji natchnie­niu, z nor­mal­nie biją­cym ser­cem – zanu­rza się w „gęstej zupie” życia.

Gdy czy­ta się Róże­wi­cza, moż­na doświad­czyć wyjąt­ko­we­go poczu­cia spój­no­ści mię­dzy tym, co pomy­śla­ne, prze­ży­te, a tym, co wypo­wie­dzia­ne. Dba­łość o każ­de sło­wo, układ gra­ficz­ny wier­sza, reto­ry­ka pau­zy i mil­cze­nia spra­wia­ją, że na twór­czość poetyc­ką auto­ra to i owo skła­da­ją się genial­ne kom­po­zy­cje seman­tycz­no-wizu­al­ne. Może wła­śnie dla­te­go po jego dzie­ła, zarów­no daw­ne, jak i te z począt­ku XXI wie­ku, tak chęt­nie się­ga mło­dzież. Feno­men pisar­stwa Róże­wi­cza pole­ga tak­że na tym, że mło­dzi czy­tel­ni­cy uwa­ża­ją go za twór­cę, któ­re­mu moż­na wie­rzyć, któ­re­go się rozu­mie, któ­ry jest praw­dzi­wy. Dla­cze­go? Naj­pew­niej mię­dzy inny­mi dla­te­go, że w wyjąt­ko­wy spo­sób czer­pie nie tyl­ko z tra­dy­cji lite­rac­kiej, z któ­rą w róż­nych kon­wen­cjach dia­lo­gu­je, ale tak­że z języ­ka potocz­ne­go. Z zaso­bów tego ostat­nie­go poeta kom­po­nu­je mini­ma­li­stycz­ne kon­ste­la­cje meta­for czy porów­nań odwo­łu­ją­cych się do wspól­no­to­wych doświad­czeń, obser­wa­cji, prze­żyć i pra­gnień każ­de­go odbior­cy, nie­za­leż­nie od wie­ku czy cza­su histo­rycz­ne­go, w któ­rym żyje. Róże­wicz potra­fi w nie­zwy­kły spo­sób uru­cha­miać zarów­no poje­dyn­cze sło­wa, jak i prze­strze­nie mię­dzy sło­wa­mi, wszyst­ko to, co wyra­żo­ne, ale też prze­mil­cza­ne. Nad­zwy­czaj­ny słuch i pla­stycz­na wyobraź­nia poety spra­wia­ją, że jego wier­sze chło­nie się wie­lo­zmy­sło­wo, a przez to bar­dziej inten­syw­nie. Nie­po­kój, któ­ry nie opusz­cza poety od debiu­tu poetyc­kie­go w 1947 roku, a któ­ry pozo­sta­je wyczu­wal­ny tak­że w kolej­nych tomach, nie jest nie­po­ko­jem mru­kli­we­go nihi­li­sty, któ­ry nie wie­rzy w ludzi i idee. To wyraz (do ostat­nie­go tomu kon­se­kwent­nie budo­wa­ne­go) prze­ko­na­nia o koniecz­no­ści obro­ny przed „kon­tu­ro­wo­ścią i mity­za­cją opo­wie­ści o woj­nie czy choć­by w duchu lite­ra­tu­ry mar­ty­ro­lo­gicz­nej, cze­mu udat­nie słu­żyć będzie zarów­no sta­ran­nie opra­co­wy­wa­na kon­cep­cja języ­ka poetyc­kie­go, poety­ka «ści­śnię­te­go gar­dła», jak rów­nież prze­świad­cze­nie o dekom­po­zy­cji poję­cia pięk­na, kry­zy­sie obra­zu poetyc­kie­go i potrze­bie odbu­do­wy kate­go­rii este­tycz­nych w sztu­ce” [3].

Gdy mówi się o cha­rak­te­ry­stycz­nej dla Róże­wi­cza eks­pre­sji w języ­ku, któ­ry prze­ni­ka do jego wier­szy nie­mal wprost z szu­mu uli­cy, tele­wi­zji, insty­tu­cji i gazet, oraz o spo­so­bie kon­stru­owa­nia obra­zów poetyc­kich, trze­ba pamię­tać o fascy­na­cji poety malar­stwem, histo­rią sztu­ki, o jego wiel­kich przy­jaź­niach z mala­rza­mi, z któ­ry­mi pro­wa­dził przez całe życie roz­le­głą kore­spon­den­cję. Malar­ska wyobraź­nia i myśle­nie obra­za­mi znaj­du­ją odzwier­cie­dle­nie w kształ­to­wa­niu się warsz­ta­tu poetyc­kie­go Róże­wi­cza. Jak pisze Ryszard Przy­byl­ski: „Nale­ży go [tekst poetyc­ki] podać ze świa­do­mo­ścią ist­nie­nia płasz­czy­zny, któ­rą wypeł­nia, domy­ka, frag­men­tu­je. Wcho­dzą w nią cyta­ty, kur­sy­wy, nawia­sy – to wszyst­ko są prze­cież sygna­ły wizu­al­ne!” [4].

Tom Kup kota w wor­ku (work in pro­gress) jest przy­kła­dem zbio­ru, w któ­rym poeta syn­kre­tycz­nie przed­sta­wił, czy może raczej sko­men­to­wał, współ­cze­sną sobie rze­czy­wi­stość, dzie­ląc się z czy­tel­ni­ka­mi swo­im odsłu­chem świa­ta zza okna. Wgłę­bia­jąc się w Róże­wi­czow­ską nar­ra­cję, sły­szy­my dia­gno­zę pol­skiej skład­ni, orto­gra­fii, inter­punk­cji, lek­sy­ki. Kup kota w wor­ku to nie­zwy­kle bły­sko­tli­wa i peł­na humo­ru rela­cja ze świa­ta, któ­rej osob­nym boha­te­rem jest język, oddzie­lo­ny nie­ja­ko od coraz mniej świa­do­me­go swo­je­go indy­wi­du­ali­zmu, osob­no­ści i toż­sa­mo­ści użyt­kow­ni­ka. Trze­ba w tym miej­scu pod­kre­ślić, że Tade­usz Róże­wicz to poeta o nie­zwy­kłym poczu­ciu humo­ru, któ­re wyni­ka przede wszyst­kim z umie­jęt­no­ści patrze­nia na wyda­rze­nia i ludzi, tak­że na sie­bie, z dystan­sem, w opty­ce gro­te­ski, kary­ka­tu­ry i far­sy. W „Ála­der­ri­dzie” czy­ta­my: „Ja sam nie jestem czło­wie­kiem śmie­chu, jestem raczej czło­wie­kiem uśmie­chu i uśmie­chów. Nigdy nie rycza­łem ze śmie­chu, nie umie­ra­łem ze śmie­chu, nie pęka­łem ze śmie­chu, choć cza­sem śmia­łem się do łez, np. patrząc na obra­dy nasze­go sejmu”[5]. Róże­wicz podej­mu­je też w tym tomie sta­le powra­ca­ją­cy w jego twór­czo­ści temat kon­dy­cji poety, prze­kor­nie wyzna­je swo­je wąt­pli­wo­ści doty­czą­ce bycia zbyt nor­mal­nym jak na poetę: „cza­sa­mi nie­po­ko­ję się tym/ że jestem taki zwyczajny/ (…) już czas wykre­ować siebie/ poetyc­kie­go malow­ni­cze­go szalonego/ (tro­chę) schi­zo­fre­ni­ka tro­chę kochającego/ ina­czej bie­da w tym że kocham «po boże­mu»” [6]. Pro­fe­tycz­nie doda­je w co sły­chać (jak­by robił wpis na face­bo­oku): „sie­dzę na ław­ce którą/ zapro­jek­tu­je ktoś na moją cześć/ ska­mie­nia­ły zgipsiały/ z gło­wą w chmurach/ z gło­wą na któ­rą niebieskie/ ptasz­ki załatwiają/ czar­ne i bia­łe odcho­dy docho­dy” [7]. Róże­wicz posia­da wyjąt­ko­wy zmysł fil­tro­wa­nia świa­ta okiem saty­ra, któ­ry gorz­kie obser­wa­cje potra­fi podać w kome­dio­wym tonie, choć jest to oczy­wi­ście naj­czę­ściej czar­na kome­dia. Zalew byle­ja­ko­ści, któ­ry – jak pisał wcze­śniej – „ogar­nia masy i eli­ty”, świat, w któ­rym „wszy­scy są zaszczy­ce­ni, zani­ka język polan”, peł­no w nim „zaki­cha­nych futu­ro­lo­gów lin­gwi­stów, filo­zo­fów za kuchen­nym sto­łem”, twór­ca zanu­rzył w meto­dycz­nie uru­cha­mia­nej logo­rei. Orga­ni­za­cja tek­stu na stro­nie, for­ma zapi­su w posta­ci stru­mie­nia świa­do­mo­ści, swo­istej lin­gwi­stycz­nej par­ty­tu­ry fone­tycz­no-seman­tycz­nej, porzu­ce­nie inter­punk­cji, zasad orto­gra­ficz­nych, mówie­nie „po ame­ry­kań­sku” i z dużą daw­ką kolo­kwia­li­zmów – to wszyst­ko dosko­na­le odda­je jakość nasze­go funk­cjo­no­wa­nia w języ­ku. Otwie­ra­ją­cy Kup kota w wor­ku tekst „przyj dziew­czę przyj” jest wyraź­ną alu­zją do pro­zy debiu­tu­ją­cej w 2002 roku Woj­ną pol­sko-ruską pod fla­gą bia­ło-czer­wo­ną Doro­ty Masłow­skiej, któ­ra w 2006 roku otrzy­ma­ła Lite­rac­ką Nagro­dę Nike za Pawia kró­lo­wej. Sama autor­ka wspo­mi­na­ła, że: „Rapo­wa­ną recen­zję napi­sał Tade­usz Róże­wicz, co było oczy­wi­ście zaszczy­tem, cho­ciaż była miaż­dżą­ca”. Trud­no powie­dzieć po latach, czy była to miaż­dżą­ca kry­ty­ka, czy jed­nak dostrze­że­nie wyjąt­ko­we­go zja­wi­ska we współ­cze­snej pro­zie pol­skiej. Dziś Masłow­ska, autor­ka nie tyl­ko powie­ści, ale tak­że sztuk teatral­nych, jak cho­ciaż­by Mię­dzy nami dobrze jest, to artyst­ka, o któ­rej bez wąt­pie­nia moż­na powie­dzieć, że – podob­nie jak Tade­usz Róże­wicz – ma na świat słuch abso­lut­ny.

Celo­we odcho­dze­nie od zasad orto­gra­fii czy inter­punk­cji („może to być tren­di”), waż­ny wiersz „Wyprze­daż w fir­mie TADZIO”, słyn­ne zdję­cie Róże­wi­czow­skich butów z pod­pi­sem: „A może Ty, dro­gi Czy­tel­ni­ku, wej­dziesz w moje sta­re buty i poma­sze­ru­jesz dalej” umiesz­czo­ne na koń­cu tomu – to już zapo­wiedź utwo­rów, któ­re uka­żą się w zbio­rze to i owo, któ­ry miał pre­mie­rę w 2012 roku, dwa lata przed odej­ściem poety. Róże­wicz pozo­sta­je wier­ny sobie, swo­jej poety­ce, mimo że wypo­wia­da zale­d­wie „to i owo”, gło­sem led­wo sły­szal­nym wśród natło­ku przy­wo­ła­nych słów innych, dal­szych i bliż­szych zna­jo­mych, przy­ja­ciół. I wciąż, mimo słusz­ne­go już wie­ku, nie zawo­dzi go szó­sty zmysł, któ­ry od zawsze pra­cu­je z naj­wyż­szą ostro­ścią: „Widzę i opi­su­ję, czu­ję i opi­su­ję, myślę i opi­su­ję (…) mil­cze­nie i wście­kłość” – tak okre­śla swo­je powin­no­ści w roz­po­czy­na­ją­cym tom wier­szu pod zna­mien­nym tytu­łem „zawód – lite­rat”. Widzi byle­ja­kość wypeł­nia­ją­cą rze­czy­wi­stość, dostrze­ga tych, któ­rzy chcą robić to, co lubią. A ponie­waż nie wie­dzą jesz­cze, co lubią naj­bar­dziej, albo lubią wszyst­ko, to bez opo­ru i namy­słu robią wszyst­ko, jak ona z wier­sza „To lubię”, któ­ra „lubi sie­bie, lubi też pisać, malo­wać, reży­se­ro­wać, spać”. Poeta widzi teatr cia­ła, w któ­rym „każ­da panien­ka jest dyrek­to­rem, dra­ma­tur­giem, kie­row­ni­kiem arty­stycz­nym teatru swo­je­go cia­ła”. Czu­je postę­pu­ją­cą kru­chość życia, odczu­wa smu­tek (zauwa­żal­ny wyraź­nie już w Sza­rej stre­fie) i doj­mu­ją­cą samot­ność w świe­cie, z któ­re­go ode­szli bli­scy, waż­ni ludzie. To bodaj naj­bar­dziej przej­mu­ją­ce wyzna­nie w to i owo: „Boha­ter – lat 91, sam ze swo­imi myśla­mi, któ­rych nie sły­chać, wszy­scy i wszyst­kie oso­by wymar­ły”. Ze świa­ta, zre­du­ko­wa­ne­go do tap­cza­nu i obser­wa­cji sie­dzą­cej na sufi­cie muchy, gdzie przed ocza­mi tyl­ko „czar­ny punk­cik, plam­ka”, nie ma wyj­ścia. „Ostat­nia Kar­to­te­ka” koń­czy się bowiem prze­ko­na­niem, że tak już będzie: „i tak dalej, i tak dalej”. Poeta prze­czu­wa nie­udol­ność lite­ra­tu­ry, bez­sil­ność słów, któ­re nie mają mocy stwór­czej, by „jesz­cze raz powo­łać do życia”. Przy­glą­da się wspo­mnie­niom, mgnie­niom, „zdję­ciom zro­bio­nym swo­imi ocza­mi”. Jak zawsze, wyszedł­szy od szcze­gó­łu, zasły­sza­ne­go, wyło­wio­ne­go z zewnętrz­ne­go cha­osu, śla­du, Róże­wicz potra­fi cel­nie sko­men­to­wać osa­cza­ją­cy go świat – nachal­ny roz­wój języ­ka nie­na­wi­ści, pozor­ną wal­kę o praw­dę i sens histo­rii, zara­ża­nie przez star­ców „tru­pim jadem nie­na­wi­ści mło­dych serc i głów wnu­ków”. O tym, jak bar­dzo aktu­al­ne są dia­gno­zy Róże­wi­cza, może prze­ko­nać się każ­dy, kto uważ­nie śle­dzi donie­sie­nia z kra­ju, ze świa­ta i z kosmo­su. W rze­czy­wi­sto­ści, z któ­rej każ­de­go dnia musi­my zda­wać egza­min w for­mu­le prawda/fałsz, co krok wery­fi­ko­wać, czy stą­pa­my po praw­dzi­wym, czy zmy­ślo­nym grun­cie, roz­strzy­gać nie­udol­nie, czy mówi do nas żywy czło­wiek, czy tyl­ko jego awa­tar, bot albo inna sztucz­na inte­li­gen­cja, gdzie mime­sis, jakie zosta­wi­li nam sta­ro­żyt­ni, roz­la­ło się na obsza­ry, któ­rych sami nie rozu­mie­my i nie umie­my się już w nich poru­szać, trud­no jest wciąż trzy­mać się w pio­nie. Trud­no też osią­gnąć solid­ne dno, ponie­waż nie moż­na już na nie upaść, bowiem – jak pisał poeta w poema­cie Spa­da­nie – spa­da­my we wszyst­kich kie­run­kach jed­no­cze­śnie, wysy­ła­jąc do sie­bie spiesz­nie ese­me­sy, w któ­rych ozna­cza­my jakieś „to i owo”, wszyst­ko i nic jed­no­cze­śnie: KC, NWM, CR, CT, FR, IDKN, YOLO, LOL, XD – taj­ne kody, z któ­rych dziś poeta mógł­by uło­żyć kako­fo­nicz­ny poemat lub postab­sur­dal­ną sztu­kę o post­czło­wie­ku i jego post­ży­ciu. Sce­no­gra­fia jest goto­wa: „Na ogrom­ną pustą sce­nę wcho­dzi jakiś facet i wygła­sza Wiel­ką Impro­wi­za­cję Kon­ra­da Ham­le­ta Mak­be­to­wej Pap­ki­na Jan­kie­la… Na sce­nę wbie­ga odmło­dzo­na bab­cia i robi szpa­gat potem gotu­je spa­ghet­ti” [8]. Albo: „Na sce­nę może też wbiec VACCEK (chło­pak ogo­lo­ny na pałę) któ­ry spusz­ki­pi­je­pi­wo [9] i chce roz­pa­lić gril­la, żeby osu­szyć rzę­sy swo­jej dziew­czy­nie PUPPIE”.

Róże­wicz jest poetą w dro­dze. Zbli­ża­nie się i dystan­so­wa­nie, budo­wa­nie i dekon­stru­owa­nie, nie­ustan­ne powro­ty do fun­da­men­tal­nych dla nie­go pro­ble­mów – to nie­od­łącz­ne cechy jego myśle­nia i pro­ce­su two­rze­nia. W tym kon­tek­ście nie­zwy­kle waż­ny wyda­je się tomik Ostat­nia wol­ność (2015), o któ­rym Jan Sto­lar­czyk pisze w nocie wydaw­ni­czej, że zawie­ra 15 wier­szy z ostat­nich lat życia Tade­usza Róże­wi­cza, z któ­rych 14 uka­za­ło się wcze­śniej w cza­so­pi­smach, a tyl­ko utwór „Listy od W…” ma swój pier­wo­druk. Gdy myśli się o twór­czo­ści poetyc­kiej Róże­wi­cza jako cało­ści, moż­na odnieść wra­że­nie, że tom Ostat­nia wol­ność to szept poety, spo­koj­ny, cichy szept czło­wie­ka, któ­ry zna­lazł się w wyjąt­ko­wym momen­cie życia. Sły­chać w tym szep­cie odważ­ne pod­su­mo­wa­nia, spo­koj­ne domknię­cia, dotkli­we wes­tchnie­nie, wresz­cie wiel­ką wdzięcz­ność. „Cięż­ko jest wra­cać do zie­mi po takim dłu­gim życiu” – czy­ta­my w wier­szu bez tytu­łu. W innym miej­scu poeta wyzna, że „gdzieś zapo­dzia­ła mu się kra­ina mło­do­ści” i „prze­grał wal­kę o Boga swo­ją sie­dem­dzie­się­cio­let­nią woj­nę reli­gij­ną”. Szcze­gól­nie poru­sza­ją­ce są jed­nak „Listy od W…” (utwór w cało­ści będą­cy apo­stro­fą do żony) oraz „Zna­le­zi­sko”. Róże­wicz z wła­ści­wą sobie powścią­gli­wo­ścią i mini­ma­li­zmem, zna­nym dobrze z tomu Na powierzch­ni poema­tu i w środ­ku, odpo­wia­da na fun­da­men­tal­ne pyta­nia, któ­rych być może sami z róż­nych powo­dów nigdy nie zada­li­śmy gło­śno. Odpo­wiedź brzmi: miłość. Głos auto­ra pul­su­je spo­koj­nym ryt­mem: „szu­ka­łem szu­ka­łem siebie/ zna­la­złem CIEBIE”, „Wzru­sza­ją mnie two­je listy (…) nigdy nie odkry­łem w two­ich listach/ pozy/ two­je zdania/ mają skład­nię życia/ two­je listy mówią prawdę/ uczę się z nich/ do dnia dzi­siej­sze­go”.
Poeta pro­si o usza­no­wa­nie swo­jej ostat­niej wol­no­ści – wol­no­ści mil­cze­nia.

Nie­za­leż­nie od tego, czy twór­czość Tade­usza Róże­wi­cza kształ­to­wa­ła nasze życie, czy poja­wi­ła się w jakimś jego momen­cie i zna­my tyl­ko wybra­ne frag­men­ty jego tek­stów poetyc­kich, pro­za­tor­skich, dra­ma­tów czy listów, zawsze pozo­sta­je on poetą waż­nym, któ­ry potra­fi zatrzy­mać uwa­gę jed­ną meta­fo­rą, jed­nym sło­wem unie­ru­cho­mio­nym w osob­nym wer­sie. Pisa­nie to bowiem dla Róże­wi­cza spe­cjal­ny rodzaj orga­ni­zo­wa­nia płasz­czy­zny, grun­to­wa­nie, pro­ces twór­czy przy­po­mi­na­ją­cy akt malar­ski. W listach poety wymie­nia­nych z Mie­czy­sła­wem Poręb­skim czy­ta­my: „Róże­wicz patrzy na tekst jak na powierzch­nię, któ­rą trze­ba opra­co­wać wizu­al­nie, dla­te­go tak mu ostat­nio zale­ży na tym, żeby repro­du­ko­wać ręko­pi­sy. (…) Podob­nie jak malarz ujaw­nia fak­tu­rę na płót­nie, tak on ujaw­nia fak­tu­rę wier­sza, któ­ry nie jest od począt­ku kry­sta­licz­nie czy­sty, ale zawie­ra skre­śle­nia, dopi­ski, stro­fy, któ­re się póź­niej wyrzu­ca, odsko­ki w bok, notat­ki zupeł­nie pro­za­icz­ne, bo coś mu się sko­ja­rzy­ło, więc odno­to­wał to na mar­gi­ne­sie. Nie­któ­re zako­twi­cze­nia w realiach ule­ga­ją potem eli­mi­na­cji” [10]. To włą­cza­nie, szcze­gól­nie do ostat­nich tomów, ręko­pi­sów oraz rysun­ków poety jest zna­mien­ne i pozwa­la poznać Róże­wi­cza jako arty­stę poszu­ku­ją­ce­go, któ­ry nie­ustan­nie wery­fi­ku­je zarów­no two­rzy­wo, jak i for­mę. Tade­usz Róże­wicz pozo­sta­je kon­se­kwent­ny w swo­jej meto­dzie twór­czej, któ­ra jest spój­na z jego malar­ską wyobraź­nią – to kon­struk­tor, archi­tekt wier­sza. Jego tek­sty sta­no­wią swe­go rodza­ju rusz­to­wa­nia, suro­we i solid­ne kon­struk­ty, któ­re nie­ustan­nie pod­le­ga­ją dekom­po­zy­cji. To twór­ca, któ­ry zapra­sza do nie­koń­czą­cej się „nauki cho­dze­nia” we wciąż zmie­nia­ją­cych się deko­ra­cjach. Poezja Róże­wi­cza pozwa­la trzy­mać się w pio­nie. Nie dla­te­go, że daje goto­we wska­zów­ki, dobre rady, zło­te myśli. Trzy­ma w pio­nie, bo wyma­ga total­ne­go sku­pie­nia, kon­cen­tra­cji i uwa­gi. Nie ofe­ru­je pod­pó­rek. Jego wier­sze to rusz­to­wa­nia peł­ne dziur, bra­ku­ją­cych ele­men­tów. Cza­sem trze­ba się prze­ci­skać mię­dzy szcze­li­na­mi pytań bez odpo­wie­dzi, zatrzy­my­wać się, a nawet stać bez ruchu i cze­kać. Moż­na nie iść dalej. Czuć nie­po­kój. Sta­wać twa­rzą w twarz z wąt­pli­wo­ścia­mi. Z nie­wie­dzą. Z nie­pew­no­ścią. Z praw­dą.


Przy­pi­sy:
[1] T. Róże­wicz, „Listy od W…”, w: Ostat­nia wol­ność, Wro­cław 2015, s. 10.
[2] T. Róże­wicz, „Nazy­wam mil­cze­niem”, w: Nie­po­kój. Wybór wier­szy z lat 1944–1994, War­sza­wa 1995, s. 16.
[3] R. Cie­ślak, Widze­nie Róże­wi­cza, War­sza­wa 2013, s. 17.
[4] Za: Pisa­nie jest tyl­ko dodat­kiem. Kore­spon­den­cja z lat 1946–2011, A. i M. Poręb­scy, W. i T. Róże­wi­czo­wie, wstęp i opra­co­wa­nie K. Czer­ni, Wro­cław 2023, s. 567.
[5] T. Róże­wicz, Kup kota w wor­ku (work in pro­gress), Wro­cław 2008, s. 98.
[6] Tam­że, s. 92.
[7] Tam­że, s. 94.
[8] Tam­że, s. 44.
[9] Tam­że, s. 45.
[10] Tam­że, s. 567.

O autorze

Joanna Lisiewicz

Doktor nauk humanistycznych, autorka książki Milczenie w teatrze Samuela Becketta i Tadeusza Różewicza, nauczycielka i wykładowczyni akademicka, teatrolożka; od lat związana z Katedrą Teatru Dramatu i Widowisk Uniwersytetu Gdańskiego; członkini Zespołu Badań nad Twórczością Samuela Becketta na  wydziale Anglistyki i Amerykanistyki Uniwersytetu Gdańskiego; na stałe współpracuje z Gdańskim Teatrem Szekspirowskim oraz Teatrem Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni w realizacji projektów edukacyjnych. Badaczka i popularyzatorka twórczości Tadeusza Różewicza. Jurorka Alternatywnej Nagrody Dramaturgicznej podczas 10. edycji Gdyńskiej Nagrody Dramaturgicznej w Teatrze Miejskim im. Witolda Gombrowicza w Gdyni. Inicjatorka, organizatorka i kuratorka wystawy Tadeusz Różewicz w Karkonoszach na IX Festiwalu Literatury i Teatru Between.Pomiędzy 2018 na Uniwersytecie Gdańskim; prelegentka na wielu krajowych i międzynarodowych konferencjach naukowych; autorka artykułów o współczesnym teatrze; publikuje w miesięczniku „Teatr” oraz kwartalniku  „Tekstualia”.

Powiązania

Człowiek uśmiechu

wywiady / o książce Jean Ward Joanna Lisiewicz

Roz­mo­wa Joan­ny Lisie­wicz i Jean Ward, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Wier­sze ostat­nie Tade­usza Róże­wi­cza, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 30 wrze­śnia 2024 roku.

Więcej

To i owo z Różewicza

recenzje / ESEJE Joanna Lisiewicz

Recen­zja Joan­na Lisie­wicz z książ­ki to i owo Tade­usza Róże­wi­cza.

Więcej

Człowiek uśmiechu

wywiady / o książce Jean Ward Joanna Lisiewicz

Roz­mo­wa Joan­ny Lisie­wicz i Jean Ward, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Wier­sze ostat­nie Tade­usza Róże­wi­cza, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 30 wrze­śnia 2024 roku.

Więcej

Wiersze ostatnie (1)

utwory / zapowiedzi książek Tadeusz Różewicz

Frag­men­ty książ­ki Tade­usza Róże­wi­cza Wier­sze ostat­nie, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 15 kwiet­nia 2024 roku.

Więcej