teksty / Esej

Na początku był wybuch

Wojciech Kopeć

Recenzja Wojciecha Kopcia, towarzysząca premierze książki Aleksandry Góreckiej Reguła trzech, wydanej w Biurze Literackim 9 grudnia 2024 roku.

Biuro Literackie

Zasad­ni­czy sens Regu­ły trzech Alek­san­dry Górec­kiej zasa­dza się na kil­ku naj­waż­niej­szych, prze­wi­ja­ją­cych się przez całą książ­kę zasa­dach. Zmie­nia­ją się przed­mio­ty, sce­ne­rie potrzeb­ne do roz­ry­so­wy­wa­nia meta­for, ale osta­tecz­nie autor­ka upo­rczy­wie powra­ca do porzu­co­nych wcze­śniej wąt­ków, zapę­tla się, szu­ka podo­bieństw w rze­czach uprzed­nio już wpusz­czo­nych do wier­sza. Nie cho­dzi tu jed­nak o dość banal­ną obser­wa­cję, że autor­kę inte­re­su­je szcze­gól­nie kil­ka wybra­nych tema­tów, wąt­ków czy zja­wisk – tyl­ko o szcze­gól­ne upodo­ba­nie Górec­kiej do sche­ma­tów. Dane rze­czy „mają się do sie­bie jak”, „są na podo­bień­stwo” – w tym sen­sie moż­na mówić w przy­pad­ku Regu­ły trzech o powra­ca­ją­cych zasa­dach. Autor­kę nie tyle inte­re­su­ją poszcze­gól­ne zja­wi­ska, ile – tak to przy­naj­mniej zosta­je przed­sta­wio­ne w książ­ce – to, jak zja­wi­ska dają się uspój­niać, jak moż­na je ukła­dać w kolej­ne powszech­ne pra­wa czy tytu­ło­we regu­ły. Nie zna­czy to oczy­wi­ście, że są one pro­ste i sta­tycz­ne. Bywa­ją dość nie­prze­wi­dy­wal­ne.

Opi­sa­na wyżej pró­ba uję­cia cało­ści, ope­ro­wa­nie na abs­trak­cyj­nych figu­rach, kształ­tach, a przede wszyst­kim mate­ma­tycz­nych sche­ma­tach i twier­dze­niach, samo w sobie jest już dość wyjąt­ko­we na tle więk­szo­ści wyda­nych w cią­gu kil­ku ostat­nich lat debiu­tów. Kar­po­wi­czow­ska z ducha ambi­cja „opi­sa­nia wszyst­kie­go” raczej ustę­pu­je w tomach debiu­tan­tów moc­no pod­mio­to­wym, toż­sa­mo­ścio­wym poety­kom i wąskim zakre­som tema­tycz­nym. Nie chcę tu bynaj­mniej war­to­ścio­wać – w koń­cu przy wielkich/ogromnych ambi­cjach dość łatwo popaść w nie­zno­śnie pate­tycz­ne tony, potknąw­szy się o wła­sne szczu­dła (krą­żą­ce nad pol­ską poezją wid­mo z Miko­ło­wa), a pozy­cje sil­nie pod­mio­to­we i auto­bio­gra­ficz­ne moż­na prze­cież roz­gry­wać w bar­dzo inte­re­su­ją­cy for­mal­nie spo­sób (książ­ki Kapu­sty i Łępic­kiej).

To wyjąt­ko­we usy­tu­owa­nie książ­ki Górec­kiej na tle więk­szo­ści wyda­wa­nych debiu­tów przy­no­si tyle samo szans (na inte­re­su­ją­cy, osob­ny na tle innych pro­po­zy­cji poetyc­kich głos), ile nie­bez­pie­czeństw (łatwo przy takiej nie­przy­sta­ją­cej do więk­szo­ści pro­po­zy­cji poety­ce o oskar­że­nia doty­czą­ce ana­chro­nicz­no­ści i nie­współ­cze­sno­ści). Na czym dokład­niej pole­ga­ło­by owo wra­że­nie „nie­przy­sta­wal­no­ści”, któ­re może towa­rzy­szyć lek­tu­rze Regu­ły trzech? Książ­ka odświe­ża nie­co zaku­rzo­ne tra­dy­cje – takie jak lin­gwizm spod zna­ku Bień­kow­skie­go czy wcze­sne­go Barań­cza­ka, poezja meta­fi­zycz­na i kon­cep­tyzm. Podob­ne wra­że­nia mogą potę­go­wać kil­ku­krot­nie poja­wia­ją­ce się w tomie wier­sze wizu­al­ne, któ­rym zde­cy­do­wa­nie bli­żej do baro­ko­wych eks­pe­ry­men­tów z kształ­tem wier­sza niż do dzieł spod zna­ku poezji kon­kret­nej (obec­nych we współ­cze­snej poezji choć­by u Mar­ci­na Mokre­go). W prze­wi­ja­ją­cym się kon­se­kwent­nie w tomie mate­ma­tycz­nym języ­ku rów­nież jest coś sta­ro­mod­ne­go – bli­żej im do zaga­dek logicz­nych, nie­rzad­ko roz­pi­sa­nych w for­mie pole­ceń, zadań, łami­głó­wek, sza­rad niż do czę­stych prób włą­cza­nia do huma­ni­sty­ki choć­by her­me­tycz­ne­go języ­ka teo­rii fizycz­nych. W uży­wa­nych nie­zwy­kle chęt­nie przez Górec­ką para­dok­sach czy­tel­nik prę­dzej ujrzy cha­rak­te­ry­stycz­ną dla baro­ko­we­go kon­cep­tu „zgod­ną nie­zgod­ność” niż pono­wo­cze­sny klincz komu­ni­ka­cyj­ny. Język będzie „odbi­jać nie­poj­mo­wal­ną sieć połą­czeń wszyst­kich ele­men­tów świa­ta ziem­skie­go i kosmosu”[1] zamiast odci­nać się od swo­ich desy­gna­tów.

Wier­sze Górec­kiej nie­rzad­ko balan­su­ją na gra­ni­cy: pomię­dzy tek­sta­mi wycią­gnię­ty­mi z poetyc­kie­go lamu­sa a nie­zwy­kle intry­gu­ją­cy­mi kon­struk­cja­mi. Na szczę­ście w więk­szo­ści przy­pad­ków poet­ce osta­tecz­nie bli­żej do tego dru­gie­go. Naj­pierw tro­chę pona­rze­kam; przy­znam, że nie­ko­niecz­nie prze­ko­nu­ją mnie wizu­al­ne eks­pe­ry­men­ty, jak choć­by spi­ra­la w „tajem­ni­cy kosmo­su”, w kształt któ­rej uło­żo­ny jest ciąg tek­stu, czy wiersz „frac­tus”, do któ­re­go autor­ka dołą­cza w przy­pi­sie instruk­cję, wyróż­nia­jąc w niej czte­ry spo­so­by lek­tu­ry:

Moż­na: 1. czy­tać całość od góry do dołu. 2. omi­nąć pierw­szy wers i czy­tać od góry do dołu. 3. czy­tać od dołu do góry, ale wte­dy sło­wa czy­tać wraz ze sto­ją­cy­mi przy nich przy­im­ka­mi. 4. Ina­czej.

Oczy­wi­ście moż­na je potrak­to­wać jako ele­ment baro­ko­we­go nad­dat­ku, orna­men­tu, któ­ry ma za zada­nie prze­ko­nać czy­tel­ni­ka, że wiersz jest mate­rial­ny. Nasu­wa się jed­nak pyta­nie, czy rze­czy­wi­ście czy­ta­nie wier­sza „frac­tus” na opak wpły­wa istot­nie na jego zna­cze­nie? Czy wizu­al­na dosłow­ność może wzbo­ga­cać, kom­pli­ko­wać albo sta­wiać więk­szy opór przy lek­tu­rze? Moim zda­niem nie, ale zda­ję sobie spra­wę z tego, że być może takie orna­men­ty (zali­czam do tej kate­go­rii rów­nież poja­wia­ją­ce się tu i ówdzie „roz­sy­pa­ne” wyra­zy, jak choć­by w wier­szu „tam się zawsze coś dzie­je”)

inna roz­pa­da się na jed­no­punk­to­we kawał­ki:

a mo
że p
o

wst

ała z nie

skoń­cze­nie wie­lu patycz­ków?

muszą się poja­wić w książ­ce, któ­ra na serio ujmu­je świat jako zagad­kę. Tak jak u powo­jen­nych lin­gwi­stów, język sta­no­wi w takim świe­cie ostat­nie (w zna­cze­niu: osta­tecz­ne, sta­wia­ją­ce na ostrzu noża) narzę­dzie do pró­by wyja­śnie­nia naj­bar­dziej sub­tel­nych zja­wisk. W zagad­kę, jak­kol­wiek zło­żo­ną, pokrę­co­ną i dzi­wacz­ną, wpi­sa­na jest prze­cież obiet­ni­ca roz­wią­za­nia.

Wła­śnie – „roz­wią­za­nia” są dla Regu­ły trzech abso­lut­nie pod­sta­wo­wą for­mą porząd­ko­wa­nia prze­strze­ni. Wciąż powra­ca­ją, przy­bie­ra­jąc naj­prze­róż­niej­sze kształ­ty: od „wybu­chów”, poprzez „syk­nię­cia”, „drga­nia”, „bul­go­ta­nia” aż po „pęk­nię­cie”. „Roz­wią­za­nia” nie były­by zatem pro­sty­mi puen­ta­mi, nie sta­no­wi­ły­by tak­że nad­mier­ne­go uprasz­cza­nia czy omi­ja­nia w wier­szu trud­no­ści. To kon­se­kwen­cja szcze­gól­nie upodo­ba­nej przez Górec­ką poety­ki począt­ku – może być nim powsta­ją­ca galak­ty­ka, zaj­rze­nie do środ­ka cze­goś, któ­re pocią­ga za sobą splot prze­obra­żeń przed­mio­tów, jakie oka­zu­ją się w tym środ­ku mie­ścić, „zwy­mio­to­wa­nie słoń­ca” czy roz­błysk gwiaz­dy. „Roz­wią­za­nie” jest w tak pomy­śla­nym wier­szu koń­cem jakie­goś krót­kie­go pro­ce­su, pozor­nym wyga­sze­niem, któ­re jed­nak zno­wu zda­je się zapo­wia­dać kolej­ną meta­mor­fo­zę:

zda­rze­niu towa­rzy­szy wcze­śniej­szy syk jak kur­czą­ce się mle­ko
mean­drycz­ne w for­mie wiją­cej się rze­ki docie­ra do kolej­nej kra­wę­dzi
wokół cen­trum ude­rze­nia powsta­je nie­re­gu­lar­nie postrzę­pio­ne
drze­wo zakręt klo­nu

Mean­drycz­na jest i „for­ma wiją­cej się rze­ki”, i „zakręt klo­nu” – dobrze uwi­dacz­nia się na tym przy­kła­dzie stra­te­gia koja­rze­nia ele­men­tów i uspój­nia­nia prze­strze­ni. Roz­wią­za­nie nie tyle wień­czy temat, ile sta­no­wi instruk­cję do poru­sza­nia się po tek­ście (w jaki spo­sób mogą być zor­ga­ni­zo­wa­ne przed­mio­ty? Jaki chwyt pozwo­lił­by ująć daną fizy­kal­ną cechę/właściwość języ­ka?). W innych wier­szach Górec­ka się­ga po jesz­cze wyra­zist­sze roz­wią­za­nia, któ­re z kolei – nastę­pu­jąc po serii bar­dziej kon­kret­nych, deta­licz­nych obra­zów – wypro­wa­dza­ją, uogól­nia­ją, wpro­wa­dza­jąc sytu­ację w stan zawie­sze­nia:

gdy jego pępo­wi­na pęka ból roz­no­si się
i przy­wie­ra do skó­ry
trze­ba tyl­ko dostrzec zmru­że­nie w każ­dym kolo­rze
w środ­ku skrę­co­nym do pierw­szej łzy
a kie­dy wszyst­ko już sty­gnie wyda­rza się rów­no­le­głość:
w plą­ta­ni­nie osi tasu­ją się koń­ce

W jesz­cze innych wier­szach roz­wią­za­nie wpro­wa­dza ano­ma­lię. Nie­ro­zu­mia­ną jed­nak potocz­nie jako coś obce­go, a jako odchy­le­nie od nor­my, któ­re jest wpi­sa­ne w mar­gi­nes błę­du. Ele­ment loso­wy, ale z ogra­ni­czo­nej puli moż­li­wo­ści – taki spo­sób ujmo­wa­nia przy­pad­ku suge­ru­je zresz­tą gru­pa wier­szy, któ­ra wprost tema­ty­zu­je zagad­nie­nia z obrę­bu pro­ba­bi­li­sty­ki. W wier­szach prze­wi­ja­ją się uję­te zada­nio­wo sfor­mu­ło­wa­nia, takie jak: „do urn wrzu­ca­my kolej­ne zia­ren­ka / mamy n zia­re­nek”, „pozo­sta­ło n‑1 nad k‑1 spo­so­bów na wybra­nie”. W takim sen­sie przy­pad­ko­we mogą być desz­cze w miej­scach, w któ­rych nie pada­ło od kil­ku lat, szcze­gól­ny rodzaj gąb­ki wyplu­ty przez morze na brzeg czy nie­spo­ty­ka­na kom­bi­na­cja trzech ele­men­tów. Nie­prze­wi­dy­wal­ne, wpro­wa­dza­ją­ce chwi­lo­wy cha­os, co nie zna­czy, że poza kon­tek­stem danej sytu­acji.

Choć ano­ma­lie u Górec­kiej zazwy­czaj coś usu­wa­ją, wycie­ra­ją, wyga­sza­ją, nisz­czą, to jed­no­cze­śnie sta­no­wią nowy począ­tek. Przy­kła­do­wo: po tym, jak Górec­ka kre­śli w jed­nym z wier­szy linię mię­dzy „f” i „g”, roz­wi­ja­jąc meta­fo­rę mie­rze­nia odle­gło­ści, roz­cią­ga­nia i kur­cze­nia pro­stej, w osob­nym wer­sie wpro­wa­dza (wyda­wa­ło­by się jak­by „zni­kąd”) opa­dy desz­czu:

prze­strzeń wzru­sza­ją spa­da­ją­ce wiśnie
jesie­nią roz­cią­ga­ją jej koł­tun
mie­rzo­ny w odle­gło­ści od zera
gdzieś w płasz­czu pod para­so­lem pękł pęk
by teraz móc zaglą­dać do same­go środ­ka punk­tu
on oka­że się linią

potem spad­nie deszcz i obli­że

Gdzie indziej, w „tajem­ni­cy kosmo­su”, z „kom­bi­na­cji obro­tów wysu­ną się ścia­ny”, z kolei w zakoń­cze­niu „teo­rii świe­tli­ka” „napy­cha się kie­sze­nie punk­ta­mi i ucie­ka” – wyda­je się, że gdy tyl­ko maja­czy na hory­zon­cie groź­ba pro­ste­go domknię­cia zagad­ki, poja­wia się taka wła­śnie ano­ma­lia, któ­ra doko­nu­je zry­wu, zba­cza.

***

Zda­ję sobie spra­wę z tego, że moja dotych­cza­so­wa pró­ba uję­cia poezji Górec­kiej może wyda­wać się zbyt abs­trak­cyj­na lub – o zgro­zo! – for­mal­na. Taka lek­tu­ra wyni­ka z natu­ry samych wier­szy, w któ­rych szcze­gól­nie istot­ne są takie poję­cia jak „stro­ny”, „odle­głość”, „punkt” czy „cel” – pra­wie za każ­dym razem cho­dzi o skom­pli­ko­wa­nie rela­cji, w jakiej znaj­du­ją się wybra­ne ele­men­ty. Nie zna­czy to jed­nak, że Regu­ła trzech nie wycho­dzi poza inte­re­su­ją­ce roz­ry­so­wy­wa­nie prze­strze­ni, wyab­stra­ho­wa­ne pla­no­wa­nie. Naj­więk­szą zale­tą książ­ki Górec­kiej jest umie­jęt­ne ope­ro­wa­nie kon­kre­tem, dzię­ki któ­re­mu wier­sze sta­ją się czymś znacz­nie wię­cej niż pro­sty­mi mate­ma­tycz­ny­mi zagad­ka­mi. Duża w tym zasłu­ga wizu­al­no­ści, prze­krzy­wia­nia się, pro­sto­wa­nia oka jak soczew­ki, któ­re spo­glą­da na prze­strzeń i wypro­wa­dza z niej meta­fo­rę, jak w „bez­czel­no­ści Gaus­sa”:

odgię­te od widze­nia oko
mija cię­żar drze­wa tak nie­wy­god­ny że sze­le­ści w pod­ło­dze
trzask środ­ka budzi do życia nie­wy­spa­ną prze­strzeń
i mimo sza­mo­tań wyżej bro­dzi spły­wa z nawia­sów

Uję­te wprost lub pośred­nio tema­ty­zo­wa­nie widze­nia poja­wia się w książ­ce kil­ku­krot­nie. Górec­ką jed­nak nie inte­re­su­je ujmo­wa­nie patrze­nia jako środ­ka kon­tro­li czy wła­dzy, jak choć­by w debiu­cie Ame­lii Żyw­czak, któ­ra oko obra­ła za bodaj naj­waż­niej­szy motyw książ­ki. Jeśli już porów­ny­wać Regu­łę trzech do jakie­goś debiu­tu, to raczej do Opra­wy skó­rza­nej Paw­ła Sta­sie­wi­cza. Tak samo jak war­szaw­ski poeta, Górec­ka opie­ra spo­rą część meta­for na wizu­al­nych prze­kształ­ce­niach. O ile jed­nak Sta­sie­wicz lubo­wał się w typo­wo przy­bo­siow­skich odwró­ce­niach rela­cji pod­miot-przed­miot (w nie­któ­rych krę­gach zna­nych jako hypel­la­ge; przy­kła­do­wo: „Krza­ki wypi­ja­ją piwa z ludzi”, „Las mi się zbie­ra w oku”), o tyle Górec­ka raczej daną prze­strzeń wyszcze­gól­nia i uogól­nia, przy­bli­ża i odda­la. Zamiast przy­bo­siow­skie­go hypel­la­ge, peipe­row­ski układ roz­kwi­ta­nia. W koń­cu dość dobrze roz­po­zna­nym fak­tem są zadłu­że­nia awan­gar­dy w baro­ku, i rze­czy­wi­ście umi­ło­wa­nie Górec­kiej do kon­cep­tów i wzo­rów oraz wizu­al­nej meta­fo­ry­ki dość łatwo połą­czyć i z baro­ko­wy­mi meta­fi­zy­ka­mi, i Tade­uszem Peipe­rem.

Kon­cep­ty wprost wyni­ka­ją z patrze­nia i słu­cha­nia, dla­te­go istot­ne wyda­ją się w przy­pad­ku Regu­ły trzech w ogó­le poję­cia obser­wa­cji, reje­stro­wa­nia, czę­sto wykra­cza­ją­cych poza tyl­ko i wyłącz­nie zmysł wzro­ku. Tak jak pisa­łem już wcze­śniej: kształ­ty, wzo­ry, pro­ste, linie dzia­ła­ją tyleż jako abs­trak­cyj­ne poję­cia mate­ma­tycz­ne, ile jako czę­ści pla­nu kom­po­zy­cyj­ne­go, któ­re jak naj­bar­dziej da się zoba­czyć i usły­szeć. Kon­struk­ty­wi­stycz­ne obra­zy nie będą w tym przy­pad­ku chy­bio­nym porów­na­niem. Podob­nie w wier­szach: patrzy się, nasłu­chu­je, wyszu­ku­je zależ­no­ści, ale jed­no­cze­śnie prze­cież orga­ni­zu­je, uogól­nia. Na tej pozor­nej bier­no­ści (w koń­cu obser­wu­je się i nasłu­chu­je, przyj­mu­jąc bodź­ce), któ­ra wca­le nie wyklu­cza cią­głe­go selek­cjo­no­wa­nia co się widzi/słyszy i w jaki spo­sób opar­ta jest duża część meta­for Górec­kiej:

wypo­sa­żo­ne w podzie­lo­ną na komór­ki taśmę
przy­bli­ża­nie: okrą­gły taniec kro­pek (tak zwa­ne wiel­kie licz­by)

stwo­rzon­ko to skła­da się z wiru
po ufor­mo­wa­niu zaczy­na pul­so­wać i dzwo­nić
minia­tu­ro­we kopie kieł­ku­ją na brze­gach

trze­ba tyl­ko dostrzec zmru­że­nie w każ­dym kolo­rze
w środ­ku skrę­co­nym do pierw­szej łzy
a kie­dy wszyst­ko już sty­gnie wyda­rza się rów­no­le­głość:

Przy oka­zji dowar­to­ścio­wy­wa­nia w Regu­le trzech splo­tu wizu­al­no­ści, zmy­sło­wo­ści i upodo­ba­nia autor­ki do struk­tu­ry­zo­wa­nia, nale­ży oczy­wi­ście wystrze­gać się narzu­ca­ją­cej się w tym miej­scu pułap­ki dycho­to­mii: wier­sze ustruk­tu­ry­zo­wa­ne, ale lirycz­ne, mate­ma­tycz­ny wywód, ale ope­ru­ją­cy na mate­rii, zmy­sło­wy. Podob­nie Jerzy Kwiat­kow­ski opi­sy­wał feno­men Trzech poema­tów Bień­kow­skie­go (we wstę­pie do wybo­ru wier­szy tegoż z żół­tej PIW-owskiej serii) – bo rze­czy­wi­ście trud­no o cie­kaw­szy w pol­skiej poezji przy­kład bar­dzo eks­ta­tycz­ne­go, man­trycz­ne­go poema­tu, któ­ry jed­no­cze­śnie pozo­sta­je zupeł­nie pre­cy­zyj­nym trak­ta­tem o języ­ku. Wystar­czy jed­nak porzu­cić myśle­nie o kon­struk­cji jako o narzu­co­nej z góry „obcej tkan­ce” czy cia­snym gor­se­cie, a o rygo­rze (czy to for­mal­nym, czy logicz­nym) – jako opre­syj­nym dla wier­sza.

Książ­ka Górec­kiej poka­zu­je coś cie­ka­we­go – nie tyle cho­dzi w niej o roz­mon­to­wy­wa­nie takich pojęć jak: „całość”, „line­ar­ność” i „logicz­ność”, ile o poka­za­nie, że wiersz to dość skom­pli­ko­wa­na maszy­na, w któ­rej przy­pa­dek, chwi­lo­wy cha­os to wynik cią­głe­go, dyna­micz­ne­go mor­fo­wa­nia for­my. Górec­ka nie boi się zama­szy­ście zakro­jo­nych opo­wie­ści, kon­stru­owa­nia swo­iście dzia­ła­ją­cych, auto­no­micz­nych poetyc­kich mecha­ni­zmów. Mię­dzy inny­mi z tego wzglę­du jest to bar­dzo cie­ka­wa pro­po­zy­cja poetyc­ka – nie tyl­ko przez jakość samych wier­szy (któ­ra jest nie­za­prze­czal­na), ale przez wpro­wa­dze­nie do obie­gu osob­ne­go, pod wie­lo­ma wzglę­da­mi usta­wio­ne­go w kontrze do naj­po­pu­lar­niej­szych dyk­cji, gło­su.

Przy­pi­sy:
[1] Słow­nik lite­ra­tu­ry sta­ro­pol­skiej (śre­dnio­wie­cze – rene­sans – barok), red. T. Micha­łow­ska, B. Otwi­now­ska, E. Sar­now­ska-Teme­riusz, Wrocław–Warszawa–Kraków 1990, s. 390.

O autorze

Wojciech Kopeć

Ur. 1998. Pochodzi z Tarnobrzega, mieszka w Krakowie, studiuje krytykę literacką. Członek redakcji „KONTENTu”. Publikował m.in. w „Stonerze Polskim”, „Czasie Kultury”, „Stronie Czynnej”. W 2021 roku wydał debiut poetycki przyjmę/oddam/wymienię:, wyróżniony w konkursach „Złoty Środek Poezji” oraz o Nagrodę im. Kazimiery Iłłakowiczówny. Pracuje nad drugą książką jest taki konik.

Powiązania

Jeden z większych rewersów

wywiady / o książce Marlena Niemiec Wojciech Kopeć

Roz­mo­wa Woj­cie­cha Kop­cia z Mar­le­ną Nie­miec towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki cierp­kie, któ­ra uka­że się w Biu­rze Lite­rac­kim 28 listo­pa­da 2022 roku.

Więcej

Poezja nigdy nie kończy się w momencie, gdy przestaję pisać

wywiady / o książce Aleksandra Górecka Karolina Kurando

Roz­mo­wa Karo­li­ny Kuran­do z Alek­san­drą Górec­ką, towa­rzy­szą­ca pre­mie­rze książ­ki Alek­san­dry Górec­kiej Regu­ła trzech, wyda­nej w Biu­rze Lite­rac­kim 9 grud­nia 2024 roku.

Więcej