recenzje / KOMENTARZE

Wieczór, Center, Piasek, Kruki, Występek, Wzgórze

Wojciech Bonowicz

Szkic Wojciecha Bonowicza opublikowany w cyklu prezentacji najciekawszych archiwalnych tekstów z dwudziestopięciolecia festiwalu Stacja Literatura.

Biuro Literackie kup książkę na poezjem.pl

O WŁASNYCH WIERSZACH
(Wzór podania o pracę dla poszukującego bezskutecznie)

Mam opi­nię poety „her­me­tycz­ne­go” i „intro­wer­tycz­ne­go”. Chciał­bym jed­nak być widzia­nym tak­że jako poeta spo­łecz­ny. W grun­cie rze­czy to, co naj­bar­dziej wewnętrz­ne, jest rów­no­cze­śnie naj­bar­dziej spo­łecz­ne. Wiersz poniż­szy jest komen­ta­rzem do naszych roz­cza­ro­wań z poło­wy lat dzie­więć­dzie­sią­tych.


Wieczór

Już byli­śmy dosko­na­li i zno­wu nie jeste­śmy.
Prze­ra­żo­ny język dru­gi język chwy­ta.
Na dro­dze leżą świa­tła w otwo­rach mię­dzy ludź­mi.
Wspie­ra­jąc o nie pyski konie cią­gną pie­śni.


W moich wier­szach czę­sto poja­wia się figu­ra pro­fe­ty, jasno­wi­dza, kogoś, kto widzi ina­czej, może wyraź­niej, to, co się z nim dzie­je i co nas cze­ka. Jest to sta­ra figu­ra, z któ­rą pro­wa­dzę pew­ną grę, ale grę serio.


Center

Co napi­sa­łem mogło przyjść o świ­cie.
Dom nasią­kał powo­li a wypi­ta woda
rura­mi cia­ła wra­ca­ła do zie­mi.

Co napi­sa­łem dziś w czar­nym zeszy­cie
mogło się zda­rzyć. Leża­łem ostroż­nie
i gdy zro­bi­ło się jasno zasną­łem.


Cza­sem rze­czy­wi­ście coś, co napi­sze się tak ni z tego, ni z owe­go, speł­nia się w życiu. W grud­niu 1995 napi­sa­łem wiersz „Pia­sek” opar­ty na śnie, a dokład­niej na pew­nym obra­zie, któ­ry do mnie w snach powra­cał.


Piasek

Kie­dy skoń­czy­li­śmy jeść weszła do poko­ju
zbie­ra­ją­ca naczy­nia ubra­na w skrom­ną suk­nię.
Tego wie­czo­ru powódź zabra­ła z domu
jej krew­nych kota i dwie gip­so­we ręce.


Lubię wier­sze sytu­acyj­ne, wier­sze, któ­re opo­wia­da­ją. I któ­re – jak w życiu – nie mają wyra­zi­stej puen­ty. Wiem, że „opo­wia­da­jąc histo­rie”, wcią­gam czy­tel­ni­ka, moc­niej go anga­żu­ję. Lubię, kie­dy wiersz ma kil­ku boha­te­rów. Cza­sem zacie­ram gra­ni­ce mię­dzy nimi. W poniż­szym wier­szu te gra­ni­ce są wyraź­ne.


Kruki

Oto opo­wieść na pro­stych linij­kach.
Zda­rzy­ło się że na dachu we dwóch pra­co­wa­li:
jeden młod­szy i siwy dru­gi sta­ry czar­ny
z chust­ką pod szy­ją. Razem ten dach oczysz­cza­li

z mchu i tra­wy. Kie­dy młod­szy wra­cał
po połu­dniu żar­to­wał z żoną „O ja się nie mylę
z dachu wszyst­ko widzę”. Ona pota­ki­wa­ła
i jed­ną ręką (bo dru­giej nie mia­ła) popra­wia­ła w tyle

gło­wy wło­sy. Dłu­go była kobie­tą lecz twarz
mia­ła jasną. Ubła­ga­no ją w koń­cu żeby wyszła za mąż
i trze­ba powie­dzieć – młod­szy miał szczę­ście któ­re­go
bra­ko­wa­ło star­sze­mu. Jego rodzi­ce zresz­tą myśle­li tak samo

choć wła­śnie się roze­szli w dwie rów­no­le­głe tra­ge­die.
Póź­niej mie­li ten dach smo­ło­wać. Star­szy pił za dużo
i zosta­wiał robo­tę. Byli już spóź­nie­ni jesień się
prze­chy­la­ła. Aż któ­re­goś dnia czar­ny spadł na podwó­rze

twa­rzą w dół. Siwy nie sły­szał upad­ku i dopie­ro
krzy­ki pode­rwa­ły mu gło­wę. Komuś obry­zga­ło pra­nie
ktoś inny wołał dziec­ko ale dziec­ko patrzy­ło tak
jak patrzą żywi na mar­twych. Na pew­no spusz­czą mu lanie.


Zaczą­łem pisać wier­sze, bo w pew­nym momen­cie prze­sta­łem rozu­mieć, co ludzie do mnie mówią. Myślę, że z tego same­go powo­du inni chcą wier­sze czy­tać albo ich słu­chać. Daję tu na koniec dwa wier­sze o poezji. Jeden uka­zu­je ją jako wystę­pek, dru­gi jako koniecz­ność. Oba są iro­nicz­ne, ale też oba mówią chy­ba praw­dę.


Występek

Uda­ło nam się
zabrać w tę podróż ludzi.
Skła­da­my ręce dzię­ku­je­my.
I zara­ża­my ich natych­miast.


Wzgórze

O jak dobrze obu­do­wa­ła poezja
nasze sta­ra­nia. Bez niej nasz kraj
był­by pła­ski a środ­kiem rów­ni­ny
prze­cho­dzi­ły­by obo­jęt­ne na wszyst­ko
powie­ści. Bez niej nasz kraj nie był­by
żył­ką pul­su­ją­cą na szyi świa­ta. Bez świa­ta
nasz kraj był­by tyl­ko żył­ką na szyi.

Obo­jęt­ność powie­ści krzy­ki opo­wia­dań
pomruk poezji. Nicze­go nie zwia­stu­je a jed­nak
budzi­my się zapi­su­je­my żyje­my tym jesz­cze.

 

 

O autorze

Wojciech Bonowicz

Urodzony 10 stycznia 1967 roku w Oświęcimiu. Poeta, publicysta, dziennikarz. Ukończył filologię polską na Uniwersytecie Jagiellońskim. Otrzymał wyróżnienie w Konkursie na Brulion Poetycki (1989), nagrodę główną w konkursach poetyckich "Nowego Nurtu" (1995) oraz im. K.K. Baczyńskiego (1995). Laureat Nagrody Literackiej Gdynia za tom Pełne morze (2007). Do Nagrody Literackiej Nike nominowano biografię Tischner (2001) oraz Pełne morze (2007). Tom Echa (2013) nominowany do Nagrody im. Wisławy Szymborskiej. Stale współpracuje z "Tygodnikiem Powszechnym" (jako felietonista) i miesięcznikiem "Znak". Mieszka w Krakowie.

Powiązania